16

Latest post of the previous page:

Zawieruszył się gdzieś nastrój z poprzedniej wersji. Tam opiekunka była świetnie beznamiętna. Obca, tylko zatrudniona. Powtarzała swoje "Syn pana odwiezie jutro", bo to zupełnie wystarczało, by czas dzisiaj bez jutra wypełnił się wędrówką bez końca dookoła stołu, do drzwi, do Kęt...
I ten zepsuty zegar - ja pozwoliłabym mu tykać. I tak upływ czasu nie ma już żadnego znaczenia.

17
Naprawiłam zegar i pielęgniarkę. :)


Nie miał na bilet



Pan Eugeniusz kończył okrążanie stołu, kolejny raz zatrzymując się, by zajrzeć w pożółkłą ulotkę lekarstwa, którą potem starannie składał wpół. Zakolebał się na fałdzie dywanu, zgubił rym i zapomniał o kartce.
Wypchnięty z pola grawitacji mebli, śpiesznie potruchtał na korytarz i szarpnął drzwi wyjściowe. Klamka nie ustępowała. Zafrasował się i manipulował chaotycznie przy zamku.
– Gdzie pan znowu idzie? – Wyjrzała w drugiego pokoju kobieta.
– Do domu.
– Chce pan pić? Jest herbata.
– Tak – ucieszył się. Chciało mu się pić. – Tak, tak.
Po drodze zatrzymała go kurtka na wieszaku. Z wewnętrznej kieszeni wydobył sfatygowany portfel i pracowicie wyjmował monety, przekładając je z ręki do ręki.
Stojąca w drzwiach nieznana kobieta przyglądała się, więc zapytał:
– Widzi pani, mam problem… Pani taka uprzejma… Muszę do domu. Do Kęt. Może mi pani pożyczyć osiem złotych? Widzi pani… A nie mam na bilet… Do mamy. Do Kęt.
– Syn pana odwiezie. Jutro – powiedziała głośno.
– Syn? – zdziwił się i popatrzył uważnie. – Tak. No tak.
Poszedł drobnymi kroczkami za kobietą, gdy zniknęła w półmroku pokoju.
– Wie pani… – dręczyło go. Zapalił górne światło i popatrzył w jej twarz z prośbą. Oboje spojrzeli na zegar ścienny. – A tam martwią się… Może mi pani…?
Milczała.
Pan Eugeniusz usiadł sztywno w fotelu i czekał. Potem przymknął powieki, przysnął, a głowa mu zwisła na ramieniu jak pasażerowi śpiącemu w pociągu. Nawet kołysało nim podobnie.
Kiedy się obudzi po dziesięciu, piętnastu minutach drzemki, wyruszy po raz kolejny w podróż dookoła stołu, do drzwi, do Kęt pod Częstochową, gdzie mieszkał z rodzicami dobre siedemdziesiąt lat temu.
Ostatnio zmieniony wt 25 lut 2014, 12:51 przez Natasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

19
chilipouder pisze:Ta literówka wyszła tutaj całkiem zabawnie.
Fakt.:D
poprawiłam!
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

20
Pierwsza wersja była najsłabsza i dobrze, że odeszła w przeszłość. Co do ostatniej - szkoda, że wyleciała noc. Ona mi się podobała - że on rozumie, że noc, a w chwilę potem już nie rozumie, bo zapomniał, ale idzie na fotel spać. Jeszcze pamięta, co ma zrobić, ale już nie wie, dlaczego. Podobało mi się to.

Zgrzyta mi chaotyczne manipulowanie przy zamku chyba dlatego, że łączę manipulowanie z precyzją. W połączeniu z chaotycznym jakiś oksymoron się z tego robi. A w ogóle do tego bohatera raczej by mi pasowała bezradność w obliczu takiego mechanizmu jak zamek. Tylko musiałby być jakoś głośno bezradny, żeby opiekunka usłyszała. ;) W każdym razie pomyślałabym nad tym jeszcze.

Zgrzyta mi też, że zatrzymała go kurtka. To znaczy kurtka jako podmiot mi zgrzyta, bo widzę ożywioną kurtkę wyskakującą na niego, a nawet gdyby on faktycznie miał takie złudzenie, to jakieś przerysowane mi się to wydaje, zbyt żartobliwe, niepasujące klimatem.

A poza tym, wszystko mi się podoba. Ładna miniatura. Gratulacje. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

21
Thana, to tak:

Nie miał na bilet



Pan Eugeniusz kończył okrążanie stołu, kolejny raz zatrzymując się, by zajrzeć w pożółkłą ulotkę lekarstwa, którą potem starannie składał wpół. Zakolebał się na fałdzie dywanu, zgubił rym i zapomniał o kartce.
Wypchnięty z pola grawitacji mebli, śpiesznie potruchtał na korytarz i szarpnął drzwi wyjściowe. Klamka nie ustępowała. Zafrasował się, zaniepokoił i manipulował chaotycznie przy zamku.
– Gdzie pan znowu idzie? – Wyjrzała w drugiego pokoju kobieta.
– Do domu.
– Chce pan pić? Jest herbata.
– Tak – ucieszył się. Chciało mu się pić. – Tak, tak.
Po drodze zahaczył o rękaw kurtki na wieszaku. To go zatrzymało. Z wewnętrznej kieszeni wydobył sfatygowany portfel i pracowicie wyjmował monety, przekładając je z ręki do ręki.
Stojąca w drzwiach nieznana kobieta przyglądała się, więc zapytał:
– Widzi pani, mam problem… Pani taka uprzejma… Muszę do domu. Do Kęt. Może mi pani pożyczyć osiem złotych? Widzi pani… A nie mam na bilet… Do mamy. Do Kęt.
– Syn pana odwiezie. Jutro – powiedziała głośno. – Jest noc.
– Syn? – zdziwił się i popatrzył uważnie. – Tak. Noc. No tak.
Poszedł drobnymi kroczkami za kobietą, gdy zniknęła w półmroku pokoju.
– Wie pani… – dręczyło go. Zapalił górne światło i popatrzył w jej twarz z prośbą. Oboje spojrzeli na zegar ścienny. – A tam martwią się… Może mi pani…?
Milczała.
Pan Eugeniusz usiadł sztywno w fotelu i czekał. Potem przymknął powieki, przysnął, a głowa mu zwisła na ramieniu jak pasażerowi śpiącemu w pociągu. Nawet kołysało nim podobnie.
Kiedy się obudzi po dziesięciu, piętnastu minutach drzemki, wyruszy po raz kolejny w podróż dookoła stołu, do drzwi, do Kęt pod Częstochową, gdzie mieszkał z rodzicami dobre siedemdziesiąt lat temu.
Ostatnio zmieniony ndz 02 mar 2014, 16:23 przez Natasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

22
Chaotyczne manipulowanie nadal mi się nie podoba.
A z kurtką, to coś chyba nie tak wkleiłaś, bo:
Natasza pisze:Po drodze zahaczył o rękaw kurtka na wieszaku. To go zatrzymało.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

25
Natasza pisze:Pan Eugeniusz kończył okrążanie stołu,
tak się zastanawiam, gdzie okragły stół ma koniec ;-)
Wypchnięty z pola grawitacji mebli
mebla - pola grawitacji stołu.
śpiesznie potruchtał na korytarz i szarpnął drzwi wyjściowe. Klamka nie ustępowała. Zafrasował się, zaniepokoił i manipulował chaotycznie przy zamku.
"szarpnął..." - zbędne. moze "do wyjscia"?
to wszystko brzmi jak wyliczanka, jest bardzo zewnetrzne w stosunku do bohatera, nawet zafrasowanie wydaje sie poza uczuciami.
– Chce pan pić? Jest herbata.
– Tak – ucieszył się. Chciało mu się pić. – Tak, tak.
to konieczne jest?
Po drodze zahaczył o rękaw kurtki na wieszaku. To go zatrzymało. Z wewnętrznej kieszeni wydobył sfatygowany portfel i pracowicie wyjmował monety, przekładając je z ręki do ręki.
ugrzęzłam na tym - ile rak ma pan eugeniusz? w jednej trzyma portfel, a w kolejnych monety przekłada.

Pan Eugeniusz usiadł sztywno w fotelu i czekał.
to jest ładne, przniosło mnie na laweczkę forresta i na murek, gdy czekał na syna.

zgrabne bardzo, nat, kondensacja dramatu, do tego czytelna i budzaca emocje.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

26
ravva pisze:to wszystko brzmi jak wyliczanka, jest bardzo zewnetrzne w stosunku do bohatera, nawet zafrasowanie wydaje sie poza uczuciami.
wydaje mi się, że tak ma być, że "coś" jest poza nim. Świat? Uczucia? Jest tylko impuls, niby-działanie - zapomnienie sensu...
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

27
świat moze, pamięc też, ale uczucia? tego sie nie zapomina.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

29
ravva pisze:uczucia? tego sie nie zapomina.
właśnie to! że się zapomina! nawet te najważniejsze. Pustka. Rozpad.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

30
Ej, serio ta pointa jest słaba, Nat. Przez nią tekst robi się beznadziejnie oczywisty i przypomina bardziej kalambur niż coś sensownego. Odbiera mu całą magię. To tak, jakby Mickiewicz skończył Dziady słowami "Także kiedyś Polska odzyska niepodległość".
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

31
nie mowię o uczuciach do kogoś, ale o takich zwykłych emocjach, jakich bohater doświadcza - jego zagubieniu, tego sie nie czuje, zabrakło podkreslenia, skupienia na dezorientacji, hmm, moze kwestia formy, ciężko się rozwodzić przy takich ograniczeniach.

a pointa dobra, zbiera obraz, podsumowuje i budzi współczucie.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron