Podskocz, a powiem ci kim jesteś [groteska]

1
- Żanim pan do mnie szczeli, niech pan podszkoczy – odezwał się mały chłopiec wpatrując się w Lanzę wielkimi ze strachu oczami. Mimo tego, że wyglądał na wystraszonego mówił pewnie i spokojnie. Nie mógł mieć więcej niż dziesięć lat, a mówił w taki sposób, jakby miał w ustach bułkę z drugiego śniadania.

Lanza zdziwiony tą propozycją opuścił karabin i przystanął. Za jego plecami przemykały grupki dzieci prowadzone przez nauczycieli do wyjścia w nadziei, że uda się je ocalić. - Dlaczego miałbym podskoczyć? – zapytał przykucnąwszy i zrównując swój wzrok ze spojrzeniem dziecka. Była to ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał. W filmach ludzie w takich sytuacjach krzyczą „Nie zabijaj mnie”, „Proszę, zlituj się” i tak dalej. Czasem nic nie mówią tylko piszczą ze strachu. Ale nigdy nie proszą o podskok.

- Kiedy pan podszkoczy, wyjdzie kim pan jeszt naprawdę – odpowiedział chłopczyk. – Może się okaże, że pan tak naprawdę nie jeszt morderczą i że to szystko to tylko duże nieporożumienie.

„Duże nieporozumienie, dobre sobie” Lanza uśmiechnął się niewyraźnie w myślach nie wiedząc co sądzić o tej całej sytuacji. Przełożył karabin w drugą dłoń i wycelował go w chłopczyka, ale ten stał niewzruszony. – Skąd ty to mały wiesz, co? Skąd możesz wiedzieć, że to nieporozumienie? – zapytał pewnym głosem, chociaż jego wewnętrzna pewność została mocno zachwiana. Nie lubił nieprzewidzianych sytuacji, a ta niewątpliwie taką była.

- Ja tego nie wiem, ale można to łatwo szprawdzić – chłopczyk zrobił taką minę, jakby było to równie proste co rachunek dwa plus dwa.

- Niby jak? – Lanza nie wiedział czy się śmiać czy zacisnąć zęby i podziurawić małego.

- Wysztarczy, że pan podszkoczy. Jeżeli pan nie wierzy, możemy pójszcz do łazienki, o tam – wskazał palcem w głąb korytarza – sztanąć przed lustrem i szam pan żobaczy, jakim pan jeszt człowiekiem.

„Do diabła, co on plecie?” myślał Lanza, ale im dłużej się zastanawiał tym bardziej był ciekawy, co zobaczy w lustrze. - W sumie co mi tam, w końcu jesteśmy w szkole i mi też należy się przerwa – Lanza przewiesił karabin przez ramię i wskazał chłopcu brodą, że ma się ruszyć. Chłopiec chwycił go za rękę i zaprowadził do łazienki. Przed wejściem leżał trup nauczycielki, chyba od wychowania fizycznego, więc Lanza odsunął go butem i przepuścił chłopca przodem.

Stanęli przed lustrem. Dzieci popisały niewybredne wierszyki, ale mógł w nim było dojrzeć i siebie, i chłopczyka.

- No, dalej – zachęcił go chłopiec. – Niech pan podszkoczy. I proszę patszyć w lustro.

Lanza podskoczył. Zobaczył jak podskakuje też jego odbicie, a karabin na chwilę zawisa w powietrzu. Nic poza tym. – No i co? – zapytał chłopczyka, który wpatrywał się w niego cały czas swoimi wielkimi oczami. Chyba już miał takie oczy, a ich średnica wcale nie zależała od poziomu strachu.

- No i czo pan zobaczył?

- Nic – odpowiedział Lanza. - To znaczy siebie. Ale nic poza tym. Nic szczególnego.

- A ja widziałem pana prawdziwego. O, tu, tu – wskazał palcem okolice oka – drgnęła panu powieka. I jeszcze uszta w lewym kąciku szę panu podnioszły.

Lanza podskoczył jeszcze raz przypatrując się swojej mimice. – Rzeczywiście, drgają mi powieka i usta, kiedy podskakuję. Widocznie tak mam – dla pewności podskoczył jeszcze raz. I jeszcze jeden. Za każdym razem drgała mu lewa powieka i podnosiły się usta w lewym kąciku.

- No i widzi pan, to żnaczy, że pan wczale nie jeszt morderczą. Morderczy szę nie uszmiechają kiedy podszkakują. I nie drga im powieka. Gdyby im drgała to by żnaczyło, że ża każdym rażem, kiedy szczelają pęka im kawałek sercza. A przecież morderczy nie mają sercza.

- Młody, skąd ty bierzesz takie banialuki? – zapytał Lanza cały czas gapiąc się w lustro. Podskoczył jeszcze raz dla pewności. Tym razem z pajacykiem. Do góry powędrowały mu nie jeden, a oba kąciki ust.

- Oooo, widział pan – chłopiec wycelował w niego palcem, a jego wielkie oczy zrobiły się jeszcze większe. – Widział pan kiedyś uszmiechającego szę morderczę?

- Nie wiem, nie znam innych morderców – odpowiedział zgodnie z prawdą Lanza. – Ale co to ma do rzeczy? Wszedłem do szkoły i zabiłem jakieś dwadzieścia, może dwadzieścia jeden osób. Już jestem mordercą i nie zmienią tego moje kąciki ust, ani brew, która ucieka mi do góry.

- Jeżeli nie jeszt pan morderczą, to ożnacza, że żaszło fatalne nieporożumienie. Dlatego powinien pan przesztać szczelać i szpróbować szystko wyjasznić.

- A komu niby miałbym to wyjaśniać, co mądralo? Zresztą zaraz się tutaj zjawi oddział policjantów i podziurawią mnie jak sito – Lanza otrząsnął się i ściągnął broń z ramienia. Wycelował broń w chłopca, ale ten bynajmniej się nie przestraszył.

- Psze pana, jak pan szystko im wytłumaczy to nikt pana nie podziurawi. Mosze pan napiszać szystko na kartcze, a ja ją żaniosę do panów policzjantów.

- Ha, że niby co? – Lanza się zaśmiał. – Myślisz, że się przejmą jakimiś tłumaczeniami? I to jeszcze na kartce?

- Psze pana, policzja szczela do morderczów, a nie do ludzi, którzy szę pomylili. Ża chwilę wróczę, tylko przynioszę żeszyt i długopisz – chłopiec obrócił się na pięcie i wybiegł z łazienki. Lanza przez cały czas miał wycelowany w niego karabin, ale wszystko stało się tak szybko, że nie zdążył nawet pomyśleć o naciśnięciu spustu. Był skołowany i o ile jeszcze kilka chwil temu wchodził do szkoły z mocnym postanowieniem urządzenia rzezi, teraz już sam nie wiedział, czy chce dalej zabijać, czy wytłumaczyć, że to wcale nie jest tak, że jest złym człowiekiem, tylko życie i społeczeństwo go wydymało. I nie miał innego wyjścia jak przypomnieć o sobie tą rzezią.

Chłopiec wrócił w mgnieniu oka trzymając w ręce zeszyt i piórnik. – Już jestem – zaczął wyrywać kartkę ze środka zeszytu. Odszukał w piórniku długopis i podał Lanzie.

Lanza odłożył na ziemię karabin i wziął od chłopca kartę z długopisem. Usiadł na podłodze i rozłożył przed sobą zmięty kawałek papieru. Przejechał po niej dłonią kilka razy i wziął do ręki długopis. Przyłożył go do kartki i znieruchomiał. Podniósł wzrok na chłopca. Miał oczy pełne łez.

- Czo sie ształo? Dlaczego pan nie pisze? – zdziwił się chłopczyk.

Lanza przeciągał tę chwilę, ale w końcu musiał odpowiedzieć na to pytanie. Zaczerpnął porządny chełst powietrza i wydusił z siebie: - Nie umiem pisać. Nikt mnie nie nauczył. A później było już za późno – spuścił głowę. Nie czuł wstydu, czuł tylko jak uchodzi z niego ciśnienie, które jeszcze kilka minut temu spuszczał ciągnąc za spust. Czuł się jak dętka. Czuł pustkę. I ze zdziwieniem stwierdził, że była ona dużo przyjemniejsza niż złość i frustracja. Niemniej w dalszym ciągu daleko mu było do dobrego samopoczucia.

- No to mamy problem – odezwał się chłopiec. – Możemy żrobić tak, że ja napiszę to czo pan mi podyktuje. Ale jesztem kiepszki z dyktanda. Mam dyszleksję. Wie pan, czo to jest dyszleksja?

- Słuchaj, nie mam pojęcia co to jest, ale nieważne. I tak piszesz lepiej ode mnie. Ja ledwie co swoje imię i nazwisko potrafię naskrobać. A i to robię w taki sposób, że nikt nie może rozczytać.

- Dyszleksja to żnaczy, że robię dużo błędów ortograficznych, psze pana. Ale mogę szpróbować.

- Okej, w takim razie spróbujemy. Tylko zamknę drzwi, żeby nikt nas nie zobaczył i nie zaczął przypadkiem strzelać, kiedy będziesz pisał – Lanza podniósł się, zamknął drzwi i wrócił na swoje miejsce.

Kiedy skończył mu dyktować, chłopiec zapisał osiem kartek. Nie wiedział ile czasu minęło, ale był pewien, że już najwyższy czas. – Okej, w takim razie leć zanieść to panom policjantom. Zobaczymy co dalej.

- Ale nie powie pan o tym mojej pani od jężyka angielszkiego? Na pewno będzie chciała szprawdzić ile błędów żrobiłem i jak żobaczy to żnowu dosztanę żłą oczenę.

- To jest ta, z którą miałeś lekcję jak przyszedłem?

-Tak, psze pana – pokiwał głową.

- Nie martw się, zastrzeliłem ją – odpowiedział Lanza. – Ale przepraszam. Na pewno chciała ciebie nauczyć jak pisać bez dysleksji, a ja wszystko zepsułem – pochylił głowę.

Wiedział, że gdyby patrzył na chłopca, nie powstrzymałby łez, które cisnęły mu się do oczu.

Chłopiec nie odpowiedział. Otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Lanzę dobiegł głos policjanta wrzeszczącego przez megafon z drugiego końca korytarza: - Zabezpieczamy dziecko, zabezpieczamy dziecko! Lee i Robert, wchodzicie na górę! Dwayne, Andy, Danny, Wayne, korytarz jest wasz! Trzymajcie małego na oku i wyprowadźcie go z budynku!

Kiedy chłopczyk był w połowie korytarza rozległy się huk wystrzału w toalecie. Chłopiec przystanął i obejrzał się za siebie, a następnie obrócił w bok, w stronę okna. Widząc swoje odbicie w szybie podskoczył raz i drugi. Dla pewności zrobił jeszcze pajacyka i wtedy zaczął płakać.
Ostatnio zmieniony pn 16 wrz 2013, 17:21 przez niewidzialnezuo, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Ok, albo coś jest z tym tekstem nie tak, albo jestem na niego za głupi. Po prostu nie chwytam zakończenia. Mam hipotezę, ale mało prawdopodobną. Zobaczę, jak potoczy się dyskusja, może wtedy zaskoczę.

Przydałoby się tekst oczyścić z błędów wynikających z niechlujstwa. Mam wrażenie, że Autor nie przeczytał całości przed wrzuceniem.

3
Tam nie wiem, o co chodzi z tą groteską, ja prosty chłopak jestem, grubo ciosany. Widzę to, co widzę.

Jak jakiś koleś robi mnie w trąbę, używa wszystkich oklepanych chwytów z poradnika dla scenarzystów widowisk rodzaju soap opera, jedzie po wszystkich kliszach i schematach, jakie tylko wymyślono.

W tym, co napisał nie ma źdźbła prawdopodobieństwa (cholera, może o to chodzi z tą groteską?), realizm i psychologia pospołu tarzają się ze śmiechu, no i co? No i ja się wziąłem i...no...tego....a w mordę, wyduś to wreszcie...no ja się wziąłem i wzruszyłem.

Chyba mi jakieś zawiasy od dekla puszczają, bo zaraz ktoś przyjdzie i zwalcuje tekst jak półprodukt hutniczy, a ja - wcale nie mam ochoty zastanawiać się nad błędami.

Idę sobie włączyć Hankę Mostowiak z krwiożerczymi kartonami, jeśli to też mnie przejmie, to jestem zgubiony.

Gościu! To będzie Twoja wina! Będziesz mi musiał dokupić specjalny kanał telewizyjny dla kobiet w depresji poporodowej i raz w tygodniu coś Danielle Steel.
Módl się, żeby to nie była prawda...

4
Czytało się gładko i przyjemnie, a że chłopiec sepleni - dlatego jest taki dziwny zapis jego wypowiedzi (konsekwentnie prowadzony). I tyle miłych wrażeń. Nie zrozumiałam nie tylko zakończenia, ale nie mogę także zrozumieć - dlaczego ten tekst powstał. Chyba autor przekonbinował treść - wyszło to, co nie powinno.
Czekam na słówko wyjaśnienia autora.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

5
Tekst był inspirowany wystawą fotografii P. Halsmana http://en.wikipedia.org/wiki/Philippe_Halsman i jego cyklu "skaczących ludzi". Zapadł mi w pamięć cytat: "When you ask a person to jump, his attention is mostly directed toward the act of jumping and the mask falls so that the real person appears." A jak wróciłem do domu przeczytałem o masakrze w szkole w USA i tak się jakoś wszystko ułożyło.

6
A teraz zaczynam rozumiec. Jednak nadal te dwa aspekty - skok i morderstwo dzieci mi nie łączą się w całośc- dlatego tekst nie porusza, tak jak powinien. Jednak skok i uśmiech mimo wszystko mordercy - to ciekawy wątek.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

7
Łał! Tekst nie jest może kunsztownie napisany, ale pomysł i atmosfera rekompensują to z nawiązką!

Ma świetny start. Pierwsze zdanie przykuwa mocno uwagę, jest tak dziwne i ciekawe, że nie sposób przejść obok niego obojętnie. Bardzo skutecznie sprawia, że chcesz wiedzieć więcej. Dalej jest z tym równie dobrze, rozmowa bohaterów w tym świecie rządzącym się innymi prawami jest bardzo fajnie napisana. Jakoś tak człowiek wierzy w tę groteskę, a to bardzo duże osiągnięcie.

Wada wymowy chłopca jest urocza i bardzo sprytna (łatwiej w chłopca uwierzyć i się przywiązać, i wzruszyć), choć w kilku miejscach niekonsekwentna. Na Twoim miejscu przeczytałbym tekst jeszcze raz pod tym kątem i w sumie w ogóle pod kątem czysto technicznym, czy zdania nie zgrzytają, czy przecinki dobrze siedzą itd.

Wątek zastrzelonej pani od angielskiego wydawał mi się zbędny. W tym momencie przedobrzyłeś z groteską, zacząłeś nią machać nieprzyjemnie przed oczami, w czasie gdy w tekście fajne jest właśnie to, że cały klimat jest odpowiednio ujarzmiony. Rozmowa o zastrzelonej nauczycielce nic już do niej nie wnosi; co najwyżej podkreśla coś, co i tak jest oczywiste.

To chyba tyle. Ja jestem naprawdę pod solidnym wrażeniem. Bardzo, bardzo fajny i oryginalny tekst. Pełen zręcznie poukrywanych emocji. Zasiałeś mi coś w sercu.

Pozdrawiam i dziękuję,
Patryk
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

8
*Kto nie czytał tekstu, niech nie czyta mojego komentarza. Spojlery!


Zgadzam się z Patrenem, pomysł i atmosfera, bardzo na plus.

Bardzo mi się podobało, szczególnie zakończenie jak chłopiec sprawdzał czy nie jest mordercą. Super! (Taka jest moja interpretacja podskoku chłopca, po samobójstwie Lanzy). :)

Idę sprawdzić do lustra jak jest ze mną...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”