Punkt, z którego nie ma powrotu

1
Wybierz tekst innego uczestnika. Jak odbierasz sam tekst, a jak tekst z utworem muzycznym w tle? W których miejscach Autor podąża za muzyką, a w których idzie w swoją stronę?

Termin: do środy, 28 listopada, do północy.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

2
Luka w pamięci
Trudno mi powiedzieć dużo o odbiorze tego tekstu, bo jest bardzo krótki, trochę poszłaś na łatwiznę (szczególnie, że miałaś w zanadrzu drugi tekst).

Bez muzyki:
Tytuł zdaje się wskazywać na coś humorystycznego, ale sam tekst trochę rozwiewa to uczucie. Jest o upływie czasu i o tym, że nie można tego zahamować. Trochę tak poetycko pisane, jest dużo metafor, bez rozbudowanych zdań.
(Podejrzewam, nie wiem, czy słusznie, że ten drugi tekst był o śmierci, może nawet o śmierci jakiejś starszej pani. I dlatego nie chciałaś go wrzucić.)

Z muzyką:
Z muzyką to wygląda tak, jakby babcia była w szpitalu, a w tle było słychać dźwięki maszyn podtrzymujących życie. Ale to na początku. Gdy czyta się w innym momencie ścieżki dźwiękowej, babcia siedzi w zgniłozielonym, pluszowym fotelu pełnym serwetek i opowiada. Może podczas swoich kolejnych urodzin?
Podążasz raczej w tonie muzyki, a nie z nią.
Dzwoń po posiłki!

3
Chii.

Bez muzyki.
Czytam tekst, krótka historia, szybko dobiegam końca. Wygląda na domkniętą. Specjalnie mnie nie porusza. Wydaje się mieć za dużo tła, a za mało treści.

Z muzyką.
Dostrzegam teraz jak podobne skojarzenie do moich miała autorka - muzykę również połączyła z deszczem, kroplami na szybie, jazdą pociągiem (metra), widokiem świateł w nocy, tłumem ludzi, zmieniających się dookoła, niejako opływających bohatera. Ten rytm pulsującego życiem miasta. Widzę ten Londyn nocą, tego mężczyznę, samotnego, wyobcowanego w tłumie.
Muzyka dopełnia tekst, wyraźniej działają na mnie opisy. Niemniej teraz mam wrażenie, że ostatnie sceny są za krótkie, napięcie nie dość skumulowane, urywa się nim przebrzmiewa muzyka.

4
Tekst ancepy

Odbieram jako fajną opowieść, równą, pewien rytm w niej jest - spokojny, jednostajny, na końcu trochę szybszy. Trochę patosu w tym jest, ale w końcówce coraz mniej. Można sobie wyobrazić tą kawiarenkę. Czy były tam czerwone ściany i mnóstwo świec? Bo tak właśnie to zobaczyłam. Kobieta na scenie wygląda jak Natasza Urbańska w "1920 Bitwa Warszawska", swoją drogą filmu nie polecam. O, tyle było opowieści o smutnych panach pijących w spelunach, ale wcale mnie to nie znudziło. Podobają mi się wspomnienia z przeszłości, niedużo ich jest, ale te o wujku Samie itp. jakoś domykają cały obraz. Staje się taki bliższy czytelnikowi. No i patos gdzieś odchodzi, obraz mi się rozmywa tam, gdzie już się robi kryminalnie. Bardziej słyszę niż widzę. Pisk hamulców, uderzenie w człowieka, wrzask babki. No i masz, wszystko poszło, a miało być tak pięknie.

Z utworem muzycznym w tle tekst odbieram gorzej. Znaczy ciężko mi się skupić, bo nie znoszę słuchać czegokolwiek przy czytaniu. Obojętne, czy to Nick Cave, czy Lady Gaga. Ale spróbowałam. Po trzech akapitach widziałam bohatera już nie z daleka w tym pięknym wnętrzu, ale bardziej z bliska - minę zbitego psa, zmarszczone czoło, intensywne myślenie, wspominanie. Też troszkę filmowo. Jak Bruce Willis, co mu w jakimś filmie porwali córkę. W utworze zabrzmiały jakieś grzechotki. Oderwałam się, żeby ściszyć. Czytałam dalej, ale myślałam o tych przeklętych grzechotkach, jak one mi strasznie nie pasowały. Przecież akcja nie dzieje się w jakimś buszu. Znów skupiłam się treści i byłam już przy niebieskich oczach. Wyobraziłam sobie uczucia bohatera - to jak ma nadzieję na udany wieczór. Wielką nadzieję. Jakby to był życiowy plan, po którym może spokojnie umrzeć. Znów wnerwiła mnie muza. Znów ściszyłam. Znów wróciłam do tekstu. Tym razem nic mi nie grało, nie zobaczyłam niczego nowego, dotarłam do końca rozkojarzona.

Cięzko mi powiedzieć, czy ancepa w którymś momencie "odchodzi od muzyki w swoją stronę". To wina mojego kiepskiego odbioru dwóch rzeczy naraz. Myślę jednak, że tak jest w końcówce, która jest realistyczna, dramatyczna, ale skromna w opisie. Być może ancepie to bardzo pasowało - zderzenie pięknych wyobrażeń i nadziei bohatera z rzeczywistością. Popatrzcie na któryś teledysk Nickelbacka, dzieje się podobnie. Trywialne czasem problemy w pięknej otoczce. (Oj wiem, śmieją się z Nickelbacka, że to plastikowy rock, ale mam to gdzieś). Ale mi się to wszystko oddala, bo kiedy słucham samego utworu, to w końcówce jestem gdzieś w otwartych, słonecznych przestrzeniach, widzę latające ptaki, bitwę w polu i w ogóle coś w stylu ekranizacji Tolkiena, ale na pewno nie ciemną noc i wypadek na drodze.
ObrazekObrazekObrazek

5
Tekst Konrada Chrisa spodobał mi się z dwóch powodów.

Po pierwsze dlatego, że jest taką męską opowieścią o chwili próby. Przypomina mi niektóre fragmenty "Cienkiej, czerwonej linii", do której co jakiś czas wracam. Nie lubię wojny, nie lubię przemocy, ale wracam, bo czasem potrzebuję się potarzać w takim męskim klimacie. To jest tak, jak w opowieściach o miłości - co innego liczy się w życiu, co innego - w literaturze. Taka miłość jak Cyda i Chimeny w prawdziwym życiu byłaby nie do zniesienia, ale w literaturze jest doskonała. Gdyby mój facet w prawdziwym życiu dał się tak zabić, jak ci z tekstu Konrada Chrisa, to bym go po śmierci zabiła jeszcze raz - za głupotę. Ale w literaturze tacy mi się podobają. Bardzo.

I druga rzecz - kiedy czytałam bez muzyki, końcówka zupełnie nie grała. Te nagrobki i goździki nieuchronnie dryfowały w stronę kiczu, a jeszcze rozmowa dziewczyny z babcią i "żyję dzięki nim" - o rany... ;)
Natomiast z utworem "Point of no return" to ma kompletnie inny wymiar. Bo cały tekst idzie równiutko z muzyką - deszcz to deszcz, światła to światła, warkot rosomaka, głosy rozmawiających. Aż do tego ostatniego akapitu. Tam się rozjeżdża i tam się dzieje rzecz fantastyczna - bo w opowieści jesteśmy w czasie późniejszym i widzimy już tylko skutki, a w muzyce - zostajemy w tym bunkrze, razem z żołnierzami. Słyszymy strzały i jesteśmy z nimi do końca. Jakby się było jakimś jasnowidzem, który jest w tym bunkrze i jednocześnie widzi przyszłość (nagrobki, goździki, dziewczynę) albo odwrotnie - jasnowidz już po wszystkim, widzi to, co było, co widziało tylko tych ośmiu i nie ma świadków, bo żaden z nich nie żyje.

Końcówka nie broni się samodzielnie. Ale z muzyką zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Całość jest świetna jako dzieło multimedialne, jako samodzielny tekst trochę traci. Ale i tak mi się podobał. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

6
Tekst Caroll jest ciekawy bez muzyki, bo wprowadza w świat nierzeczywistych doznań, spotkania z czymś nadprzyrodzonym. "Point of no return" ma w sobie niepokój. Nie wycisza, pobudza, otwiera nieznaną przestrzeń.
Z początku jedziemy nocnym pociągiem a padający deszcz pluszcze jak muzyka. Później budzi się nowy dzień, świat jest promieniście słoneczny. Idziemy na "spacer" przez las, wzdłuż jeziora, w którym odbijają się promienie wschodzącego słońca, wszystko lśni.
Ten fragment bardzo mi współgra z muzyką, bo krople deszczu, lśnienie słońca na wodzie, są jak dźwięki muzyki. Dla mnie w tej muzyce jest zachwyt nad światem, a bohaterka zachwyca się wspaniałością dnia, przyrody. Mimo że pod tym wszystkim jest lęk, niepewność obranej drogi. Ale to uczucie, irracjonalna niepewność, jest w tym utworze.
Bohaterka dochodzi do starej świątyni, wpatruje się w z nadzieją w posąg. Zmienia ubranie, całkiem jakby ten gest miał ją przenieść ze współczesności do przeszłości, a może do miejsca bez czasu (?). Tańcem przywołuje Qilina (Qirina), jakąś istotę nadprzyrodzoną, która przyjmuje od niej dar. "Dla Feng Li zapanowała wieczna ciemność."- śmierć? Niekoniecznie. Dla mnie w tym miejscu tekst mógłby się skończyć.
Kiedy Feng Li wpatruje się w złocistego kirina muzyka przyśpiesza, złoto wlewa się w nią i... Koniec. Koniec muzyki. Nie ma dopowiedzenia. Dlatego ostatnie dwa zdania mogą zniknąć.
Bardzo mi odpowiadają kolory w tym tekście. Wyobrażam sobie tamten świat w złocie, krwistej czerwieni i zieloności młodych liści. To współgra z muzyką.

Podobało mi się.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
padaPada

jest dramatyczna różnica odbiorze tekstu z muzyką lub bez, przynajmniej dla mnie. czytając ten tekst przy muzyce automatycznie słyszę lektora wypowiadającego te podniosłe w sumie słowa. narastająca dramaturgia utworu zgadza się z teksem, ale jedna rzecz mi zgrzyta.
jakoś te retoryczne pytania wytrącają mnie z rytmu. muzyka idzie do przodu, a tekst jakoś pozostaje w "zawieszeniu" (na chwilę).

bez muzyki to wrażenie zupełnie znika i oczywiście widać, że te pytania retoryczne pełnią bardzo ważną funkcję. w ogóle łatwiej się skupić na treści. z muzyką ten monolog po prostu jakoś sam się uzupełnia o zupełnie niepotrzebne wizualizacje.

zasadniczo pP, odwzorowałeś w tekście "krzywą napiecia" muzyki, ale jak dla mnie on lepiej się broni osobno.
"Wow wow wow est"

8
Akcja tekstu dorapy rozgrywa się w dzień domniemanej Apokalipsy, co w porównaniu z tematem i brzmieniem utworu mogłoby zwiastować niebywałe wręcz stężenie kiczu i patosu. Tymczasem opowieść świetnie wpisuje się w temat, będąc jednocześnie opowieścią kameralną, ale i dramatyczną - w odniesieniu do jednostki, czyli córki podejmującej nieodwracalną decyzję o opuszczeniu rodzinnego domu.

Bez muzyki odbieram tekst pozytywnie. Tempo jest powolne, przez ponad połowę bohaterka leży w łóżku - przypomina sobie wydarzenia poprzedniego dnia (rozbita warga), patrzy przez okno, wreszcie dzięki codziennym odgłosom "ustala pozycję" ojca, by wstać dopiero w trakcie opuszczania przezeń domu. Dalej szybkie przygotowanie, rozmowa z matką i koniec, możemy się tylko domyślać że dochodzi do wyjścia...
Nie jest to więc nic szczególnie oryginalnego, ale podoba mi się. Powiedziane jest tyle, ile trzeba, nie za dużo, nie za mało, nie widzimy twarzy ojca, ale możemy podejrzewać że nie jest beneficjentem zasiłku dla bezrobotnych (ekspres do kawy, rozsuwana automatycznie brama, domek na przedmieściach), że rodzinny problem tkwi gdzieś głębiej.
Do tego kot. Lubię koty. Widać, że dorapa nie lubi patosu, bo zwierzak nawet nie posłał bohaterce ostatniego, nieszczęśliwego spojrzenia - ja bym się pewnie nie powstrzymał (przed dodaniem czegoś takiego, a nie przed patrzeniem).

Natomiast z muzyką... Hmm, mnie się ten utwór kojarzy zupełnie z czymś innym niestety (właśnie koniec świata, latające bomby, matki patrzące dzieciom w oczy, amerykańska flaga powiewająca na samotnym maszcie... ech, niedobrze ze mną, jestem sztampowy :P). Tym niemniej: dostrzegam podobieństwo tempa: początkowe dźwięki fortepianu to sam początek, niewyspanie, kłębiące się w głowie myśli, wątpliwości, potem muzyka ładnie współgra z otwarciem oczu. Kociego fragmentu nie mogę jakoś skoordynować z muzyką (może dlatego, że nie obrywa atomówką...).

Dalej fragment "Zdecydowała w nocy, ale teraz tkwiła nieruchomo, kurczowo zaciskając dłoń na metalu. Wreszcie cicho otworzyła drzwi." wydaje mi się kluczowym momentem przejścia. Następnie rozmowa z matką i ostatnie, decydujące takty utworu: "Idź zanim wróci. Zamknę za tobą.". Surowa końcówka i znów - tylko trochę łez w matczynych oczach, ale bez przesadnych sentymentów. Utwór się ucina i tekst tak samo - nie wiemy, czy naprawdę wyszła, może w ostatniej chwili zawróciła?

Mało prawdopodobne, w końcu to punkt, z którego się nie wraca. Chyba, że punktem tym jest tkwienie w roli ofiary, które to na zawsze pozostanie w naszej psychice...

Nie ma to jak dobra nadinterpretacja. W każdym razie - z muzyką nie czytało mi się tekstu dorapy jakoś lepiej, nie odnalazłem nowych treści, choć zdaje mi się, że pewne elementy tempa zostały oddane w konstrukcji fabularnej miniatury, a to była chyba najtrudniejsza kwestia w tym zadaniu. Poza tym - to zawsze kwestia indywidualnego odbioru, ja z muzyką w tle czytuję tylko (czasami) podręczniki, więc nie jestem przyzwyczajony do takiego łączenia bodźców.

9
Wizimir pisze:pewne elementy tempa zostały oddane w konstrukcji fabularnej miniatury, a to była chyba najtrudniejsza kwestia w tym zadaniu.
Dzięki. <3 Namęczyłam, by to choć trochę wyszło. Dokładnie robiłam to tak, że podzieliłam tekst na wyraźne cząstki utworu, co do sekundy (choć to zależy, jak kto szybko czyta, to mnie zgrywało). Oczywiście przed wrzuceniem wykasowałam te minuty i sekundy.

Wizimir w codzienności za oknem rzadko latają atomówki, za to często ludzie chcą uciec z domu.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

10
Toć ja wiem i chwalę Twoje podejście, dorapo. Tekst świetnie wpisuje się w zadany temat, jest przy tym prawdziwy i ze sporą dawką dramatyzmu. Odnoszę się tylko do skojarzeń, jakie utwór "Point of no return" we mnie wyzwolił. Po tekstach widać zresztą, że nie tylko we mnie ;). Tym większy szacunek dla tych, którzy tempo muzyki przełożyli na codzienne, życiowe zdarzenia...
“One day I will find the right words, and they will be simple.” ― Jack Kerouac

11
Wybrałam tekst Thany i już mówię dlaczego.


Bez muzyki - to smutna i zaskakująca historia motyla/ćmy, która minęła się ze swoim powołaniem. Sam tekst bardzo mi się podobał, w jakiś sposób przygnębiający, nigdy nie przyjęłam takiej perspektywy, że życie motyla może być smutne.

Z muzyką - Tekst jest idealnie dopasowany do muzyki, być może miałam podobne tempo czytania. :) (kończy sie 1:30)

Bardzo podobał mi się pomysł, który Thana przeniosła prosto z muzyki - monolog. Genialne w swojej prostocie. (Zachwycam się ponieważ nieświadomie też na to wpadłam w swoim tekście, a na koniec na siłę dorzuciłam fragment dialogu, wiec w tym wypadku chwalę T. za konsekwencję. :)

Nie mam świetnego słuchu muzycznego, myślałam, ze muzyka nie będzie mieć wpływu na odbiór tekstu. Ale nawet moje ucho, które zostało nadepnięte przez słonia wychwytuje to, że melodia się rozwija.

Najpierw to tylko kilka dźwięków, być może to tylko jeden instrument (wybaczcie nie wiem ile!) odzwierciedla ten etap w życiu poczwarki, gdzie tak naprawdę jest w ciemności i bezpieczna. Świat nie oddziałuje na nią wieloma bodźcami, jest tylko jedną znajomą melodią.
Thana pisze:Pewnego dnia, zupełnie nagle
do podstawowej melodii dochodzą dodatkowe dźwięki. Dla poczwarki to nowość, w melodii jest więcej emocji.

Każdy kolejny akapit to nowe dźwięki i instrumenty w muzyce. Ostatni akapit jest już symfonią i nie dziwię się przerażeniu motyla. Wielość dźwięków i emocji w muzyce dąży do jakiegoś wybuchu, którego czytelnik się spodziewa i jest on wyrażony w ostatnich słowach, w niemożności uniknięcia śmierci poprzez spalenie.

Dla mnie to taka alegoria wędrówki poprzez życie, od narodzin do śmierci. Każdego dnia melodia rozwija się, ale zamiast wielkiego finału- koniec i nagła cisza.

Z muzyką tekst zwiększa siłę przekazu, oddziałuje na większą ilość zmysłów.

Po pierwszym czytaniu pomyślałam - Biedny motylek.
Przy drugim, z muzyką. - Biedna ja. :(

12
Wizimir

Jak tylko usłyszałem kawałek wybrany przez Thanę, czułem, że nie pomoże mi w odbiorze tekstu - ja nie czytam przy muzyce, podzielność uwagi u mnie nie działa. Do czytania chcę mieć ciszę, czytanie ze słuchawkami na uszach, przed telewizorem lub w pociągu u mnie odpada.

Wybrałem tekst Wizimira, ponieważ czytałem go z przyjemnością (bez muzyki) - lubię taka długość zdań, ich konstrukcję, ogólnie: sposób opowiadania. Jest b. dobrze, przemawia do mnie.

Byłem mocno zdziwiony, czytając przy muzyce - w tym przypadku tekst i muzyka ładnie się uzupełniają. Co najlepsze, muza zostaje gdzieś z tyłu - tekst jest równie wyraźny, jak przy czytaniu w ciszy. Widać tu pracę autora, który kreuje świat a muzyka zwiększa doznania: gdy bohater idzie przez las - czujemy niepewność, gdy przyśpiesza (rozrywam płaty trawy, super), to biegniemy razem z nim; potem euforia, gdy znajdujemy samotny domek i końcówka, gdy rozumiemy wszystko.

Podoba mi się wyraźny, lecz nie dominujący wpływ muzyki na rytm tekstu - muza decyduje o tempie, przyśpiesza i zwalnia. Zastanawiam się, czy Wizimir napisałby ten tekst podobnie bez inspiracji muzyką?

13
ancepa pisze: smutna i zaskakująca historia motyla/ćmy, która minęła się ze swoim powołaniem.
ancepa pisze:Po pierwszym czytaniu pomyślałam - Biedny motylek.
Przy drugim, z muzyką. - Biedna ja.
Dziękuję, Ancepo. Tak, właśnie to napisałam. Po raz kolejny w Dzikości poczułam się w stu procentach zrozumiana. Niesamowite uczucie. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

14
Pisanie "pod" muzykę jest niezwykłym doznaniem. Już wcześniej kilka razy to zrobiłam i nigdy nie było łatwo.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

15
Pilif, dziękuję Ci bardzo. Pisałem to na szybko, za jednym posiedzeniem, starałem się "popłynąć" za muzyką nie mając czasu na jakieś dokładne rozpisanie tempa, czy inne tego rodzaju wynalazki.
Muszę powiedzieć, że to pierwszy raz kiedy pisałem pod konkretny utwór. W tym przypadku to muzyka była dominująca, a opowieść tylko szła wyznaczonym przez melodię rytmem. Tym bardziej cieszę się, że nie została przez nią zagłuszona. Odpowiadając na pytanie - gdyby nie muzyka, to nie napisałbym w ogóle, albo w kompletnie innej formie.

Więc dzięki Pilif i dzięki Dzikość (a raczej Thano) - wpadłem tu na dwa ćwiczenia, a i tak doświadczyłem czegoś nowego ;).
“One day I will find the right words, and they will be simple.” ― Jack Kerouac
Zablokowany

Wróć do „Ćwiczenia - część II”