Latest post of the previous page:
Kłania się brzytwa Lema. Skutkuje w 99 przypadkach na 100
Latest post of the previous page:
Kłania się brzytwa Lema. Skutkuje w 99 przypadkach na 100Fantastyka jest rodzajem fikcji, tak, jak i realizm. Fikcja ma więc znaczenie nadrzedne, które można przeciwstawić tekstom naukowym czy dokumentalnym. Ale, jak to często bywa, dobry pisarz, to nie ten, który idealnie wpsuje się w ramkę tego czy innego gatunku licząc odruchy nabywcze czytelnika. Dobry pisarz opisuje problem, tak jak uważa za najlepsze, często zacierając granicę między gatunkami. Stąd wzięła się parafikcja, czy powieść historyczno przygodowa.Preissenberg pisze:cała literatura, prócz ta faktu i dokumentalna - to fikcja, fantastyka
Być może to jest właśnie jeden z powodów, dla którego to jest rażące.Romek Pawlak pisze:To teraz krótki eksperyment myślowy: ile potrafisz wymienić książek, które choć wydane w FS, uznajesz za niefantastyczne. Kilka?
Bo wiesz... myślę, że oferta FS to jakieś 80-100 tytułów rocznie![]()
Zasadniczo tak, ale dla mnie nie jest takie straszne ważne, czy fantastyka jest istotą sprawy, czy tylko ornamentem. A np. w "Pieśni Lodu i Ognia" elementy fantastyczne podobają mi się w tym samym stopniu, co cały ten pseudośredniowieczny pseudorealizm (bo pewnie historycy rwą włosy z głowy, ale ja, laik, jestem zachwycona).Romek Pawlak pisze:Kłania się brzytwa Lema. Skutkuje w 99 przypadkach na 100
Wydaje mi się, że tym krytykującym fantastyczność tekstu objawia się wraz z jego niedoskonałościami. Być może przestaje wtedy działać efekt zawieszenia niewiary. Tego nie można wykluczyć. Ale uważanie fantastyczności utworu za wadę z założenia jest po prostu... dziwne.Co czyni Krytyk, gdy nijak już nie może zlekceważyć utworu, a zewsząd wyłażą mu zeń roboty, sztuczne inteligencje i statki kosmiczne? Ha, starsi stażem czytelnicy SF znają ów manewr doskonale! W takim bowiem przypadku zaczyna się recenzję od frazy-kodu: „Mimo pozorów SF...” (Są warianty. „Chociaż wykorzystuje sztafaż SF...”, „Pomimo iż odwołuje się do tradycji science fiction...” etc.) Tym sposobem dokonuje się przejście - książki i jej autora - w sferę bardziej przychylnych skojarzeń estetycznych, co pozwala potem docenić w tekście wartości ogólnoliterackie, bez konieczności otwierania się Krytyków na specyficzne rodzaje wrażliwości.
Problem fantastyki to jej bylejakość. Wymieniasz Dukaja i Lema. Trochę mało, żeby przekonać krytyków o wartości SF jako takiej. Niestety, obraz tej literatury został ukształtowany przez dziełka popularne, miałkie i jedynie rozrywkowe. Cóż więc dziwnego, że odruchem krytyka chcącego przedstawić dobrą książkę SF szerszej (niefantastycznej) publiczności jest odzieranie jej z całego "zmyślonego" sztafażu? Moim zdaniem, więcej krzywdy SF robią nie krytycy, ale marni autorzy.tolo pisze:Wydaje mi się, że tym krytykującym fantastyczność tekstu objawia się wraz z jego niedoskonałościami. Być może przestaje wtedy działać efekt zawieszenia niewiary. Tego nie można wykluczyć. Ale uważanie fantastyczności utworu za wadę z założenia jest po prostu... dziwne.