1
Tak na szybko.
slacker! pisze:przydzielona mi wydziałowa pułka
Wydziałowa co?
slacker! pisze:Musiałem wyglądać niedorzecznie wykłucając się o ptaki
Hmmm
slacker! pisze:W nocy nie mogłem spać. Śniła mi się Paulina.
Skoro nie mógł spać to jak śnił.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

2
Ten tekst to takie dziwadełko, które właściwie nie wiadomo jak ocenić. Coś miało być tutaj śmieszne, ale nie specjalnie wiadomo co. Coś ważnego miało kryć się za absurdem, ale trudno to właściwie dojrzeć. Czyta się, czyta i... nie wiadomo po co. Gdzie to drugie dno, gdzie to pier.... bez łeb? Nie idzie tego znaleźć.
Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com

3
Lubię braci Coen, lubię ich sposób narracji, wszystko jest tak bardzo dosłowne, że aż metaforyczne. Lubię wczesne Mumio, to debiutujące, "szyjące" na bieżąco, znikąd, z luzem, z dystansem, bez zadęcia i napięcia.

Masz ciekawy sposób opowiadania, S. Taki, w którym jest i luz i umiejętności.

Pewnie bywasz nieznośny, gdy w samych gaciach latasz z koltem po barach, usiłując dowieść swojej szybkości i miana pierwszej strzelby, ale ja to kupuję. Masz wyobraźnię, masz polot, umiesz pisać jak dziwak i nawet jeśli teraz siedzisz w więzieniu w Albuquerque, za przemyt prochów Ewy Szelburg Zarembiny i pamiątkowym łabędziem-solniczką usiłujesz przekopać się do pana Piotra Knota, podróżującego po Warmii i Mazurach groszkowym wartburgiem o numerach kjo 9435, to dla mnie luz. Zdążasz. Zdanżasz w sensie.
Wiesz? Nie istniejesz.

4
Zostałem wydalony z uczelni, bo spytałem w bibliotece czy są jakieś książki o wojnie listopadowej. Pytałem zupełnie szczerze. Miałem na myśli oczywiście powstanie. W ciągu 24 minut zostałem spakowany, przydzielona mi wydziałowa pułka została opróżniona z podręczników do nauk pomocniczych historii i kaligrafii, a także kompletu naostrzonych ołówków hb
- Nie sądzę, aby za takie pytanie wywalano z jakiejkolwiek uczelni.
- Akurat w ciągu 24 minut? Kto łapał czas? Ty jako narrator? Nie miałeś w takiej sytuacji większych zmartwień?
- Oznaczenia twardości ołówków są zapisywane dużymi literami – HB.
Times new roman
Times New Roman

„imie” - „imię”

„cd” – „CD” (coś nie lubisz tych dużych liter)

„dzęcołów” - „dzięciołów”
Nigdy w moim otoczeniu się nimi nie interesował.
Pewnie gdzieś brakuje "nikt".
Nawet w podręcznikach do przyrody, biologii czy środowiska, trudno odnaleźć o tych ptakach choć jedną wzmiankę.
Nie wierzę.

„zapełnie” - „zapełnię”
i pięknie śpiewała co ludziom zawsze się podoba
Przed „co” przecinek.
Gdy było ciepło grały na podwórku w piłkę plażową.
Po „ciepło” dałbym przecinek.
Zimą oczywiście nie było ani gier, ani turniejów.
A tutaj przecinek bym wywalił.

„Wyjżałem” - „Wyjrzałem”

„marchwii - „marchwi”

„wykłucając się” - wykłócając się”

A ten urwany drugi rozdział – i to jeszcze urwany wpół zdania - to co? Tak się nie robi, nie należało tego w żadnym wypadku zamieszczać, szczyt bałaganiarstwa i może (a właściwie musi) być odebrane jako skrajne lekceważenie czytelnika. Bo my na Forum jesteśmy czytelnikami (tak dla informacji).

Chaotycznie rzucone pomysły, nieopracowane, zbyt pobieżne ujęcie np. wywalenie z uczelni, opuszczenie domu, nowe mieszkanie, poznanie dziewczyn – wszystko ważne i brzemienne w skutki dla bohatera wydarzenia, nad którymi prześlizgujesz się bez głębszej analizy, opisu, uwzględnienia okoliczności, motywacji etc, kwitując to jednym lub dwoma zdaniami. Tak od biedy można pisać krótkie opowiadanie, a nie pierwszy rozdział – jak rozumiem – większej całości. Poza tym brzmi to jak reportaż – sprawozdanie z..., a nie literatura. Nie związujesz również czytelnika z bohaterem, nie nadajesz mu osobowości, jest on nieciekawym i niepełnym szkicem, w dodatku zachowującym się w szpanerski i durny sposób. Durny sposób może być, ale musi być uzasadniony i osadzony w jakimś zestawie pojęć, przekonującej sytuacji. A tak, przeczytałem, dało się czytać nawet, ale co z tego, zapominam natychmiast i ciąg dalszy mnie nie interesuje.

5
Przyznam, że trudno mi jednoznacznie ocenić ten tekst. Te kwestie oczywiste (orty itd.) już wymieniono, więc nie będę powtarzać.
Ogólnie fragment zaciekawił mnie, ale też trochę zmęczył. Nie jestem fanką maniery, jaką się tutaj posługujesz - szybkiego skakania pomiędzy tematami, momentami dziwnych porównań i opisów, ogniskowania uwagi czytelnika na szczegółach, bez wprowadzania szerszej perspektywy - jednak gdyby nie niedoróbki, chyba tutaj bym się nawet na to "chwyciła". Czuć w tym pomysł i wyobraźnię.

Podoba mi się sposób, w jaki Twój narrator opisuje innych bohaterów. W tych krótkich fragmentach, takiej "wymienance" cech, które narratorowi chyba najbardziej z daną postacią się kojarzą, budujesz całkiem wyraziste obrazy. Dobrymi przykładami tutaj są ojciec i matka narratora - postaci oddane ciekawie, tylko niestety język tam trochę nazbyt niedbały. Przynajmniej dla mnie. Za dużo powtórzeń (motocykl) - ja wiem, że specjalnie, ale jednak za dużo. Momentami za długie zdania (zwłaszcza to pierwsze o matce), które w połączeniu z niekiedy pokręconą interpunkcją nie brzmią za dobrze.

Nie przemówiło do mnie natomiast przedstawienie wydarzeń. Ta forma sprawia (w moim odczuciu, oczywiście), że wydarzenia nie zostają mi w pamięci, czy wręcz nie interesują mnie. Na bieżąco nieźle mi się ogląda taki "obrazek" i postaci w nim, ale do porządnego zainteresowania tekstem brakuje mi jakiejś ciągłości, spójności pomiędzy tymi scenami. Przez to też umykają relacje i przypuszczam, że na dłuższą metę trudno by mi się było wciągnąć w fabułę powieści.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

6
Widział kto ubogiego krewnego z prowincji? Przyjeżdża otóż do nas, dźwigając walizkę z rączką (dobra jest, służyła wiernie całe lata, lepsza niż chiński badziew z kółkami, na który i tak nie ma pieniędzy), wypełnioną wiktuałami od cioci, ubrany jest w kombinację starszej odzieży po bracie z tą trochę młodszą, lecz równie niemodną - z lumpeksu, choć wypraną i odświeżoną. I nosi wyprasowane dżinsy.

Jest cichy, dobrze wychowany, ma błogosławieństwo rodzicielki na drogę, w pamięci szkolne lektury a w duszy odciśnięte zasady porządkujące lokalną społeczność. Ma czerwoną twarz, wystające z rękawów przyciasnej budrysówki duże, równie czerwone dłonie i widać po nim zakłopotanie.

No więc jestem takim ubogim krewnym, stoję przed światem pokazanym w tekście, zestrachany dodatkowo tymi wszystkimi mądrymi rzeczami, co je Autor umieścił w swoim komentarzu. Zupełnym przypadkiem wiem, kim jest Pan Banksy, ale cała reszta, włącznie z definicjami absurdu czy groteski – czarna d…ziura.

No ale do miasta mnie wysłali, robić kazali, co należy, nie bać się własnego zdania, to się wypowiem, gdyż tekst mnie po prostu rozbawił. Zupełnie prostacko, wprost i bez teoretycznego podkładu. Trudno, najwyżej miastowi będą posyłać sobie porozumiewawcze spojrzenia za moimi plecami :-P

Coś tam się pewnie powieli z innymi oceniającymi, wytykanie ortografów i literówek sobie darowałem.

Naprzód.


„Było to ciężkie przeżycie, jednak poradziłem sobie z nim. Postanowiłem tego nie analizować.”

Zaimek „tego” psuje oba zdania. „Go” byłoby lepsze – jeśli analiza dotyczyła wspomnianego przeżycia, „całej sytuacji” - jeśli narrator rozpatruje szerszy kontekst.

„Przez siedem dni tułałem się w drodze powrotnej do Swarzędza, pijąc wodę na stacjach benzynowych dzięki uprzejmości wielu pracowników niezależnie od firmy, i żywiąc się drożdżówkami, których miałem pełny plecak.”

Niedobre zdanie. Gryzie. Udało ci się rozdzielić czynność, którą wykonywał narrator na dwie niezależne, jakby ich było dwóch.
„Siedmiodniową tułaczkę do rodzinnego Swarzędza przetrwałem, pijąc wodę na stacjach benzynowych (to dzięki uprzejmości pracowników tych stacji, niezależnie od tego, jaką reprezentowali firmę) i żywiąc się drożdżówkami, których miałem pełny plecak.”
Albo: „Powrotna tułaczka do Swarzędza trwała siedem dni, przeżyłem je dzięki uprzejmości pracowników stacji benzynowych o różnych szyldach, którzy nie wzbraniali mi dostępu do wody - oraz drożdżówkom, których miałem pełny plecak”.

„Zapytany przez opiekunkę roku, dlaczego zdecydował się na te średnio popularne(? - naprawdę?) przecież studia, odpowiedział, że(1) jego wujek Roman miał takie poczucie humoru, że(2) ustawiał wszystkim w domu czcionkę Times new roman, a gdy Seweryn wysłał zgłoszenie na architekturę, Roman(wujek) przechwycił je dzięki zaawansowanemu komputerowi (superkomputerowi, którym dysponował) i zmienił na romanistykę.”

„Poznałem go pięć lat po tym jak szliśmy poboczem tej ekspresowej drogi, wyrzuceni ze studiów, bez szans na lepszą przyszłość.”

„Poznałem go pięć lat po tym jak szliśmy poboczem szosy, wyrzuceni ze studiów, bez szans na lepszą przyszłość.”
Bo: „tej drogi” nawiązuje fałszywie do wcześniejszego użycia wyrazu „droga” – w sensie poruszania się w przestrzeni w ogóle.

„Roman był człowiekiem lubiącym swoje imie i żarty(przecinek), w których występowała cząstka „rom”. W jego towarzystwie nigdy nie mówiliśmy o płytach cd. Wujek od razu dodawał Rom i śmiał się jak Mozart w filmie „Amadeusz” Milosa Formana.”

Mógłby jeszcze uwielbiać „Pedała Romana” supergrupy NAS, to dopiero byłby zdystansowany człowiek! :-P

„Po tym jak zostałem wyrzucony ze studiów historycznych napisałem powieść o życiu dzęciołów. Nigdy w moim otoczeniu (nikt) się nimi nie interesował. O dzięciołąch (w ogóle) mówi się tak niewiele.
Nawet w podręcznikach do przyrody, biologii czy środowiska,(bez przecinka) trudno odnaleźć o tych ptakach choć jedną wzmiankę.”


„Uznałem więc, że istnieje luka na(w) rynku (przecinek) którą chętnie zapełnie swoją książką. Po całym zamieszaniu z moją karierą literacką, spakowałem się i oznajmiłem rodzinie, że opuszczam dom.”(a gdzie lokalna sława, podboje miłosne, szalone wieczory literackie z artystowskim pijaństwem w finale?)

„Dziś(Teraz) tylko go czyścił i pił wódkę mieszaną z sokiem malinowym, udając przed matką że to nalewka. Ale udając w taki sposób(przecinek) by widziała, że udaje, że został (tak - niepotrzebne) zastraszony i pozbawiony wiary we własne siły, a przecież kiedyś był takim żądnym przygód motocyklistą.”

„Uważał, że nic mu się w życiu nie udało, bo rodzina go opuściła, pozwoliła, (aby) zamknąć (zamknął się) w garażu z motocyklem.”

„Tak naprawdę,(bez przecinka. W tym miejscu uznajmy, że interpunkcja nie jest najmocniejszą stroną opowieści i przestańmy męczyć zwierza) chciał z nas wszystkich zrobić firmę kurierską, dokupić następne motory, a w wakacje wypuszczać się na motorowe tripy po Europie.”

„Nic z tego, powiedziała matka i tak to się skończyło.”

Lekka zaimkoza? „Nic z tego – powiedziała matka, uśmiercając pomysł w zarodku”. Powiedzmy, ze tak. Albo inaczej, jednak bez drugiego zaimka.

„Zarabiała na reklamach około tysiąc(a) dolarów miesięcznie. Gdy poszedłem wypastować buty, wsunęła mi do plecaka(ch – się coś dodało) pięć tysięcy dolarów. O wszystkim dowiedziałem się dopiero w domu Seweryna, gdy rozpakowałem plecak.”

”…gdy go rozpakowywałem.” Tu akurat zaimek byłby całkiem pożądany.

„Zjawiłem się tam na początku stycznia. Pozwolili mi zająć dwie izby na strychu. Był tam piec na węgiel, wanna, ciepła woda w kranie i łóżko.”

Jedno zgrabne zdanie też by wyszło.
„Pozwolili mi zająć dwie izby na strychu, gdzie był piec na węgiel, wanna, ciepła woda w kranie i łóżko.” A kibel? Ni za tym, ni za tym rzecz fundamentalnej wagi, zwłaszcza zimą :-)


„Paula była wysoka, nosiła cały rok buty do biegania i nienawidziła chłopaków. Mnie też nienawidziła. Mieszkała ze swoją ciotką, Pauliną, która nienawidziła mężczyzn.”

Tu wydaje mi się, że jest zabawnie, zamierzona(chyba?) nieporadność ujmuje, ale tu:

„Miały duży, dwupiętrowy dom, przypominający leśniczówkę. Właściwie leżał na skraju lasu i wioski.”

już robi się chropawo, nieudolnie. A gdyby tak?

„Miały duży, dwupiętrowy dom, przypominający leśniczówkę, a że stał za wsią, na skraju lasu, był(1) prawie leśniczówką.”

„Obie były(2) bardzo wysportowane i piękne. Gdy było(3) ciepło grały na podwórku w piłkę plażową.”

Zaczątki bylicy.

„W okolicy sierpnia organizowały coroczny turniej piłki plażowej. Oczywiście zjawiali się sami mężczyźni i oczywiście za każdym razem wracali przegrani, poobijani, z kontuzjami lub płaczem.”

Trochę nie łapię, o co kaman. Po pierwsze, nie widzę powodu, żeby w turnieju brali udział wyłącznie mężczyźni. To mogłoby wynikać narzuconych przez gospodynie reguł, albo być efektem zmowy, jakoś wykluczającej udział kobiet, a wynikającej z podrażnienia męskiej ambicji. Lecz tego w tekście nie ma.
Dalej.
Paulina nienawidziła chłopaków, czemu zatem (a wszystko sugeruje, że obie panie współpracowały zgodnie w życiu i na boisku siatkarskim) przychodzili oni na party? A jeśli przychodzili, to przypadkiem nie warto pociągnąć tego wątku, na przykład, że tam dochodziło do kompromitacji chłopaków, przez Paula i Paulina były jednakowo zadowolone, kolejny raz dając upust swojej nienawiści?

„Wyjżałem przez okno i krew się we mnie zagotowała, choć w pokoju było około 12 stopni celsjusza (siedziałem w dwóch swetrach).”

Czemu kwestia w nawiasie? Nie mogłoby pójść za naturalną melodią języka? „…choć w pokoju było około dwunastu stopni Celsjusza, a ja siedziałem w dwóch swetrach.”

„Tutaj dodam, że dom Seweryna też położony był na skraju lasu, po drugiej stronie drogi względem domu Pauli i Pauliny.”

„…naprzeciw domu Pauli i Pauliny. Choć w niczym nie przypominał leśniczówki, jak tamten”. Taka podpowiedź.

„Szedłem zły, bardzo zły wprost na tę przeklętą posesję jak wtedy myślałem.”

Przy takiej konstrukcji zdania ma się wrażenie, że narrator idzie tak, jak myśli. Czyli na przykład jakby nie myślał, to by nie mógł iść. O to chodziło?
Może nie? A wtedy: "Szedłem zły, bardzo zły wprost na tę przeklętą - jak wtedy myślałem – posesję.”

„ - Naprawdę myślisz, że da się ustrzelić wróbla(ze) strzelbą(y)? – zapytała sucho Paula przegryzając marchew. Zauważyłem, że stoją obok skrzynki pełnej marchwii.”

Te marchwie na pewno muszą być zdublowane? Z błędem?

„Spojrzałem na nią badawczo, (po czym - niepotrzebne) zauważyłem(żając), że ma niewielką bliznę pod okiem. Zaciekawiło mnie to.”

„W nocy nie mogłem spać. Śniła mi się Paulina.(to dobre :-) ) Tak naprawdę, najpierw zakochałem się w niej, choć to na widok Pauli powiedziałem sobie, „napiszę kiedyś o nas książkę”. Pomyślałem o tym mniej wiecej w połowie drogi, gdy już dojrzałem piegi. Ale gdy tylko usłyszałem lekko zachrypnięty głos Pauliny i zobaczyłem jak miękko rusza biodrami i to z jaką elegancją w ruchach potrafi podać marchew, nie miałem wątpliwości, że mam przed sobą kobietę mojego życia, która stała obok dziewczyny w której zakocham się później i o której napiszę książkę. Będąc zupełnie dokładnym, tak to właśnie wyglądało na początku.”

Matko Seweryna, jaka kaszanka… Ale właściwie…nie widzę nic do poprawiania. Kaszanka = metoda? A czemu by nie? Tylko te przecinki - zgroza.

„Matka Seweryna nie znosiła listonosza, bo gdy tylko ją widział, włączał mu się tryb wszystko-lepiej-wiedzącego-frustrata i zanudzał ją opowieściami o sytuacji ekonomicznej tego kraju i upadku młodzieży.”

„Tego” kraju? Niee…. Kraju – po prostu. „Upadek obyczajów”, „upadek gospodarki” – tak, ale „upadek młodzieży” to już nie bardzo. „Upadek wartości wśród młodzieży”?

„Ten dzień, gdy Madeline milczała na ganku przeszedł do historii rodziny Seweryna jako...”

Oj, no właśnie - jako co? Ciekawe. Nawet twórcy powieści w odcinkach nie zostawiali czytelników z takim zonkiem. Bardzo brzydko, Panie Autorze :-P

Co jest źródłem komizmu w Twoim tekście? Ooo, to by było dobre pytanie dla znafffcy literatury. Ubogi krewny może co najwyżej zapytać siebie – a do czego właściwie suszysz zęby, człowieku?
Ano, całość jest niejednoznacznie, dyskretnie wesoła i uśmiecha się półgębkiem, jak tłusta wypłata, nie nasza, lecz majstra. I na pewno mogę pokazać zdania, które wprawiły mnie w szczególnie dobry nastrój.

„…a furgonetka z napisem „Instytut Historyczny nie toleruje głupoty”, wywiozła mnie gdzieś na peryferia miasta.”

bo wizja usuwania – i to takiego - przygłupich studentów przez wyspecjalizowane komórki uczelniane jest epicka, na niektórych uczelniach furgonetki pewnie błyskawicznie zostałyby zajeżdżone do cna.

„Wujek od razu dodawał Rom i śmiał się jak Mozart w filmie „Amadeusz” Milosa Formana.”
Bo jest gupie, a śmiech pamiętam.

”Po tym jak zostałem wyrzucony ze studiów historycznych napisałem powieść o życiu dzęciołów. Nigdy w moim otoczeniu nikt się nimi nie interesował. O dzięciołach w ogóle mówi się tak niewiele.”

bo zestawienie powagi klasycznej powieści i fikuśności dzięcioła robi kontrast. Na chwilę, bo jakby się zastanowić, to wesołość jest bezsensowna, przecież choćby książka o królikach jest arcydziełem. Czyli można. Zatem być może w następnej kolejności śmieszy to, że nie powinno być śmieszne.

„Gdy czytałem bardzo ciekawą powieść o złych Czyżykach, które postanowiły wypowiedzieć wojnę kulturalnym Bażantom, usłyszałem strzały.”

bo coś z tej samej bajki.

„Później uwiję własne gniazdo.”

bo Orzeszkowa, albo natchniony Harlequin. Z życia dzięciołów.

„Zapisała się na kurs tańca amerykańskiego i stworzyła największą w polskim internecie galerię lokomotyw spalinowych.”

bo co ma piernik do wiatraka, a to i to równie zakręcone – jak baranie rogi.

„Ich rany umiejscowione były na:
a) duszy
b) ciele
c) dumie.”


bo to dla odmiany – jak z referatu na lekcję polskiego, który napisał umysłowo sprawny inaczej gimnazjalista.

„Podała mi nad siatką marchew i wtedy złapała mnie na kontakt wzrokowy.”

bo tak :-P

„Spojrzała mi głęboko w oczy licząc, że się przestraszę.
Przestraszyłem się.”


bo ten myk mnie zawsze bawi.

I marchew i Łoś Superktoś i kaszana i Madlę i wiele innych rzeczy.

Co tam jeszcze?
Jest fajne pomieszanie realiów znanych poprzez osobisty ogląd każdemu czytelnikowi - z zupełnie pojechanymi rodem z bajki. W trudno uchwytny sposób (w sensie zacierania granic), płynnie, przechodzisz od czegoś realnego, do czegoś dziwnego, trochę jak z sennych marzeń. Gdzieniegdzie jest wetknięta klisza (na przykład językowa:, „Choć wtedy nie było jeszcze żadnego „nas” – jak cytat z Feel’a czy Dody), która robi sobie bekę z czytelnika. Albo jakieś „krzywe” odwołanie do popkultury. I dobrze.

Jest zgrabne wykreowanie osobnych światów, na przykład domu rodzinnego, czy tego wokół chałupy Seweryna. Są dwie dziwne kobiety z dwóch pokoleń i lekko niepokojący motyw fascynacji narratora rozstrzelonej między nimi obiema. To mi się podoba.

Mam natomiast wrażenie pewnej nierzetelności, powierzchowności roboty, którą wykonałeś. Wydaje mi się, że przebija brak potraktowania serio konwencji, czytelnik może i powinien robić „hyhyhy”, ale autor – chyba nie bardzo, przynajmniej do czasu, kiedy nabierze niezbędnej biegłości warsztatowej.

Wtedy dialog, zabawa z konwencją daje wartość dodaną, kolejną warstwę lukru na ciastku, skrobanie której daje czytelnikowi nadprogramową satysfakcję. I dodatkowe znaczenia, zwiększające moc oddziaływania tekstu.

Takie mam odczucie, jakbyś wziął oczywiste chwyty, patenty, uzupełnił to naturalną płynnością wypowiedzi (tę w tym akurat tekście widać) i inteligencją (tej też Ci nie brakuje) i pyknął ot, tak sobie, lewą ręką, nie przemęczając się przesadnie. Trochę szkoda. No i do powieści to temu dziełu trochę brakuje :-(

W tekście jest pozostawiony ślad wiodący do braci Coenów. Akurat „Fargo” – znowu, cóż za przypadek – oglądałem. Zdumiewająca, zdumiewająco precyzyjna konstrukcja zbudowana z banalności i przypadku, prowadząca do surrealistycznych rozwiązań.

Jeśli naprawdę kombinujesz w tych klimatach, to mistrzów sobie wybrałeś tęgich. Doskoczysz? Życzę Ci tego – najzupełniej szczerze.

Podpisano: ubogi krewny z prowincji :-)

7
Jest coś sympatycznego w takim dialogu autora z oceniającymi, miło, że się odezwałeś. Nie chciałem, żebyś żart odczytywał jako grubo szytą ironię, ale sądząc po tym, co napisałeś - niechcący nacisnąłem chyba właściwy przycisk :-)

Wygląda na to, że chcesz zjeść cały świat. Powiedziałbym: zwolnij, ale pewnie to dobrze, że chcesz. Pasja to życie. Powodzenia!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”