Na Enteropii

1
Wybierz tekst innego uczestnika. Skomentuj negocjacje z perspektywy Ardryty. :D

Termin: do środy, 21 listopada, do północy.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

2
mdrv

To siem stanem Ardrytom. Niech będzie w pierwszej osobie. Bluzgi bendom. Nie wiem, czy o to chodziło.

Gdy wszedłem do pomieszczenia, już na mnie czekali. Spóźnianie się jest w dobrym tonie, szczególnie, gdy się chce zniszczyć przeciwnika. Byli brzydcy jak noc. Jak można mieć dwoje oczu? I te ciuszki! No na Drogę Mleczną! Nie dość, że oni wyglądali jak czarnej dziurze z gardła wyjęcie, to jeszcze ja na dodatek musiałem założyć śmierdzące, źle skrojone, ludzkie ubrania. To było obrzydliwe. Ten, z którym miałem negocjować nazywał się Teodor. Myślał, że jest chojrak i się uśmiechnął. Nie lubię takich. Odpłaciłem mu pięknym za nadobne. Twoja matka śmierdzi, gnoju. Chciał mi opchnąć bachory i dziwki w zamian za licencję. Chyba nie w tej czasoprzestrzeni, pomyślałem. I na jego niewzruszenie kontynuowałem rozmowę o jego starej, że się ubiera w pasie Edgewortha-Kuipera. Najgorsze śmieciowisko w tej części galaktyki. To mu dojebałem. Aż pozieleniałem z tego wszystkiego. Jak można nie rozumieć tak prostych zasad>! Jak można być tak nieinteligentnie niskim gatunkiem? Uniosłem UNIESIENIE TABLICZKI i czekałem na reakcję. Teoś zassał swoją zajęczą wargę, którą szybko zmienił na ironiczną metatabliczkę. Nie wytrzymałem. Co ten ludzki bękart sobie wyobrażał?! SZUKAJ DESYGNATU W MOICH śmierdzących GACIACH! Myślałem, że chociaż to załapie, ale on złapał za stoicki spokój i mi przywalił nim w łeb. Potem zobaczyłem jasność i umysł Buddy. Zdało mi się, że dotarłem go istoty religii oraz kosmicznego pochodzenia kosmogonii, ale kwiatki świętego Franciszka były tak suche i twarde, że zabiły całą wizję. A potem, to nie wiem. Tęczę zobaczyłem. Cholerne, ludzkie robactwo.
Dzwoń po posiłki!

3
ancepa

Jednostajny szum źródełka. Plum. Plum. Wiatr toczy dzikie krzewy lavosu. Szeleszczą kojąco. Ciepły dotyk słońca na skórze. Delikatna pieszczota wiatru.
Zadowolenie.
Samotność.
Samotność? Ale... Przecież jest jak zawsze. Tylko...czegoś brakuje. Źródełko. Wiatr. Słońce. Czego?
Zaciekawienie.
Zbliżają się dwa dwunogi. Jeden metaliczno-brzęczący-czarnozły, drugi zakrywa swoje myśli. A, tak, oni wydają drażniącą ilość dźwięków, żeby wyrazić to, co proste. Machają. Machanie oznacza witaj, przyjacielu.
Uśmiech.
Ciepło. Inne niż słońce. Miłe. Nie przestawaj, podoba mi się.
Mówią coś o moim źródełku. Mało interesujące. Kamienie? Mało ich dookoła? Wszędzie są kamienie. Twarde i drapiące.
Nie, nie odchodź! Nie lubię być sam.
Żal, złość.
Mrucząca miękkość?
Radość. Zadowolenie.
Och. Co tam, dwunogu? Woda? Bierz, bierz, tylko zostaw futrzate mruczenie.
Kot?
Kocioradość. Nie-samotność.

4
Tekst B.A.Urbańskiego, akt I scena I
buduar, wokół stolika kilka Ardrytek.

Poczwara:

Słuchajcie, kochane towarzyszki. Co mi się ostatnio przydarzyło! Sprawdziłam kalendarzyk. Plan? Spotkanie z Ziemianami… Byłam ciekawa, czego znowu chcieli. Miałam dość tych prymitywnych ludzi, zawsze coś zepsują. Brak im podstawowej wiedzy o sztuce rozmowy. Ale wypadało przynajmniej się dowiedzieć, czego chcą.

Gdy nadeszli, uśmiechnęłam się do nich. Przyjazne nastawienie załatwia wiele spraw, a tę sprawę chciałam załatwić jak najszybciej. Tymczasem jeden z tych gamoni złapał mnie za wypustkę! Za wypustkę!!! Rozumiecie to? Nawet nie wyobrażacie sobie, jak się wtedy poczułam. Jednak ten człowiek natychmiast się z tego wytłumaczył, przeprosił, więc przebolałam ten incydent. Straszna gafa, ale cóż było robić. Później poszło troszkę lepiej, nawet powiedział, że mam ładne imię… i po chwili… palnął taką głupotę…

Takiego „flirtu” jeszcze nikt wobec mnie stosował. Słowo daję. To, co usłyszałam, zaszokowało mnie, zgorszyło i przeraziło jak nic w całej galaktyce. Nie wytrzymałam. Musiałam wybuchnąć!

Ludzie zdążyli uciec. Wiecie, później nawet się ucieszyłam. Bo ten Ziemianin wrócił. Starał się, przynosił prezenty, a nasze rozmowy! Tyle czułości, komplementów… Okazał się bawidamkiem na wszechświatowym poziomie. Oczywiście dałam mu wszystkie technologie, o które prosił. No któż by mu się oparł?

Teraz jesteśmy razem. Jest słodki, grzeczny, wymowny, elegancki, szarmancki, zabawny… Tylko czasami… Ale nie mówcie nikomu. Czasami lubimy poświńtuszyć;)
ObrazekObrazekObrazek

5
kundel bury

Na dzisiejsze spotkanie z Polaczkami wymyśliłam sobie kreację w żółto-zielone paski - od dwóch godzin stoję więc nieruchomo na tle ściany z tym deseniem i próbuje się zsynchronizować. Zielone są już w porządku, ale żółty nie bardzo, jakiś taki niewyraźny. A zresztą, pieprzę to! Następni Polacy będą na Entropii za sto lat, kto to będzie pamiętał! Jako pani prezes, najważniejsza Ardrytka na tej planecie, mogę sobie pozwolić na wszystko.

Wrzucam sobie na hologram obraz tych cwaniaków, właśnie wysiedli z promu kosmicznego i idą odebrać bagaże. Wyglądają nieźle, odjebani na różowo - widać, że przygotowali się do wizyty. Co prawda w tym roku róż jest już passe (rządzi seledyn), ale to nic - wrażenie robią niezłe. W tych obcisłych ciuszkach wyglądają jak goście z tego super zespołu z ich planety, nie pamiętam nazwy... A już wiem - Bony M. Ten wyższy przypomina nawet trochę tego wokalistę, co się tak gibał przy mikrofonie. Jak to leciało? One way ticket, one way ticket... Ech, dobra muza... W tamtym wieku handlarze z Polski sprzedali nam kilka ton ich płyt - do dziś są hitem. W sam raz na wieczorna imprezę.

Negocjacje mają się odbyć w hotelu - po drodze odsłuchuję rozmowy tych dwóch z Bony M. Sporo wiedzą o naszej planecie - słychać, że przygotowani są solidnie. Ciekawe, czy znają plan dzisiejszego spotkania?

Dobra, już jestem w sali spotkań - widzę, że robię na nich wrażenie. Zielono-żółty deseń na skórze, na każdej z sześciu macek tytanowa bransoletka, wszystkie siedem par oczu pociągnięte seledynowym tuszem... Wyglądam jak prawdziwa dama! W końcu jestem panią prezes - prawdziwą gwiazdą tej planety.

Polaczki wyglądają na przestraszonych, nie ma co zwlekać. Daję znak macką i gasną światła - ułamek sekundy wcześniej widzę zdziwienie na ich twarzach. Po chwili odpalają kolorowe, wirujące światła, złota kula na suficie zaczyna się kręcić a światełka w podłodze zaczynają błyskać w rytm One way ticket
Polacy są jeszcze bardziej zdziwieni... Co jest? Nie wiedzą, że przed negocjacjami zawsze jest sex party? One way ticket...

6
padaPada

- Człowiek chce zabrać zielony Ardryta na Ziemia.
- Ja lubić człowiek.
- Lecieć z człowiek.
- Człowiek myśli: "Zamrozić Ardryta".
- Jak zamrozić to dobrze.
- Lubię zamrozić. To wesoło łaskotać.
- Nie czerwień, człowiek boi. Odsuwa.
- Podzielić Ardryta na kawałki i sprzedać wielu człowiekom.
- Człowieki być zadowolone z zieloności.
- Lecieć z człowiek albo zjeść.
- Lubię jeść człowiek.
- Człowieki lubią zielone Ardryty.
- Człowieki myśleć, że lubić. Nic nie wiedzieć...
- Dużo zapłacić temu człowiek. On chce dużo Ardryta na statku.
- Dużo Ardryta na statku człowiek, dużo Ardryta na Ziemia. Dużo Ardryta w głowa człowiek.
- Człowiek się denerwować.
- Upaść.
- Zielenieć.
- Lubić w człowiek. On smaczny.
- Nie jeść tego cżłowiek. On nas zawieść na uczta. Zielenieć!
- Zielenieć!
- Zielenieć!
- Do zobaczenia na Ziemia!
- Łaskotać!
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
padaPada

Poruszał się dziwacznie na swoich długich, sztywnych odnóżach. W ogóle nie było w nim miękkości ani obłości. Wydawał z siebie jakieś ostre, chrapliwe dźwięki. Jego kolory nie zmieniały się, były na stałe przypisane do różnych części ciała. Ciało też miał nieatrakcyjne. Za dużo było w nim rozmaitych drobnych części, nie pasujących jedna do drugiej. A przecież prawdziwa doskonałość polega na jedności wszystkich elementów. I na blasku. Blasku również w nim nie było.
Nie wiadomo, po co przyszedł do wielkiej sali. Ciągle chrypiał albo bulgotał i pokazywał jeszcze dwie boczne macki, wyrzucając je na boki. Jego kolory nadal były niezmienne. Dzieciaki od razu chciały go przytulić, aż musiałem je hamować.
W końcu postanowił wyjść. Nie wiem, dlaczego nagle zmienił położenie i jak był wysoki, tak stał się długi. To wcale nie było konieczne. Dzieciakom spodobała się ta sztuczka i zaczęły się śmiać. Też się dołączyłem do ich zieleni.
Wtedy zrobił coś takiego, że raptownie wszyscy zamarzliśmy. A potem wziął sobie kawałek mojego ciała. Na zimno! Barbarzyńca, nieokrzesany barbarzyńca. Do tego po prostu bezczelny. W moim własnym domu? Bez zaproszenia?
Posadzka w sali zareagowała natychmiast. Dobrze, że kazałem zrobić przegląd przed zimą – grzeje bez zarzutu. Po chwili wszyscy znowu wróciliśmy do naszego właściwego kształtu. On zaczął wykonywać jakieś szybkie, gwałtowne ruchy, najbardziej dziwaczne z całego dotychczasowego repertuaru. Nie chciałem się z nim zadawać. Po takim nietakcie? Pozwoliłem jednak dzieciakom, żeby go przytuliły.
Kiedy znikał stopniowo pod gładką, wielobarwną powłoką, dostał chyba jakichś drgawek, bo strasznie się trząsł. Potem w ogóle przestał się ruszać. W końcu dzieciaki powiedziały, że on się w ogóle nie nadaje do przytulań, ani powitalnych, ani żadnych innych. Pełno w nim szorstkich, drapiących, nieprzyjemnych elementów, a jego materia prima nie jest ani elastyczna, ani nie chce przenikać się z naszą. No cóż, pójdzie do utylizacji.
A kolorów przez cały czas nie zmienił. Dziwne to. Naprawdę dziwne.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

8
Tekścik Thany. :)

Uśmiechać się. Uśmiechać. Bladzi. Nieprzyjaźni. No to uśmiechać się. Uśmiechać. Machają odnóżami, na dwóch się przemieszczają. Podobno nazywają to chodzeniem. Jak można? Odnóża bardzo ruchliwe, ciągle coś robią. Raz szybciej, jaz wolniej. Te odnóża są jakimś transmiterem treści. Blade. Dokonanie analizy w poszukiwaniu komórek pigmentoemisyjnych niemożliwe. Uśmiechać się. Ciągle nieprzyjaźni?
Odnóża muszą grać tu rolę. Występują po dwa. Symetrycznie. Oni też dwa. Niesymetrycznie. Jeden osobnik rozrośnięty z przodu, drugi nie. Wypustka banianiakowata pokryta szczeciną. Ta sierść zachowuje elementy organizacji, szczególnie u osobnika rozrośniętego z przodu. O ile to przód. Wypustka baniakowata zaopatrzona w narośle muszlowate, ruchliwy i agresywny otwór emisyjny. Spostrzeżenie. Ruchy odnóży skorelowane z ruchem otworu emisyjnego. Natężenie informacji nie zmienia się. Czasami maleje.
Nareszcie zaczynają gadać. Uśmiechać się! Interesujące natężenie pigmentów. Sztuczna implementacja informacji. Skład do określenia później. Co chcą? Nie wyglądają na takich zdolnych do zamieszkania w oceanie. Śmieszni są. Te odnóża takie ruchliwe. Może to jakiś kod? Trzeba poddać analizie częstotliwość ruchów. Ale co to? Odnóża zakończone są pięcioma, giętkimi wypustkami. One grają jakąś rolę w komunikacji? Może. Przyjrzyjmy się. Odstająca wypustka w górę. Wszystkie falują. Zacznę liczyć częstotliwość poruszenia każdą z wypustek i wrzucę to na statystykę. Może dowiem się więcej. Ale to potem. Teraz... chwila. Podoba im się tu! Ale dlaczego bladzi?
Nie! Chodzi o wycieczki. Poooodziiiwiają nas? Ich? Tamci nie lubią tłoku. Nie dadzą się oglądać z bliska. To by nawet śmieszne było. Ha! Wrażliwe mają żołądki. Takie stężenie pigmentów i dziwna emisja chemiczna na powierzchni bladej osobników obcych, doprowadziła by do nieprzyjemnych następstw. Byłby ubaw po gały! Jakoś to załatwimy. Może maski? Albo narkoza? Pod warunkiem, że spełnią nasze oczekiwanie. To byłby dopiero krzyk mody! Te narośle skrościałe. Ach!
Wszystko idzie dobrze. Im lepiej tym mniej ruchów odnóży. Chyba się zgadzają. Przyniosą. Osobnik rozrośnięty z przodu ma mniej chaotycznych drgnięć i poruszeń. Błyszczące otwory gałowate przymknięte. O! A teraz otwarte. E... to jakaś bzdura. Otwór emisyjny rozrośniętego z przodu osobnika nie zamknął się od początku spotkania. Ale co to? Co osobnik ten robi? Zakrywa otwór emisyjny? To jakaś forma podziękowania?
Co? Nie, nie tylko nie po gałach! Brutal!
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal


Sky Is Over

9
Luka:
Zostałam wydelegowana jako osoba mająca przywitać kolejną reprezentantkę Ziemi i przyprowadzić ją do laboratorium. Myślę o czasie - spóźnia się. Podobno wszyscy ziemianie są tacy. Zawsze biegają i się śpieszą, ale nie potrafią przybyć we właściwym momencie. O, widzę ją na monitorze. Nareszcie! Ale uspokój się, ona nie może widzieć, że jesteś żółta. Haha! Przecież te głupie stworzonka nawet nie wiedzą co to znaczy. No dobra, dla pozorów będę szara. Otwieram bramę.
Ziemianka jest wyraźnie spanikowana, jej wzrok lata wszędzie, jakby szukała czegoś co ją zabije. W końcu patrzy na mnie. Mrrrau, ale miłe słówka. Kij z kamuflażem pozielenię się trochę. Kolejne zaloty? Przecież ziemianie są podobno dwupłciowi? No i raczej nie chcieliby wiązać się z kosmitami. Może ta rasa jest po prostu taka miła? A może to taki typ osobnika? Dobra, dosyć. "Witaj"- wyraźnie nie zrozumiała, więc powtarzam. Ehh, milutki ten okaz, ale chyba trochę przytępawy. Trzecia próba - sukces. A, no tak, oni dalej posługują się prymitywnymi aparatami mowy. Myślę o czasie - by to khargon! Spóźnimy się! "Nie mów, chodź" - wiedziałem, że zafascynują ją kolory, a skoro je lubi, to może... niebieski? Jest reakcja. A teraz, trochę strachu. Czuję się, jakbym zaczęła głaskać kotka, a później na niego nakrzyczała za to, że tak się łasi. Dobra, zbytnio mi spanikowała. Zielony - zielony podobno ich uspokaja. Działa.
Hmm, ma ciekawe myśli - niech mówi. No no, może coś nawet z niej będzie. Prrr laleczko, zagalopowałaś się, porównując mnie do konia. Nie będzie kolorków.
Marcin - sprawdzam - imię męskie. Czyli miałam racje co do podwójnej płci. Kłamstwo - sprawdzam - nieładnie z jego strony. Kłamanie jest prymitywne, a ona przez to jest zaburzona emocjonalnie - kruche istoty z tych ziemian, sami sobie gotują taki los. Nawet nie zauważyłam, że przybrałam myślicielską biel.
Nareszcie laboratorium. Widzę innych, widocznie zniecierpliwionych. "Przepraszam" - błękit - nie gniewają się, przecież to byłoby prymitywne. Dziewczyna się rozkręciła, potok myśli się nie kończy. Znowu łechce nasze ego, zdecydowanie muszę popracować nad kamuflażem, tylko ja różowię się i pupurzę z dumy. Trzeba pchnąć ją na nieco inny tor - "kogo reprezentujesz?" - jakby to miało znaczenie. Liczysz się tylko ty. Jesteś inna od pozostałych. Jest w tobie właściwy gen - tak mówią wszystkie odczyty. Dziwne. Porównała nas do ludzi - istot tak zacofanych - a mimo wszystko poczułam, że był to komplement. Może ona faktycznie ma w sobie to coś?
Patrzę na pozostałych - przegłosowane: musi zostać na Ziemi, a my będziemy jej pomagać. Prowadzę ją do wyjścia, a ona cieszy się jak zwierzak, gdy właściciel wróci do domu. "Napisz do Marcina" - według Iora pasują do siebie genetycznie, więc trzeba ich połączyć. "Wrażliwość to najlepsza z ludzkich cech" - co nie znaczy, że jest cechą dobrą. Żegnaj. Mam nadzieję, że uda Ci się zmienić ten świat.

10
Dorapa:
Czekał na nas. Bardzo miły Człowiek. Specjalnie na powitanie założył na siebie piękny uśmiech, choć od razu zauważyliśmy, że jest trochę sztuczny, ale przecież najważniejsze są intencje i to, że Ludzie otwarci są na naszą kulturę, sposób życia, a nawet na różnice biologiczne, jakie występują pomiędzy naszymi rasami, co przecież świadczy tylko i wyłącznie o ich wysokim poziomie kulturowym i społecznym. Najwidoczniej przysłali do nas wysoko rozwinięte jednostki, bo idąc, uśmiechał się do nas zachęcająco całą drogę, aż w końcu przyprowadził nas do wehikułu, którym przybyli. Na ręce czarującego Człowieka przekazaliśmy zaproszenie na coroczny plener malarski naszych najmłodszych, połączony z konkursem na Miss Soczystego Koloru. W zamian dostaliśmy jakieś skrzynie z kompletnie nieznanymi i chyba jednak bezużytecznymi przedmiotami, jednak najważniejsze, że zostawili na naszej planecie swojego przedstawiciela, który, przez jeszcze kilkanaście dni, ciągle okazywał nam szacunek tradycyjnym purpurowym kolorem skóry.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

11
Pliff
1 (jeden) wulgaryzm i to dopuszczalny do użycia w programach talent-show.

W obliczu tego, co nieuchronne, zachowałem kobalt. Oczywiście natychmiast mnie reprymendowano:
-Kaj, dobrze wiesz- upominał mnie Starszy- co należy w tej chwili zrobić.
-Czy musimy kontynuować ten turkusowy rytuał?
-Co za ultramaryna! Tak! Nasi przodkowie...
-Już dobrze!-wrzasnąłem, po czym padłem na ziemię i zalałem się błękitem paryskim. Przybrałem wystudiowaną, sztuczną paletę i rozpocząłem symulowanie burugundu:-Nie, błagam, nie możecie!
-Już dobrze- sapał starszy Starszy-Sprawiedliwości musi się stać zadość i tak dalej- machnął ręką z beżem-Wyprowadzić więźnia. Albo nie!- zreflektował się staruch- Chciałbym się dowiedzieć jednej rzeczy.
-Tak?-mruknąłem z neonowym różem.
-Kaj, dlaczego ją zabiłeś?
-Ona była CMYK, a ja RGB.

***

Wyższy Kolornik przyszedł do mojej celi w cywilu, bez koloratki, na piętnaście minut przed egzekucją i udzielił mi ostatniego nasycenia, ale jakoś tak bez szmaragdu.
-Ojcze-spytałem-Co jest po drugiej stronie widma?
-Wierzysz w Pryzmat, synu?
-Pryzmat? To zabobony!
-Nie pokładasz nadziei w Różowego Proroka Flojda i w to, co odkrył po drugiej stronie księżyca?
-Nie-odparłem z granatową szczerością.
-W takim razie-prychnął-Czeka cię tylko monochrom.

***

Wyglądał pomarańczowo, tyle z tego pamiętam. Bredziłem coś o beznadziei ludzkości. Jakieś głupoty, wyczytane kiedyś w prawicowym magazynie „Ultrafiolet Ardrycki”. Ja tam po prostu wszedłem wyciągnąć kopyta. Ponoć na chwałę Enteropii. Ponoć miałem szansę przeżyć.
Chyba wyszło jakoś fiołkowo.
Mówili, że zobaczę światło, nieskazitelnie białe, które Pryzmat rozszczepia na wszystkie inne barwy. Zapomnieli jednak wspomnieć o zajebistej ścieżce dźwiękowej...
"Wow wow wow est"

12
Tekst Chii.
Interpretacja tekstu Chii oczami Ardryty:


Nie musieliśmy nawet wypowiadać im wojny. Sami przylecieli i jeszcze wysuwali wobec nas żądania. Chcieli handlować...

Ale cóż takiego mają ludzie żeby odwieść nas od podbicia ich galaktyki? Właśnie nic, poza planetą Ziemią, która bardzo nas interesuje.

Niektórzy z nas mają... specyficzne potrzeby.
Potrzebujemy Ziemian płci męskiej, tylko takich możemy zapłodnić. Hybrydy mogą przetrwać w Ziemskiej atmosferze, więc to jedyny sposób aby bez zbędnych nakładów podbić kolejną planetę.

Dla Ziemian to czysty zysk, pozbywamy się tych pseudo - koni, tych szkodników, które obgryzają nasze żywopłoty.

Co za gatunek!? Są w stanie sprzedać swoich braci aby pobawić się nową tęczową maskotką.

Jak było tym razem?
Moi żołnierze pojmali trójkę osób, dwóch męskich, płodnych, wartych zachodu. Pozostawiłem Xinga, aby ich pilnował, jest nerwowy, ale za to czujny.

Kobieta była szefową, więc byłem pewien, że bez żadnych skrupułów odda współpracowników. Nie lubię tych wrednych ziemskich mamusiek, więc opchnąłem jej trefny towar, tęczowego szkodnika, którego nie da się nawet wydoić.

Hhahaha, upajam się swoją genialnością i staję się coraz bardziej niebieski. Moi granatowi rodzice byliby ze mnie dumni.

A Ziemianie? Warto zachować co ciekawsze fragmenty kodu dna i spleść je z naszym. Co nie zmienia faktu, że to małe, chciwe szczury.

13
Ardrycki komentarz do negocjacji prowadzonych przez Caroll:

Zamiatając podłogę świątyni, myślałem, purpurowy ze wzruszenia, o tym niezwykłym spotkaniu. Na ołtarzu migotał łagodnym blaskiem dar od przybyszów.

To niesamowite, jak dalece Ziemianie potrafią panować nad swoimi umysłami! My, skryci pod kombinezonami, nieustannie wzdrygaliśmy się, dygotaliśmy wstrząsani falami błękitu, fioletu i różu, a oni... Oni niewruszenie trwali w spokojnej, uprzejmej zieleni. Podróżnicy Ducha. Jakież to piękne, że przemierzają cały kosmos w poszukiwaniu Miejsc Mocy, w dążeniu do prawdy o Poznaniu i Niepoznaniu. Jak wiele ważnych, wzniosłych przeżyć mają za sobą! Symbolem każdego z nich jest ten piękny, żywy, czujący kamień.

Jakże szlachetni są Ziemianie, że podarowali nam te cudowne klejnoty! Ile stuleci jeszcze musi minąć, zanim nasz marny, ardrycki gatunek, osiągnie poziom rozwoju choćby zbliżony do poziomu Pielgrzymów! O ile wcześniej nie rozpieprzymy całej Enteropii w drobny mak... Ach, ta ardrycka pycha! Nie to, co u Ziemian! Z jaką uprzejmością i skromnością przyjęli nasz marny podarunek - toż to były tylko nędzne kryształy ze świątyni w Din - takie same, jakie wydobywa się całymi koszami w blumbardzkich kopalniach! Pobłogosławione, co prawda, ale jednak tylko kryształy... Chciałbym kiedyś polecieć na Ziemię. Jakże cudowna musi to być planeta - ta ojczyzna Pielgrzymów - pełna spokoju i miłości...
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

14
Rubia

- Panowie, czeka was niezwykle trudne zadanie. Z naszych obserwacji wynika, że ludzi interesują gorące źródła w Parku Migotliwości Świetlanej. Sądzimy, że tamtejsze wody mają coś wspólnego z autoregeneracją ich organizmów. Na razie nasze władze nie ujawniają tego, ale nie bez powodu na rozmowy z ludźmi wybrano wasz oddział. Jesteście elitą elit. - Dominiasz rozpoczął odprawę błyskając ultramaryną. Od razu się skupiłem. - Ludzie są bardziej skomplikowani od nas. Trudno się zorientować co myślą Po latach kontaktów domyśliliśmy się, że wargi do góry, zmrużenie oczu, czasami otwarte usta to uśmiech, oznaczający na ogół radość lub zadowolenie, a czasami tylko uprzejmość. Jednak niektórzy nasi antropologowie kosmiczni uważają, że uśmiechy kłamią, a ludzie często ukrywają pod nimi prawdziwe uczucia. Badacze zaczęli opisywać rodzaje uśmiechów, starając się przypisać im kolory. Zapraszam doktora Bazyliasza, asystenta profesora Amadeasza.
Powitaliśmy gryzipiórka oszczędnym zielonym i powróciliśmy do służbowego fioletu. Chyba się nie przejął naszą obojętnością.
- Dziękuję kapitanie Dominiaszu - błysnął trawiasto i powrócił do zaabsorbowanego cytrynowego. - Zostałem poproszony o zaprezentowanie wyników naszych dotychczasowych badań dotyczących wyrazu twarzy ludzi. Oczywiście uśmiech jest najbardziej wymowny, ale uważamy, że ma on wiele odmian. Na początek proponuję kilka obrazów. Panowie będą łaskawi popatrzeć. Miał rację kapitan Dominiasz, kiedy mówił, że oni są bardzo skomplikowani. Czasami naprawdę potrafią nieźle udawać. Przykład pierwszy: jest uśmiech, a według nas oznacza on szyderstwo. Przykład drugi: obelga ukryta w uśmiechu. Przykład trzeci: smutny uśmiech.
Przez kolejne dwie godziny oglądaliśmy ludzkie twarze. Stwierdziliśmy, że aby ich rozgryźć, to trzeba patrzeć na oczy, usta, brodę, ramiona, dłonie, nogi. I takie dostaliśmy zadanie - patrzeć całościowo. Dominiasz rozmawia, my obserwujemy.
Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że nie będzie to łatwe, dlatego zaproponowałem przybranie barw maskujących. To bardzo ułatwia, kiedy nie trzeba myśleć o zmianie koloru. Można wtedy skupić się na pracy.
Ostatnio zmieniony czw 22 lis 2012, 20:10 przez dorapa, łącznie zmieniany 1 raz.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

15
Ardrycki komentarz do tekstu Zaqra

Z Dziennika Gramborna, Nadwornego Kronikarza Królowej Nillih, władczyni krainy Glumb, na planecie Enteropia.

Królowa jest bardzo zadowolona z wyników negocjacji. Na samo wspomnienie Istoty z Planety Ziemia, pokrywa się cała uroczymi, zielono-różowymi prążkami. Istota owa przedstawiła się jako Ambasador Zapomnianych Planet, co jest dość dziwne, zważywszy, że sama była bardzo zapominalska. Być może na jej ojczystej planecie zapominanie jest wysoko cenioną umiejętnością. Nie zapominajmy o tolerancji dla różnic międzykulturowych! Istocie (sądzimy, że była płci żeńskiej, bo tylko takie zazwyczaj pełnią wysokie funkcje w instytucjach na szczeblu międzyplanetarnym) bardzo przypadł do gustu napój z rośliny Hlumb. Wprawił ją w tak dobry nastrój, że bez długich rozmów podpisała Umowę Galaktyczną na sprzedaż żywej zawartości dwóch oceanów i jednej dżungli. Wysłaliśmy już statki po odbiór towaru. Miło się negocjowało, tylko ta pogoda... Te fronty atmosferyczne i migreny! Sczernieliśmy wszyscy z bólu chyba czterokrotnie! Musimy załatwić jakieś porządne leki. Wyślemy aptekarzom z Kasjopei czternaście skrzyń napoju z rośliny Hlumb. Powinni się odwdzięczyć...
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Zablokowany

Wróć do „Ćwiczenia - część II”