46

Latest post of the previous page:

padaPada pisze:To wszystko jeszcze będzie, ale już nie w tej książce.
Tak też podejrzewałem. Pewnie również bunkier? Nie mówiąc o siostrze? :)
W sumie ciężko recenzować cykle, bo autor zawsze się może wywinąć "to będzie w piątym tomie" ;)
Wypada więc energii życzyć do cdn-u
http://ryszardrychlicki.art.pl

47
Właściwie narrator to najsłabsze i najsilniejsze ogniwo powieści. Jest niecierpliwy: podczas lektury linearnej – od alfy do omegi – bywałam zirytowana niedomykanymi narracyjnie scenami (zwłaszcza tych z udziałem kobiet w innej funkcji niż seksualna), śliźnięciem się przez motywacje działań, dość lekceważąco traktowane relacje między bohaterami. A jednocześnie narrator jest silny i świadomy swej racji. Panuje nad wyobraźnią odbiorcy, podsuwając mu kolejne sekwencje – obrazy – symbole, łapie „za rozum” i prowadzi, gdzie chce. Podobała mi się wieloznaczność, dyskursywność epistemologii, nie podobała mi się autorytatywność (miejscami natrętna) narratora.
Myślę, że słabości wynikają z warsztatu twórczego, a siła w oryginalności refleksji i wyobraźni autora. I autentyczności, quasi-biograficzności (na poziomie refleksji, nie zdarzeń).
Ideą przewodnią „Hikikomori” jest polaryzacja „ja” głównego bohatera – Jonasza, dorastanie czy otwieranie się na specyficzną relację ze światem – która następuje według logiki powieści poprzez trening hikikomori - samotności. Bohater na wyspie ulega swoistej de-socjalizacji, czy socjalizacji „odwróconej”. I tu pierwsze, moim zdaniem zgubione oczko – motyw kuzyńca i choroby matki stanowią punkt podparcia dla tezy – tymczasem po macoszemu potraktowane umykają w analogii. Dowodzenie fabularne poprzez obrazy dające samodzielność emocjonalną odbiorcy jest gdzieś zgubione. O ile bowiem rozumiem na poziomie intelektu (w oparciu o wiedzę podawaną wprost) – to nie dostaję ekspresywnego obrazowania. Są świetne sceny – ekwiwalenty (np. budowanie ołtarza, motyw związku z Tsu, postać Błazna), ale zasadniczo narrator (autor?) z trudem rezygnuje z postawy „wiem” na rzecz „odczuwam”.
Kolejne oczko – to idea seksualności, motyw inicjacyjny, zdecydowanie zbyt wyeksponowany. Rozpychający się wątek seksu tantrycznego – bez dopełnienia w seksualności „tamtego” świata staje się nad-produkcją. Tu w dodatku motyw ulega multiplikacji – o dzieje inicjacji Aleksa, przy gubieniu się odbiorcy w roli tej postaci w dalszych zdarzeniach, jakby porzucenie świetnie rozpoczętej równoległości rozwoju między chłopcami w wątku projektowania ołtarza. Pojawiają się wzmianki o rywalizacji obu – ale zasadniczo problem pozostaje w cieniu. Szkoda.
Warto przeczytać. Zwłaszcza, jeżeli ktoś zna Woltera i jego powiastki filozoficzne, wtedy przejście przez tradycję gatunku pozwoli dostrzec nowatorstwo „Hikikomori”.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

49
Natasza pisze:zasadniczo narrator (autor?) z trudem rezygnuje z postawy „wiem” na rzecz „odczuwam”.
Ja myślę, że to spostrzeżenie dotyka sedna. "Odczuwać" także oznacza "wiedzieć", tylko inaczej niż przywykliśmy, bo przywykliśmy uważać wiedzę typu "odczuwam" za gorszy rodzaj wiedzy. Dlatego przychodzi nam to z trudem. To może być jedna z warstw interpretacyjnych tej powieści.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

50
Natasza całkiem słusznie wywlokła staruszka Woltera - konstrukcja narratora jest zawieszona gdzieś pomiędzy chęcią opowiadania a wykładania. Dla mnie jest to ciężkostrawne (ale to nic dziwnego, Wolter też bardziej mi się wydaje myślicielem niż pisarzem).
Z bardziej współczesnych rzeczy przypomina mi się też Lem z Dziennikami gwiazdowymi - niektóre z nich też obciążone są mocno tą nieszczęsną WIEDZĄ. Ale jednocześnie - tak mi się wydaje - lepiej zintegrowaną z opowieścią. Może dzięki swoistej grotesce, której w H. nie ma?

[ Dodano: Wto 21 Sie, 2012 ]
Thana pisze: "Odczuwać" także oznacza "wiedzieć", tylko inaczej niż przywykliśmy, bo przywykliśmy uważać wiedzę typu "odczuwam" za gorszy rodzaj wiedzy.
Tu nawet nie chodzi chyba o lepszy-gorszy. Narrator dialoguje przede wszystkim z czytelnikiem, któremu w powieści lepiej sprzedawać wiedzę zapakowaną niż hurtowo i bezpośrednio kawę na ławę ;)
http://ryszardrychlicki.art.pl

51
Mnie o coś innego chodziło: o to, że śledząc losy bohatera, powinniśmy do takiej właśnie konkluzji dojść. Że "odczuwać" też jest wiedzą.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

53
padaPada pisze:wydaje mi się, że ona właśnie by chciała dochodzić do tej wiedzy poprzez odczuwanie.
Coś koło tego - wolałabym "odczytać w obrazie" - przeżyć, odczuć - i tak dochodzić do wiedzy z "Hikikomori" - wiedzy - nie WIEDZY.

To - na marginesie - raziło mnie w partiach "seksownych" - techniczność, instruktażowość doświadczenia i to zarówno w narracji, jak i problemie
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

54
Natasza pisze:przeżyć, odczuć - i tak dochodzić do wiedzy z "Hikikomori" - wiedzy - nie WIEDZY.
Tak, tylko pytanie, czy wartością jest przeżyć to, poczuć to w książce i dzięki książce, dostać gotowe, czy też złapać tę konkluzję intelektualnie już po lekturze książki, pod jej wpływem, i zapragnąć samodzielnie wcielić w życie. Pierwszego "Hikikomori" nie robi albo robi w niewielkim stopniu. Natomiast drugie, czyli "wywoływanie" pewnych tematów w umyśle odbiorcy się udaje. Dla mnie jest wartością, że ja mam w tej powieści bardzo mało "dane" i strasznie dużo muszę stworzyć sama, już po lekturze. A bez tej lektury pewnie nie przyszło by mi to w ogóle do głowy - żeby myśleć, tworzyć, eksperymentować akurat w tę stronę, a nie w inną. To prawda, że niewiele dostajemy w "Hikikomori" gotowych kwiatków do wąchania, ale za to jest sporo ziarenek do samodzielnego zasadzenia w doniczce. Mnie się to podoba. Lubię, gdy literatura kusząco namawia mnie do pracy w ogródku. Gotowe bukiety też, co prawda, lubię, ale to są innego rodzaju dary.

[ Dodano: Wto 21 Sie, 2012 ]
Abo prościej:

gdyby "Hikikomori" opowiadało o podróży do Afryki, nie czulibyśmy po lekturze, że byliśmy w Afryce. Nie dostalibyśmy pełnego, sycącego doświadczenia, które moglibyśmy w sposób zapośredniczony przeżyć.
Ale kończylibyśmy z przemożną ochotą wybrania się w podróż do Afryki. I właśnie wzbudzenie tej chęci uważam za wartościowe i ważne.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

55
Natasza pisze:Coś koło tego - wolałabym "odczytać w obrazie" - przeżyć, odczuć - i tak dochodzić do wiedzy z "Hikikomori" - wiedzy - nie WIEDZY.
Mam podobne odczucie.
Natasza pisze:To - na marginesie - raziło mnie w partiach "seksownych" - techniczność, instruktażowość doświadczenia i to zarówno w narracji, jak i problemie
Natomiast tutaj - przewrotnie - opisy seksu wpisywały mi się bardzo dobrze w kreację Marka - manipulatora. To był opis doświadczenia, takiego jak na lekcjach chemii. I taki chyba powinien pozostać - this is no country for love story ;)

[ Dodano: Wto 21 Sie, 2012 ]
Thana pisze: Tak, tylko pytanie, czy wartością jest przeżyć to, poczuć to w książce i dzięki książce, dostać gotowe, czy też złapać tę konkluzję intelektualnie już po lekturze książki, pod jej wpływem, i zapragnąć samodzielnie wcielić w życie
a cóż to za pozytywizm ;)
http://ryszardrychlicki.art.pl

56
smtk69 pisze:To był opis doświadczenia, takiego jak na lekcjach chemii. I taki chyba powinien pozostać - this is no country for love story ;)
Dokładnie takie było moje zamierzenie. Seks jako narzędzie. Kobiety to narzędzie inaczej wykorzystują, więc pewnie dlatego się Nataszy nie podobało. ;)
Leniwiec Literacki
Hikikomori

57
smtk69 pisze:a cóż to za pozytywizm ;)
O! Właśnie! Pozytywizm! Dzieło Tomka jest użyteczne i pożyteczne, ot co! :D
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

58
Thana pisze:Dzieło Tomka jest użyteczne i pożyteczne, ot co!
zważywszy na eksplorację motywu seksualności - nawet "u podstaw" ;)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

59
Natasza pisze:zważywszy na eksplorację motywu seksualności - nawet "u podstaw" ;)
Kiedyś nawiązywałaś do tantry, więc na pocieszenie dodam, że hinduskie teksty nie są tak mechanicznie narzędziowe, jak moje gejszowe e-tantry. ;) Oni tam lecieli symboliką itp. ale ja się nie chciałem bawić w zabobony. To nie jest w końcu X wiek, nie trzeba niczego owijać w bawełnę i ukrywać przed gawiedzią w hermetycznych zagadkach. ;)
Leniwiec Literacki
Hikikomori

60
"Ta książka jest zimna, jakby napisał ją ktoś patrzący spoza." - takie zdanie na jej temat mi się wyartykułowało i chyba oddaje moje wrażenia. Nie ma w niej ciepłej krwi, jest chłodny intelekt. Nie wiem czy ją lubię.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

61
"Jonasz zauważył, że Michał nerwowo rozgląda się na boki, więc puścił do niego oko.
Hosala podniósł hełmofon wyścielony obskubaną gąbką i poczuł wstręt na samą myśl, że musi założyć go na głowę. Powąchał wnętrze i pożałował, czując zapach łupieżu i niemytych włosów. Przemógł się i ze wstrętem nałożył urządzenie."
Zaskoczyło mnie to nazwisko. Chwilę nie rozumiałam, o kim mowa. Potem zastanowiłam skąd to niezrozumienie. Doszłam do wniosku, że mówisz o chłopcu, dziesięciolatku. Po nazwisku. Jakby był dorosłym mężczyzną. Jakby narrator nabierał do niego dystansu.
Może ta uwaga jest dziwaczna i bez sensu, ale kto mówi o chłopcu i do chłopca po nazwisku. Nauczyciel? I to taki, który go nie lubi lub jest zbyt oschły, by mówić do dziecka po imieniu. Twój narrator jest oschły?


"Jonasz stoi w lekko zadymionej świątyni. Wszędzie unosi się słodkawy zapach kadzidła. Lampki maślane na ołtarzu oświetlają granatowy posąg kobiecego bóstwa. Chłopak zaczyna przyglądać się szczegółom. Rzeźba szczerzy ostre kły, łypie groźnie, dzierżąc w rękach płonący miecz oraz naczynie pełne krwi i świeżych serc. Jonasz czuje na sobie wzrok uwiecznionej w dzikim tańcu postaci, o skórze barwy głębokiego oceanu. W chłopcu zaczyna narastać gniew. Kobieta obwieszona jest kośćmi, skórami ściągniętymi z ludzi i zwierząt. Skapuje z nich posoka. Młodzieniec coraz bardziej się wścieka. Pod stopami statuy leżą trupy, na głowie ma koronę z ludzkich czaszek. Jonasz wpada w szał. Podpala ołtarz i święte księgi."
To przeplatanka opisu majaków i zachowań chłopaka. Opis świata, który widzi jest o wiele bardziej plastyczny, niż jego przeżycia. Jakby narrator podziwiał świat, a nie rozumiał dzieciaka.

To się poczepiałam. Mam w zanadrzu też kilka rzeczy, które mi się podobały. :D
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

Wróć do „Czytelnia”