136

Latest post of the previous page:

inatheblue pisze:No to tak z kilka dobrych lat. Kluczowe pytanie, z czego żyć w międzyczasie.
cóż ja żyłem z pisania samchodzików i tekstów do prasy (artykuły historyczne). W międzyczasie pisałem do szuflady wędrowycze i inne fajne teksty.

Pamiętam 2000 rok. Szaleństwo kompletne w pierwszym półroczy napisałem 2 samochodziki i dwa tomy "dnia wskrzeszenia" - łącznie 760-800 stron znormalizowanych.
Chciałem zarobić na wakacje - nie udało się...

Ogólnie w latach 1999-2002 ryłem jak wariat - ale jak był dobry rok to i 20 K wyciągnąłem. I to wczasach gdy wokoło szalało 20% bezrobocie epoki koalicji SLD/PSL.

Wszystko co osiągnąłem zawdzięczam Bogu, rodzinie, dobrym ludziom i własnej pracy...

Byli ludzie którzy mimo moich próśb nie pomogli mi - choć nie był to dla nich żaden problem. Byli tacy którzy mi pomogli choć był to dla nich cholerny problem...
W wielu sprawach miałem strasznego pecha, w innych niewyobrażalny fart.

Życie.

cytując Vonnenguta - tam w górze chyba Ktoś mnie lubi... ;)

137
Andrzej Pilipiuk pisze: Byli ludzie którzy mimo moich próśb nie pomogli mi - choć nie był to dla nich żaden problem. Byli tacy którzy mi pomogli choć był to dla nich cholerny problem...
Często w takich sytuacjach jest spore zaskoczenie, gdy okazuje się, na kogo można liczyć, a na kogo nie.

Gdy zbierałem materiały do doktoratu, wybrałem się do Krakowa (tam działał bohater mojej rozprawy). Kierowniczka jednego z działów Jagiellonki odmówiła mi wydania materiałów, bo niby jakiegoś papierka nie przywiozłem z mojego instytutu. Kompletnie bzdurny pretekst. Mówię do niej, że wyjazd na kwerendę archiwalną to ponad połowa mojej pensji, na co ona (z zupełnym spokojem): to przyjedzie pan jeszcze raz. Podszedłem ją sposobem: skoro już jestem, to może wyjątkowo udostępni mi pani chociaż dwa materiały? W kolejnych dniach wyciągnąłem powoli wszystko :) Ostatnią książkę rzuciła mi ze złością na stół.
Nie potrafię zrozumieć takich ludzi, to dla niej nie był jakikolwiek kłopot.

Gdy zbierałem materiały do tej pracy w Wiedniu, w Instytucie Chemii Fizycznej, kierowniczka biblioteki została dla mnie ponad godzinę dłużej w pracy, pozwoliła mi skserować za darmo wszystko, co potrzebowałem (łącznie z tekstami z XIX w., co w Polsce byłoby praktycznie niemożliwe), i powiedziała, że jeśli będę jeszcze czegoś potrzebować, to chętnie mi pomoże.

A doktorat udało mi się wydać dzięki temu, że ponad połowę kosztów druku opłacił potomek osoby, o której pisałem (mieszkający we Francji). Miałem ogromnego farta, że moja sąsiadka go znała i skontaktowała mnie z nim.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

138
Marcin Dolecki pisze:
Andrzej Pilipiuk pisze:Byli ludzie którzy mimo moich próśb nie pomogli mi - choć nie był to dla nich żaden problem. Byli tacy którzy mi pomogli choć był to dla nich cholerny problem...
Często w takich sytuacjach jest spore zaskoczenie, gdy okazuje się, na kogo można liczyć, a na kogo nie.
takie życie ;-)
Marcin Dolecki pisze:Gdy zbierałem materiały do doktoratu, wybrałem się do Krakowa (tam działał bohater mojej rozprawy). Kierowniczka jednego z działów Jagiellonki odmówiła mi wydania materiałów, bo niby jakiegoś papierka nie przywiozłem z mojego instytutu. Kompletnie bzdurny pretekst. Mówię do niej, że wyjazd na kwerendę archiwalną to ponad połowa mojej pensji, na co ona (z zupełnym spokojem): to przyjedzie pan jeszcze raz.
pokazała, kto tam rządzi, bo mogła, ot, takie postkomunistyczne nawyki :-D

trzeba było na dzien dobry ją skomplementowac, poudawać zagubionego misia, a nie pańskim tonem materiałów żądać. :twisted:
Marcin pisze: W kolejnych dniach wyciągnąłem powoli wszystko :) Ostatnią książkę rzuciła mi ze złością na stół.
coś musiałes nabroić, inaczej złośc by ją tak długo nie trzymała.
Navajero pisze:A jak się rozkręcisz, jakiś urzędas dowali ci podatek który uczyni tę działalność kompletnie nieopłacalną...
urzedy i ich pracownicy w Polsce, to osobny kryminal - do dziś pamiętam swoją wściekłośc, gdy zakładalam ksiegę wieczystą dla mieszkania - sąd niby do 15:30(!!), ale ostatni numerek można wziac max o 15, bo później pani odłącza automaty i nic to, ze na korytarzu przeciąg, panie mają pół godziny luzu, machają nogami i kawe piją, a ty na drugi dzień znów się z pracy zwalniaj...
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

139
ravva, ja niczego od niej nie żądałem, tylko uprzejmie poprosiłem :) Zwłaszcza że naprawdę czułem się zagubiony w sytuacji, w której zająłem się wcześniej mało znaną mi dyscypliną nauki i nie wiedziałem, czy cokolwiek z tego wyjdzie.

Do Andrzeja: udało Ci się, bo m.in. posiadasz rzadką cechę: nie piszesz banałów (pomijając inne Twoje przymioty, których nie będę wymieniał, bo nie lubię kadzić). Zdumiewająco wielu ludzi myśli, że podbije rynek serwując w swoich tekstach trywialności w stylu: jak ludzie są zabijani, to umierają.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

140
Marcin Dolecki pisze: Kierowniczka jednego z działów Jagiellonki odmówiła mi wydania materiałów, bo niby jakiegoś papierka nie przywiozłem z mojego instytutu. Kompletnie bzdurny pretekst.
Ja miałem podobnie :D Pod nieobecność szefa, pracownicy archiwum wojskowego w Rembertowie odmówili wszelkiej współpracy, mimo, że posiadałem wszelkie papierki. Z tym, że mieli powód: dzień wcześniej kilka kilo nieskatalogowanych, niezwykle cennych akt ukradł na bezczelnego jeden z profesorów ( dokumentów nie było w katalogu, więc teoretycznie nie istniały). A ja prosiłem o dość śliskie materiały. Musiałem przyjechać drugi raz, załatwiając sprawę metodami mafijnymi ( znaczy jeden capo dał mi rekomendacje do drugiego capo, tamten dalej), za to później otrzymałem materiały których większość historyków pewnie nie zobaczyła do dzisiaj :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

141
Materiały, które chciałem zobaczyć, mogłyby zainteresować co najwyżej kilkanaście osób w Polsce i rodzinę mojego bohatera (Ludwika Brunera). To była czysta, bezinteresowna złośliwość.
Oprócz tego w naszym kraju w bibliotekach i archiwach trzeba zwykle słono płacić za ksero, czy skany; jakby ludzie, którzy o tym decydują, nie mieli pojęcia, ile zarabiają doktoranci. Często nie można robić zdjęć (kiedyś usłyszałem, że to w trosce o jakość: skan będzie lepszy od zdjęć :)
W Austrii takie rzeczy dostawałem za darmo albo za grosze.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

142
Navajero pisze:(...)Musiałem przyjechać drugi raz, załatwiając sprawę metodami mafijnymi ( znaczy jeden capo dał mi rekomendacje do drugiego capo, tamten dalej)
poparcie rodziny/znajomych to wciąż swietny sposób, żeby znaleźć pracę, dostać się do szpitala, coś uzyskać, vide nasi oligarchowie, gwiazdy tv, prawnicy, etc.
navajero pisze: za to później otrzymałem materiały których większość historyków pewnie nie zobaczyła do dzisiaj :)
to pewnie ten twój mroczny urok zadziałał :cool:


jkr mogła wydac coś pod pseudonimem, bo ją stać na takie fanaberie, na naszym rynku to strata czasu i energii - chyba, że ktoś zupełnie nie chce się ujawniac, jest poważnym prezesem i pisze "niepowazną" fantastykę, nie chce jeździć na konwenty, etc.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

143
Materiały, które chciałem zobaczyć, mogłyby zainteresować co najwyżej kilkanaście osób w Polsce i rodzinę mojego bohatera (Ludwika Brunera). To była czysta, bezinteresowna złośliwość.
Raczej chwilowe rozkoszowanie się poczuciem władzy osoby, która zdaje sobie sprawę że ta władza jest niesamowicie złudna, efekt - wykorzystanie czasowej przewagi stanowiska w sposób nikczemny.
To się zdarza wszędzie, gdzie decyzyjność jest w rękach jednej osoby.
I ciągle.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

144
Marcin Dolecki pisze: Często w takich sytuacjach jest spore zaskoczenie, gdy okazuje się, na kogo można liczyć, a na kogo nie.
Powiem tak: swego czasu żonka mi przewlekle chorowała. Akurat zarąbywaliśmy pomysł władz Krakowa by koło naszego osiedla postawić spalarnię śmieci - taką cool fabrykę za 800 milionów złotych co to spala kilkaset tyś ton śmieci miesięcznie.

Żona chora - cóż - opuściłem jedno zebranie, drugie. Wyjaśniłem jaki powód.
Dwu członków komitetu - kolesi ledwo znałem - wzięło mnie potem na stronę (każdy oddzielnie) i powiedzieli że jakbym potrzebował parę groszy na leczenie, lekarstwa etc. to żebym tylko zadzwonił.

Powiem że byłem tym i zaskoczony i zbudowany.

*
Gdy zbierałem materiały do doktoratu, wybrałem się do Krakowa (tam działał bohater mojej rozprawy). Kierowniczka jednego z działów Jagiellonki odmówiła mi wydania materiałów,
przyjechałeś z Warszawy - w Krakowie to STYGMAT. ;)

Powiem tak - gdy zbierałem materiały do albumu o Wojsławicach bywało różnie - czasem bardzo pod górkę - ale w zasadzie wszystkie instytucje podeszły przychylnie. W paru trzeba było poczekać na decyzje, w jednej pomógł telefon znajomego ale ogólnie nie najgorzej.
Ostatnią książkę rzuciła mi ze złością na stół.
władza deprawuje. władza absolutna deprawuje absolutnie.
Małemu wiejskiemu hitlerkowi do totalnej deprawacji wystarczy tyle władzy co brudu za paznokciem...

[ Dodano: Wto 30 Lip, 2013 ]
Marcin Dolecki pisze:r
Do Andrzeja: udało Ci się, bo m.in. posiadasz rzadką cechę: nie piszesz banałów (pomijając inne Twoje przymioty, których nie będę wymieniał, bo nie lubię kadzić).
hmm... wydaje mi się że jest odwrotnie - ja piszę banały ale masie ludzi się podobają...

tu mnie ładnie podsumowali ;)

http://demotywatory.pl/204995/Andrzej-Pilipiuk-

*

Generalnie w mojej prozie pokazuję ludzi którzy:

a) umieją się cieszyć z drobiazgów w rodzaju starego widelca. (jak ja...)
b) zachowują pewien kodeks etyczny a jak go złamią to jest im przykro
c) jak im życie da w łeb to próbują się jakoś podnieść i odgryźć
d) stosuję narrację dogłębną - pokazuję że bohaterom też bywa niewygodnie, zimno, że nie lubią jak wokoło jest brudno i gryzą wszy.
e) to przeważnie w miarę bystrzy ludzie - ale zwyczajni. Próbują podskakiwać powyżej swojego zadka czasem im się uda czasem nie.
f) unikają świń, kanalii i chamów, a jak się nie uda uniknąć to chociaż próbują takiego kopnąć...
Zdumiewająco wielu ludzi myśli, że podbije rynek serwując w swoich tekstach trywialności w stylu: jak ludzie są zabijani, to umierają.
Czyli wygrałem bo moi bohaterowie zabijani czasem jeszcze wstają? ;)

145
Dostrzeżenie uroku banalnych sytuacji i sprzedanie takich historii w eleganckim słownym opakowaniu to niebanalna umiejętność :)

Niestety, warszawiak w Krakowie to często persona niezbyt grata.
Jako dziecko mieszkałem we Wrocławiu; to zabawne, ale kiedyś nie wiedziałem, jaka jest różnica pomiędzy Wrocławiem a Polską. Gdy wyjechałem pierwszy raz poza miasto, spytałem babcię, czy to jeszcze Polska :)

"Czyli wygrałem bo moi bohaterowie zabijani czasem jeszcze wstają? ;) "
Pewnie nie zabijasz ich zbyt dokładnie :)



"Panie Bond, ma pan paskudny zwyczaj utrzymywania się przy życiu" :)
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

146
Marcin Dolecki pisze:Dostrzeżenie uroku banalnych sytuacji i sprzedanie takich historii w eleganckim słownym opakowaniu to niebanalna umiejętność :)
hmmm... coś w tym jest.

myślę że to kwestia optyki. Mnie często zastanawia wiele rzeczy. Jak co działa, jak się czego używało dawniej, albo np kiedy pojawiają się kible spłukiwane wodą.

dostrzegam też wysiłek jaki włożono w uzyskanie pewnych efektów.

coś z tej fascynacji światem zostało w moich bohaterach.

*

I nigdy nie umiałem gadać z dziewczynami - jak Storm
Pewnie nie zabijasz ich zbyt dokładnie :)
;)

147
Andrzej Pilipiuk pisze:Mnie często zastanawia wiele rzeczy. Jak co działa, jak się czego używało dawniej
Kiedyś ludzie mieli znacznie mniej przedmiotów niż obecnie, dlatego zwykle były one wykonywane staranniej i z większym pietyzmem, w szczególności te mechaniczne.
W Syrii jest np. ogromne koło wodne, które kręci się już ponad 500 lat.
Andrzej Pilipiuk pisze:I nigdy nie umiałem gadać z dziewczynami - jak Storm
W mojej powieści zdecydowanie największą trudność sprawiło mi ułożenie rozmowy pomiędzy głównym bohaterem i dziewczyną, którą spotkał pod swoim domem i zaproponował jej nocleg. Poprawiałem tę scenę kilka miesięcy. W życiu na takie rozmowy jest znacznie mniej czasu do namysłu :)

[ Dodano: Wto 30 Lip, 2013 ]
Ponieważ wątek dotyczy pseudonimów literackich, napiszę kilka zdań o wspomnianym bohaterze mojego doktoratu, Ludwiku Brunerze (1871-1913).
Był on nie tylko fizykochemikiem, lecz także poetą, dramaturgiem oraz krytykiem literackim. W pracach literackich używał pseudonimu Jan Sten. W jednej z nowel bardzo trafnie ujął istotę pracy naukowca. Chciałem wykorzystać ten tekst na motto rozprawy, ale nie zaryzykowałem :)

"Całe życie spędzone w jednej myśli, poświęcone odnalezieniu jednego prawa, jednego objaśnienia, cała praca rozpalonego przepływem krwi mózgu, oczu roziskrzonych nadzieją odkrycia - zaklęta w długich szeregach cyfr i wierszów, które przeczyta równy autorowi szaleniec po to, aby nazwać prawa pierwszego błędem, rachunki - fałszem, oczekiwania - ułudą. A nad obydwoma za parę lat przejdzie potężnie tłoczący walec czasu; ktoś jeszcze może o nich wspomni, choć dla niego życia w pracach ich nie będzie. Minie jeszcze lat kilka i nazwiska ich porosną wiecznym zapomnieniem [...]"..
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

148
Marcin Dolecki pisze: Kiedyś ludzie mieli znacznie mniej przedmiotów niż obecnie, dlatego zwykle były one wykonywane staranniej i z większym pietyzmem, w szczególności te mechaniczne.
Trochę inaczej i zależy w jakiej epoce.

Jesli chodzi np o kuchnię - zobaczcie sobie albumy z Pompejów. Wykopano tam masę rzymskich gratów kuchennych wyższych sfer i publicznych jadłodajni.

Kurcze - oczom nie wierzyłem - durszlaki jak nasze - tyle że z brązu, łyżki cedzakowe etc etc. mieli nawet lokal gdzie żerełko było w kubełkach wpuszczanych w podgrzewany blat - jak u nas w niektórych fastfoodach.

Ale już napicie się wina sobie skomplikowali. U nad potrzebna jest butelka, korkociąg, kieliszki, ewentualnie kubełek na lód, serwetki i podstawki.

U nich wino z amfory lali do krateru (taki duuuży kielich). dopłeniali wodą z hydrii (coś jak amfora ale uchwyty inaczej). Przelewali do mniejszego pucharu, ten stawiali na bodja psykerze (płaska misa na długiej nóżce wypełniona zimną wodą) jak się schłodziło lali do małych kubków i tak pili.

Nie jestem pewien czy czegoś nie pominąłem - miałem to na studiach a to już ponad 15 lat...

Albo pisanie. Papier albo pergamin, atrament, naczynka do jego rozrabiania, kałamarze, obsadki, suszki, bibuły, rygi... Lak do kopert etc.

Dziś wiele czynności jest banalnie prostych.

W Syrii jest np. ogromne koło wodne, które kręci się już ponad 500 lat.
Sowiecka technika psuje się albo natychmiast albo nigdy.
widać Syryjska też ;)

Andrzej Pilipiuk pisze:I nigdy nie umiałem gadać z dziewczynami - jak Storm
W mojej powieści zdecydowanie największą trudność sprawiło mi ułożenie rozmowy pomiędzy głównym bohaterem i dziewczyną, którą spotkał pod swoim domem i zaproponował jej nocleg. Poprawiałem tę scenę kilka miesięcy. W życiu na takie rozmowy jest znacznie mniej czasu do namysłu :)
Tak zwany "duch schodów" najbardziej błyskotliwie cięte riposty przychodzą mnam do głowy jak wyrzuceni za drzwi schodzimy po schodach.
[ Dodano: Wto 30 Lip, 2013 ]
Ponieważ wątek dotyczy pseudonimów literackich,
szlag, czułem że tytuł wątku jest nieprzypadkowy... ;)
przepraszam - wpadam w dygresje...
napiszę kilka zdań o wspomnianym bohaterze mojego doktoratu, Ludwiku Brunerze (1871-1913).
Był on nie tylko fizykochemikiem, lecz także poetą, dramaturgiem oraz krytykiem literackim.
coś jak dziś Marek S. Huberath.
. Minie jeszcze lat kilka i nazwiska ich porosną wiecznym zapomnieniem [...]"..
ech prawdziwe niestety...

ale z drugiej strony po latach człowiek grzebie i odkrywa różnych zapomnianych fantastycznych kolesi...

np. Benedykt Solfa - polski lekarz z XVI wieku napisał poemat po łacinie będący doskonałym opisem klinicznym ...syfilisu.

Albo dzieła literackie takie jak "worek judaszów" Klonowica...

Albo rzeźba Mussoliniego autorstwa "Stacha z Warty" - Stanisława Szukalskiego.
http://img.audiovis.nac.gov.pl/PIC/PIC_1-K-5410-6.jpg

historia to wspaniała księga - jesli chce się ją czytać...

149
"Sowiecka technika psuje się albo natychmiast albo nigdy".

Mój ulubiony dowcip:
Lata osiemdziesiąte. Idzie ulicą facet z dwiema wielkimi walizkami. Zatrzymuje go inny i pyta o godzinę. Facet stawia bagaż na chodniku, spogląda z dumą na zegarek i mówi:
- Jest jedenasta piętnaście, tysiąc trzy hektopaskale, dwadzieścia pięć stopni, a prognoza pogody na jutro....
- Panie, ale masz pan fantastyczny zegarek - przerywa mu zaskoczony rozmówca - pewnie japoński?
- Nie.
- Amerykański? Szwajcarski?
- Radziecki.
-Przecież oni takich nie robią.
- Robią, świetny sprzęt, tyle że baterie są cholernie ciężkie - westchnął facet i wskazał na walizki. :)


Wracając jeszcze do Brunera (Jana Stena): jego działalność jako chemika, a także jako krytyka literackiego była wysoko oceniana, jednak inaczej było w przypadku prac literackich. Podaję ten fragment jako ciekawostkę dla tych, którzy czują się skrzywdzeni ocenami ich twórczości:

"[...] p. Sten jest niedołężnym ramociarzem [...] nie przykładamy do książki p. Stena miary etycznej tylko estetyczną, i przekonywamy się, że mamy do czynienia z płodem poronionym [...] autor pozuje na analityka, lecz robi sekcję duszy nie subtelnym skalpelem, lecz łopatą [...] p. Sten przy wielkich pretensjach cierpi na absolutną niemoc artystyczną". (Jan Sten. Jeden miesiąc życia. Utwory prozą. Kraków 1900. I. Matuszewski, "Tygodnik Ilustrowany", 1900, nr 41, s. 815-816).
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

150
Marcin Dolecki pisze:"Sowiecka technika psuje się albo natychmiast albo nigdy".

Mój ulubiony dowcip:
Lata osiemdziesiąte. Idzie ulicą facet z dwiema wielkimi walizkami. Zatrzymuje go inny i pyta o godzinę. Facet stawia bagaż na chodniku, spogląda z dumą na zegarek i mówi:
- Jest jedenasta piętnaście, tysiąc trzy hektopaskale, dwadzieścia pięć stopni, a prognoza pogody na jutro....
- Panie, ale masz pan fantastyczny zegarek - przerywa mu zaskoczony rozmówca - pewnie japoński?
- Nie.
- Amerykański? Szwajcarski?
- Radziecki.
-Przecież oni takich nie robią.
- Robią, świetny sprzęt, tyle że baterie są cholernie ciężkie - westchnął facet i wskazał na walizki. :)
miodzio :-)

faktycznie, jak się rosjanie do czegos na serio wezmą, z odpowiednim programem motywacyjnym, to działa.
mają np organizowac olimpiadę zimowa - jako, ze w rosji cieżko znaleźć miejsce, gdzie w zimie nie ma śniegu. okazało się, ze putinowi i drużynie się udało - w soczi, gdzie bedą miały miejsce igrzyska średnia temperatura w zimie to +6 :-) a bywały i 23 stopnie :-)

ale założe się, ze bedzie śnieg i będzie przepięknie :-)

[quote="Andrzej Pilipiuk""]I nigdy nie umiałem gadać z dziewczynami - jak Storm[/quote]oj, nie przesadzaj, widziałam cię w warszawskim empiku, spokojnie sobie poradziłeś, chociaż faktycznie fanki majtek przez głowe nie ściągały. fani również nie :-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

151
Dla Putina olimpiada jest sprawą priorytetową, z pewnością nie będzie tam żadnej fuszerki.

ravva, dobry tekst wybrałaś na motto, od kilku dni chodzi mi po głowie.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron