Latest post of the previous page:
Półtora kilometra za ostatnią prostą skończył się asfalt. Szły już od sześciu godzin, rozdeptane buty ocierały pięty, a żwirowa nawierzchnia bardzo szybko zaczęła dawać się we znaki. Piekące rany bolały jeszcze bardziej, gdy małe kamyczki wbijały się w nagą warstwę skóry właściwej. Długie sukienki wzniecały tumany kurzu, Sylwia czuła się znowu brudna. Od samego początku przeczuwała, że nie powinny iść w tę stronę. Ale Mura się uparła jak zwykle, choć nigdy nie ma racji. W oddali majaczył biedny, wiejski krajobrazik. Mizerne, drewniane chałupy, zaniedbane stodoły. I cisza.Gdy były już w obrębie wsi zaczęły szukać najbardziej zadbanego podwórka. Byle nie stał obok żaden traktor, samochód, ani nie biegały dzieci. Musi być zadbane i w miarę puste.
Dzień jest idealny – gorąca pora sianokosów, czwartek. Ci którzy mogą – pracują, a spokojną wioskę nawiedza od czasu do czasu szczekanie psów. Na miejscu są tylko starcy i staruszki – głusi i niedowidzący posiadacze lasek i demencji. Otępieni upałem są jeszcze bardziej ufni i bezradni. Takie dni są dobre.
Pierwszy dom przy krzyżu był zbyt zapuszczony, wybrały ten obok z numerem trzy na przyrdzewiałej tabliczce. Sylwia była młodsza, więc szła zawsze za Murką, nie odzywała się niepytana i wykonywała tylko polecenia siostry. Parę razy już się jej dostało, że zamknęła za sobą bramkę i zmarnowała cenny czas. Dziś znowu prawie zapomniała, ale zawias skrzypną głośno i natychmiast puściła klamkę. Dźwięk był na tyle głośny, że drzemiąca na krześle przed domem staruszka drgnęła niespokojnie, wyrwana ze snu.
- Co, co..? O, panie od telefona? Hospodi Twoja wola! To dziś miało być?
- Tak. - łgała uśmiechnięta Mura – Wejdźmy, mamy mało czasu. - dodała machinalnie. Zupełnie tak, jak wczoraj, tydzień temu i zeszłego lata.
- Tu jest telefon. - starsza pani pokazała palcem ścianę przy lodówce. Stały ciągle w przedsionku, Mura zobaczyła otwartą spiżarkę, kiwnęła na Sylwię, a sama weszła do pokoju wskazanego przez właścicielkę.
Staruszka oczywiście już do niej nie dołączyła, Sylwia pchnęła ją mocno do ciemnej spiżarki, szybko zatrzasnęła drzwi ignorując krzyk ofiary tak jak ignorowała wszystkie inne krzyki zdziwionych starców.
Drzwi zablokowała krzesłem. Dołączyła do siostry, która już znalazła portfel i zaczynała przetrząsać stary kredens.
- Wybujede! - warknęła, gdy młodsza chciała włożyć rękę do tej samej szuflady. Oznaczało to, że to znowu na nią spadł obowiązek ukręcania łbów kurom.
- Cyganuchy wy! Marek! Marek chodi! Ubijut zara! Marek! - krzyczała zakładniczka. Zawodziła i szlochała skrobiąc szczelinę nad progiem.
- I czego się drzesz, głupia? - odpowiedziała wściekła Sylwia. Rąbnęła kilka razy pięścią w drzwi małego więzienia, by nastraszyć zbyt głośną staruszkę, a gdy efekt w miarę ją zadowolił poszła wypełnić polecenie Mury. Też bała się kary.