17
Powinienem mieć jakiś procent w biznesie czytnikowym. :D
Też tak pomyślałam. :) Swoją drogą: zobacz, jeszcze Cię nie przeczytali, a już wpływasz na ich decyzje. To co będzie, jak przeczytają? Ja wiem, że lubisz mieszać w umysłach, ale żeby aż tak? :D
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

18
Thana pisze:Ja wiem, że lubisz mieszać w umysłach, ale żeby aż tak? :D
Aż tak! :D

Dodam post osoby, która jest właśnie po lekturze:
to co napisałeś jest jakościowo tak dobre,
że albo będzie totalna klapa, bo nie znajdziesz wystarczającej ilości inteligentnych odbiorców, albo pełen sukces
Przemycasz cała masę wiedzy i przemyśleń w miejscach momentami tak nieoczekiwanych, że czytelnik sam nie wie kiedy go to trafiło.

I jak to ktoś mądrze napisał - ta książka rozmawia z czytelnikiem, na takim poziomie, na jaki pozwala wiedza i inteligencja czytelnika.
A że ja liznąłem co nieco buddyzmu - wprawdzie Zen, który prawie w ogóle nie kładzie nacisku na wiedzę, więc większość pojęć jest dla mnie obca, ale mimo to ideologicznie książka jest mi bliska.
Poza tym jedna ważna rzecz - człowiek nie ma wrażenia, że poglądy głoszone przez autora go przytłaczają. Po prostu - ktoś stwierdza fakt i tyle. Robisz z nim co chcesz. To ogromna zaleta [:)]
(i np. dlatego nigdy więcej nie przeczytam Pilipiuka, cienias jeden)

Swoją drogą, to chyba nie czytałem żadnej książki w podobnym klimacie, a kilka już przerobiłem.

Z jednej strony tych wtrąceń jest cała masa, ale z drugiej - one wcale nie przeszkadzają, można je traktować zupełnie osobno, albo jako uzupełnienie fabuły.

Zresztą mnogość możliwości odbioru oraz interpretacji książki też świadczy o jej sile. Może to głupie porównanie, ale ta książka to taki Forrest Gump. Można ją połknąć na luzie, jako fajną opowiastkę o dzieciaku oderwanym od rodziców w dziwnej szkole, albo można wgryźć się smaczki których jest tyle, że starczy na kilkukrotne przeczytanie.

Poza tym cieszę się, że wcześniej czytałem Twoje opowiadania. Wiedziałem jakiego klimatu się spodziewać. Nie żeby był przewidywalny, po prostu wiesz że wpierdalasz się w chaos i tyle.


No i żeby nie było za słodko. Początek książki jest przeciętnawy. Momentami niezgrabne konstrukcje językowe, sztuczność. Ale później się rozkręca i tego się nie czuje.

Swoją drogą,
Marek to jeden z gości z mojej Sanghi. Taki starszy koleś, zawsze sprawiał wrażenie jakby wiedział lepiej. Zgadnij jak wygląda moje wyobrażenie opata [;)]
No, to tyle ;)
Leniwiec Literacki
Hikikomori

19
padaPada pisze:o i żeby nie było za słodko. Początek książki jest przeciętnawy. Momentami niezgrabne konstrukcje językowe, sztuczność. Ale później się rozkręca i tego się nie czuje.
Znaczy - najlepsze przede mną. To miła perspektywa.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

20
Najlepsze jest na samym końcu. Serio. Taki ładny myk. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

21
NIE mów, bo nie wyrobię i zajrzę!
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

22
Nie zaglądaj, bo sobie popsujesz. Ale wiedz, że jest.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

23
Podejmuję rozmowę po lekturze "Hikikomori " - bo sądzę, że warto mając pod ręką autora.

1. O naturze ludzkiej.

Teoria metodologiczna (Plessner):

Konstytucję natury ludzkiej antropologia filozoficzna Plessnera wyprowadza z pluralistycznej filozofii życia jako „efektu granicy”, wyłaniania się form żywych z nieożywionego środowiska w procesie powstawania granic. Ukonstytuowanie granicy (przykładowo błona komórkowa najprostszych organizmów) powoduje skupienie się rzeczy ożywionej na jej zamknięciu, wyodrębnia to, co wewnętrzne i to, co zewnętrzne, to zaś implikuje powstanie swoistych relacji. Żywa istota bowiem nie tylko jest w swym otoczeniu, lecz mu się przeciwstawia, odnosi się do swych granic.

W Hikikomori choć mamy dość wyraziście ukazaną taka właśnie logikę formy żywej - istotą refleksji (moim zdaniem) jest pytanie o granice - o ich istnienie - czy właściwie istotowość samej granicy. Tomasz Przewoźnik (jako autora nie wypada przecież padaPada nazywać) usytuował przestrzeń powieści na "granicy" - to ona staje się rzeczywistym "bohaterem" refleksji.
W uniwersum powieści ukazany jest człowiek (w sensie społeczeństwa), którego granice organiczne, biologiczne uległy cywilizacyjnej perforacji - hikikomori jako choroba jest formą wylania się istoty wewnątrzkomórkowej, martwicy wewnętrznej.
Plessnerowska koncepcja zapośredniczonej bezpośredniości - rozpoznawania konstytucji "ja" poprzez rozpoznawanie siebie z "zewnątrz" (coś w rodzaju dookreślania zewnętrznego nie-ja, a więc tworzenia granicy), staje się niemożliwa, gdyż utracił podmiotowość - tak odczytałabym symbolikę patologii socjalizacji, kuzyńców i testów adolescencyjnych.

Z drugiej widzimy ideę negacji istnienia takiej granicy w ogóle, jej mitu, który kształtował chrześcijańsko - śródziemnomorską wiedzę o conditio humana. . Mówiąc Kantem i trochę na skróty - Tomasz zaatakował "rzecz samą w sobie". Dlatego mówiłam o dyskusji z "granicą"
Zadałam mu na PW pytanie o to, czy powieść jest o samotności (ja uważam, że jest) i o jej - samotności - istotę. Powyższe - niejako nadrzędne dla sensu powieści - jest właśnie zmaganie się z ową mityczną granicą - z racjonalnym "ja" jako podmiotem. Człowiek docierający w ostatecznym poznaniu jedynie do swej fizyczności (zmysłowości) skazany jest na hikikomori. To dlatego jego bohater Jonasz ma na imię Jonasz, a Alicja - Alicja.
W brzuchu wieloryba nieistotne są granice Jonasza - istotne są granice wieloryba i dopiero wyjście poza nie - pozwala poznawać. Ale Alicja - ze swoim istnieniem-niestanieniem (fabularnie podwójnie akcentowanym nieobecnością i intrygą jej śmierci), z jej kulturową przeszłością z Krainy Czarów - jest kontrargumentem. Wydobycie się Jonasza z wieloryba - skazuje na samotność. Tomasz twierdzi, że z wyboru - ale to nie jest wybór. Co Jonasz wybiera? Akceptację swoistego "nie-stnienia" w relacjach indywidualnych na rzecz istnienia jakiś zbiorowych w podmiotowości kosmicznej?
Samotność człowieka z Hikikomori - nie ma dla mnie żadnej wartości konstruktywnej, kreatywnej.

Tu pewnie przerwę... Nie znam filozofii, która prowadziła kolejne etapy filozofii świata w "Hikikomori". Poczytam. Posłucham chętnie tych, którzy odczytywali powieść inną, mniej klasyczną ścieżką pojmowania conditio humana.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

24
Podpowiadam nieco inny sposób odczytywania i tok rozumowania: a co, jeżeli ta samotność jest jedynie urojeniem? Powszechnym w świecie wykreowanym, ale jednak urojeniem? :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

25
Thana pisze:jeżeli ta samotność jest jedynie urojeniem? Powszechnym w świecie wykreowanym, ale jednak urojeniem?
Mówiłam, że atak na "rzecz samą w sobie" - założenie, że byt jest urojony w ogóle...
Samotność jest efektem granicy - takiej fizycznej, a więc potwierdzeniem egzystencji (chyba Sartrowskie to mi wyszło...szydło ;) )

Ale egzystencjalizm - jak go w powieści dostrzegam, on tam brzęczy jak mucha...
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

26
Natasza pisze:Ale egzystencjalizm - jak go w powieści dostrzegam, on tam brzęczy jak mucha...
Tak, ale pozytywny. ;)

Bardzo podoba mi się ten wątek Twojej wypowiedzi związany z Alicją. Ona ciągle po drugiej stronie i w krainie czarów. :)
Leniwiec Literacki
Hikikomori

27
samotność jest urojeniem (Thana)
czy konsekwencją "ja" jako urojenia (padaPada)

urojeniem - czyli jak rozumiem "nawykiem" myślenia, kalka, kliszą.

W Hikikomori dochodzić ma do obnażenia płytkości czy miałkości sensów rojenia?
To idąc tym tropem - pierwsza część zdarzeń toczy się w świecie "urojonym", w "racjonalnym" kosmosie, dającym się opisać i opasać.
o tak:


Obrazek

czyli - rojenie racjonalności właśnie, "ja" - jako miara wszechrzeczy jest początkiem?

_______________

Otwarcie fabuły:
Dwóch dziesięcioletnich chłopców spoglądało przez okno, jakby w dali chcieli
dostrzec szare wzniesienia Beskidów, które czasami i tylko przy dobrej pogodzie majaczyły
na horyzoncie.
Szukając drogowskazów lekturowych, wędruję detalami znaków (to nawiasem mówiąc muzycznie nieudane zdanie inicjalne) - dwóch chłopców (zapowiada konieczność szukania DWÓCH ścieżek w fabule, dziecko - ale z istotna płcią - jako podmiot poznania) --- okno (akcja od wewnątrz na zewnątrz z granicą szyby) --- JAKBY (warunkowość, przypuszczalność, niepewność zaistnienia) ---- wzniesienia (motyw góry, wspinania się) czasami (incydentalność, związki z czasem) i przy dobrej pogodzie (koincydencja z warunkami zewnętrznymi, wpływ sił) --- majaczyły (O!!!) --- na horyzoncie (kolejna linia pozornego zetknięcia ziemi z niebem, kolejna granica? )

Zadowolony skupił się na niej (odwadze - przyp. N), przygotowując się do wyjścia poza kamienne mury i zieloną wyspę. Poza siebie.
To ostatnie zdania. Dobre zdanie i widać klamrową spójność, jakbym dostawała wnioski - i zastrzeżenia, co do realizacji planu badawczego:
mamy:
oni vs on
spoglądać vs. skupić się (doznawać vs rozumieć ? na zewnątrz vs do wewnątrz? sensualność vs racjonalność?)
kamienne mury vs okno (=dom) ??
kamienne mury w szeregu z zieloną wyspą (pogodzenie antagonizmów?)
zielona wyspa rozszerza krąg: wzniesienia nie są graniczne - ale granicy nie likwiduje - dalej - logiką wyspy - jest ocean (woda, czyli inny stan skupienia materii, inna fizyka;), widzenie jednak następuje z perspektywy kosmosu - żeby zobaczyć wyspę, trzeba WIEDZIEĆ, że to JEST wyspa.
I kluczowe wyjście POZA SIEBIE - czyli odrzucenie rojenia tu i teraz, odrzucenie społecznej istoty człowieka, na rzecz jednostkowej samotności jako konsekwencji i konieczności (nie wyboru). Jonasz płacił Alicją za wiedzę i poznanie. I Alicja - to jedyna kobieta (kobieta- dziecko), która nie istnieje w wymiarze zmysłowym (odrzuca jej zmysłowość wielokrotnie). (tu wątek seksualności - ale to później)
Samotność nie jest urojeniem - jest FAKTEM (ceną?).

Przeniosłam notatki, żeby pokazać, że nie wpieram powieści Tomasza dziecka w brzuchu.
Hikikomori pokazuje człowieka skazanego na samotność i akceptującego ten fakt. Do tego trzeba odwagi.
Tak rozumiem przesłanie.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

28
Jeżeli samotność miałaby być faktem, to o czym świadczy istnienie Undernetu? Alicji w ogóle nie widzę w kategoriach ceny. Alicja jest zadaniem w teście. Prawdziwym teście, bo ten szkolny nic nie znaczy, jest tylko wezwaniem. Wszystko później jest nieustannym testem. Nie nauką, ale testem właśnie. Treningiem pamięci. Bo tak naprawdę żadna wiedza nie przychodzi z zewnątrz (przecież nawet ta o Alicji podczas ćwiczenia bez opata nie przychodzi z zewnątrz!), wiedza w "Hikikomori" to ciąg samouświadomień. Jedyne, co ktokolwiek może zrobić dla kogokolwiek w tamtym świecie, to uświadomić mu, że wie, kiedy tamten myśli, że nie wie. Cały wysiłek idzie w to, żeby przypomnieć sobie, że wiemy. I to jest zbiorowe. Wszyscy ciężko pracują dla wszystkich. Nie ma żadnej samotności, bo nie ma granicy między "wewnątrz" i "na zewnątrz". Stawiania tej właśnie granicy gejsza ma się oduczyć. A raczej przypomnieć sobie, że jej nie ma.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

29
Thana pisze:eżeli samotność miałaby być faktem, to o czym świadczy istnienie Undernetu?
Undernet zostawiłam sobie, Thana, na potem, ale trudno, niech jest teraz. :)
Undernet jest może tym samym, czym na przykład trzecie królestwo Gotlloba Fregego lub idee Platona.
Oczywiście rozumiem zabieg literacki - w Hikikomori to bank kosmicznej pamięci - symbol literacki, swoista peryfraza. Uproszczenie i unaocznienie "odwieczności" - transcendencji. W powieści zbiurokratyzowane - co mi się bardzo podobało i jako polemika, i jako pomysł.
W powieści jest konstrukcją - konkretyzacją Kantowskich sądów syntetycznych a priori* i idei rozumu** (regulatywne, niekonstytutywne według Kanta) kreujących władzę sądzenia, tworzące spójność doświadczenia.
W dialektyce transcendentalnej Kanta zachodzi warunek pierwotnej syntezy apercepcji transcendentalnej, to znaczy pierwotnej, niezmiennej świadomości siebie, podmiotu - "ja". (widzisz padaPada - "ja" musi być :) )



*(sądy syntetyczne to takie, w których orzecznik orzeka o podmiocie coś nowego np. Dizonarły wyginęły ;))
** Kant wyróżnia: idea całości doświadczenia zewnętrznego, idea punktu odniesienia całości doświadczenia wewnętrznego (dusza), idea punktu odniesienia całości w ogóle (Bóg)

Poczytam o byddyzmie, kiedy powieść Tomka przestanie we mnie buzować

[ Dodano: Pon 13 Sie, 2012 ]
Thana pisze:Nie ma żadnej samotności, bo nie ma granicy między "wewnątrz" i "na zewnątrz". Stawiania tej właśnie granicy gejsza ma się oduczyć. A raczej przypomnieć sobie, że jej nie ma.
Jest! Nawet w Hikikomori jest - jeżeli Jonasz opuszcza zieloną wyspę - to tylko dlatego, ze ma świadomość nowego horyzontu (ocean jest bezkresny tylko w poezji - wiem, bo Kolumb przepłynął, choć straszyli go piekłem). PadaPada symbolicznie nawet ogarnął świat stygmatyzującym tytułem
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

30
Wy tu sobie gadu gadu - a w virtualo zabrakło ebooków! Poważnie - przeprosili i powiedzieli że serwery w konserwacji ;) No, ale sprawa już załatwiona, więc może uda mi wkrótce się jakiejś wypowiedzi bardziej na temat literacki niż techniczny udzielić...
http://ryszardrychlicki.art.pl

31
Wy tu sobie gadu, gadu, a ja mam jeszcze 40 str. Nie czytam waszych postów!
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

Wróć do „Czytelnia”