Zycze milego czytania

„PATRZąC ZA OKNO NOCą”
CZęść CZWARTA – KOCUR
Niby zwykły dachowiec, a jednak...
nikt by nawet nie przypuszczał,
że on...
ech, szkoda słów...
tak, wiem...
to nie jego wina
on tylko siedzi
i łypie
i czeka
a ja
czuję zazdrość
w górze jest niebo...
wpatruje się w nie - codziennie
tak mi się wydaje
każdy może się przecież mylić
to jego okno
na nicość, tam w oddali...
gdyby tylko miał drabinę
ale nie – ma ogon
brudny i szary...
nieważny
i łapy...
pełne zniszczonych pazurów
wybija nimi rytm nocy
na starym murze, o tam...
wtedy spogląda, cicho
w moją stronę
prycha obojętnie
ot tak
gdy wyciągam dłoń
jeży się
i tylko skrzyp starych drzwi
zagłusza
jego niepokój i myśli
i moje oblicze
w szarej szybie
niepamiętnie
cisza...
kołysze się, syczy
i dyszy
jak mgła
i wtedy wiem
co czuje lub też nie
gdy patrzy
tak daleko
tam iskrzą się
płoną nadzieje
nie jak tu
gdzie on i ja
gdzie pustynia
i spojrzenia
bezdusznych kamienic
na pomnik
on – bez szczebli
kiedyś drabina na księżyc
teraz włócznie
dwie, drewniane
szargają drzazgami niebo...
i tylko my
kocimi oczami
patrzymy
tęsknota rodzi się
tylko nocą
jak ta
jak każda
wszak nieważna
gdyż bezwładna
niby piękna
może marna
chyba czarna
świata płachta
nasza szansa...