Za oknem coraz ciemniej, więc spokojnie mogę usiąść do opisywania zeszłego tygodnia.
25 Czerwca - Dzień spędziłem na przygotowywaniu się do egzaminu. W końcu wybrałem drugi fragment prozy, znalazłem, pociąłem, wydrukowałem. "Czad!". A tekst... Przepisałem dosłownie stronę (ale A4!) "rękopisu".
26 Czerwca - Powtórka z poniedziałku (niestety już bez skutecznego przepisywania :( ).
27 Czerwca - Niemalże połowę dnia spędziłem w kolejce do lekarza, a sama wizyta trwała może 15 minut. Korzystając z chwili czasu dopisałem (jakże miło mieć "normalną" klawiaturę w telefonie) 4k znaków do opowiadania. Umiarkowany sukces!
28 Czerwca - W kółko, przepełniony szaleństwem powtarzałem wszystkie teksty...
29 Czerwca - ...a w piątek odebrałem świadectwo maturalne. Przyzwoicie, z "angielskich" byłem i jestem bardzo zadowolony. Szkoda tylko, że kilkoro znajomych oblało

... Szkoda... Tradycyjnie: Nic, niestety, nie napisałem.
30 Czerwca - Witaj Krakowie! Rankiem, dokładnie o 8 rano stawiłem się w PWST na I etapie eliminacji na wydział aktorski. By zepsuć Wam przyjemność z czytanie tej relacji już na początku zdradzę, że... nie przeszedłem dalej. Są jeszcze inne szkoły. Inne lata. A ja - muszę "jeszcze wiele" popracować.
Już na samym początku, w poczekalni poznałem dwie bardzo sympatyczne osoby, które serdecznie pozdrawiam

. Jedną weterankę przesłuchań i drugą równie zieloną co ja dziewczynę. Na przydział do grup czekaliśmy o wiele dłużej nie się spodziewałem, całość miała "lekkie" opóźnienie. W końcu rzucono mnie, wraz z 11 innymi chłopakami, do garderoby, gdzie mieliśmy czekać na egzamin "ruchowy". I tam zaczęło się piekło

. Znany jestem ze zdolności śmiania się z siebie (szczególnie w sferze fizycznej), ale nie sądziłem, że będę miał aż tyle powodów do śmiechu

. Krótko mówiąc: Było to bardzo ciekawe doświadczenie, a ja, wychodząc z sali, wiedziałem już, że nie mam szans. Nie mogłem tylko zepsuć części interpretacyjnej. Po prostu nie mogłem.
Znów czekaliśmy całkiem sporo. Jeden chłopak okazał się tancerzem, drugi również pisał, w szczególności scenariusze, inny traktował wszystkich jak dzieci, a czwarty mówił bez przerwy. O wszystkim i o niczym. Sympatycznie, ale... z lekką nutą nieprzyjemności.
Z dumą mogę stwierdzić, że część interpretacyjna, czyli "wierszyki i proza" wyszła mi całkiem nieźle. Byłem (i jestem) z siebie zadowolony, rozśmieszyłem komisję.
Szkoda tylko, że musiałem śpiewać. Na to położyłem najmniejszy nacisk i byłem święcie przekonany, że zdolnościami muzycznymi trzeba się "chwalić" dopiero w 2 etapie.
Po wszystkim, czyli około godziny 13, wyskoczyłem z budynku, pokręciłem się po rynku i przeryłem Empik od szczytu do samego dna. Siedząc w "parku" skończyłem czytanie "Starcia Królów" i ruszyłem po odbiór wyników i teczki. Wiedziałem, że nie przeszedłem już po 1 etapie, ale nie chciałem marnować innego dnia na powrót po dokumenty. Dodatkowo, miałem szanse poznać szczegółowo moje wyniki

.
Po 20 wróciłem do domu. Gdybym lubił alkohol stoczyłbym się pod jakiś stół, gdybym miał lody w lodówce ( i kota ) skorzystałbym ze scenariuszy proponowanych przez amerykańskie kino, a tak... Czytałem cały wieczór.
Smutno. Zdecydowanie. Już nic nie zmienię.
Co jak co, ale marzeń mi nie brakuje

.