Z tą powieścią to jest tak, że pomysł na jeden z głównych wątków powstał już chyba ze dwa miesiące temu. Z początku miało to być opowiadanie. Następnie doszedł wątek, który miał być jedynie wprowadzającym, a stał się równie ważny jak ten pierwszy. Później już poleciało... inne wątki, bo: po co? jak? i dlaczego?
Pojawili się bohaterowie, którzy stali się bardzo ważni dla samej powieści i związani z powyższymi wątkami.
W chwili obecnej wątek, który był pierwszym zamierzam wprowadzić pewnie gdzieś po dwóch arkuszach, a wyjaśnić go dopiero na samym końcu

Miało wyjść opowiadanie, ale zdałem sobie sprawę, że takiego ogromu świata i informacji nie zdołam umieścić w tak krótkiej formie. To zaczęło żyć samo we mnie!
W ogóle muszę powiedzieć, że pisanie powieści SF (bo ta taka będzie) jest bardzo trudne. Trzeba się dużo natworzyć i nawymyślać, a jako że ja lubię mieć to w miarę logicznie poukładane, to zajmuje mi to sporo czasu. W związku z tym, nauczony błędami przy poprzednim maratonie, piszę jedno i zbieram informacje do drugiego, a jak utknę w jakimś miejscu, to zmiana. Chwilowo nawet się to sprawdza.
Akcja dzieje się na innej planecie, i tu pojawiły się pierwsze problemy - jaka planeta? jak wygląda? a dlaczego? a co tam żyje?
To jest ciężka robota! Jeśli wierzycie w Boga lub bogów, to dziwię się Wam, że wierzycie tak słabo. Bo jeśli to Bóg stworzył świat, to trzeba być super wdzięcznym! Ja się do bogów nie porównuję i tak większość kopiuję ze znanej nam rzeczywistości, ale i tak ledwo się w tym wszystkim mogę połapać.
W chwili obecnej stworzyłem planetę, grawitację na niej (jak wcześniej zapomniałem o grawitacji, to mi wszystko w kosmos uleciało...), jest już kilka roślinek i pierwsze zwierzątka. Mocno ingeruję w ewolucję i dlatego muszę cofnąć się w czasie, gdzieś do triasu (patrząc na rozwój Ziemi) i tam zacząć mieszać i zobaczyć, co z tego wyjdzie.
Jednocześnie ciekawych rzeczy się dowiaduję! Okazuje się, że pomysł, na który ja wpadłem dość szybko, jeszcze do niedawna wydawał się naukowcom absurdalny, a dopiero w 2005 roku okazało się, że nie dość, że jest możliwy, to tak właśnie było! (Jak już skończę powieść to zdradzę, o co chodziło

).
Ale jestem podjarany!
Jak widać, pierwsze słowa tej powieści dojrzewały we mnie i nie są tymi, które pojawiły się dwa miesiące temu.
Nemesis, te 600 słów to około 4-4,5 tys. znaków.
Dzięki wszystkim za doping

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude