Myślę, że nazwę tego drabelka "Mydelniczka". Tytuł nie musi być wcale oczywisty w pierwszym skojarzeniu
Poprawiony tekst:
„Muszelka, rozgwiazda, muszelka, kamyk”, szepce swoją wyliczankę Basia, wręczając mi prezent, pamiątkę z wakacji. Kocha babcię szczerą miłością sześcioletniej wnuczki.
- Gdzie postawić? – pyta rzeczowo Jacek, mój największy sukces, zdrowy syn. Nie było łatwo go urodzić, po wojnie długo chorowałam. Wychuchany, ale nie mięczak.
„Świeca zapachowa kwadrat”, rękodzieło artystyczne. Żółta sześcienna kostka pełną zatopionych rozgwiazd i muszelek dobrze leży w ręku. Jeszcze lepiej będzie się prezentować na półeczce w łazience, komplet z mydelniczką. Odkładam na miejsce.
Muszelka, rozgwiazda, muszelka, kamyk... Pocieram palcami wyblakłe numery na przedramieniu, powracają wspomnienia, ale udaję radość.
Muszelka, rozgwiazda, muszelka, kamyk. Małe trupki rozjaśnią nam życie.
Natomiast co autor miał na myśli? Ano, dlaczego nie, od czasu do czasu można to odsłonić, zatem odautorska wykładnia brzmi tak:
Narratorka to stara osoba, jako dziecko była w obozie koncentracyjnym (stąd numer). I mydło, luźne co prawda skojarzenie (mydelniczka jest pusta - ale jest pusta w tej chwili. W której ona jest już bezpieczna, a życie jakoś udane.
Ten syn jest sukcesem, bo obozowe dziewczynki, na których robiono czasem różne rzeczy, miały problem z zajściem w ciążę, urodzeniem zdrowego dziecka. Ona ma tego świadomość, a w tym chłodnym stwierdzeniu zawiera się też dramat, że musiała zapewne dużo przejść. Pobrzmiewa, przynajmniej w założeniu, jakieś echo trudnych rozmów, może lekarza? Może poronień?
Wyliczanka nawiązuje do wyliczanek, kto do gazu, kto żyje, ale jest liczeniem nie Niemców, tylko dzieci, raczej liczących z nadzieją, że na nie nie trafi, stąd prostsza forma. W drugiej warstwie jest też skojarzeniem z pewną grą: nożyczki, papier, kamień. Dlaczego nie trzy elementy, a cztery? Bo taki typ wyliczanki mi pasował, chociaż zastanawiałem się nad trójelementową.
Wreszcie: jak się to ma do współczesności. Tak, kiedy przynoszą jej w formie zbanalizowanego prezentu coś, co jest dowodem śmierci, uruchamia się cały łańcuch skojarzeń. Dla niej to nie banalny prezent: ona wie, jak wyglądało obozowe życie i po prostu mrozi ją każdy przejaw przemysłu śmierci, logistyczne podejście, etykiety... Produkcja po prostu. Jak w obozie. Maszyna działa. Nieżywy małż czy rozgwiazda stają się elementami do wykorzystania, przetworzenia.
Skądinąd, ona wpada w różne rejestry. To wynik powstrzymywanych emocji, bo cóż syn i wnuczka winne, że takie miała przeżycia w młodości. Dlatego dodałem jedno zdanie wyjaśnienia na końcu.
Totalnie dziwny drabelek mi przyszedł do głowy. Ale w związku z obejrzeniem takiej właśnie świeczki, muszę przyznać. Życie...