Akcja tekstu
dorapy rozgrywa się w dzień domniemanej Apokalipsy, co w porównaniu z tematem i brzmieniem utworu mogłoby zwiastować niebywałe wręcz stężenie kiczu i patosu. Tymczasem opowieść świetnie wpisuje się w temat, będąc jednocześnie opowieścią kameralną, ale i dramatyczną - w odniesieniu do jednostki, czyli córki podejmującej nieodwracalną decyzję o opuszczeniu rodzinnego domu.
Bez muzyki odbieram tekst pozytywnie. Tempo jest powolne, przez ponad połowę bohaterka leży w łóżku - przypomina sobie wydarzenia poprzedniego dnia (rozbita warga), patrzy przez okno, wreszcie dzięki codziennym odgłosom "ustala pozycję" ojca, by wstać dopiero w trakcie opuszczania przezeń domu. Dalej szybkie przygotowanie, rozmowa z matką i koniec, możemy się tylko domyślać że dochodzi do wyjścia...
Nie jest to więc nic szczególnie oryginalnego, ale podoba mi się. Powiedziane jest tyle, ile trzeba, nie za dużo, nie za mało, nie widzimy twarzy ojca, ale możemy podejrzewać że nie jest beneficjentem zasiłku dla bezrobotnych (ekspres do kawy, rozsuwana automatycznie brama, domek na przedmieściach), że rodzinny problem tkwi gdzieś głębiej.
Do tego kot. Lubię koty. Widać, że
dorapa nie lubi patosu, bo zwierzak nawet nie posłał bohaterce ostatniego, nieszczęśliwego spojrzenia - ja bym się pewnie nie powstrzymał (przed dodaniem czegoś takiego, a nie przed patrzeniem).
Natomiast z muzyką... Hmm, mnie się ten utwór kojarzy zupełnie z czymś innym niestety (właśnie koniec świata, latające bomby, matki patrzące dzieciom w oczy, amerykańska flaga powiewająca na samotnym maszcie... ech, niedobrze ze mną, jestem sztampowy

). Tym niemniej: dostrzegam podobieństwo tempa: początkowe dźwięki fortepianu to sam początek, niewyspanie, kłębiące się w głowie myśli, wątpliwości, potem muzyka ładnie współgra z otwarciem oczu. Kociego fragmentu nie mogę jakoś skoordynować z muzyką (może dlatego, że nie obrywa atomówką...).
Dalej fragment "Zdecydowała w nocy, ale teraz tkwiła nieruchomo, kurczowo zaciskając dłoń na metalu. Wreszcie cicho otworzyła drzwi." wydaje mi się kluczowym momentem przejścia. Następnie rozmowa z matką i ostatnie, decydujące takty utworu: "Idź zanim wróci. Zamknę za tobą.". Surowa końcówka i znów - tylko trochę łez w matczynych oczach, ale bez przesadnych sentymentów. Utwór się ucina i tekst tak samo - nie wiemy, czy naprawdę wyszła, może w ostatniej chwili zawróciła?
Mało prawdopodobne, w końcu to punkt, z którego się nie wraca. Chyba, że punktem tym jest tkwienie w roli ofiary, które to na zawsze pozostanie w naszej psychice...
Nie ma to jak dobra nadinterpretacja. W każdym razie - z muzyką nie czytało mi się tekstu
dorapy jakoś lepiej, nie odnalazłem nowych treści, choć zdaje mi się, że pewne elementy tempa zostały oddane w konstrukcji fabularnej miniatury, a to była chyba najtrudniejsza kwestia w tym zadaniu. Poza tym - to zawsze kwestia indywidualnego odbioru, ja z muzyką w tle czytuję tylko (czasami) podręczniki, więc nie jestem przyzwyczajony do takiego łączenia bodźców.