Baśka Sęk pisze:No cóż... jak w temacie. Ktoś odpowiedział wcześniej niż zapowiadał, reszta ma jeszcze duuużo czasu, a pierwszy wydawca nie chce przeciągać sprawy w nieskończoność. Prawdopodobnie dlatego jest konkurencyjny w kwestii terminów, nie chce zostać okradziony z potencjału autora. I już, już jest w ogródku, już wita się z gąską, wręczając umowę wydawniczą do podpisu w trybie pilnym. Co robić? Informować pozostałych o zaistniałej sprawie? Wyrzucają tekst do kosza, czy rozpatrują w szybszym tempie. A może uważają, że to prowokacja. Mam drobne doświadczenie w tej kwestii, ale nie wiem, czy moje domysły są słuszne. Dlatego "ciekawam"

Waszych odczuć. Pozdrówka!
1. Za Grimzonem – przeczytać umowę, potem jeszcze raz przeczytać i dać prawnikowi. Nie będzie to kosztować "parę złotych", ale warto.
2. Negocjować – jeśli komuś się tak śpieszy, to należy zachować spokój, nie poddawać się presji czasu i zastanowić się, co w umowie można/trzeba poprawić. Wszystko w umowie da się negocjować i należy: (a) ograniczać pola eksploatacji, (b) skracać czas obowiązywania licencji, (c) żądać wykreślenia nieprzyjemnych zapisów. Wydawca sporządza zawsze umowę tak, aby broniła jego interesów, a my musimy zadbać o swoje.
3. Jeśli pozostali wydawcy podali termin, w jakim się ustosunkują do naszego maszynopisu, należy ich poinformować, że jest chętny na książkę i spytać, czy mogą ten termin przyśpieszyć. Jeśli to prestiżowy wydawca, rozważałbym wstrzymanie się z podpisaniem podetkniętej umowy i czekał na reakcję. W sumie to dobre, niech się wydawcy licytują i zawalczą o książkę. Sorry, takie prawo dżungli. Oczywiście, ryzykujemy, że ten podtykający umowę się obrazi, a ten drugi powiem nam, że nie wydaje i zostaniemy wtedy z niczym. Ale to mało prawdopodobna sytuacja.
Życzę powodzenia

R. Aleksandrowicz "Skafander" (Otuleni Natchnieniem 2013, wyróżnienie)
www.qfant.pl
www.onamor.pl