Czyżby chodziło o ryzyko w znaczeniu popełnienia przestępstwa? To jest jakoś przesadnie ścigane - grzywną i odsiadką?(...) polskie prawo nie przewiduje w żadnym artykule możliwości sprzedania lub przekazania komuś praw autorskich. Oznacza to, że nikt w Polsce nie powinien tworzyć tekstów dla kogoś, a co więcej publikować ich pod nazwiskiem zleceniodawcy. Jedyną możliwością jest przekazanie, bądź sprzedanie praw majątkowych do użytkowania danego tekstu. Ghostwriter ze względu na duże ryzyko jest niezwykle drogi.
I jeszcze jeden cytat, tym razem ze strony www.prawnikprzezinternet.pl :
Wynika z tego, że lepiej pod pseudonimem, niż podstawiać figuranta. Ale dylemat jest jeszcze inny - figurant chodzi na spotkania autorskie, udziela wywiadów, pojawia się w mediach itd., więc mało komu do głowy przyjdzie, że ktoś się za nim kryje. Natomiast w pierwszym przypadku fizyczna nieobecność autora może budzić podejrzenia, a wiadomo, że w dobie internetu rozszyfrowanie czyjejś tożsamości nie stanowi większego problemu i jest tylko kwestią czasu.Otóż przepis prawa autorskiego jednoznacznie mówi, że autorskie prawa osobiste, obejmujące m.in. prawo do autorstwa utworu oraz oznaczania utworu swoim nazwiskiem lub pseudonimem albo do udostępniania go anonimowo, nie podlegają zrzeczeniu się lub zbyciu. Nie można zatem zrzec się autorstwa utworu, można jedynie wydać go anonimowo (co nie znaczy pod cudzym nazwiskiem). Taka umowa ghostwriterska powinna być zatem nieważna.
Załóżmy, że pan X pisze pod własnym nazwiskiem poważne prace naukowe, ale - wiedziony chęcią zysku - zamierza też wydać kilka powieści dla młodzieży o romansie strzygi i kloszarda. Ma napisać pod pseudonimem, legalnie i narazić swoją markę w środowisku naukowym czy wydać (za zgodą, wiedzą i przy ustalonym procencie od sprzedaży) pod nazwiskiem swojej nastoletniej siostrzenicy?