Latest post of the previous page:
Wydaje mi się, że zmierzamy w stronę uprzedzeń jeżeli chodzi o teksty kobiet, ale nie powiedziałbym, że wynikają one ze stereotypów. Idąc za własnym przykładem, dystans, a nieraz nawet niechęć, do kobiecej prozy wynika z tego, że wiele razy zdarzyło mi się na niej przejechać. Czytając, jakieś męskie wypociny często odkładałem książkę, ponieważ moim zdaniem jest po prostu nieciekawie napisana, ale - i to wydaje mi się kluczowe - również bezpłciowa (co jest oczywiście wielką zaletą), a w większości przypadków kobiet wyglądało to tak, że taka proza była strasznie kobieca. I nie należałoby skupiać się tu na "męskości mężczyzn", bo to i tak często dotyczy tylko młodych i nie doświadczonych autorek, a na samej płciowości jakiegoś dzieła. Nie wątpię, że kobieta potrafi stworzyć coś bezpłciowego, ale według mnie odsetek takich osób jest niewielki. Z czego to wynika? Nie wiem, to już zabawa dla psychologów.A na zakończenie:
"- Nie chciałem przecież, żeby tak się stało. Żebyś się zrobił taki... nadwrażliwy - powiedział ze złością. - I bardzo mi przykro, wiesz o tym. Ale jak długo zamierzasz mi to jeszcze wypominać? Dorośnij wreszcie! I przestań histeryzować, dobrze?"
Jeżeli kobieta piszę coś takiego, lub po prostu zgadza się z tym, że owe słowa są w porządku (męskie i w ogóle) to tu pojawia się istotny problem, który wręcz odbiera sens tej dyskusji, a mianowicie: wiarygodność takich autorek/autorów staje się dość nikła, kiedy powołują się na jakieś książki uważając, że takie "męski wypowiedzi" są ok... Wybacz Godhand, że nie odniosę się do całego fragment, ale po prostu nie chce mi się szukać innego przykładu, a mam nadzieje, że to jest wystarczająco zrozumiałe i nikomu nie zabraknie samoświadomości.