Nie miał na bilet

1
Nie miał na bilet
wwwPan Eugeniusz skończył okrążanie stołu, kolejny raz zatrzymując się, by zajrzeć w pożółkły rachunek lub w ulotkę lekarstwa, które potem pracowicie składał wpół. Zakolebał się na fałdzie dywanu, zgubił rym i zapomniał o karteczkach.
wwwWypchnięty z pola grawitacji mebli potruchtał na korytarz i szarpnął drzwi wyjściowe. Klamka nie ustępowała. Zakłopotał się i manipulował przy zamku.
www– Gdzie pan idzie? – Wyjrzała w drugiego pokoju kobieta.
www– Do domu.
www– Tu jest herbata. Proszę się napić.
www– Bardzo dziękuję. Chce mi się pić.
wwwPo drodze zatrzymała go kurtka. Z kieszeni wydobył sfatygowany, wytarty portfel i liczył monety, przekładając je z ręki do ręki.
wwwStojąca w drzwiach nieznana kobieta przyglądała się tak życzliwie, że zapytał:
www– Wie pani, mam problem… Muszę jechać do mamusi. Do Kęt. Może mi pani pożyczyć sześć złotych? Widzi pani… A nie mam na bilet… Do mamusi. Do Kęt.
www– Syn pana jutro odwiezie – powiedziała spokojnie.
www– Syn? – zdziwił się i popatrzył uważnie. – Tak. No tak.
wwwPoszedł drobnymi kroczkami za kobietą, gdy zniknęła w półmroku pokoju.
www– Wie pani… – dręczyło go. Zapalił górne światło i popatrzył w jej twarz. – Pani taka uprzejma. Jutro bym oddał. Mamusia się niepokoi. Czeka.
wwwMilczała.
wwwPan Eugeniusz zapadł w fotel i przymknął powieki. Przysnął.
wwwKiedy się obudzi po dziesięciu, piętnastu minutach, wyruszy po raz kolejny w podróż dookoła stołu, do drzwi, do Kęt, w których mieszkał z rodzicami siedemdziesiąt lat temu. Tylko tak teraz pamiętał życie.
wwwPrawda! Czasami zdawało mu się, że w pokoju była urzędniczka i wyjaśniał zmartwiony, że w projekcie hali jest poważny błąd w obliczeniach. Wtedy chciał od mniej pożyczać na bilet. Że musi pojechać na budowę. Że odda pieniądze.
wwwWtedy zatrudniona opiekunka odpowiadała:
www– Syn pana odwiezie. Jutro.
Ostatnio zmieniony pn 17 lut 2014, 10:01 przez Natasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

2
rzadko na wery zdarza się tekst, w którym trzeba zacząć od tytułu :bag: :

Nie miał na bilet - trzecia osoba w czasie przeszłym oddala bohatera, na zasadzie my - wy - oni, poza tym to on jest centralną postacią i lepiej byłoby coś bardziej chwytliwego, bo teraz jest chwytliwe, ale na tabloidowy sposób:

Nie miał na bilet (tytuł na trzeciej stronie Faktu)
ale wysępił od UFO (podtytuł na trzeciej stronie Faktu)
:bag:

skoro dziadek zawiesił się siedemdziesiąt lat temu, to można by zastanowić się nad starymi pieniędzmi, z jego epoki i zamiast 6zł chciałby np. 3 tysiące. (i otrzymujemy dodatkowo niekompatybilność aktualnego systemu z tym, który zapamiętał, ale ok, nie musimy mu aż tak dokładać :wink: )
Natasza pisze:Wypchnięty z pola grawitacji mebli
wątpliwe to to, bardziej, ba! nawet idealnie pasowałoby to do historii młodzieńca na magicznych grzybkach :idea:
Natasza pisze:Z kieszeni wydobył sfatygowany, wytarty portfel
samo sfatygowany nie wystarczy?

nieznana - nieznana mu - nieznajoma hm, majstrować przy semantyce w Twoim tekście to jak tuningować maserati w stodole, ale skoro zgrzytnęło, to uzewnętrzniam swoją wątpliwej zasadności wątpliwość :)
Natasza pisze:Wtedy zatrudniona opiekunka odpowiadał
wynajęta opiekunka, zatrudniona opiekunka funkcjonuje jedynie w kontekście prawniczo- politycznego gadania na temat zalegalizowania pomocy domowych i opiekunek do dzieci

:bag:

przyjemnie czytało się, uchwyciłaś właściwe przyczółki, nie okopałaś się i dynamicznie poprowadziłaś historię, podoba mi się :wink:

3
Smoke pisze:Nie miał na bilet - trzecia osoba w czasie przeszłym oddala bohatera, na zasadzie my - wy - oni, poza tym to on jest centralną postacią i lepiej byłoby coś bardziej chwytliwego
Smoke, za to, to bym Cię ucałowała. ;)

Nie wiem, czy to dobry (ostateczny) tytuł. On się sam zadecydował.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Natasza, zobacz, jak głupio wyszło. Akurat popadło na Ciebie.

Ale to jest wytłumaczalne (nie mówiłem?), Twoja miniatura jest dłuższa i od razu coś do mnie zagadało.

Przeczytałem. Ukłuło w serce, tak, jak powinno.
Jednak od razu włączył się tryb zwątpienia.

Nat, ta miniatura jest - w moim widzeniu - za długa. Dziwnie brzmi, już wyjaśniam.

Sytuacja człowieka dotkniętego dramatem odspojenia od rzeczywistości - a również jej implikacje - są piekielnie JEDNOZNACZNE. Klinicznie jednoznaczne, tak, że trudno byłoby wymyślić coś BARDZIEJ.

Mam wrażenie, że druga część tekstu jest doklejona, dołożona dla większej "literackości" i rozmywa oczywistą wyrazistość pierwszej części.

Dlatego, żeby waliło między oczy potrzebna byłaby kompresja.

Nie śmiałbym podsuwać się z radami, ale tak sobie myślę, że dałoby się z tego materiału wycisnąć solidnego "draba". I popatrzeć na jedno i drugie.

A ponieważ składnikiem siły oddziaływania jest tu dialog, rozmiar gdzieś w połowie drogi między drabblem a tym, co pokazujesz, byłby chyba optymalny.

To, co zawiera druga, ta - jak ją nazwałem - "doklejona" część dałoby się przy nieco innej konstrukcji wpasować w "pierwszą".

Językowo bardzo mi się podoba, Ty masz tę bogatą staranność w nazywaniu tego, co widzisz w głowie (nie nadużyłaś, a potrafisz :-P ), są drobiazgi, ale na razie jestem ciekaw, co myślisz o idei.

5
Leszek Pipka pisze:na razie jestem ciekaw, co myślisz o idei.
O redukcji?
Są dwie drogi: albo to rozbuduję i wchłonie się w narrację to, co nazwałeś przez uprzejmość "literackość" zamiast "greps" ;)
albo przez ograniczenie - uzyskam ekspresję ponad "powiedzianym".

Temat na mną chodzi! Zobaczyć "TO" od środka. Poczuć.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

6
Podoba mi się to krążenie wokół stołu - pamięć również krąży, dotknięcie przedmiotu lub odtwarzanie czynności przywołuje wspomnienia. Mogłaś to pociągnąć dalej - chociaż i tak ładnie to wyszło, gdy bohater porusza się za głosem opiekunki (z nadzieją), gdy wraca do wspomnień z dawnej pracy, gdy w końcu kobieta przecina te wspomnienia (Syn pana odwiezie).
Najsłabiej wypada jednak właśnie zakończenie - to przecięcie wynika z wcześniejszej sceny, nie domyka historii. Wplecione w tekst - ok, natomiast jako zakończenie - nie robi nic. Dużo bardziej podobało mi się to, jak wcześniej wybiegłaś do przodu - zmiana czasu na przypuszczający dawała duże pole manewru.
Chociaż, po zastanowieniu - geriatryczny dzień świstaka też nie byłby dobrym rozwiązaniem. Więc jako scena - bardzo ładna, natomiast całość nie broni się jako zamknięta historia.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

8
Ciężko jest mi komentować na Wery, bo nie znam się na semantyce czy właściwej budowie tekstów – i jedyne, do czego mogę się odnieść, to własne wrażenie. Wprowadzasz w tekst ruchem i rozkołysaniem, zdanie "zakolebał się na fałdzie dywanu, zgubił rym i zapomniał o karteczkach" jest świetne. Bohater krąży, a czytelnik razem z nim, coraz bardziej rozumiejąc jego bezradność i sytuację.
I to mnie "niesie", aż do momentu gdy "pan Eugeniusz zapadł w fotel i przymknął powieki. Przysnął."

A potem... jest zmiana rytmu, wprowadzająca aż trzy stopnie (kolejny to ostatnie zdania) w małej miniaturze. Chyba zgrzyta mi wyjaśnienie "tylko tak teraz pamiętał życie". Przez nie cały akapit brzmi jak głos lektora z telewizji, opisujący sytuację na ekranie – a przecież już widzimy, co się dzieje. Może wyciąć?

Wydaje mi się, że przez to tłumaczenie akcji zakończenie nie jest wystarczająco silnym akcentem. Coś bym tu zmieniła, hmm... albo o kilka słów rozszerzyła wypowiedź pielęgniarki, albo lepiej kazać czytelnikowi krążyć aż do końca, by wypadł z rytmu dopiero w ostatnim zdaniu? Mały test:
"Chciał od niej pożyczać na bilet. Że musi pojechać na budowę. Że odda pieniądze. Prosił, a zatrudniona opiekunka mówiła, że syn odwiezie, już jutro. Wtedy ze zrozumieniem kiwał głową. Martwiło go tylko odrobinę, że żadnego dnia dzisiaj nie mijało".

Ogólnie – nie pierwszy raz bohater z Twoich tekstów zakorzenia mi się w głowie. Kilka zdań, a widzę pana Eugeniusza i mu współczuję, bez zbędnych uniesień – to duża sztuka, umieć wytworzyć taki nastrój :)

9
Galla, dzięki.

Poprawię.
Już wiem, gdzie fałszuję i jak naprawić (chyba)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

10
Natasza, rób, co chcesz.

Ale tego
Natasza pisze:Zakolebał się na fałdzie dywanu, zgubił rym i zapomniał o karteczkach.
i tego
Natasza pisze:Wypchnięty z pola grawitacji mebli potruchtał na korytarz i szarpnął drzwi wyjściowe.
nie waż się zgubić.

Jest fan-ta-stycz-ne.

11
Nie miał na bilet


Pan Eugeniusz kończył okrążanie stołu, kolejny raz zatrzymując się, by zajrzeć w pożółkłą ulotkę lekarstwa, którą potem pracowicie składał wpół. Zakolebał się na fałdzie dywanu, zgubił rym i zapomniał o kartce.
Wypchnięty z pola grawitacji mebli, potruchtał na korytarz i szarpnął drzwi wyjściowe. Klamka nie ustępowała. Zakłopotał się i manipulował przy zamku.
– Gdzie pan idzie? – Wyjrzała w drugiego pokoju kobieta.
– Do domu.
– Chce pan pić? Jest herbata.
– Bardzo dziękuję. Aby słodka… Napiję się.
Po drodze zatrzymała go kurtka na wieszaku. Z kieszeni wydobył sfatygowany portfel i wyjmował monety, przekładając je z ręki do ręki.
Stojąca w drzwiach nieznana kobieta przyglądała się, więc zapytał:
– Widzi pani, mam problem… Pani uprzejma… Muszę do domu. Do Kęt. Może mi pani pożyczyć osiem złotych? Widzi pani… A nie mam na bilet… Do mamy. Do Kęt.
– Syn pana odwiezie. Jutro – powiedziała głośno – Jest noc.
– Syn? – zdziwił się i popatrzył uważnie. – Tak. No tak. Noc.
Poszedł drobnymi kroczkami za kobietą, gdy zniknęła w półmroku pokoju.
– Wie pani… – dręczyło go. Zapalił górne światło i popatrzył w jej twarz z prośbą. – A martwią się… Może mi pani…?
– Jutro. Niech pan spokojnie czeka na syna. Odpocznie.
Oboje spojrzeli na zegar ścienny, choć był zepsuty.
Pan Eugeniusz zapadł w fotel i przymknął powieki. Przysnął, a głowa mu zwisała na ramieniu jak pasażerowi śpiącemu w pociągu. Nawet kołysało nim podobnie. Kiedy się obudzi po dziesięciu, piętnastu minutach, wyruszy po raz kolejny w podróż dookoła stołu, do drzwi, do Kęt pod Częstochową, gdzie mieszkał z rodzicami siedemdziesiąt lat temu.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

12
Nie wiem co powiedzą inni: ale dla mnie poprawiony tekst to wersja wylizana, wygładzona - i brak mu tego "ducha" z poprzedniej wersji.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

13
gebilis pisze:Nie wiem co powiedzą inni: ale dla mnie poprawiony tekst to wersja wylizana, wygładzona - i brak mu tego "ducha" z poprzedniej wersji.
Zgadzam się. Zdecydowanie.

14
Natasza pisze:Wypchnięty z pola grawitacji mebli
wiem, że podoba Ci się to zdanie i to bardzo, pochwalił je też Leszek, ale ono naprawdę tu nie pasuje:
wyobraź sobie pralkę. pralka psuje się- w czasie prania programator zamiast płynnie inicjować kolejne etapy prania, zawiesza się na płukaniu i płucze w nieskończoność. jeśli jest możliwość przekręcasz pokrętło i pranie idzie dalej, ale musisz być przy tym, jeśli nie- wzywasz fachmana, który naprawia pralkę.

Twoją pralką jest Gienek, do pewnego momentu dobrze myśli- czyta sobie ulotkę, ale nagle coś się dzieje i wybiega na korytarz: meble nie wypchnęły go, coś się stało w jego głowie (programatorze) i Ty jako przyszła pisarka masz to znaleźć i pokazać
(owszem przypadkowe wybicie z rytmu przez sprzęty domowego użytku może zmienić myślenie, tak jak rąbnięcie w pralkę może zmienić losy prania, ale to działa na krótką metę)

dalej znowu jest ok; liczy kasę- program działa prawidłowo, ale tylko przez chwilę, bo za moment kolejny raz ta sama sprawa.

ręką, która przesuwa programator na właściwy etap jest opiekunka (oczywiście na tyle na ile można)

- nie uwypukliłaś ludzkiej bądź zawodowej cierpliwości opiekunki,
- nie pokazałaś jego rozbrajającej wiary w drugiego człowieka (on przecież mówi śmiertelnie poważnie, a ona manipuluje nim jak manipuluje się rozkrzyczanym trzylatkiem w kościele- przytaknąć, obiecać, połechtać aby tylko się uspokoił)
- nie pokazałaś kontrastu wynikającego z różnicy zaangażowania i świadomości bohaterów,

na końcu może lepiej byłoby gdyby to nie wprost od narratora, ale pośrednio od opiekunki dowiedzielibyśmy się, że za dziesięć minut scena powtórzy się; niech wyjdzie na balkon na papierosa, ale niech nie ogląda za długo budzącego się miasta, zaraz Gienek rozpocznie kolejną edycję tour de stół

aktualnie tekst jest jedynie scenką pokazującą gadkę starego z brakującą córką - wszystko poprawnie i tyle. i nie ma znaczenia, że ¾ forum marzy o takiej poprawności.
to za mało jak na Ciebie.

15
Zawieruszył się gdzieś nastrój z poprzedniej wersji. Tam opiekunka była świetnie beznamiętna. Obca, tylko zatrudniona. Powtarzała swoje "Syn pana odwiezie jutro", bo to zupełnie wystarczało, by czas dzisiaj bez jutra wypełnił się wędrówką bez końca dookoła stołu, do drzwi, do Kęt...
I ten zepsuty zegar - ja pozwoliłabym mu tykać. I tak upływ czasu nie ma już żadnego znaczenia.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron