406

Latest post of the previous page:

hongi pisze:Przeraża mnie to, że podałeś Andrzeju boom na fantastykę, którą spowodowała Fabryka Słów. .
wydaje mi się że proces był bardziej złożony.

tzn. przed 2001 rokiem polską fantastykę wydawały:
-Supernova (płacili marnie, nakłady niewielkie, ale mieli Sapkowskiego)
-Prószyński (niewiele wydali, był to zupełny margines ich działaności)
-Scutum - publikowali niewiele i niechętnie ale np wydawał u nich Lewandowski.
-3.49 - mieli fajne pomysły ale szybko padli
-Alfa - też wydali tylko kilka pozycji.
-Zysk i ska - kilka pozycji.

Reszta wydawnictw fantastycznych koncentrowała się na zagranicznych hiciorach i hiciorach-inaczej-byle-zagranicznych.

Tymczasem rynek był potencjalnie bardzo głęboki - kilkadziesiąt tyś luda czytało "Nową Fantastykę", kilkanaście - "Fenixa". Czytelnicy Harrego Pottera dorastali, widzowie ekranizacji Tolkiena też zapewne mieli ochotę coś poczytać...

Wystarczyło że ktoś popukał palcem i próchno się wysypało. Miejsce na rynku prasy po upadku Fenixa zajęło "Science Fiction". Na bazie pisma R.Szmit rozkręcił własne wydawnictwo (nie udało się go rozwinąć). Równocześnie ruszyły "Fabryka Słów" i "Runa". Przez pierwsze dwa lata wydawały w zasadzie wyłącznie to co polscy pisarze mieli pochomikowane w szufladach.

Fabryka uderzyła pierwsza i zgarnęła większą stajnię autorów. Runa szybko została nieco w tyle - ale u zarania naszej rewolucji zasługi obu oficyn są porównywalne.

.


Większość oczywiście polskiej fantastyki, której my Polacy, za dużo po komunie, niestety nie mieliśmy. Ja osobiście bardzo późno spotkałem się z fantastyką polską, a to przez to, że bardzo późno zacząłem czytać:).
Mieliśmy sporo fantastki za komuny i w przyzwoitych nakładach. tzw "seria z glizdą" KAW. co do jakości - hm... bywało lepiej i gorzej. Byli i pisarze i ok 150 tyś czytelników.

Lata 90-te to potworna posucha.

.

Pytanie mam tylko gdzie wtedy byli inni wydawcy? .
zajmowali się alkoholizmem (tzn. jeden).
nie wiem. nie było.

ci którzy byli mieli polską fantastykę i jej autorów gdzie słoneczko nie dochodzi.

.
Żal mi, że nie ma teraz w Polsce jeszcze z pięciu takich gigantów, może wtedy mielibyśmy większe szanse i łatwiejszy start. .
ech.

[ Dodano: Wto 23 Kwi, 2013 ]
hongi pisze: trzeba mieć trochę odłożonej kasy lub znajomych redaktorów albo dziewczynę znającą słownik ortograficzny na pamięć..
khm...
1) nie utożsamiaj redakcji z korektą.
2) znajomość ortografii na poziomie słownikowym może nie wystarczyć...

np. odwieczny dylemat: stróżka dymu versus strużka dymu ;)

.
W Ameryce się udaję, to czemu nie ma się udać w Polsce..
1) amerykanie zarabiają 5-7 razy lepiej niż my przy cenach książek powiedzmy o 1/2-2 razy wyższych.

2) w USA nie ma takich kreatur jak polscy urzędnicy, ani takich debilnych przepisów, a kolesie którzy u nas rządzą krajem tam co najwyżej mogliby okradać sklepiki.

.
Oczywiście w skali nautalne niechęci Polaków do wszystkiego..
tia... niestety żyjemy w kraju gdzie 90% 18-latków nie ma wyuczonego ŻADNEGO zawodu...

.
Jedynym minusem są niestety ciągle duże wydawnictwa, które za bardzo nie obniżają ceny ebooków, tak by nie spowodować spadku sprzedaży książki papierowej. O czym wcześniej wspominał Maciejslu.
może to być jeden powodów - nasza łódka bardzo przechyliła się na bok i solidnie nabrała wody. Wywrotka nie jest wykluczona...

407
Od razu zaznaczę, że nie znam się ani na rynku księgarskim, ani na Ameryce ;), ale co mi się narzuca, to jeszcze fakt SKALI - ilu mieszkańców ma Ameryka (plus wszystkie kraje anglojęzyczne, plus wszyscy, dla których angielski jest pierwszym językiem obcym), a ile Polska - słowem: procentowo "nisza maniaków, co czytają książki i to spoza oficjalnej dystrybucji" może być tam i tu taka sama, tylko LICZBY BEZWZGLĘDNE są inne. Choćby dlatego, że polski maniak niszowy poczyta coś anglojęzycznego, a amerykański polskiego nie.
Anna Nieznaj - Cyberdziadek
Nocą wszystkie koty są czarne
Gwiezdne wojny: Wróg publiczny

408
cool. Ale to za granicą. A u nas?
U nas to wyszperałam tylko to, chociaż tej pani debiutantką nazwać nie można ;)
http://www.wydawnictwoklin.pl/o-wydawnictwie/
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

411
Andrzej Pilipiuk pisze:to ja się zasmucę
to ja się napiję z Tobą, smutno mi ;)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

415
SkySlayer pisze:
maciejslu pisze: Po drugie - VAT na ebooki w wysokość 23% obowiązuje wtedy i tylko wtedy, gdy ebook jest sprzedawany jako USŁUGA, a więc jako plik do ściągnięcia ze strony www. Jeśli natomiast takiego ebooka wyprodukować na płycie CD i sprzedać z nośnikiem - wtedy VAT wyniesie 5%, czyli tyle ile na książkę zwykłą.
Maciej, ale w praktyce wydawanie na płytkach chyba jest bez sensu, prawda? Nie kojarzę, żeby ktoś praktykował taką dystrybucję. VAT może i mniejszy, ale dochodzą nowe koszty - tłoczenie tych płytek, nadruki na nich, okładki, pudełka no i wysyłka do klienta. To miałoby sens? (pytam, bo jestem ciekaw, czy faktycznie dałoby się na tym oszczędzić).
Nie.

Pamiętajmy, że chodzi o różnicę w VAT, czyli 18%. Koszt przygotowania materiału wyjściowego, czyli płyty, plus koszt jej dystrybucji w księgarniach przekroczyłby owe 18%. Ale to nie znaczy, że się nie da - tylko że się nie opłaca ;-)

A tak ogólnie - to nie dramatyzujmy.

Według danych z tej strony: http://publishingperspectives.com/2012/ ... na-on-top/ polska jest pod względem wielkości rynku na 19 miejscu na świecie, więc to nie jest wcale tak fatalnie.

Według tych informacji: http://rynek-ksiazki.pl/aktualnosci/e-b ... 34200.html jedna czwarta rynku książki w USA przypada na publikacje elektroniczne. W liczbach - to imponująca kwota.

Wprawdzie według tych danych (tu mi uciekł link, w sensie się zgubił, więc zacytuję z głowy) w USA 15% osób posiada e-czytnik, czyli to jest jakieś 6 milionów (gdyby to przenieść na nasze realia). A u nas czytników jest od 100.000 (pesymiści) do 300.000 (optymiści). Więc głębokość rynku można szacować na kilka milionów sztuk - i tu warto powalczyć (co, przyznam, staramy się zrobić, ale to droga długa i wyboista ;-) ).
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

416
Mogę zmienić temat? Bo mam dość ważne pytanie odnośnie "selfa" i chyba Ty, Macieju, możesz znać odpowiedź.

Mianowicie: jak to jest z numerami ISBN w self-publishingu? Dajmy na to, że robimy ebooka, który ma również niskonakładową, stworzoną z myślą o promocji edycję papierową. W przypadku tego pierwszego każdy typ pliku (mobi itd.) otrzymuje inny numer. To wiem i rozumiem. A co z tą edycją papierową? Taki "dodruk" nie jest traktowany jak 'druk na żądanie', któremu nie powinno się przypisywać numeru ISBN?

417
SkySlayer pisze:jak to jest z numerami ISBN w self-publishingu? Dajmy na to, że robimy ebooka, który ma również niskonakładową, stworzoną z myślą o promocji edycję papierową. W przypadku tego pierwszego każdy typ pliku (mobi itd.) otrzymuje inny numer. To wiem i rozumiem. A co z tą edycją papierową? Taki "dodruk" nie jest traktowany jak 'druk na żądanie', któremu nie powinno się przypisywać numeru ISBN?
Zacznijmy od jednej, fundamentalnej rzeczy, na którą zwróciłeś uwagę - każdy plik elektroniczny (każdy format, konkretniej) winien mieć (według wytycznych z Biblioteki Narodowej) ODRĘBNY numer ISBN. Chociaż - szczerze mówiąc - znam tylko jedną oficynę wydawniczą, która tego przestrzega ;-)

Edycja papierowa - bez względu na wysokość nakładu - również powinna mieć odrębny numer ISBN. I zasadniczo - raczej taki numer mieć powinna, bo w przeciwnym razie może nas spotkać podczas druku przykra niespodzianka w postaci 23% VAT na druk... Że o ewentualnej sprzedaży detalicznej nie wspomnę, bo tu też czeka nas stawka 23%...

Tylko produkty zgłoszone do Biblioteki Narodowej jako "druki zwarte" i oznakowane numerem ISBN mogą być drukowane ze stawką VAT w wysokości 5% i z taką stawką VAT sprzedawane. Pozostałe - 23%. Tak jest oczywiście w teorii, ale w praktyce - lepiej tego nie sprawdzać na własnej skórze...

No i trzecia rzecz - numer ISBN może otrzymać także Autor "samopublikujący" - to jest procedura bezpłatna i w zasadzie bezbolesna (ważne zastrzeżenie - W ZASADZIE bezbolesna, bo trochę trwa i nieco męczy). Tyle że w przypadku publikacji elektronicznych należy utwór oznakowany umieścić w repozytorium, a w przypadku książki papierowej - wysłać dwa egzemplarze do Biblioteki Narodowej.

ALE... jeśli chcemy do ebooka "dodać" w ramach jakiejś promocji książkę papierową, wydrukowaną w drukarni cyfrowej w nakładzie 25 sztuk - to sądzę, że numer ISBN niezbędny nie jest (przy wszystkich zastrzeżeniach powyżej opisanych), choć... dodaje prestiżu ;-)
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

419
SkySlayer pisze:Sprawa jest nieco skomplikowana, możliwe, że uderzę do Ciebie później jeszcze na privie
Sprawa nie jest aż tak skomplikowana (może ja coś mętnie tłumaczę ze względu na porę), a jeśli uznasz, że taka wiedza może się przydać także innym - to ja nie mam nic przeciwko dzieleniu się moją skromną wiedzą na ten temat na forum publicznym ;-)

Jeśli natomiast chodzi o bardzo konkretny przykład i info tylko dla Ciebie - oczywiście jestem do dyspozycji także prywatnie.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”