61

Latest post of the previous page:

Dzień 27
Ja nie wiem, od 2 tygodni niemal co dzień jestem wykończona, ktoś mi kradnie czas, zalewają mnie deadline'y i w ogóle życie mnie policzkuje. Muszę mu w końcu oddać za swoje. Maraton zbliża się do końca, a ja gdzieś tkwię w otchłani, czarnej du... dziurze.

Dzisiaj przy motywujących fluidach Florentyny i Maszyny, i jej "Kosmicznej miłości", trochę poszła praca do przodu. Zaczęło mi się wszystko łączyć, trochę znaków przybyło. Pewnie nie dam rady skończyć mojej jednoaktówki w 3 dni, ale jest nadzieja, że w 10 się wyrobię. Brakuje mi tytułu.
Dzwoń po posiłki!

62
Chii, to zrób tak: wchodzisz do pokoju, bierzesz bejsbola, ustawiasz się gdzieś przy drzwiach i czekasz aż ten nicpoń przyjdzie kraść. I wtedy go łubudu!
Później możesz z nim zrobić, co Ci wyobraźnia podpowie ;)
Chii pisze:Brakuje mi tytułu.
Znam ten ból...
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

63
B.A.Urbański pisze: Później możesz z nim zrobić, co Ci wyobraźnia podpowie ;)
http://3.bp.blogspot.com/_g5B1__uNgYI/T ... rinchF.jpg :twisted:

Dni 28 i 29
Dzisiaj i wczoraj w sumie około 6000 znaków. Ten tytuł nie daje mi spokoju. A właściwie jego brak. Do tej pory na samym początku wpadał mi do głowy zawsze jakiś pomysł. Czasami się zmieniał, ale sens zwykle pozostawał ten sam. A tutaj nic, kompletne zero. Chyba jeszcze raz muszę przemyśleć, o czym piszę i dlaczego, może to coś zmieni na lepsze?...

Dobra, dojrzałam wreszcie do tej decyzji i ogłaszam, że przesuwam sobie końcówkę maratonu na początek lutego. Prawdę mówiąc przez ostatnie 2 tygodnie prawie nic nie napisałam i teraz przerzucam sobie te 2 bezproduktywne tygodnie na luty. Wiem, niszczę system. Podyktowane to jest względami takimi i śmakimi, i w ogóle. Być może skończę tylko tę jedną jednoaktówkę do końca stycznia (bo mam deadline), a być może nie. Zatem znikam. Adieu.
Dzwoń po posiłki!

64
Dzień dobry wieczór, dzieciaczki.

Otóż przypominam się Wam i ostrzegam przed rychłym powrotem. Zrobię krótkie podsumowanie tych dwóch tygodni, które minęły, bo jednak coś się przez nie wydarzyło. Będzie też update celów na dwa tygodnie, czyli też niewielkie podsumowanie tego, co zrobiłam.

Na początku muszę stwierdzić, że bardzo mi się przez tę nieobecność maratonową akumulatorki naładowały i jestem zwarta, i gotowa do pracy. I pojawił się entuzjazm. Uporałam się z rzeczywistością i wszystkimi dręczącymi sprawami. Zaczęły się w moim życiu pojawiać świetne sytuacje. Mój umysł zmienił się w czystą kartkę papieru i mogę sobie teraz swobodnie po niej gryzmolić. A propos gryzmolenia... SKOŃCZYŁAM swoją jednoaktówkę. Mój dorobek powiększył się o jeden, skończony (!!!) tekst, który wysłałam na konkurs. W moim przypadku skończenie czegoś tak długiego zwykle graniczy z cudem, ale jest, udało się, proszę państwa. Tak naprawdę kończyłam ją wczoraj i dzisiaj, bo dopiero teraz byłam w stanie połączyć bardzo niespójne fragmenty i wymyślić tytuł. Oczywiście pod presją czasu, bo do dzisiaj miałam deadline'a. Stron 21, znaków 33 000. Jestem zadowolona, bo monodram jest cholernie trudny.

To teraz poodhaczamy:
- jednoaktówka za młodu - wyszlifowana - jak bum-cyk-cyk, wielki, zielony PTASZEK
- jednoaktówka jeszcze nieokreślona - szlif cienką kreską - wykreślone, miało być na konkurs, ale nie spodobały mi się zapisy w regulaminie
- Piłowe opo (jeszcze do decyzji) - wykreślone
- jednoaktówka na cztery palce - zarys, średniogruby - są jakieśtam zarysy, pomysł, będziemy walczyć, mam termin do marca, więc się uda
- opracowanie serii krótkich scenariuszy - wersja 1, może być bełkotliwa - są pomysły spisane, chaotyczne, będę trochę walczyć
- scenariusz krótkometrażówki (do 5-10 min) - spisanie pomysłu wystarczy
- 3 razy tygodniowo tekst o filmie (min. 2/tydz., dodatkowo tekst trzeci, bo muszę nadrabiać) - poległam, kajam się, obiecuję poprawę
- załóżmy, że minimalnie ma być 10 + wybranie kilku najlepszych i upiększenie
- 5 dobrych wierszy co najmniej - jeszcze przede mną, może się uda ze 3

Dodam sobie do tego jeszcze jeden tekst bardziej naukowy, do 10 stron, na którego napisanie mam chrapkę.

Z założeń innych, to dam skróconą listę, bo część już odhaczona.
- złożenie wszystkich docsów (progres: 2/6-8), przez te 2 tyg. się z tym ogarnę
- 日本語 przypomnieć znaki (200 na początek) - mój japoński leży i kwiczy, znaki, jak widzę, to rozumiem, ale czytać... odczytuję po chińsku... masakra
- wypełnić min. jeden blejtram i coś z flamastrami, bo mi schną (tablet ewentualnie) - zaczęłam, ale nie skończyłam, odnalazłam terpentynę, to mogę zacząć wącha... znaczy malować
- gitara w kącie leży, rozstraja się beze mnie, pobrzdąkać

To jeszcze sobie dodam takie ćwiczenia z fajnej książki, którą ostatnio znalazłam, a nie miałam czasu: Awareness Through Movement.
Dzwoń po posiłki!

65
A na czym polega takie ćwiczenie?
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

66
Dzień 1 z 10
Jest taki teleturniej. To teraz pani z numerem siedem.

Czyli inaczej kończenie maratonu. Trochę tutaj oszukuję (albo jestem uczciwa :P), ale co tam.

Więc dzisiaj się wzięłam za swoją jednoaktówkę. I napisałam piosenkę do niej. Słowa. Na jedną stronę. Będzie taką dziwną wstawką. Jutro może dojdą jakieś sceny. Mam czas na to do końca marca. No, i tym razem mam tytuł. Ba dum tsss.

Wrócił do mnie pomysł stworzenia serialu animowanego, oczywiście bardzo krótkiego. Na razie wymyślałam głosy (gardło krzyczy pomocy) i mam jedną postać opracowaną. Może w 9 dni coś wymyślę i spiszę, bo mnie to kręci.

Pozaczynałam znów trochę tekstów filmowych. I jakoś postaram się je skończyć. Na razie Downton Abbey mnie wciągnęło, choć ja praktycznie nieserialowa jestem.



B.A. To jest książka o świadomości ciała, więc ćwiczenia właśnie polegają na wycwiczeniu świadomości... czy jakoś tak. ;)
Dzwoń po posiłki!

67
Dzień 2 z 10 oraz 3 z 10,
czyli pan z numerem 9.

Wczoraj pisałam o kampie. I pracowałam. Właściwie próbowałam. Myślałam i wymyśliłam, że ja to jednak napiszę. W dwóch wersjach. Tylko jednej nie opublikuję.

Dzisiaj dalej męczyłam kamp i pewnie jutro go wymęczę. Dorwałam też ścieżkę dźwiękową kinowych Les Miserables i załamałam ręce. Potem dorwałam ścieżkę Les Mis z warszawskiej Romy i ręce mi wróciły do normalnej pozycji. A później stwierdziłam, że moja jednoaktówka będzie kiczowata (kampowa?) i każę bohaterom więcej śpiewać, i pląsać, i robić mnóstwo dziwnych rzeczy. I jeden będzie mówił Allenem Ginsbergiem. I będzie dziwnie. Bęc.

Nie mam się czym więcej pochwalić, to teraz będzie anegdotka.

Siedzę sobie sama w kawiarni i piszę na kompie. Nagle jakiś gość o ciemnej karnacji i sumiastym wąsie (Arab?), który usadowił się za mną, wstaje i do mnie podchodzi.
- Przepraszam panią, czy mógłbym o coś zapytać? - pyta nienaganną polszczyzną.
- Słucham?... - odpowiadam nieco zdziwiona.
- Te włosy... czy to peruka?
Ba dum tsss.

Mogłabym skończyć opowieść w tym momencie i spuentować, że jestem sztuczna jak Jola Rutowicz (albo Grycanki) na różowym kucu, ale był i ciąg dalszy.

- Eeeee, nie, dlaczego?... - zapytałam, z mieszaniną niedowierzania i wyrzutu w głosie.
Spod sumiastego wąsa roztworzyły się jego usta.
- Dzięki Bogu. Kapitalnie. Piękne włosy.
- Eeeee... dziękuję?

I se poszedł, mamrocząc pod nosem "kapitalnie, kapitalnie" i zerkając na mnie jeszcze kątem oka.

No proszę, czyli te odżywki to jednak działają! ...W pewnym sensie.
Morał: muszę częściej sama szwendać się po kawiarniach.
Dzwoń po posiłki!

68
Dzień 4 z 10,
czyli na ostatnią chwilę.

Dwadzieścia minut przed czasem wysłałam kilka tekstów na konkurs, o którym na śmierć zapomniałam. Ale i tak jestem mistrzynią deadline'ów. Wspominałam już o tym, jak 5 minut przed zamknięciem biura wparowałam...... Nieeeee?... Szkoda.

Przez 2 godziny pisałam króciutki tekścik o kampie. Musiał mieć nie więcej niż 2000 znaków. I go skracałam, i skracałam, i skracałam i nic. W końcu jakoś poszło, ale tuż na granicy.

Dużo czasu mi dziś i wczoraj zeszło na podróżach, więc się głównie dokształcałam. I tyle. Mam dość Susan Sontag.
Dzwoń po posiłki!

69
Dzień 5 z 10
Coś tam, coś tam. Ziemniak.
Dzwoń po posiłki!

70
Ziemniak? Tekst o ziemniaku?
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

71
Chii, dlaczego ci pyry chodzą po głowie? ;)
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

72
Ja myśle, że Chii zamiast pisać, piChcii sobie sałatkę i tylko tożsamości jednego składnika jest pewna :P

73
Dni 6 i 7 z 10
Marchewka.

Tyle w odpowiedzi.
Dzwoń po posiłki!

74
Dzień 8 z 10
Boczek.


Dzień 9 z 10
Dzisiaj trudna recenzja. Na razie strona. Jutro skończę.
Dzwoń po posiłki!

75
Boczek? Jaki boczek? Wędzony? :)
Pomysł z sałatką wydaje się coraz bardziej trafiony... Może skusisz się na opowiadanie kulinarne ;)?

Trzymam kciuki i powodzenia!

76
MatMot, jak dla mnie to wyszedł niezły obiad. Ziemniory (puree), marcheweczka (gotowana) i boczunio (uwędzony i usmażony... albo upieczony). Opowiadanie kulinarne? Omnomnomnom. :D

Dzień 10 z 10
Skończona recenzja. Zawiśnie nieco później. Może jutro? Zobaczymy.


Maraton oficjalnie zakończony. Mogę się wreszcie zająć sobą. (Jeeeeeeej! :P)


Założenia zrealizowane w 80%. Może 70%, a może mniej? Ale przecież liczy się jakość, nie ilość, co nie? W każdym raz robię sobie teraz przerwę od pisania (regularnego). Chciałabym jeszcze skończyć swoją jednoaktówkę do końca marca, więc się może wyrobię. Recenzje filmowe będą najczęściej raz na tydzień, bo ktoś mi znów czas ukradł. No i co jeszcze? Tyle, powodzenia wszystkim innym maratonowiczom. :)
Dzwoń po posiłki!

Wróć do „Maraton pisarski”

cron