Siadasz. Piszesz. Gromadzone godzinami natchnienie ubierane w ciuchy szyte ze słów stopniowo pojawia się na papierze lub w pamięci komputera i rośnie, napawając Ciebie - autora - dumą.
Kończysz i jesteś z siebie jeszcze bardziej zadowolony/a. Lecz wiadoma rzecz: errare humanem est, więc czytasz jeszcze raz swoje dzieło i wyłapujesz błędy, które wyłapać jesteś w stanie. Co dalej?
W tym momencie przychodzi ta chwila, gdy tekst trzeba pokazać komuś z zewnątrz. Drżysz w strachu przed niezależnym konsumentem literatury pochłaniającym słowo pisane, niczym odkurzacz marki "Czytelnik" o trudnej do wymierzenia mocy. Co dalej?
Opcje są trzy:
1. Urodziłeś/aś się z rzadkim talentem, który pozwala Ci panować nad językiem i tekstem w sposób nazywany wirtuozerią, czyli, mówiąc potocznie: nie ma się do czego dosadzić. Możesz sobie jedynie pogratulować i nie ustawać w pracy, gdyż Twój talent, jeśli będziesz go pielęgnować, zaowocuje pod postacią licznych publikacji na poziomie mistrzowskim. Siedź, pisz, publikuj i czekaj na Nobla.
2. Niestety, geniusz nie był Ci przyrodzony, a Twoje dzieło, choć nadające się do czytania wymaga poprawek, które rzetelny recenzent skwapliwie zasugeruje. Tutaj masz dwie opcje:
a) czniasz poprawki, gdyż jakże to, by człek z wielką literaturą niebywały tak bezczelnie i plugawie lżył dzieło Twego życia? Gratulacje! Jesteś grafomanem, płatne wydawnictwa już na Ciebie czekają. A raczej na Twoje pieniądze,
b) skrupulatnie nanosisz poprawki i doskonalisz warsztat, a być może pewnego dnia napiszesz coś, czym będzie można się poszczycić i czego zawistni znajomi będą Ci zazdrościć.
3. Dzieło nie nadaje się nawet do tego, by wyłożyć psu budę. Tu masz dwie opcje:
a) rzucić je w cholerę i przestać marnować swój i czytelnika czas. Przecież, cytując Dekalog Kresa: "Nie ma przymusu bycia pisarzem. Można być kimś innym",
b) piszesz od nowa. Jak nie drzwiami, to oknem. A nuż gdzieś w mniej lub bardziej odległej przyszłości nauczysz się pisać tak dobrze, że dzieło będzie zdatne do czytania, więcej! Będzie zdatne do publikacji.
To krótki schemat tego, co dzieje się po tym, jak coś napiszesz i dasz komuś do przeczytania.
Teraz słów kilka o samej krytyce.
"Krytyka jest negatywna bądź pozytywna, ale zawsze konstruktywna". Ergo: wszystko (no, prawie wszystko), co mówią o Twoim utworze, może być nauką. Jest kilka rodzajów krytyki:
1. Słuszna - ta, która wnosi do Twego warsztatu cenne novum. Powinno się ją jak najszybciej przyswoić.
2. Niesłuszna - z reguły pochodzi od osób zawistnych, krytykujących z dalece innych pobudek, niż względy czysto literackie. Może to być np. kolega, z którym toczysz zażarte boje od podstawówki, a który powie: "To jest ch**we". I nie uzasadni, gdyż uzasadnienie przekracza jego możliwości intelektualne. Taką krytyką nie warto się przejmować.
3. Zawodowa - są osoby, dla których krytykowanie (czy też mieszanie innych z błotem) to praca. Cokolwiek byś napisał/a i jakkolwiek dobre by to było, ta osoba powie: "Nie". I - co gorsze - uzasadni. Taki krytyk przeważnie jest osobą inteligentną potrafiącą bronić swojego zdania, a bój z nim znojny. Czemu bezwzględnie wszystko ścina? Albowiem czeka na moment, w którym przyjdzie do niego ktoś szukający promocji swego utworu i powie: "Panie, masz pan tu pieniądze i powiedz pan, że moje jest dobre". I taka osoba mówi, że dany twór, to arcydzieło. I - co gorsze - potrafi to uzasadnić. Tą krytyką również nie warto się przejmować.
4. Bezpodstawna - przypomina mi się tutaj Dorota Rabczewska w jury "Gwiazdy tańczą na lodzie", która, jak sama powiedziała, "uwielbia krytykować coś, na czym się kompletnie nie zna". W literaturze to tak, jakby totalny laik, którego czytelnictwo ograniczyło się do "O psie, który jeździł koleją", zabierał się za ocenianie powieści uznanego pisarza. Taką krytyką również nie warto zawracać sobie głowy.
5. Protekcjonalna - czyli "Recenzja by krewni i znajomi". Takowa krytyka będzie najprawdopodobniej nierzetelna, no bo gdzież babcia powie: "Wnusiu, to jest do dupy"? Choć są babcie, które tak mówią. Do krytyki od znajomych należy podchodzić z dystansem, gdyż mogą oni traktować tekst pobłażliwie. I potem jest to zdziwienie: "No jak to? Przecież koleżanka chwaliła", a okazuje się, że koleżanka przeczytała raptem pierwszy rozdział.
"Jeżeli dwie osoby mówią Ci, że jesteś pijany, to kładź się spać". Tak samo, jeżeli kilka osób mówi Ci, że zwyczajnie nie potrafisz pisać, to nie pisz. To nic złego. Oszczędzasz czas swój i Twoich niedoszłych czytelników.
Jeśli mówią: "Genialne!", publikuj.
Jeśli mówią: "Będzie coś z tego", popraw i publikuj.
Jeśli mówią: "Sorry, nie potrafisz pisać" to nie pisz. Ewentualnie napisz dla własnej satysfakcji. Tyle. Naprawdę ciężko siłą nakłonić świat do przychylnego spojrzenia na swoją twórczość.
Nie mam nic więcej do dodania
