Taaak. Nie było łatwo, ale coś tam jednak zrobiłam:
- najważniejsza rzecz: pozbyłam się gołębi. Mam siatkę, kot jest przeszczęśliwy, ptactwo mniej. Kup, zdrapanych z balkonu, wystarczyłoby do nawiezienia wszystkich działek w okolicy.
- zaczęłam pisać wrocławski kryminał. Wpadłam na dziwaczny pomysł, bohaterowie sami mi się do tego pomysłu dopasowali, nie zawsze miałam dostęp do laptopa, więc część twórczości nosiłam w zeszycie. Do dzisiaj. Dziś rano to wklepałam i okazało się, że przekroczyłam już 70tys. znaków. A jestem co najwyżej w połowie. Teraz potrzebuję nowego, krótszego pomysłu...
- powieści nie ruszyłam, a szkoda
- mam już pierwszą wersję opka do "Chimery". Bardzo pierwszą.
Ostatnie 3 dni natomiast przeleżałam z brzuchem do góry, śpiąc po 12 (słownie: dwanaście) godzin na dobę i czytając jakieś głupawe kryminały. Żywiłam się czereśniami i babką piaskową (nie żebym szczególnie lubiła, ale wypróbowywałam różne przepisy i dopiero za trzecim razem wyszła bez zakalca
Dziś koniec urlopu. Poproszę o solidnego kopniaka w tyłek (nie powinniście mieć problemów z trafieniem, bo z dnia na dzień jest coraz większy)