91

Latest post of the previous page:

Thana pisze:No bo, kurczę, ludzie nie zawsze mówią to, co byśmy chcieli.
Albo nie zawsze rozmawiają w sensowny sposób. Sześć zakładek wątku i 80 % to pitolenie na sprawy około-tematyczne, dlatego daję sobie spokój. Czas to pieniądz.
Thana pisze:Nie negowałam wszystkiego. Odpisałam Ci, które podanych przez Ciebie konkretów uważam za fajne, które nie. I dorzuciłam konstruktywne propozycje. Z przykładami. To Ty wolałeś mnie pouczać, zamiast o nich dyskutować.
Thana, daj spokój, jakie konstruktywne propozycje? Wywiady i notki na stronach? To jest od zawsze, cóż w tym nowego? :) Co niby mamy przedyskutować na temat wywiadów? Mędrkować między sobą, że przydaliby się profesjonalni recenzenci? Litości ;) Zamuliłaś ten wątek tematem zupełnie nie przystającym do jego nazwy (czy to na prawdę istotne sprzedać jak najwięcej? Czy to naprawdę istotne sprzedać jak najwięcej?).

Rubia, w Twoim poście: Ty, Ty, Ty, co dla Ciebie jest fajne itp. Thana zresztą tak samo. Tymczasem w świecie całe zespoły ludzi zastanawiają się nad takimi rzeczami i je planują. A wątek nie nazywa się Nasze osobiste odczucia względem pseudoreklamy w Polsce oraz marketing jako zagrożenie dla prywatności i moralności pisarza. Albo Wpływ reklamy na przyszłą kondycję pisarstwa w Polsce.
rubia pisze:Natomiast cała otoczka reklamowa... Navajero gdzieś tutaj napisał, że czytelnik da się nabrać tylko raz. No właśnie.
Tak, tak... Jak już pisałem wcześniej: najlepiej pieprznąć temat o ścianę bo coś tam :) Czy z tematu wynika, że chciałem się zastanawiać nad tym, czy czytelnik da się nabrać raz, czy razy dwa, trzy, cztery? Nie. Techniki reklamy. Przy założeniach, że coś warto reklamować. Amen, amen, amen. To zupełnie oczywiste, że byle gówno, nawet ładnie opakowane, gównem pozostanie, naprawdę, rubia, uwierz w naszą inteligencję, my to wiemy :D

Czy naprawdę nie widać tego, że w ogóle nie dyskutujemy o reklamie, tylko błądzimy gdzieś poza tematem?

Zresztą wyliczcie sobie dziewczyny jakąś proporcję, ile tutaj jest wypowiedzi pisarzy/osób naprawdę w temacie do przypadkowych obserwatorów próbujących wtłoczyć coś do dyskusji... zdaje się, że owa dyskusja prawie w ogóle nie podążyła w kierunku, który zdaniem tych pierwszych byłby wart roztrząsania czegoś ;) Chciałem chociażby szerzej poznać zdanie Romka - spójrzcie sobie na jego komentarze...

Ja dziękuję, było miło.

Nie, ja nie wątpię w inteligencję czytelnika. Ja (i nie tylko ja) wątpię (a raczej zwątpiłem) w sens zakładania tutaj tego typu wątków. Bo jak tu widzieć sens, jeśli w terminach "promocja autora" i "promocja książki" Wy widzicie tylko jakieś stepowanie, sprzedawanie się i tańczenie na rurze? No sorry, ale to nie jest sygnał posiadania czegokolwiek ciekawego do powiedzenia w tej materii (bo temat jest szerszy i wcale nie dotyczy stepowania, ale większość wypowiadających się tutaj osób w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy i kieruje nimi jedynie silna chęć wypowiedzenia się, czego nie mam im za złe, w końcu to forum i każdy może gadać trzy po trzy, dopóki admin nie stwierdzi, że już dosyć).

Nie nadaję się na admina, bo po prostu szybciej straciłem cierpliwość ;)

92
No masz rację, nie mamy o czym rozmawiać, bo nie słuchasz tych, którzy mają być docelowymi odbiorcami owej reklamy. Ale nic. Powodzenia! :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

93
Odbiorca nie mający pojęcia o temacie nie jest w stanie go poprawnie ocenić (i tym bardziej go ciągnąć publicznie...). Tym bardziej odbiorca, który nie czyta ze zrozumieniem (mój pierwszy post to chyba tylko jakaś ozdoba dla tego wątku).

Temat wystawek w sklepach/księgarniach podsumowałaś jednym słowem (dziecinada). Więc o czym my tu mamy na poziomie gadać? :)

Thana, pierwszy post kontra cała dyskusja (niektórym nie chciało się nawet przeczytać pięciu krótkich tekstów, chciało się za to od razu ocenić je bez znajomości treści, "muszę napisać jakiś komentarz, choćby jakikolwiek i będę zajebisty"). Pierwsze cztery punkty. Wiedziałem, że będzie burdel, więc ładnie rozpisałem i podzieliłem na części. Każdy trzeźwo myślący człowiek widzi, że to bez sensu. Zresztą tutaj nawet nie ma czego słuchać, chyba, że chciałbym posłuchać o czymś, o co nie pytałem.

Człowiek wydający książki grzecznie Ci napisał, że demonizujesz i przesadzasz (i mijasz się z tematem), a Ty dalej ciągnęłaś swoją dziecinadę. Więc co ja - zwykł użytkownik bez żadnej rangi - mogę na to poradzić? Mogę jedynie oberwać, ew. usłyszeć, że jestem przemądrzały (liczyć na odpowiedzi na zadane pytania to czysty akt zarozumiałości - przyjąłem, zapamiętam sobie).

Przecież nie jestem Andrzejem Pilipiukiem, nie mogę być ze wszystkim na nie, porobić sobie jaja i jeszcze otrzymać oklaski i patrzeć, jak reszta merda ogonkami przed moim majestatem :D Tym bardziej napisać po prostu "pier****cie", zamiast grzecznie się giąć i - bezskutecznie - próbować wrócić do tematu przewodniego w czasie, gdy ktoś poczuł się powołany do tematów wyższych...

Zostawiam link do tego wywiadu (nagranie). Można obejrzeć i przemyśleć. Tak jak pierdylion innych rzeczy w Internecie, w końcu reklama książki nie stoi tylko Śmiglem ;)

94
Sky, ja promocję własnych książek, owszem, miałam, ale ponieważ to nie beletrystyka, więc się nie wypowiadam jako autorka. Nie ten target, nie te sposoby. Mogę tutaj zabierać głos tylko jako odbiorca reklamy, która na mnie działa akurat średnio. Jeżeli chciałeś mieć wątek zbierający wyłącznie wypowiedzi fioletowych, to trzeba było to zaznaczyć na wstępie.

A, i wypowiadam się wyłącznie we własnym imieniu, nie przez zarozumiałość, lecz dlatego, że nie prowadzę badań marketingowych.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

95
Więc...
Przeczytałam Twój pierwszy post. Uważnie i ze zrozumieniem.
SkySlayer pisze:mój pierwszy post to chyba tylko jakaś ozdoba dla tego wątku
Nie jest ozdobą. Jest klasycznym badaniem rynku, mocno ukierunkowanym i z silnie zaznaczoną intencją. Zdaje się, że niektórzy nie wzięli udziału w badaniu z sobie znanych powodów, ale też może dlatego, że zostało to przeprowadzone bez znajomości podstawowych praw badania socjologicznego. Społeczność ma swoje reguły i warto je poznać, zanim zacznie się wymagać, żeby pingwin latał normalnie jak każdy człowiek.
Być może nurtuje Cie problem, być może szukasz niszy rynkowej w działalności PR.
Prowadzący takie badanie powinien umieć "czytać" odpowiedzi dużo bardziej niż badany.
Ja na przykład - dużo więcej dowiedziałam się z tego, co raczysz nazywać "gadaniem" - po prostu jest szczere i wypowiadają się osoby przyjaźnie nastawione do problemu.
Śmigiel mnie w Twoim wątku zmęczył, zniechęcił. Nie stał się dla mnie autorytetem z prostego powodu socjologicznego - nie mam pojęcia, kto zacz, objawia się i objawia prawdy objawione i każesz mi nad tym dyskutować.
Twoje ekspresywne wypowiedzi kompletnie zniszczyły obraz problemu.

Wniosek - Internet bywa złudnym medium PR, ponieważ pingwiny mieszkają gdzie indziej
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

96
Czy tu chodzi o rozdawanie wizytówek, kalendarzyków, zawieszek do kluczy, spotkania w biblotekach i CK, własny blog, wizyty w lokalnym radiu i wywiad w gazetce osiedlowej? Słowem, to wszystko, co autor może zrobić, by we własnym zakresie promować swoje dzieło? Co w tym złego? Przecież to sympatyczne.

Oczywiście w nadmiarze, nachalnie lub nieuczciwie to będzie siara, ale lokalnie i wśród znajomych? Nie wiem, jak wygląda stosunek wkład własny/zysk, ale lepiej robić coś, niż nic. Chyba, że ktoś tworzy społecznie i nie oczekuje zysków, więc wystarczy mu uścisk dłoni i szeroki uśmiech odbiorcy.
Autor nie powinien wstydzić się swojego dzieła - chociaż nie, może niektórzy powinni:)

97
Odbiorca nie mający pojęcia o temacie nie jest w stanie go poprawnie ocenić (i tym bardziej go ciągnąć publicznie...). Tym bardziej odbiorca, który nie czyta ze zrozumieniem (mój pierwszy post to chyba tylko jakaś ozdoba dla tego wątku).
Jak mówiłem - powinieneś sobie sam zamknąć ten wątek. Napisałeś bowiem:
Kilka wstępnych pytań do wszystkich chętnych do dyskusji fioletowych (i oczywiście nie tylko nich):[/quote]

potem walnąłeś pytania:
1. Jak to jest z promocją Waszych książek. (...)
2. W jakim stopniu Waszym zdaniem autor może wspomóc promocję swojej książki? (...)
3. Czy sądzicie, że w Internecie wciąż jest niewykorzystany potencjał świetnej platformy promocyjnej?(...)
4. Czy uważacie, że w ciągu najbliższych kilku lat miałyby rację bytu jakieś, powiedzmy, firmy/agencje reklamowe zajmujące się stricte reklamowaniem literatury?
jak dla mnie to żadne z tych pytań, oprócz pierwszego, nie są pytaniami z cyklu "tylko do autorów". Może dlatego, że są zbyt ogólne. Niby dlaczego tylko wydany pisarz miałby mieć prawo do opinii w kwestii wykorzystania internetu czy nowych mediów jako narzędzia promocji, chociażby? Niby dlaczego tylko wydany pisarz miałby mieć coś do powiedzenia na temat sensu czy bezsensu robienia ulotek czy zakładek? Przecież to absurd jakiś.
Thana pisze:No masz rację, nie mamy o czym rozmawiać, bo nie słuchasz tych, którzy mają być docelowymi odbiorcami owej reklamy. Ale nic. Powodzenia!
wydaje mi się, że to typowy temat z postawioną na wstępie tezą, gdzie autor tematu nie oczekuje wcale odpowiedzi, a jedynie potwierdzenia tego, co już sam myśli.
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

98
Pilif, rzecz w tym, że kilkutysięcznej czy wyższej sprzedaży raczej nie nakręcisz kalendarzykami rozdawanymi znajomym. Romek już pisał o tym, że dwieście sprzedanych egzemplarzy w tę czy w tamtą ma znaczenie przede wszystkim w przypadku POD-a, kiedy liczy się każdy egzemplarz.

Kluczowe jest IMO samo dotarcie do jak największej liczby potencjalnych chętnych z informacją, że jest taka a taka książka i o czym. I tu większe pole do popisu ma chyba jednak wydawca. Dobrym pomysłem jest np. zamieszczanie w innych książkach tego samego wydawnictwa reklam informujących o nowościach, najlepiej z krótkim fragmentem/fragmentami.

Generalnie dość kluczowe wydaje mi się pytanie, do jakiej liczby ludzi ma szanse dotrzeć dana reklama i czy naprawdę może ich zachęcić do kupna.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

99
Ignite pisze:Dobrym pomysłem jest np. zamieszczanie w innych książkach tego samego wydawnictwa reklam informujących o nowościach, najlepiej z krótkim fragmentem/fragmentami. Generalnie dość kluczowe wydaje mi się pytanie, do jakiej liczby ludzi ma szanse dotrzeć dana reklama i czy naprawdę może ich zachęcić do kupna.
To rzeczywiście może być dobry pomysł, bo z badań wynika, że czytających jest, co prawda, coraz mniej, ale za to ta malejąca grupa czyta coraz więcej.

Artykuł sprzed dwóch lat:
http://www.gs24.pl/apps/pbcs.dll/articl ... J/23575044

"Jednocześnie ostatnie lata w Polsce to rozkwit wydawnictw książkowych, które z roku na rok wydają coraz więcej tytułów książek, a cały rynek wydawniczy w Polsce ocenia się w tej chwili na ponad 2,5 mld zł.

Jak twierdzą wydawcy, ludzie którzy kupują książki w ogóle, z roku na rok kupują ich coraz więcej. W tej chwili przeciętny Polak z grupy 38 proc. tych, którzy książki czytają, kupuje w księgarniach już ponad 12 książek rocznie.

Polacy najczęściej kupują:
- romanse – 18 proc.
- kryminały – 15 proc.
- poradniki i encyklopedie – 14 proc."

Dodatkowo, jeżeli spory procent to romanse, to chyba możemy przypuszczać, że większość w tej grupie czytających stanowią kobiety?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

100
Ignite pisze:Dobrym pomysłem jest np. zamieszczanie w innych książkach tego samego wydawnictwa reklam informujących o nowościach, najlepiej z krótkim fragmentem/fragmentami.
Zgadzam się. To bardzo skuteczne promowanie i autorów, i książek, i wydawnictwa. Czytasz już ich ksiązkę, dlaczego miałbyś nie sięgnąć po kolejną?

W empiku kilka razy wzięłam do poczytanie w domu, wydany w formie broszury większy fragment ksiązki, jakiś ciekawy rozdział ksiązki, która ma sie niedługo ukazać. Dla mnie to jest świetny sposób reklamowania, dociera do potencjalnego odbiorcy, bo wezmą to osoby bywające w księgarni.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

101
Loony pisze:jak dla mnie to żadne z tych pytań, oprócz pierwszego, nie są pytaniami z cyklu "tylko do autorów". Może dlatego, że są zbyt ogólne. Niby dlaczego tylko wydany pisarz miałby mieć prawo do opinii w kwestii wykorzystania internetu czy nowych mediów jako narzędzia promocji, chociażby? Niby dlaczego tylko wydany pisarz miałby mieć coś do powiedzenia na temat sensu czy bezsensu robienia ulotek czy zakładek? Przecież to absurd jakiś.
Wydany pisarz ma większe doświadczenie i zna rynek. Ale nie zwracałem się tylko do pisarzy. I to był błąd, wtedy pewne osoby nie rozwaliłby dyskusji (chociażby Ty, bo skoro tak nie podobały Ci się moje posty, było w opozycji, w przeciwieństwie do złego Sky'a coś do dyskusji wnieść, a nie próbować mi udowodnić, jaki to niedobry jest mój wątek), ale to nieważne, gadajmy dalej, może wyjdzie coś sensownego :)

Loony, widzę, że nie wytrzymałeś, no ale rozumiem (idea forum, każdy może gadać trzy po trzy i tak dalej), naprawdę rozumiem.
Loony pisze:wydaje mi się, że to typowy temat z postawioną na wstępie tezą, gdzie autor tematu nie oczekuje wcale odpowiedzi, a jedynie potwierdzenia tego, co już sam myśli.
Dyskusja jakoś potoczyła się dalej, a Ty spamujesz na mój temat; Tobie się nic nie wydaje, po prostu musisz coś napisać. Tobie się wydaje, że nie oczekiwałem odpowiedzi, a non stop usiłowałem wrócić do meritum i właśnie do udzielania tychże (jeden jedyny Andrzej na samym początku swój post oparł w pełni o pytania). Nie postawiłem żadnych tez, tylko prosiłem o tezy i 'kontropinie', tak więc, błagam, już nie pieprz na ten temat (wiem, że ciężko Ci się powstrzymać i doskonale to rozumiem) i lepiej patrz na to, co piszą koleżanki, bo przynajmniej dyskutują; bądź pożyteczny i w końcu w prawdziwą dyskusję się włącz ;)
Pilif pisze:Czy tu chodzi o rozdawanie wizytówek, kalendarzyków, zawieszek do kluczy, spotkania w biblotekach i CK, własny blog, wizyty w lokalnym radiu i wywiad w gazetce osiedlowej? Słowem, to wszystko, co autor może zrobić, by we własnym zakresie promować swoje dzieło? Co w tym złego? Przecież to sympatyczne.
A ten post wręcz przywraca mi wiarę w ludzi i ich tok myślenia, naprawdę... :)
Pilif pisze:Nie wiem, jak wygląda stosunek wkład własny/zysk, ale lepiej robić coś, niż nic.
W pełni się zgadzam z tą ideą.
Thana pisze:Kluczowe jest IMO samo dotarcie do jak największej liczby potencjalnych chętnych z informacją, że jest taka a taka książka i o czym.
Thana, czy otrzymałaś już odpowiedzi na swoje pytania? I ja tego nie piszę z ironią. Serio. Pytałaś o to, czy 'masowość' jest dobra, a z dyskusji cały czas jasno wynika, że dotarcie do jak największej liczby osób jest ważne (a moim zdaniem najważniejsze, jeśli się ktoś nie zgadza, to ma do tego prawo).
Ignite pisze:Generalnie dość kluczowe wydaje mi się pytanie, do jakiej liczby ludzi ma szanse dotrzeć dana reklama i czy naprawdę może ich zachęcić do kupna.
Uważacie (uważamy) się za (bodajże "docelowych" :D) odbiorców, więc na pewno można zadać sobie pytane, w jakim stopniu takie notki przyciągały naszą uwagę. Ja np. po skończeniu książki zawsze je dokładnie oglądałem. Fabryka z wiadomych względów reklamowała nawet w książkach swoje czasopismo i fabrycznych autorów.

A jak myślisz, Ignite, dorzucenie tych kilku stron do książki jest dla wydawcy jakimś szczególnym wydatkiem (w sensie skali całego nakładu)?
dorapa pisze:Zgadzam się. To bardzo skuteczne promowanie i autorów, i książek, i wydawnictwa. Czytasz już ich ksiązkę, dlaczego miałbyś nie sięgnąć po kolejną?
Pewne wydawnictwo (nie nasze oczywiście) praktykowało dorzucanie do książki już zaadresowanej pocztówki (oczywiście jej wygląd wiązał się z powieścią), na której czytelnik mógł napisać kilka zdań o swoich wrażeniach z lektury i posłać tam gdzie trza. Tak mi się jakoś skojarzyło, gdy przeczytałem o tych broszurach... warto również zauważyć, że stosunkowo niedawno (na oko z kilkanaście lat temu, jeśli palnąłem głupstwo, poprawcie) popularne było drukowanie w książkach, dajmy na to: na ostatniej stronie gotowych formularzy wysyłkowych z listą nowości.

Broszury to też świetne dodatki do czasopism. W NF już nie raz się takie pojawiały (nawet z ilustracjami).

102
Z tego co się orientuję, dorzucenie stron ma znaczenie tylko o tyle, że osoba robiąca skład ma ciut więcej pracy. Koszta są minimalne.

Zgadzam się, że dobry jest pomysł z broszurą. Wydawnictwo Almaz rozdawało na Pyrkonie broszury z fragmentami trzech wydanych dotychczas książek.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

103
Ignite pisze:Z tego co się orientuję, dorzucenie stron ma znaczenie tylko o tyle, że osoba robiąca skład ma ciut więcej pracy. Koszta są minimalne.
A mimo to, wielu wydawców tego nie robi, przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Ściągnąłem teraz z półki kilka pierwszych lepszych książek i nic takiego nie znalazłem. To zagranie kojarzy mi się głównie z Fabryką.

A co sądzicie o tekstach umieszczanych na odwrotach książek? Co wolicie bardziej, pochwalne wyrywki z recenzji, czy też krótki zarys fabuły? Oczywiście można stwierdzić, że nie ma reguły i dużo tu zależy od treści, ale ja mam np. tak, że gdy na odwrocie książki nie widzę fragmentów recenzji, myślę sobie, że zainteresowanie było średnie (jest to w pewnym stopniu myślenie błędne, ale liczy się pierwsze wrażenie). Zdarzają się też rekomendacje, krótka opinia Orbita, krótka opinia jakiegoś redaktora i tak dalej. Moim zdaniem robią dobre wrażenie.

Skoro już mowa o Fabryce - często drażnią mnie mhroczne (lub napisane na siłę 'z jajem') opisy na odwrotach, odstrasza mnie to i często stwierdzam, że tego i tego nie wezmę, bo to musi być jakaś pulpa.

edit: A, no i jakieś naprawdę pokrzepiające zdanie z recenzji można zawsze zacytować na okładce... :)

104
Loony, widzę, że nie wytrzymałeś, no ale rozumiem (idea forum, każdy może gadać trzy po trzy i tak dalej), naprawdę rozumiem.
napisałem Ci bardzo rzeczowo, że wg mnie (tj. taki jest mój pogląd na te sprawy) autor powinien zajmować się generowaniem treści, a promocją zajmować się winien kto inny. Taki maciejslu na przykład. (weź się cofnij na pierwszą stronę i zobacz czemu o nim wspominam).
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

105
SkySlayer pisze: Przecież nie jestem Andrzejem Pilipiukiem, nie mogę być ze wszystkim na nie, porobić sobie jaja i jeszcze otrzymać oklaski i patrzeć, jak reszta merda ogonkami przed moim majestatem
;) jakie to celne i piękne w swej prostocie

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”