46

Latest post of the previous page:

Escort pisze:Poczytałem ten temat i trochę realniej chyba podchodzę do życia. Mimo że jest to smutne życie.
Nie potrafiłbym mieć wyimaginowanego słuchacza czy przyjaciela. Ja w ten sposób walczyłem ze strachem w czasach podstawówki, ale dziś jestem starszy. Z tym misiem to serio? Bez urazy, ale to dla mnie baaardzo dziecinne podejście.
Ja zaczęłam pisać o swoich wyimaginowanych przyjaciołach - i nieprzyjaciołach ;)

Co misia się nie wypowiem ;), poza taką uwagą techniczną: czytanie na głos gotowego tekstu może świetnie wyłapać nienaturalne dialogi, zbyt karkołomne zdania w opisach, powtórzenia itd. I wtedy już jednak lepiej misiowi niż jakiejś niewinnej świadomej ofierze.

Natomiast efekt końcowy zawsze warto pokazać komuś, kto da sygnał zwrotny. Niestety z ryzykiem, że skrytykuje. Na krytyce (zazwyczaj, o ile jest merytoryczna) można się wiele nauczyć. Pochwały uskrzydlą. Warto pokazywać tekst komuś, kto podziela nasze spojrzenie na literaturę (ja nie lubię np. groteski i miłośnik groteski nie miałby ze mnie wiele pożytku).
Internet daje teraz cudowne możliwości w kwestii szukania betareaderów.

Mam wrażenie, że z pisaniem jest jednak jak ze sportem - regularne treningi to i radość, i dyscyplina, i czasem trzeba zacisnąc zęby i przeczekać, jak się nie udaje.
Anna Nieznaj - Cyberdziadek
Nocą wszystkie koty są czarne
Gwiezdne wojny: Wróg publiczny

47
Escort, znasz może "Alchemię słowa" Jana Parandowskiego? Gorąco polecam! Na zachętę zacytuję fragment:
Podczas pracy, kiedy potrzeba uwagi, świeżości umysłu, pamięci, wszystko jest dobre, co je potęguje. Schiller trzymał nogi w zimnej wodzie, podobnie Balzac pracował nieraz boso z nogami opartymi na kamiennej podłodze, Byron zażywał laudanum, Prus wąchał mocne perfumy, Jacobsen hiacynty, ktoś inny zgniłe jabłka. Ibsen, który zresztą nie gardził kieliszkiem, darł przy pisaniu niepotrzebne papiery i gazety. Rousseau podniecał swą myśl, stojąc w słońcu z odkrytą głową, Bossuet pracował w zimnym pokoju z głową owiniętą futrem (...) Milton radził sobie najlepiej, gdyż dyktował leżąc na niskiej sofie z głową zwisającą do ziemi.
A Ty się misia czepiasz! ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

50
Tak lekko odkopie. temat.
Ją nienam problemu z zapałem,pisanie to dlamnie przyjemność,a patrzenie na wydrukowane wyppociny daje sadysfakcje.
Jednak gdy mam problem z pisaniem poraz kolejny tego samego,to odkładam to na bok i "tworzę" coś w miarę pisania. Krótkie opowiadania idzie zrodzić z dosłownie niczego,a to według mnie odswierza. No i to też dobre ćwiczenie. Polecam więc takie odskocznie.
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

51
Kwestie natchnienia i jego braku, zapału słomianego, czy też nie, to jest temat do szerszej dyskusji. Załóżmy sytuację: Pisać człowiek chce i potrafi. Ma styl, zasób słów, tzw lekkie pióro, ciągle słyszy, ze jego opowieści są godne opisania, tra la la, itd, itp...... ale właśnie. Komputer jest pełen tekstów przerwanych po dwóch, trzech stronach ( ja zaczynałem jeszcze dawno temu, mam sterty takich maszynopisów), natchnienia starcza na kilkanaście wersów, potem koniec i ani słowa dalej. Przykład? Proszę bardzo ( z cyklu "Nie jesteś sam" ), moje ostatnie opowiadanie i jego statystyki- zacząłem pisać miesiąc temu, mam 19500 tysiąca znaków na 4 stronach, czas pracy w tym czasie........;)).......... 2 godziny, 41 minut i parę sekund. A tutaj czytasz o kilkusetstronicowych powieściach, kilku w zanadrzu, dobijaniu się do bram wydawnictw całymi latami. Powstaje pytanie o treści " Na ile jestem leniwy, a na ile faktycznie utalentowany literacko ? " To takie moje rozwinięcie pojęcia "słomianego zapału".

53
cranberry pisze:Jack Wolf, no, to nie nam oceniać :D
Ale z czystej, bezproduktywnej ciekawości i chęci pogadania - a wiesz, co w tym tekście miałoby być dalej i tylko nie chce Ci się zapisywać, czy problem właśnie w tym, że utknąłeś fabularnie w martwym punkcie i nie masz siły wymyślać?
To jest tak: Zarys mam. Taki budynek w stanie surowym. Zbieram w myślach szereg historii, autentycznych i mniej autentycznych, z okresu trzech lat pracy w ochronie pewnego hipermarketu. Kawał drogi mojego życia, wiele autentycznych postaci, szereg anegdot do opowiedzenia, plus szczypta fantazji, rzucone w tygiel, mają dać końcowy efekt. Narrację prowadzę w pierwszej osobie. Tak mi się tworzy zdecydowanie najlepiej, ponadto nie muszę wymyślać świata, tylko go sprawnie opisać. A taki temat może zdobyć czytelnika. Hipermarket, to coś bliskiego. Nieco bardziej, niż kolejne sny smoków, walki o tron, zemsty Hagala, Vardala i Globelixa, księżniczki na koniach, czy kody Lucyfera z podziemi Watykanu, lub dachu wieży Eiffla. Podziwiam masochizm ludzi, czytających tomiska na powyższe tematy. Ale!....Już odbiegam od sedna..... Co ja mówiłem? Właśnie, budynek w stanie surowym! Resztę dobudowuję na zasadzie błysków, w pewnej chwili coś przychodzi do głowy, niekiedy nagle, a najczęściej kompletnie niespodziewanie. Do tego potrzebuję entuzjazmu,czystej głowy, oraz dobrego nastroju. A ostatnio cholernie mi się w życiu nie wiedzie, mam szereg depresji egzystencjalnych, nie wiem, czy jestem kompletnym zajobem, czy kimś niespełnionym, czy też może mamy role przypisane odgórnie tutaj, trzeba tylko swoją ścieżką podążać? Osobowość typu "Obrazoburca", wedle Enneagramu, krzyżem moim jest i przekleństwem jeszcze większym. Lepiej mają ci, co słuchają Weekendu, kładą kafelki na metry i zamieszczają demotywatory na Facebooku. Nasze ulice, ale ich kamienice ;))))))

54
To po prostu znaczy, że masz problem z planowaniem i świadomą pracą nad tekstem, a korzystasz tylko z tych chwil, w których ci się centra twórcze odblokowują spontanicznie.
Na to jest tylko jedna rada.
Podjąć się czegoś cholernie trudnego, zaprzeć się, przejść trudne etapy, dokończyć i poczuć satysfakcję. Absolutnie nie musi to być tekst literacki, bo te umiejętności są przekładalne.
Poza tym musi ci się coś kilka razy nie udać mimo najlepszych chęci, żebyś z tego wyciągnął wnioski. Jeżeli nadal będziesz chciał pisać, to ok.
Może już masz takie doświadczenia i możesz z nich skorzystać. Natchnienie jest fajne i warto z niego korzystać, ale warto się też nauczyć magazynować inspirację.
Niepowodzenia życiowe są w ogóle przydatne, bo uczysz się przeorywać je czołgiem, a doły egzystencjalne dają nam dużo wiedzy o nas samych (nie zawsze przyjemnej - ale czasem zaskakująco podnoszącej na duchu).
Z drugiej strony "opowiadanie sobie" historii, których akurat nie masz ochoty przelewać na papier to nic złego, sama tak robię, lepsze niż kino.
http://notkostrony.blogspot.com/
O nauce, literaturze i innych rzeczach niezbędnych do życia.

55
W temacie motywacji:

Zapraszam na mój blog:

http://projekt-powiesc.blogspot.com/

Mam nadzieję, że nie jest to łamanie regulaminu.

Sam biorę się na serio za pierwszą powieść. Myślę, że obserwowanie tego jak mi idzie może komuś pomóc.
"I love being a writer. What I can't stand is the paperwork." Peter de Vries

56
inatheblue pisze:To po prostu znaczy, że masz problem z planowaniem i świadomą pracą nad tekstem, a korzystasz tylko z tych chwil, w których ci się centra twórcze odblokowują spontanicznie.
Na to jest tylko jedna rada.
Podjąć się czegoś cholernie trudnego, zaprzeć się, przejść trudne etapy, dokończyć i poczuć satysfakcję. Absolutnie nie musi to być tekst literacki, bo te umiejętności są przekładalne.
Poza tym musi ci się coś kilka razy nie udać mimo najlepszych chęci, żebyś z tego wyciągnął wnioski. Jeżeli nadal będziesz chciał pisać, to ok.
Może już masz takie doświadczenia i możesz z nich skorzystać. Natchnienie jest fajne i warto z niego korzystać, ale warto się też nauczyć magazynować inspirację.
Niepowodzenia życiowe są w ogóle przydatne, bo uczysz się przeorywać je czołgiem, a doły egzystencjalne dają nam dużo wiedzy o nas samych (nie zawsze przyjemnej - ale czasem zaskakująco podnoszącej na duchu).
Z drugiej strony "opowiadanie sobie" historii, których akurat nie masz ochoty przelewać na papier to nic złego, sama tak robię, lepsze niż kino.
Tak,celne spostrzeżenia. Ostatnio zmieniłem podejście do pisania, nie rzucam się już na przypływy fantazji. Inaczej myślę, pisząc, gdyż dotarło do mnie, że do tej pory, wiele z moich tekstów jest zrozumiałe tylko...dla mnie.Ale dzisiaj dokończę lekturę Zapory Huberta Hendera- mój dobry kolega z wioski, szlaki przetarł. Wydał kryminał z elementami thrillera, dzięki niemu powróciła mi motywacja twórcza,. Ambicję poruszył.

57
Moja pomoc może okazać się lichą, ale spróbuję Ci przedstawić jak ja to rozwiązuję:

Jeśli mam w głowie pewne emocje czy klimaty którymi chcę się podzielić - bo stety/niestety zawsze od tego zaczynam - wyobrażam sobie sceny. Jak w filmie. Z wieloma malutkimi szczegółami. Barwy jakie otaczają "mój świat".
Dopiero z czasem wyłaniają się z niego postacie, historia, dialogi. Wtedy łatwiej przysiąść i zacząć coś od zera. Gdy sam nie wiesz co tak na prawdę przyniesie koniec. Spróbuj patrzeć na fabułę w opowiadaniu z perspektywy zaciekawionego dziecka.
Mniej w głowie sam zarys i puentę. W miarę pisania odkrywaj przed sobą kolejne ciekawe części i aspekty. Pisanie to dla mnie najciekawsza z części, mam nadzieję, że dzięki mojej odpowiedzi jako tako Ci pomogłam.
Pozdrawiam.

58
Krzywawieża pisze:Moja pomoc może okazać się lichą, ale spróbuję Ci przedstawić jak ja to rozwiązuję:

Jeśli mam w głowie pewne emocje czy klimaty którymi chcę się podzielić - bo stety/niestety zawsze od tego zaczynam - wyobrażam sobie sceny. Jak w filmie. Z wieloma malutkimi szczegółami. Barwy jakie otaczają "mój świat".
Dopiero z czasem wyłaniają się z niego postacie, historia, dialogi. Wtedy łatwiej przysiąść i zacząć coś od zera. Gdy sam nie wiesz co tak na prawdę przyniesie koniec. Spróbuj patrzeć na fabułę w opowiadaniu z perspektywy zaciekawionego dziecka.
Mniej w głowie sam zarys i puentę. W miarę pisania odkrywaj przed sobą kolejne ciekawe części i aspekty. Pisanie to dla mnie najciekawsza z części, mam nadzieję, że dzięki mojej odpowiedzi jako tako Ci pomogłam.
Pozdrawiam.
Dziękuję:) Dla mnie proza to Rybowicz , Hłasko, Himilsbach. W taki sposób patrzę na świat. Życie samotnika i outsidera, w małej, dolnośląskiej miejscowości, ma wpływ na wszystko. Ale...... Sklecę coś, zamieszczę, to będzie jaśniej w temacie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron