16

Latest post of the previous page:

bognyprogram pisze: kobiety wybierają raczej książki kobiet
Się nie zgodzę. Na liście moich tegorocznych lektur kobiety są w mniejszości.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

17
wybierają raczej
Nie stworzyłam żadnej reguły, sugerowałam się tylko długą listą kobiet wymienioną w tym temacie. Może gdyby spytać setkę 'statystycznych' polek to by się to potwierdziło. Nie warto też tworzyć żadnych prawideł bazując jedynie na swoich lekturach. Tym bardziej, że nie zaliczyłabym ani Ciebie ani innych dziewczyn z forum do 'statystycznych':)

18
Może ten topik to nie moje miejsce, ale wtrącę, że mama eworma zaczytywała się do niedawna w dreszczowcach medycznych (D. Cook, zresztą starsza młodsza siostra eworma współdzieliła owe lektury), a teraz złapała bakcyla na prawnicze fabułki Grishama (czytałem jedną z jego powieści i nie pamiętam dokładnie, ale chyba zainteresowała mnie tak, jak interesują mnie książki, z których nie pamiętam ani jednego fragmentu fabuły i ani jednej postaci). Czyli, że kobiety lubią śrilery?

19
O, rety... A mój mąż przeczytał wszystkie (!) książki Małgorzaty Musierowicz. Fakt, ja kupowałam, ale czytał z własnej, nieprzymuszonej woli. :) A mój syn czyta Maję Lidię Kossakowską. A Navajero polecał w innym wątku książkę Nory Roberts. Czy cokolwiek z tego wynika, poza tym, że pewnie znalazłoby się więcej mężczyzn, którzy sięgają po książki napisane przez kobiety? Ba, nawet - horrendum! - po książki o miłości?
Bogny, Ty sobie nie wymyślaj statystycznych czytelniczek. Pisz o tym, co Ciebie samą interesuje. Jak dobrze napiszesz, to i czytelniczki się znajdą.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

21
Zaintrygowałaś mnie, droga autorko.
Po głębszym zastanowieniu mogę ci powiedzieć tak:
Niektóre moje znajome czytają zmierzch i temu podobne badziewie o "lofcianiu" ( nie bijcie - cokolwiek jest opisywane w tych "książkach" to to nie jest miłość), zachwycają się tym jak nie wiem.
Te nieco mądrzejsze idą w jedynie właściwą i prawdziwą fantastykę, np Tolkiena.
Wśród starszych pań królują książki kucharskie albo wszelkiej maści poradniki typu " jak być dobrą matką polką i zaharować się na śmierć prowadząc dom" - to też jest swego rodzaju literatura, prawda?
Tak na prawdę, to na dobrą książkę obojętnego gatunku pozwalają sobie tylko świadome siebie, dojrzałe kobiety.
tl;dr

Kawa moim bogiem.

22
Z książek kucharskich dla starszych pań polecam "Kuchnię Neli" napisaną przez Anielę Rubinstein, żonę słynnego pianisty Artura Rubinsteina. Każdej autorce, niezależnie od wieku, życzyłabym takiego wdzięku i takiej umiejętności pisania o kuchni, ludziach i życiu. :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

23
Tak na prawdę, to na dobrą książkę obojętnego gatunku pozwalają sobie tylko świadome siebie, dojrzałe kobiety.
Ło rany... Byłam dojrzałą kobietą już gdzieś na początku gimnazjum (jeśli nie wcześniej)?!
No to teraz już tylko książki kucharskie mi zostały chyba... :/
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

24
Adrianna pisze:Byłam dojrzałą kobietą już gdzieś na początku gimnazjum (jeśli nie wcześniej)?!
To jak ja! jak ja!
"Wojnę i pokój" jako dziesięciolatka czytałam (nic a nic nie pojmując, ale...).

A do wątku - Kobiety jako grupa docelowa pisarstwa to zdaje się problem nie tyle literacki, co marketingowy.

I półżartem
różnice w perspektywie postrzegania świata przez kobiety i mężczyzn (dojrzałych sic!) objawiają się wyraziście w trakcie sikania ;). Choć zauważyłam, że czytający nałogowo mężczyźni w tym względzie niewieścieją.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

25
Co do tego sikania - muszę się zgodzić. Narzeczony mojej siostry jest wykładowcą uniwersytetckim wiecznie z nosem w mądych tytułach, a dał się tak zdominować, że oprócz opuszczania po sobie klapy siostra zmusiła go do sikania na siedząco, żeby nie paskudził dywanika.
Kurczę, to może lepiej nie czytać?

26
bognyprogram pisze:Kurczę, to może lepiej nie czytać?
Jak widać, mężczyznom to może zaszkodzić. Myślę jednak, że większość kobiet nie ma takich zapędów, by sikać na stojąco. :D A może to się zmieni, jeśli przerzucimy się na "męską" literaturę?

27
bognyprogram pisze:Narzeczony mojej siostry jest wykładowcą uniwersytetckim wiecznie z nosem w mądych tytułach,
w offtopie: żona wykładowcy na matematyce (młodsza dużo) kupiła sobie futro ze srebrnego lisa (to było dawno, lisy już jej tego nie pamiętają), wchodzi i mówi mężowi tak:
- Kupiłam ci futro na zimę...
On oderwał się od udowadniania czegoś nieudowodnionego acz genialnego na pewno, popatrzył chwilę nieprzytomnie i oznajmił, ze on w tym chodzić nie będzie.
- Dobrze, kochanie, To ja pochodzę.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

28
Niektóre moje znajome czytają zmierzch i temu podobne badziewie o "lofcianiu" ( nie bijcie - cokolwiek jest opisywane w tych "książkach" to to nie jest miłość), zachwycają się tym jak nie wiem.
Te nieco mądrzejsze idą w jedynie właściwą i prawdziwą fantastykę, np Tolkiena.
Wśród starszych pań królują książki kucharskie albo wszelkiej maści poradniki typu " jak być dobrą matką polką i zaharować się na śmierć prowadząc dom" - to też jest swego rodzaju literatura, prawda?
No a jak ja nie wiem, czytam to wszystko (dobra książka kucharska to podstawa:)) to co? Chyba nie mieszczę się w tych kategoriach.
Tak na prawdę, to na dobrą książkę obojętnego gatunku pozwalają sobie tylko świadome siebie, dojrzałe kobiety.
No, nieźle, bo wychodzi na to, że zaczęłam jeszcze w podstawówce! (Czytałam wszystko co w ręce wpadło i nie uciekało). Nie jestem pewna w czym ta świadomość siebie pomaga przy czytaniu, ale fajnie mieć:D
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

29
Jeszcze są różne zdania na temat, jaka to jest ta "dobra książka"...

A jak sądzicie, jest co takiego jak "damska" literatura i "męska" literatura?

30
Ellenai pisze:A jak sądzicie, jest co takiego jak "damska" literatura i "męska" literatura?
Zasadniczo rozum mówi, że to tylko marketingowe statystyczne etykietki, ale jak czytałam "Nocarza" Magdy Kozak to miałam silne wrażenie, że napisał to facet :D
Bo to taka męska literatura była - z szybką narracją, świetnymi opisami ganiania z bronią i fatalnie skonstruwanymi od strony psychologicznej postaciami kobiecymi ;)
Anna Nieznaj - Cyberdziadek
Nocą wszystkie koty są czarne
Gwiezdne wojny: Wróg publiczny

31
Co do sikania, to ja przepraszam, ale od zawsze chyba zazdrościłam tej umiejętności facetom i nie ma to nic wspólnego z literaturą, czy szerszymi preferencjami a jedynie kierują mną względy praktyczne.

Co do różnic między chłopcami a dziewczynkami, także w tym kontekście literackim, to jestem zwolenniczką teorii, że jest coś takiego jak typowo męskie i damskie cechy i zainteresowania, natomiast nie jest powiedziane, że wiążą się one zawsze z zewnętrznymi cechami płciowymi człowieka. Większość osób ma to wszystko najróżniej porozdzielane i pomieszane, plus dochodzi wychowanie i wpływ środowiska i tych czystych typów jest podejrzewam niewiele. Prawie nie istnieją. Ale jakoś trzeba dzielić, ustalać normy i porządkować świat. Więc jeśli rozpatrywać w kontekstach marketingowych to albo idzie się właśnie po statystyce i stereotypach (czyli przykładowo chłopcy czytają o maszynach wojennych i podboju kobiecych majtek, a dziewczynki o relacjach międzyludzkich i podboju męskich serc). Albo idzie się w nisze.

Ja jednak w Nocarzu widziałam, poza męską tematyką, jednak jakieś takie kobiece lekko cechy w psychologii głównego, męskiego zresztą bohatera.

Jeśli książka jest dobra i choć częściowo zgodna z naszymi zainteresowaniami, czy potrzebami emocjonalnymi na tę chwilę (może np. być to coś niekoniecznie z naszej ulubionej półki, ale znajdujemy tam coś dla siebie), to docenimy ją bez względu na płeć, wiek czy inne takie tam. Tylko to, czy w ogóle po nią sięgniemy właśnie zależy od wielu czynników. Ilu, (poza Navajero, btw niski ukłon za "różowe mli mli" - rany jakie to jest cudne!) facetów sięga z własnej nieprzymuszonej woli po powieść "o miłości" i tylko o niej? I czy jest to ewentualnie liczba, którą należy/chcemy się przejmować? Podobno i tak powinno się pisać to, co się chce, a nie to, czego oczekuje potencjalny odbiorca. Nie wiem czy to prawda, ale postanowiłam się trzymać tej tezy jak brzytwy, bo sama kompletnie nie rozumiem co (poza przypadkiem) kreuje zbiorowe gusta.

Wróć do „Kreatorium”