Kładzenie nacisku na wydawcę, by szybciej odpowiedział.

1
No cóż... jak w temacie. Ktoś odpowiedział wcześniej niż zapowiadał, reszta ma jeszcze duuużo czasu, a pierwszy wydawca nie chce przeciągać sprawy w nieskończoność. Prawdopodobnie dlatego jest konkurencyjny w kwestii terminów, nie chce zostać okradziony z potencjału autora. I już, już jest w ogródku, już wita się z gąską, wręczając umowę wydawniczą do podpisu w trybie pilnym. Co robić? Informować pozostałych o zaistniałej sprawie? Wyrzucają tekst do kosza, czy rozpatrują w szybszym tempie. A może uważają, że to prowokacja. Mam drobne doświadczenie w tej kwestii, ale nie wiem, czy moje domysły są słuszne. Dlatego "ciekawam" :) Waszych odczuć. Pozdrówka!
SĘK w tym, aby pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata.

2
Baśka Sęk pisze:I już, już jest w ogródku, już wita się z gąską, wręczając umowę wydawniczą do podpisu w trybie pilnym. Co robić? Informować pozostałych o zaistniałej sprawie?
Po pierwsze dokładnie zapoznać się z umową. Jeżeli czego nie rozumiemy wydać kilka złotych i pójść do prawnika. Następnie jeżeli warunki nam pasują, podpisać umowę. I dopiero teraz informować innych. Jeżeli otrzymamy w tym samym czasie dwie umowy to wybierać korzystniejszą (niekoniecznie pod względem pierwszej wypłaty).
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

3
No fajnie by było, ale gdy się podpisze pierwszą to już chyba klamka zapadła. Oczywiście to zależy od zapisów w umowie.
Chociaż jest coś takiego w prawie, że w określonym czasie można odstąpić. Także od umowy cywilno - prawnej, jaką jest wydawnicza?
SĘK w tym, aby pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata.

6
Zależy o jakie umowy chodzi, część wydawnictw tworzy je na zasadzie gentlemen's agreement ( bez klauzuli karalności w sytuacji niedotrzymania terminu itp.). Ma to swoje dobre i złe strony. Generalnie jest tak, że jeśli musimy sądownie naciskać na dotrzymanie umowy oznacza to, że pomyliliśmy się z wyborem wydawcy...
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

7
Ja bym się kierowała warunkami umowy oraz oceną wydawnictwa: prężność, prestiż, wiarygodność, wypłacalność (czasem warto poczytać wypowiedzi o danej oficynie na forach, np. Gazety). Umowa, w której wszystkie zapisy wyglądają ok, to warunek konieczny, ale nie wystarczający. Np. nauczona gorzkim doświadczeniem (własnym i nie tylko) nie spieszyłabym się z podejmowaniem współpracy z malutką oficyną, która wydała dopiero 2 książki, a trzecią ma w zapowiedziach od roku...

Jeżeli masz realne przesłanki, że z tych innych, do których wysłałaś, któreś może być szczególnie zainteresowane Twoim tekstem, a Ty współpracą (bo np. znają cię tam, wyrażali już wcześniej zainteresowanie tym co piszesz), wtedy IMO warto się skontaktować i dać znać, że już otrzymałaś jedną propozycję i musisz szybko decydować.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

Re: Kładzenie nacisku na wydawcę, by szybciej odpowiedział.

8
Baśka Sęk pisze:No cóż... jak w temacie. Ktoś odpowiedział wcześniej niż zapowiadał, reszta ma jeszcze duuużo czasu, a pierwszy wydawca nie chce przeciągać sprawy w nieskończoność. Prawdopodobnie dlatego jest konkurencyjny w kwestii terminów, nie chce zostać okradziony z potencjału autora. I już, już jest w ogródku, już wita się z gąską, wręczając umowę wydawniczą do podpisu w trybie pilnym. Co robić? Informować pozostałych o zaistniałej sprawie? Wyrzucają tekst do kosza, czy rozpatrują w szybszym tempie. A może uważają, że to prowokacja. Mam drobne doświadczenie w tej kwestii, ale nie wiem, czy moje domysły są słuszne. Dlatego "ciekawam" :) Waszych odczuć. Pozdrówka!
1. Za Grimzonem – przeczytać umowę, potem jeszcze raz przeczytać i dać prawnikowi. Nie będzie to kosztować "parę złotych", ale warto.
2. Negocjować – jeśli komuś się tak śpieszy, to należy zachować spokój, nie poddawać się presji czasu i zastanowić się, co w umowie można/trzeba poprawić. Wszystko w umowie da się negocjować i należy: (a) ograniczać pola eksploatacji, (b) skracać czas obowiązywania licencji, (c) żądać wykreślenia nieprzyjemnych zapisów. Wydawca sporządza zawsze umowę tak, aby broniła jego interesów, a my musimy zadbać o swoje.
3. Jeśli pozostali wydawcy podali termin, w jakim się ustosunkują do naszego maszynopisu, należy ich poinformować, że jest chętny na książkę i spytać, czy mogą ten termin przyśpieszyć. Jeśli to prestiżowy wydawca, rozważałbym wstrzymanie się z podpisaniem podetkniętej umowy i czekał na reakcję. W sumie to dobre, niech się wydawcy licytują i zawalczą o książkę. Sorry, takie prawo dżungli. Oczywiście, ryzykujemy, że ten podtykający umowę się obrazi, a ten drugi powiem nam, że nie wydaje i zostaniemy wtedy z niczym. Ale to mało prawdopodobna sytuacja.

Życzę powodzenia :)
R. Aleksandrowicz "Skafander" (Otuleni Natchnieniem 2013, wyróżnienie) www.qfant.pl
www.onamor.pl

9
Miałam bardzo podobną sytuację (pewnie dlatego, że chodzi o tego samego wydawcę :-P).
Duże wydawnictwo odezwało się w momencie, gdy miałam już projekt umowy mniejszego, które z kolei zareagowało po tygodniu od wysłania propozycji wydawniczej. Duże pisało, ze być może w przyszłym roku, mniejsze chciało już natychmiast. Powstał dylemat z serii - wróbel w garści, czy gołąb na dachu? Jakby tego było małe, odezwało się jeszcze jedno wydawnictwo, też z tych mniejszych, i jak zdążyłam się zorientować z nieco kulejącą promocją książek. Za to oferujące nieprzyzwoicie wysoką (jak dla debiutanta) zaliczką, gdy tymczasem to, z którym miałam podpisać umowę nie dawało mi jej wcale.
Dziś nie wiem czy podjęta decyzja była słuszna i staram się o tym nie myśleć. Książka została wydana i tyle. Nie gdybam co by było, jeśli wybrałabym inne wydawnictwo, czy byłoby lepiej, czy też nie. Przecież duże wydawnictwo nie gwarantuje sukcesu, a pieniądze, przynajmniej na początku drogi wydawniczej nie są przecież najważniejsze. ;) Poza tym zamierzam wydawać kolejne książki i wcale nie zamierzam do końca życia trzymać się tego jednego wydawnictwa.

10
Rzeczywiście jakbym czytała własną historię, własne rozterki. Aczkolwiek nie nazwałabym TEGO wydawnictwa małym. Najmniejszym z największych. Firma wydająca 60 książek rocznie od dekady, w nakładach minimalnych 2000 to już jest poważny gracz na rynku. Choć fakt - w stosunku do potentatów jest wróbelkiem.
W takim razie rada dla przyszłych debiutantów - TO wydawnictwo działa szybciej, prężniej niż kolosy. Żeby uniknąć sytuacji z jaką zmierzyła się Tia i ja, lepiej im wysłać maszynopis później niż pozostałym wydawcom, by uniknąć tego rodzaju sytuacji i niepotrzebnego gdybania.
SĘK w tym, aby pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata.

11
Basia, obie pewnie wiemy, jakie ten gracz ma defekty, tzn. Ty pewnie jeszcze nie poczułaś tego na własnej skórze, ale ci którzy wydali w nim książki jakiś czas temu już tak. Wydanie iluśtam książek rocznie to jeszcze nie wszystko. Ważne jest to, co dalej. Nie tylko z wydanymi książkami, ale również z autorami tych książek.
Jednak z drugiej strony patrząc, z toczących się w różnych miejscach dyskusji można się przekonać, że nie ma w Polsce wydawnictw bez defektów. Zwykle jest jakiś tam zgrzyt, jak nie w jednym, to w drugim miejscu. To, o którym mówimy jest z pewnością idealne na start, dla debiutantów, bo szybkie (przypuszczam że najszybsze) i konkretne.

12
Moim zdaniem wydanie iluśtam książek rocznie świadczy o pozycji na rynku. Zwłaszcza, jeśli prezentują podobną jakość, przy redakcji, korekcie, okładkach pracuje ten sam sztab ludzi. Dla czytelnika to o czymś świadczy. Książek jest na tyle dużo, że można znaleźć jakiś wspólny mianownik w działalności wydawniczej. Jest to już wydawnictwo zauważalne, z czytelnym profilem wydawniczym, z preferowanymi tematykami i identyfikujące się z określonymi grupami docelowymi.
Defekty ma. Ale one nie świadczą o małości, raczej ułomności ;). Zgadzam się, że to dobre wydawnictwo na debiut. I mimo różnych moich zastrzeżeń a nawet znanych mi doświadczeń innych osób nie zniechęcałabym. Wręcz przeciwnie. To dobry początek.

[ Dodano: Wto 05 Mar, 2013 ]
Aczkolwiek jedno przyznać trzeba. Tia, obie pewnie znamy odpowiedź na pytanie, czy TO wydawnictwo jest w stanie wykorzystać potencjał swoich książek.

[ Dodano: Wto 05 Mar, 2013 ]
Dlatego dzisiaj wysłałabym tekst do gołąbków, a do wróbelka dwa miesiące później ;).
SĘK w tym, aby pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata.

13
"kładzenie nacisku na wydawcę" - jeśli cała proza pisana jest podobnym językiem o ja bym nie kładł nacisku i nie robił sobie większych nadziei na jakąkolwiek odpowiedź ;)

[ Dodano: Sro 06 Mar, 2013 ]
Baśka Sęk pisze:Moim zdaniem wydanie iluśtam książek rocznie świadczy o pozycji na rynku.
wydać to nie sztuka. Trzeba spróbować oszacować nakład sprzedany.

14
Już nie muszę. Przynajmniej dopóki nie napiszę drugiej ;).
SĘK w tym, aby pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata.

15
Baśka Sęk pisze:Aczkolwiek nie nazwałabym TEGO wydawnictwa małym. Najmniejszym z największych. Firma wydająca 60 książek rocznie od dekady, w nakładach minimalnych 2000 to już jest poważny gracz na rynku.
Nie, raczej nie :)
Da się przeprowadzić pomiar obiektywny - np. przez porównanie wyników sprzedaży, np. przychodu. W tych rankingach TO wydawnictwo jest dużym maluchem :)
Tyle, że dosyć prężnym.

Edit: no właśnie, Andrzej mnie ubiegł.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron