31

Latest post of the previous page:

Navajero pisze:Aktualizacja zabiera czas który można poświęcić na pisanie.
Stąd też wielu autorów nie prowadzi swoich fanpejdżów samodzielnie. Najczęściej robią to ich znajomi albo po prostu entuzjaści twórczości. W przypadku tych drugich warto wybrać kogoś o wykształceniu/zacięciu dziennikarskim. A potem już wszystko toczy się właściwie samo ;)
http://lubimyczytac.pl/autor/141613/nat ... czepkowska

32
Natalia Szczepkowska pisze:Stąd też wielu autorów nie prowadzi swoich fanpejdżów samodzielnie. Najczęściej robią to ich znajomi albo po prostu entuzjaści twórczości. W przypadku tych drugich warto wybrać kogoś o wykształceniu/zacięciu dziennikarskim. A potem już wszystko toczy się właściwie samo ;)
Będę pamiętał organizując casting ;)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

33
Co innego prywatny profil na Fb, a co innego fanpage.

Prywatny profil przydaje się, jak już wspomniano, do kontaktowania się z ludźmi oraz szybkiego udostępniania informacji - wszelkich, nie tylko związanych z promocją książek.

Fanpage może być przydatny chyba przede wszystkim wtedy, kiedy ktoś nie posiada bloga/strony autorskiej, bądź ma stronę, ale tylko taką z podstawowymi informacjami, bez aktualności typu newsy o spotkaniach autorskich.

Minus obu opcji - Fb kusi do marnowania czasu.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

34
Romek Pawlak pisze:Ach, cóż za bezlitosne podsumowanie :)

Ja jednak mam odmienne zdanie: konto się przydaje do kontaktów (bardzo), do promocji także (w bardzo ograniczonym zakresie).

Inaczej mówiąc, zgodzę się z Navajero i Godhandem, że bez poświęcenia masy czasu skuteczność promocji będzie nikła i ogólnie promocja na FB jest mocno przeceniana - przynajmniej w świecie literackim :)
Natomiast jest to bardzo wygodne narzędzie do komunikacji, trochę do promocji... Długo by o tym i nie chcę rozmydlać, w razie potrzeby napisz na priv.
Zgadzam się z Romkiem. nawet konto, na którym niewiele się dzieje, jest dobrym miejscem styku z czytelnikami.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

35
hmm... Powiem tak: mam swoją stronę www.pilipiuk.com - którą założyłem bo ta na valkirii była moim zdaniem zbyt skromna.

a uważam że coś takiego jest potrzebne.
zebrane w jednym miejscy różne informacje.

konta na facebooku nie mam i chwilowo nie potrzebuję chyba...

bloga prowadzę - gdzieś trzeba wylewać wiadra jadu i żółci - bo wątrobę zeżrą...

lansuję się tą stroną? cholera wie.
jeżdżę na konwenty - ale nie wiem czy to się przekłada na popularność mojej prozy.

*

Wydaje mi się że jak ze wszystkim w działaniach autopromocyjnych trzeba i taktu i umiaru i dobrego smaku i pewnej dozy elegancji w działaniach. mi tego brakuje więc nic nie doradzę. :)

Nadmierne parcie na szkło - też nie wygląda ładnie...

36
Marcin Dolecki pisze:Dla debiutanta bardzo ważne są recenzje. Napisana przez odpowiednią osobę (a jeszcze lepiej kilka) będzie bardziej skuteczna niż reklamy.
Ja bym prosił o jakieś liczby. Lub cokolwiek innego na poparcie tej tezy – jakieś badanie rynku itp. Bo tak naprawdę ile osób czyta recenzje od dechy do dechy? Ile osób regularnie odwiedza portale, czyta pod rząd kilka recenzji i na bazie takiego researchu dokonuje decyzji o zakupie książki?

Moim zdaniem należy sobie zadać pytanie: co jest warunkiem przeczytania recenzji? Uważam, że odpowiedź jest prosta: żeby sprawdzić, czy dana pozycja jest dobra, trzeba już nią być wstępnie zainteresowanym. I w tym momencie przenosimy się na pole, na którym recenzja działa jako czynnik 'startowy', ale tylko w niektórych przypadkach. Są inne warianty, takie jak: wylansowany autor (słyszałem o nim, to może kupię), jakaś forma reklamy (widziałem w supermarkecie wielki banner z okładką tej książki) i tym podobne.
Marcin Dolecki pisze:Dlatego publikacja w małym wydawnictwie nie musi być gorszym rozwiązaniem, gdyż wydawca ma znacznie mniej pozycji, o których sprzedaż dba.
Z jednej strony to prawda, ale z drugiej: taki wydawca ma nie tylko mało autorów do ogarnięcia, ale i mniej pieniędzy do wydania na każdego z nich, mniejsze doświadczenie, mniej przydatnych kontaktów i słabszą pozycję w walce o miejsca na półkach w sieciówkach.
Marcin Dolecki pisze:Najbardziej sensowną formą działania debiutanta na własną rękę jest próba zdobycia recenzji, jeśli ma takie możliwości. Każda inna forma autopromocji dałaby skutki niewspółmierne wobec wysiłków.
Zgadzam się z tym, ale z adnotacją, że postawiłbym na ekspansję, a nie załatwienie sobie trzech recenzji (bo jeden kolega po piórze akurat dla nich pisze, a tym dwóm podrzucę darmowe egzemplarze na konkurs, to się zgodzą). Mam w tej chwili na myśli zrobienie sobie dokładnej listy portali i blogów (tych posiadających jakieś sensowne grono odbiorców) wraz emailami i numerami kontaktowymi. To jest robota do rozpisania w czasie. I w takim przypadku warto wcześniej przy podpisywaniu umowy wyciągnąć od wydawcy 20 egzemplarzy autorskich, a nie 5.
Ignite pisze:Bo gdy chodzi o recenzje internetowe (portale, blogerzy), to mam wrażenie, że ich wpływ na sprzedaż nie jest specjalnie duży, nawet gdy są naprawdę inteligentnie i elegancko napisane. Są na pewno lepsze niż zupełny brak promocji, ale nie przeceniałabym ich.
Mogę tylko pokiwać twierdząco głową :D Dlatego powyżej piszę o masowym podejściu do tego. Nie skupiałbym się na pojedynczych, ładnie napisanych opiniach (szczerze mówiąc, nawet nie przejmowałbym się, jaki ich odsetek jest pozytywny, jaki neutralny, a jaki negatywny), ale na tym, żeby recki były w wielu miejscach i działały na zasadzie reklamy wirusowej (tytuł mignął mi tam, siam, okładka też itp.).
Kamiko pisze:Czy warto zakładać konto na FB? 

Przyznam Wam, że nie mam najmniejszej ochoty się promować, ale bez tego raczej się nie obejdzie : /
Na FB Cię nie widziałem, ale mam Twoje książki gdzieś z tyłu głowy zawsze. Ostatnio macałem jedną z każdej strony w supermarkecie. Kusi, kusi! Mam ochotę na ryzykowne i niczym niepoparte stwierdzenie, że u nas w kraju – przy obecnej kondycji rynku – reklama (nawet najwspanialsza) to nic w porównaniu z sensowną dystrybucją :) (a teraz niech ktoś napisze: brawo, odkryłeś, kuźwa, hhhAmerykę).

37
SkySlayer pisze:Ja bym prosił o jakieś liczby. Lub cokolwiek innego na poparcie tej tezy – jakieś badanie rynku itp.
A moje słowo wystarczy? ;)

Recenzje są ważne. Widzę, że sprzedaż Hiki rośnie mi po tm, jak pojawią się recki, z którymi mogła się zapoznać większa liczba ludzi.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

39
Stąd też wielu autorów nie prowadzi swoich fanpejdżów samodzielnie. Najczęściej robią to ich znajomi albo po prostu entuzjaści twórczości. W przypadku tych drugich warto wybrać kogoś o wykształceniu/zacięciu dziennikarskim. A potem już wszystko toczy się właściwie samo ;)
Debiutanci nie mają niestety fanów, którzy by mogli założyć taki fanpage :P Jako uzależniony od FB człowieczek mogę wam powiedzieć, że fanpage to dobra forma promocji. Przeciętny użytkownik FB chętniej zajrzy tam niż zmusi się do opuszczenia fejsbukowego świata wchodząc na oddzielną stronę. Może to brzmi jak szczyt lenistwa, ale sam wolę coś przeczytać na fanpejdżu i mieć pod ręką chat ze znajomymi, powiadomienia o aktywności itp. niż wędrować po innych stronach, do których wyglądu trzeba się przyzwyczajać. Jednak taka forma promocji równa się z tym, czego większość z was nie lubi, czyli promowaniem autora i jego osoby.
"Laugh and the world laughs with you, weep and you weep alone." Ella Wheeler Wilcox

40
Bron pisze:Debiutanci nie mają niestety fanów, którzy by mogli założyć taki fanpage :P
Widziałam już kilka stron fanowskich ludzi, których największym osiągnięciem literackim jest pół akapitu prozy na własnym blogu. Sami prowadzą te fanpage, informują, co piszą, na jakie konkursy wysyłają swoje teksty, polemizują w komentarzach z własnymi znajomymi. Można? Można. Da się? Da się :P
Jednak taka forma promocji równa się z tym, czego większość z was nie lubi, czyli promowaniem autora i jego osoby.
To zależy od treści, jakie administratorzy i/lub sam autor na takiej stronie zamieszczają. Jest cały wachlarz możliwości między nachalną promocją a bieżącym informowaniem o działalności autora. Jest też odpowiednio różnica między pięcioma postami dziennie, a jednym na tydzień.
http://lubimyczytac.pl/autor/141613/nat ... czepkowska

41
Powtórzę swój pogląd sprzed jakiegoś czasu: ten typ promocji na FB wydaje mi się mocno przesadzony w sensie jego skuteczności. To działa, kiedy produkt jest dostępny wszędzie. W przypadku książek, na ile mogę ocenić efekty po danych zebranych drogą oficjalną i nie, FP na FB niezwykle rzadko daje coś więcej niż wzrost sprzedaży o 50-100 egz. Daje za to kontakt z czytelnikiem. I w tym sensie warto. Czyli nie konkretna książka, tylko zasada długiego marszu.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

42
Bron pisze: Debiutanci nie mają niestety fanów, którzy by mogli założyć taki fanpage :P
jeszcze gorzej jak mają fanów bezkrytycznych a przy tym nie umiejących pisać recenzji

(przypadek M.Olszańskiej) - jakaś jej koleżanka z liceum poczuła "misję" i zaczęła spamować net pierońsko nieudolną recenzją "Atlantydy".

[ Dodano: Czw 05 Wrz, 2013 ]
Romek Pawlak pisze:FP na FB niezwykle rzadko daje coś więcej niż wzrost sprzedaży o 50-100 egz.
zawsze jest to kilka stówek i można się po to schylić ;)
o ile wtopiony wysiłek nie przewyższa zysków... ;)

43
Warto tutaj wspomnieć spotkania autorskie. Moja koleżanka z pracy, Anna Trojanowska, autorka kryminału (który szybko "poszedł" u Prószyńskiego) i współautorka powieści o zwierzakach, miała bardzo sympatyczną promocję w domu kultury w Aninie (na którym m.in. była Małgorzata Gutowska-Adamczyk, autorka tekstu z tyłu okładki).

Wiadomo, w przypadku debiutantów nie będzie tłumów jak na otwarciu pierwszego McDonalda w Moskwie, ale jest to jeden z fajniejszych elementów promocji :)
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

44
Andrzej Pilipiuk pisze:
Romek Pawlak pisze:FP na FB niezwykle rzadko daje coś więcej niż wzrost sprzedaży o 50-100 egz.
zawsze jest to kilka stówek i można się po to schylić ;)
o ile wtopiony wysiłek nie przewyższa zysków... ;)
To prawda, dlatego jak mam w miarę aktualny profil, choć nie chciałem FP :)
Ja tylko nie przeceniam magicznych zdolności Fejsa - przynajmniej w Polsce :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

45
Romek Pawlak pisze:To prawda, dlatego jak mam w miarę aktualny profil, choć nie chciałem FP :)
Ja tylko nie przeceniam magicznych zdolności Fejsa - przynajmniej w Polsce :)
W Polsce to Twitter wydaje mi się nieopłacalny. Jeśli chodzi o Fejsa, to jako pracująca "w Internetach" ostrożnie się nie zgodzę. Wiadomo - cudów nie ma. Ludzie są uodpornieni na reklamę, także fejsową. Ale jeśli fanpejdż traktuje się jako platformę (żywej i bieżącej) komunikacji "marki" (w tym przypadku pisarza) z jej fanami lub potencjalnymi fanami... Wydaje mi się, że korzyści mogą być spore.

Na ile się to przełoży sprzedanych egzemplarzy? Zależy od sposobu korzystania z fanpejdża, zaangażowania fanów, ilości i jakości akcji aktywujących fanów, współpracy z innymi fanpejdżami...

Fanpejdż może opowiadać historię, dozować napięcie, bawić i pobudzać do myślenia. Jeśli to robi - może "zgarnąć" naprawdę dużą ilość fanów, i to aktywnych. A taki aktywny fan jest już o krok od oddanego czytelnika (niestety, gwarancji nie ma).

[ Dodano: Pią 06 Wrz, 2013 ]
Ignite pisze:Co innego prywatny profil na Fb, a co innego fanpage.

Prywatny profil przydaje się, jak już wspomniano, do kontaktowania się z ludźmi oraz szybkiego udostępniania informacji - wszelkich, nie tylko związanych z promocją książek.

Fanpage może być przydatny chyba przede wszystkim wtedy, kiedy ktoś nie posiada bloga/strony autorskiej, bądź ma stronę, ale tylko taką z podstawowymi informacjami, bez aktualności typu newsy o spotkaniach autorskich.

Minus obu opcji - Fb kusi do marnowania czasu.
Oj, kusi, kusi ;)

Jest jeszcze trzecia opcja, pośrednia. Można mieć swój profil w wersji "do obserwowania". Wtedy każdy może obserwować profil, nie będąc w gronie znajomych. Przy publikowaniu notek na wallu trzeba decydować, czy są to posty dla znajomych czy posty publiczne (czyli widoczne także dla obserwujących).

Zaleta jest jedna - nie trzeba się rozdrabniać i prowadzić profilu i fanpejdża. Tak psychologicznie (chociaż psychologiem nie jestem) wydaje mi się, że taki "obserwowalny" profil pozwala na zmniejszenie dystansu między osobą publiczną a jej fanami.

Opcja obserwowania jest dość nowa, na razie widzę, że korzystają z niej np. znani blogerzy i osoby na co dzień działające w Internecie (np. wolni strzelcy z branży IT, właściciele stron www). Nie wiem, czy taka forma sprawdziłaby się u pisarzy, może właśnie byłaby dobra dla tych debiutujących, którzy początkowo liczą głównie na znajomych znajomych :).
Ah, gravity - thou art a heartless bitch.
by Sheldon Cooper

46
A jak sie to robi na Ukrainie? Byłem we Lwowie na targach książki. Na dziedzińcu pałacu Potockich - wielka klatka a w niej ...dwaj żywi dresiarze! ;)

wejdźcie na

http://pilipiuk.com/index.php/home i zjedźcie trochę w dół - są 3 fotki.

Co za dziwo? Promocja książki "Żłobologia" ("Żłób" po polsku i po ukraińsku w odniesieniu do człowieka znaczy mniej więcej to samo) - a to dzieło to bogato ilustrowana encyklopedia dresiarstwa. (do tego był kalendarz ścienny, koszulki, breloczki - innymi słowy nawet z istnienia dresów ukraiński pisarz forsę wycisnął!!!) ;)

*

Zatrudniono dwu ludzi z teatru - świetnie grali, rzucali mięchem, żarli pestki ze słonecznika, pociągali piwko z plastikowej flaszki, próbowali sięgać przez kraty i wyrywać dziewczynom torebki.

Ubaw po pachy. ;) Każdemu życzę takiej promocji!

[ Dodano: Sro 25 Wrz, 2013 ]
Ps. W zeszłą niedzielę pokazało mnie TVN ("kulisy sławy" - jak ktoś ciekaw - jest link na mojej stronie).

Licznik odwiedzin na stronie wcale potem nie zaterkotał...

Wróć do „Wydawnictwa”

cron