46

Latest post of the previous page:

Hmmm...

Być może młody autor zajrzawszy do dyskusji takiej jak ta wyrzuci Wielką Kartę Krainy Ciriador do kosza (choć raczej bym się tego nie obawiał, czternastoletni zapał jest mocno odporny na zakłócenia), za to z całą pewnością przerazić się może tego, co go czeka, gdy trafi do środowiska zajmującego się pisaniem.

Wystarczy, że oglądnie klasę okazywaną przez niektórych dyskutantów, w tym trzymanie się tematu, impersonalność, czy kompetencję.

Wtedy - z oczywistych względów - na pewno nie wychyl na świat czubka nosa, zarytego w kajecie z krasnoludami, elfami, czy amerykańską policją. Może tak rodzą się nobliści :-P

Re: Jak wydać książkę. Ku rozwadze przyszłych noblistów.

48
Baribal pisze:flaki mi się przewracają, kiedy czytam te wypociny o konstruowaniu światów, ich map, /.../ o sposobach na usidlenie wydawcy, żeby skusił się na te gówno warte opowieści dziwnej treści..
dla mnie generalnie fantasy posttolkienowskie jest g... warte - epigońska robota.
Aczkolwiek od czasu do czasu pojawia się jakiś sapkowski który z tego nawozu ulepi coś co ma ręce i nogi.
Jeśli ktoś zajmuje się pisaniem, to zawsze jest lepsze, niż gdyby tego nie robił, .
nie ma to znaczenia czy ktoś zaczyna od rysowania mapy czy od lektury poradnika fryzowania bród krasnoludów. Liczy się tylko jedno: efekt końcowy - jakość dzieła zweryfikowana przez bezlitosne prawa rynku.

Jest wiele ścieżek prowadzących do tego celu. Są mniej i bardziej stomie - ale ścieżka nie ma znaczenia. Styl marszu - też nie. Liczy się efekt końcowy.

.
Kiedy to pisanie wyłazi na światło dzienne i bez żadnego uzasadnienia w jakości, zawartości myślowej czy urodzie zaczyna się domagać uwagi i rościć sobie pretensje do multiplikacji w druku,.
nie demonizowałbym - 90% wydanych książek jest g... warta.

.
u postronnego obserwatora rodzi się pytanie – o co chodzi jego autorom? Czy o to, żeby:

a) być sławnym i bogatym.
to ja poproszę to bogactwo, sławę mogę odstąpić.

.
b) realizować odczuwane głęboko powołanie.
słyszałem o takich.

.
c) wydać książkę..
nie powiem przyjemne - ale przereklamowane...
ani to odlot ani orgazm...

.
Mam nieustające wrażenie, że dla poważnej grupy obecnych na forum pisarzy in spe ta pierwsza możliwość jest priorytetem. Odkładam ją na bok, szkoda czasu..
cool.

zwłaszcza że powiedzmy szczerze - sława ani kasa z tego nie jest szczególnie wielka.
lepiej zostać politykiem lub od razu oligarchą...

.
Co do tej drugiej – człowiek z odrobiną oleju w głowie jest w stanie za pomocą własnego myślenia i reakcji innych w miarę szybko zweryfikować głębokość przywołanego w niej powołania. .
bzdura.

ludzie się pchają do robót do których się nie nadają. 90% budowlańców nie powinno nigdy brać się za robienie remontów. 90% grafików nie powinno rwać się za wzornictwo przemysłowe. na uczelniach i w szkołach 90% kolesi nigdy nie powinno zostać belframi ani wykładowcami... etc.

to skąd przypuszczenie że ludzie są w stanie ocenić czy nadają się do tworzenia literatury.

.
Ci najbardziej samokrytyczni zapewne mogą dojść do wniosku, że mają do czynienia z zakonspirowaną opcją niemiecką, .
to ja ułożę "listę żydów w redakcji Nowej Fatastyki" ;>
ciekawe jak brzmi słowo parówka w jidysz, bo centar chyba jst tak samo... :P

.
albo przynajmniej zdać sobie sprawę z własnych ograniczeń i wrzucić na luz. Na tych mniej – albo wcale - samokrytycznych też szkoda czasu..
g... Jak masz swoje ograniczenia a chcesz coś robić - to trzeba zagryźć zęby i stanąć na rzęsach żeby się wkręcić i nie skiepścić.

miałem tak jak psim swędem dostałem się do pewnej gazety a potem zobaczyłem w jakim towarzystwie wylądowałem... Mój pierwszy odruch był bardzo samokrytyczny - ale bardzo potrzebowałem tych pieniędzy - więc spiąłem się żeby nie skiepścić. I dałem radę...

.
Pozostają ci, którzy przeszli testy. Dla nich możliwość c) jest najistotniejsza. I bardzo często, za często idą jednokierunkową ulicą, z wysokim, niemożliwym do sforsowania murem na końcu..
nie uda się przebić mury pierwszym autem bierzemy kolejne.
tzn. piszemy maszynopis numer 2...

.
To się bierze z najprostszego spojrzenia na zajęcie, jakim jest pisarstwo, według równie najprostszego schematu – ja(pisarz), kartka, długopis (lub komputer oczywiście) i Muza nad głową..
muzy nie zaobserwowałem...

.
Płaszczenie rowa przed kompem, w którym dziubie się te swoje - pożal się Boże – światy, obciążone wszystkimi grzechami najgorszej gatunkowej sieczki, to robota głupiego. /.../Szkoda wysiłku, który można lepiej spożytkować..
i tak i nie.
ma to sens jesli potraktujemy pisanie fanfików do Tolkiena jako ćwiczenie.
w pozostałych - khm... raczej nie.

Prawdziwe skarby leżą z dala od wydeptanych szlaków. Chcesz coś osiagnąc musisz być pierwszy na szlaku, ewentualnie drugi. Reszta może zapomnieć.

Jeśli zaczynasz przygodę z pisaniem musisz nie tylko znaleźć własny szlak ale dokonać na nim rzeczy takich by wszystkim kopary opadły.

.
Jeśli Was rozpala casus Paoliniego, to poproszę popukać się w baniak i uświadomić sobie, kto za nim stał. .
ważniejsze że nie musiał tracić czasu i nerwów w szkole.

.
Nie mówiąc już o tym, że on jest jeden, w dodatku patrząc z nieco szerszej perspektywy to, co napisał jest, jakby to powiedzieć... mało epokowe..
i zdaje się o dawna nie napisał nic nowego...
skoczył wysoko i jak p.Masłowska - spłonął jak świeca w żarze własnego sukcesu.

.
Zauważcie – wzorcowe egzemplarze, klasyki, piszą ludzie nietuzinkowi, doświadczeni, myślący, wcale nie młodzi, tak jest z Tolkienem, Pratchettem czy ukochanym Sapkowskim..
Powiem to tak: ja zakładam że gdybym chodizł do normalnej szkoły (albo nie chodizł wcale) żył w normalnym kraju, z dostępem do literatury i elementarną możliwością podróżowania to zapewne w okolicach wieku Paoliniego byłbym w stanie pisać tak jak w naszej rzeczywistości wieku 25-30 lat.

Niestety - totalne zgnojenie w szkole, komuna za oknem, nędza materialna - to wszystko w przerażającym stopniu ograniczało moje możliwości poznawcze. Odżyłem po maturze - na studiach. Biblioteki, możliwość słuchania wykładów i zadawania pytań, praca jako dziennikarz... W ciągu roku rozwijałem się szybciej niż wcześniej przez 5 lat.

a przecież w podstawówce naprawdę bardzo dużo czytałem.
ale naprawdę nabrałem wiatru w żagle gdy zacząłem coś tam zarabiać.

taka prosta rzecz - 3 tygodnie włóczęgi po Skandynawii... Muzea, przestrzenie, możliwość zobaczenia na własne oczy tego o czym się wcześniej tylko czytało. to nie do przecenienia.

.
Weźmy na przykład Pratchetta. Jadąc Mistrzem – a niektórzy robią to na żywca – być może uda się wypichcić jedną, dwie myśli efektownością dorównujące oryginałowi. Pratchett w dowolnej książce zamieszcza takich kilka – kilkanaście, każda z nich to gotowy aforyzm, błyskotliwa uwaga człowieka głęboko mądrego, znającego życie. Podróby będą tylko podróbami – i tyle. Warto?.
Pratchet jest podróbą i parodią światowego fantasy - ale genialną podróbą i parodią...
Podrabia i parodiować też trzeba umieć.

.[/quote]
Przypadkiem znam redaktora, jedynego, a więc i najważniejszego w wydawnictwie. Zahaczony o nadsyłane rękopisy tylko wzdycha i przewraca oczami. Tak naprawdę – i to nie są wesołe wieści – nikt nie czyta tych stosów twórczości, no może czasem rzuci okiem w przerwie między innymi zajęciami. .[/quote]

sądząc z opisu redaktor Kowalski z supernovej? ;>
to pozdrów go ode mnie przy okazji... :P

.
Trochę takie podchody pod wydawnictwo przypominają szukanie roboty – wyślesz trzysta CV z listem motywacyjnym wyprodukowanych taśmowo, według wzoru z podręcznika, którym posługują się wszyscy, to zapomnij o etacie..
powiedzmy tak - warto by nazwisko na teczce z maszynopisem człowiekowi z branży coś już powiedziało.

.
Młodzi pisarze są uprzejmi czytać wskazówki Andrzeja w sposób szczególny, skupiając się na samych zagadnieniach technicznych, sposobie pracy, czy budowania kariery. Jakby zupełnie nieistotne były owe dotyczące niezbędnej ciekawości wobec świata, konieczności nabywania wiedzy i umiejętności, które poszerzają spektrum tego, co można przerobić na książkę..
wydaje mi się że i te techniczne często są pomijane.

.
Wokół Was jest świat, który dostarcza tematów i sposobów..
Przede wszystkim świat zewnętrzny to tylko okładka. Każde miejsce posiada swoją historię. swoje legendy. Swoją mitologię.

Są różne poziomy odkodowania rzeczywistości.

Przykład: byłem pierwszy raz w Bergen w 1999-tym z Ojcem. Odwiedziliśmy muzeum tradu w dawnym leprozorium. ciekawa wystawa - ale jesli chodzi o temat byłem kompletnie zielony.

Po powrocie do kraju przestudiowałem trochę dzieł o chorobach tropikalnych. Uporządkowałem sobie rzeczy które widziałem. Zupełnie inaczej zwiedzałem w 2013-tym. Mikroskop w gablocie. to był TEN mikroskop TEGO doktora Hansena. Odczynniki w butelkach to były TE odczynniki do próby pilokarpinowej.

etc. Poszedłem do wieży Rozenkrantza - patrzyłem z okien z których on patrzył na zbuntowany kantor hanseatycki.

Nienawidzę R.kapuścińskiego - ale podczytajcie "Imperium" - on tam pokazuje coś podobnego - zewnętrzna formę i historie które się tam kryją... (np rozdział o kremlu).

.

Zacznijmy od formy. Kto powiedział, że musi być beletrystyka?.
pewnie ja...

.
Jest ciągłe zapotrzebowanie rynku na nietypowe monografie czy biografie. .
owzem ale to jest koooobyła. żeby zrobić porządnie np. biografię inżyniera Rychnowskiego musiałbym posiedzieć z pół roku w lwowskich archiwach (o ile wpuszczą) przeczytać WSZYSTKIE lwowskie gazety z ok 50 lat. Przestudiować WSZYSTKIE pamiętniki dotyczące jego epoki... Rok pracy powiedzmy.

Teraz mordują się z monografią nt. rynku w Wojsławicach. Poprosiłem jedną instytucję o łaskawy dostęp do archiwum gdzie jest całą dokumentacja rysunkowa z lat 50-tych. 3 pisma - brak odpowiedzi. Druga ma 3 stare plany osady - napisałem - brak odpowiedzi. w 3 są rysunki prof. Zina (bywał u nas wiele razy i szkicował) - odpowiedzi brak.

.
na przykład dotrzeć do naocznych świadków wydarzeń..
o ile zechcą mówić...

.
Nie chodzi mi o bezmyślne kopiowanie pomysłów (bo tu i skala jest istotna), tylko o pokazanie możliwości..
ok. ale boję się że to nie jest robota dla gimbusa czy licealisty - trzeba mieć elementarne przygotowanie naukowe. Także po ot by oddzielić xierno od plew...

.
To jak nazwać opłacony z własnej kieszeni pięćsetsztukowy nakład bredni o jednorożcach, z którego sprzedało się dwanaście egzemplarzy?! Bo wujek kupił i ciocia?.
;>

cholera ja albumu o Wojsławicach zrobiłem 500 szt na koszt własny (ło w mordę ile to kosztowało...) i głownie porozdawałem ludziom którzy mi pomogli zbierać materiały albo dali zdjęcia - albowiem niestety - przepisy mamy takie że sprzedać legalnie - nijak.

ale miałem kasę z Wędrowyczy - mogłem trochę stracić.
co gorsza z kolejnym albumem będzie identycznie.

.
Popatrzcie na Marcina. Z pasji, punktowo tu i tam zaznaczonych w postach jego autorstwa – da się wykroić nie jedną, a dziesięć książek. Zgoda, są podparte zaawansowaną wiedzą, której nabycie nie jest dostępne każdemu, ale – mój Boże, pasje bywają różne, te poważne i mniej poważne też. Więc jeśli chce się wydać książkę, to pasja, zainteresowania są dobrym punktem wyjścia..
cool - dokładnie tak.
im ciekawsze mamy hobby, pasje, im ciekawsze robimy badania - tym więcej mamy surowca by przekuć go na coś fajnego.

.
Mam przed sobą książkę Marzeny Filipczak „Lecę dalej”. Bardzo przyjemnie opisane podróżowanie tanimi liniami tu i tam, również z praktycznymi wskazówkami. Książki zaczynają wydawać bloggerzy kulinarni czy modowi (Mr Vintage „Rzeczowo o modzie męskiej”). J.
pulpa-z druiej strony ktoś chce przeczytać? to trzeba pisać...

.
est koleś z Łomży czy Pułtuska (nie pamiętam), który zainteresował się śladami po mieszkającej tam niegdyś społeczności żydowskiej, nakręcił film, przymierza się do książki. .
coś jak ja... cool.

.
Jest Internet. Kopalnia możliwości dla przyszłego pisarza. Prowadzenie głupiego, najgłupszego bloga, o ile polega na pisaniu notek od siebie – wyrabia poczucie obowiązku, styl, zwiększa umiejętności. Ba, samo umieszczanie regularnych wypowiedzi w portalach tematycznych (jakie by nie były) ćwiczy warsztat, one zsumowane do kupy mogą dać zarówno pomysł, jak i materiał wyjściowy do całkiem poważnego dzieła..
znaczy nie zmarnowałem dziś godziny cool ;)

a poważniej - to jest strata czasu - cholerna.
ale prowadzę bloga - bo muszę co jakiś czas zrzucić z wątroby co sądzę o naszych kochanych władzach w dodatku wydaje mi się że to jedna z ostatnich okaji by cieszyć się wolnością słowa i za 5 lat nie będzie już tak łatwo...

.
Zwracam uwagę na to, jak wielu autorów ma w swoich „skrzydełkowych” biogramach dane typu: „dziennikarz”, „reporter”, „publicysta”. .
i jak niewiele często się za tym kryje...

.
Nie każdy ma dane, by od razu zostać Kapuścińskim,.
nie ma już ubecji - ale zostać kapusiem chyba nadal nie jest trudno? Z drugiej strony
trudniej tylko konfabulować o dalekich lądach - ludziom dziaś dają paszporty...

.
to jasne, lecz w każdej gminie, mieście, ba, wspólnocie parafialnej jest strona internetowa z działem „Aktualności” czy „Komentarze”, bardzo często martwa, prosząca się o to, żeby się nią zaopiekować..
popieram.
można też grzebać w historii lokalnej.

.
Pukanie do drzwi wydawnictwa z jakimś dorobkiem w CV i wyćwiczonym warsztatem podnosi szansę na końcowy sukces. No i kontakty…takie, czy inne to też jest skarb nieoceniony..
;)

.
Byłoby chyba nie od rzeczy zastanowić się nad drogami prowadzącymi do publikacji własnego dzieła jeszcze zanim zacznie się rozważać przebieg granicy między Królestwem Krasnoludów i Księstwem Trolli..
warto by też się przejść z kilofem w góry - żeby ocenić po ilu kilometrach krasnoludom zaczyna strzykać w plecach...

Edit: Usunąłem zdublowane treści - Bari
Ostatnio zmieniony czw 06 mar 2014, 21:55 przez Andrzej Pilipiuk, łącznie zmieniany 1 raz.

49
'Parówka" w jidysz to: "ווורשט". A to jej zapis fonetyczny: "Wwwrşt". Podejrzewam, że wymawia się podobnie jak niemieckie Wurst.
Andrzej pisze:warto by też się przejść z kilofem w góry - żeby ocenić po ilu kilometrach krasnoludom zaczyna strzykać w plecach...
Krasnoludy są z reguły wytrwalsze niż ludzi i od dzieciaka zapierniczają z kilofem. Podejrzewam, że ludzka wytrzymałość nijak się ma do krasnoludzkiej :)
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

50
Bartosh16 pisze:Andrzej napisał/a:
warto by też się przejść z kilofem w góry - żeby ocenić po ilu kilometrach krasnoludom zaczyna strzykać w plecach...


Krasnoludy są z reguły wytrwalsze niż ludzi i od dzieciaka zapierniczają z kilofem. Podejrzewam, że ludzka wytrzymałość nijak się ma do krasnoludzkiej :)
Ach, więc żeby pisać fantasy trzeba od dziecka zapierniczać z kilofem oraz brodą (żeby sprawdzić na ile wpływa na wydajność w pracy)?
Rany, jak ja się cieszę, że nie pisuję fantasy - ani nawet nie rysuję map... :lol:
http://ryszardrychlicki.art.pl

51
Bartosh16 pisze:'Parówka" w jidysz to: "ווורשט".
Wurstsztajn albo Wurstbaum - hmm... Co lepiej brzmi... Hmm... to ja jeszcze pomyślę nad tą listą ;)
Cholera mało semickie rysy mają ci redaktorzy - ale prawdziwy tropiciel wszechświatowego spisku nie przejmuje się takimi drobiazgami ;>
Andrzej pisze:warto by też się przejść z kilofem w góry - żeby ocenić po ilu kilometrach krasnoludom zaczyna strzykać w plecach...
Krasnoludy są z reguły wytrwalsze niż ludzi i od dzieciaka zapierniczają z kilofem. Podejrzewam, że ludzka wytrzymałość nijak się ma do krasnoludzkiej :)
TO PRZECIEŻ LEPIEJ. Po przejściu 1 kilometra z kilofem jesteś tak zmęczony jak krasnolud po 5 kilometrach... Więc żeby się wczuć nie musisz zasuwać po górach 100 km - wystarczy 20. ;)

[ Dodano: Czw 06 Mar, 2014 ]
smtk69 pisze: Rany, jak ja się cieszę, że nie pisuję fantasy - ani nawet nie rysuję map... :lol:
ja pierniczę - podajemy RACJONALNE powody by nie pisać fantasy a ten nie pisze fantasy bo mu się nie chce brody zapuścić... :?

52
smtk69 pisze:Ach, więc żeby pisać fantasy trzeba od dziecka zapierniczać z kilofem oraz brodą (żeby sprawdzić na ile wpływa na wydajność w pracy)?
To już wiem, dlaczego tak mało jest klasycznego fantasy napisanego przez kobiety.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

54
Trzeba znowu coś poważnie, bo już wpadli na wątek zakładowi kabareciarze i komponują skecze :-P

To szybciutko: Fantastyka, fantasy występuje tutaj jako „czarny lud” z uwagi na przewagę tego lobby na Wery, jest też poręcznym przykładem, na którym łatwo da się objaśniać myśli różne.

Rozmawiamy (przynajmniej taka była intencja) o tym, czy koniecznie trzeba zafiksować się na wydanie książki w tym właśnie gatunku; ponieważ nie ukrywam braku entuzjazmu dla krasnoludzko – elfickiej prozy, przy okazji skręciło w stronę różnych grzechów, jakim jest obarczona. Ale nie tylko ona, co w wypowiedziach dyskutantów znalazło odzwierciedlenie.

DAF: i co teraz powiesz w kwestii podpierania się? :-P :-P :-P

Poważnie – mnie NIC do tego, że ktoś chce się grzebać w fantastycznych światach, nie uważam tego zajęcia za szkodliwe samo w sobie. Choroba wieku młodzieńczego, często dająca podwaliny pod całkiem sensowne dzieła. Chodzi o perspektywę, pozwalającą niebacznie przyjąć, że to szczyt możliwości i korona literatury w ogóle.

Dziko: nie jesteś dla mnie targetem :-) przeszedłeś już inne etapy, chcesz wrócić do ulubionego, w porządku. Czemu – po publikacyjnych doświadczeniach - za wzór obierasz Petera V. Bretta a nie powiedzmy Ursulę Le Guin czy choćby wspomnianego Gaimana – nie pojmuję, ale to jest Twój wybór i nie mnie go oceniać. Pozostanę jednakowoż przy swoim zdaniu, że fantasy w swej masie jest substytutem uprawiania poletka literackiego w ogóle.

Rubia i Galla zechciały nakreślić szersze tło, z ich wnioskami pozwolę sobie zgodzić się skwapliwie.

Teraz Andrzej:

"nie ma to znaczenia czy ktoś zaczyna od rysowania mapy czy od lektury poradnika fryzowania bród krasnoludów. Liczy się tylko jedno: efekt końcowy - jakość dzieła zweryfikowana przez bezlitosne prawa rynku."

I tak i nie. Zupełnie z boku stoi kwestia dorzucenia się do skarbca zasobów ludzkiej kultury, ale jest to uwaga na marginesie, bo nie o takim poziomie pisania tutaj gadamy.

"Jest wiele ścieżek prowadzących do tego celu. Są mniej i bardziej stomie - ale ścieżka nie ma znaczenia. Styl marszu - też nie. Liczy się efekt końcowy. "

No właśnie – dlaczego większość uparła się na tę jedną ścieżkę, która biegnie malowniczymi meandrami, znacznie opóźniając, ba często uniemożliwiając dotarcie do celu?

"nie demonizowałbym - 90% wydanych książek jest g... warta."

Ogólnie – 90% wytworów współczesnej kultury jest tej wartości, ale 10% to ciągle – w liczbach bezwzględnych – niemały stosik. Jeśli produkować shit – to efektywniej, jeśli coś wartościowego – to raczej nie na inkryminowanym poletku.

"ludzie się pchają do robót do których się nie nadają. 90% budowlańców nie powinno nigdy brać się za robienie remontów. 90% grafików nie powinno rwać się za wzornictwo przemysłowe. na uczelniach i w szkołach 90% kolesi nigdy nie powinno zostać belframi ani wykładowcami... etc."

Słuszne spostrzeżenie. Wydaje mi się jednak, że coś do tego ma konieczność utrzymania się przy życiu, zatem zarobienia na chleb, kiełbasę i buty dla dziecka ;-) Pisanie (przynajmniej na początku drogi) jest na ogół dodatkiem do aktywności zarobkowej. Przeorientowanie życia z powodu na kiepskie przystosowanie do wybranego sposobu zarobkowania to jest trudne zadanie, powodujące znacznie większą nieprzemakalność na zewnętrzne sygnały, niż pisanie sobie a muzom.

"g... Jak masz swoje ograniczenia a chcesz coś robić - to trzeba zagryźć zęby i stanąć na rzęsach żeby się wkręcić i nie skiepścić."

Jak rzeczywiście bardzo chcesz coś robić, albo jesteś w przymusie, to się przyglądasz, co jest najbardziej efektywne i działasz, jeśli masz tylko marzenia i niczym niepodparte widzimisię – pozytywne efekty pojawiają się znacznie, znacznie rzadziej.

"nie uda się przebić mury pierwszym autem bierzemy kolejne.
tzn. piszemy maszynopis numer 2..."


Słusznie. Potęga motywacji. Gorzej, jak do upojenia próbujemy tym samym autem, nie przyjmując do wiadomości, że nie jest takie świetne, jak przed pierwszym przygrzmoceniem w mur :-) A w ogóle to nie od rzeczy byłoby się rozejrzeć, czy przypadkiem nie ma jakiegoś sposobu na obejście muru, podkop, czy przefrunięcie.

"Powiem to tak: ja zakładam że gdybym chodizł do normalnej szkoły (albo nie chodizł wcale) żył w normalnym kraju, z dostępem do literatury i elementarną możliwością podróżowania to zapewne w okolicach wieku Paoliniego byłbym w stanie pisać tak jak w naszej rzeczywistości wieku 25-30 lat.
Niestety - totalne zgnojenie w szkole, komuna za oknem, nędza materialna - to wszystko w przerażającym stopniu ograniczało moje możliwości poznawcze. Odżyłem po maturze - na studiach. Biblioteki, możliwość słuchania wykładów i zadawania pytań, praca jako dziennikarz... W ciągu roku rozwijałem się szybciej niż wcześniej przez 5 lat."

Andrzeju, zewnętrzne ograniczenie to jedno, dojrzałość, która jest magazynem mądrości – to drugie.

"sądząc z opisu redaktor Kowalski z supernovej?
to pozdrów go ode mnie przy okazji..."


Nieeee...nie sama fantastyka jest na tym świecie. Ale mojego pozdrowię :-)

"owzem ale to jest koooobyła. żeby zrobić porządnie np. biografię inżyniera Rychnowskiego musiałbym posiedzieć z pół roku w lwowskich archiwach (o ile wpuszczą) przeczytać WSZYSTKIE lwowskie gazety z ok 50 lat. Przestudiować WSZYSTKIE pamiętniki dotyczące jego epoki... Rok pracy powiedzmy."

Ambitne cele dają efekty. To byłby niezwykle pouczający rok, nieprawdaż?

"Teraz mordują się z monografią nt. rynku w Wojsławicach. Poprosiłem jedną instytucję o łaskawy dostęp do archiwum gdzie jest całą dokumentacja rysunkowa z lat 50-tych. 3 pisma - brak odpowiedzi. Druga ma 3 stare plany osady - napisałem - brak odpowiedzi. w 3 są rysunki prof. Zina (bywał u nas wiele razy i szkicował) - odpowiedzi brak."

No tak. Jednak jest jakieś ale. Porządna biografia wygląda tak: „Iksiński urodził się ochnastego stycznia tysiąc coś tam roku w niewielkim budynku, stojącym na końcu ulicy Igrekowskiej w mieście powiatowym Zet.”
Nietypowa biografia mogłaby się zaczynać tak: „Stoję na podwórku przylegającym do małej, zapuszczonej kamieniczki, w rękach trzymam zwykły kubek do herbaty. Może nie taki całkiem zwykły, na zdjęciu sprzed dwudziestu lat stoi na biurku, przy którym ten, o którym piszę jako o człowieku, nie sławnym...” i tak dalej.

Ta druga nie daje całkowicie urlopu od badawczej rzetelności, lecz pozwala coś opisać z jakiegoś szczególnego punktu widzenia, który nie wymaga zacytowania wszystkich dostępnych źródeł.

Podrzucę jeszcze dwa przykłady: mocną książkę Anny K.Kłys „Brudne serca. Jak zafałszowaliśmy historię chłopców z lasu i ubeków” i smutną, wzruszającą Jolanty Krysowatej „Skrzydło anioła. Historia tajnego ośrodka dla koreańskich sierot”.
Znowu: nie chodzi o skalę, tylko o metodę, koncepcję – że coś takiego można napisać.

"cholera ja albumu o Wojsławicach zrobiłem 500 szt na koszt własny (ło w mordę ile to kosztowało...) i głownie porozdawałem ludziom którzy mi pomogli zbierać materiały albo dali zdjęcia - albowiem niestety - przepisy mamy takie że sprzedać legalnie - nijak."

No dobra, jeśli w Twoim albumie przewija się to całe fantastyczne zoo z jednorożcami na czele, to ja odszczekam to i owo :-P

"pulpa-z druiej strony ktoś chce przeczytać? to trzeba pisać..."

Napiszmy my, jak się przyłożymy, to będzie wartościowsze, niż gdyby napisała to Kasia Tusk.

"a poważniej - to jest strata czasu - cholerna.
ale prowadzę bloga - bo muszę co jakiś czas zrzucić z wątroby co sądzę o naszych kochanych władzach w dodatku wydaje mi się że to jedna z ostatnich okaji by cieszyć się wolnością słowa i za 5 lat nie będzie już tak łatwo..."

Andrzej, dla Ciebie, jako zawodowego pisarza, niewątpliwie jest to strata czasu. Dla kogoś, kto ma nikłe pojęcie o warsztacie – niekoniecznie.

i jak niewiele często się za tym kryje...

Skupiłem się na „sposobie”, nie na merytorycznej zawartości określeń. Zgoda, tu też jest dewaluacja. Ale i szansa.

"nie ma już ubecji - ale zostać kapusiem chyba nadal nie jest trudno? Z drugiej strony
trudniej tylko konfabulować o dalekich lądach - ludziom dziaś dają paszporty..."


Ale głuptakiem Kapuściński nie był, w przeciwieństwie do Dobraczyńskich, Czeszków, czy Sokorskich nie zginie – będzie wydawany.

Chodźmy po górach! Tak czy owak to się nam przyda :-P

55
Leszek Pipka pisze: DAF: i co teraz powiesz w kwestii podpierania się? :-P :-P :-P
Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zamilknąć;)

Na wery na prawdę tak dużo jest tego fantazy? Mam wrażenie, że gdzie nie zajrzę to tylko główny nurt i poważna literatura, od bidy ktoś napisze o elfach, a i to się go zaraz czepiają;) Może mam zaburzone postrzeganie proporcji, bo bardziej z tej złej rodziny jestem, ale chyba aż tak jednorodnie to na wery nie jest, co?

56
Leszek Pipka pisze: To szybciutko: Fantastyka, fantasy występuje tutaj jako „czarny lud” z uwagi na przewagę tego lobby na Wery, jest też poręcznym przykładem, na którym łatwo da się objaśniać myśli różne.
to jest przewaga niemal bezwzględna i wszędzie od czasów gdy literatura głównonurtowa przestała się nadawać do czytania. ;>
No właśnie – dlaczego większość uparła się na tę jedną ścieżkę, która biegnie malowniczymi meandrami, znacznie opóźniając, ba często uniemożliwiając dotarcie do celu?
bo takie jest życie - jesteśmy bandą kopanych indywidualistów którzy przeważnie mają w
)*( dobre rady - bo ich wewnętrzne przekonanie że wiedzą lepiej zaciemnia im obraz rzeczywistości.
Ogólnie – 90% wytworów współczesnej kultury jest tej wartości, ale 10% to ciągle – w liczbach bezwzględnych – niemały stosik. Jeśli produkować shit – to efektywniej, jeśli coś wartościowego – to raczej nie na inkryminowanym poletku.
ok.
Pisanie (przynajmniej na początku drogi) jest na ogół dodatkiem do aktywności zarobkowej.
początkowo to ono generuje straty ;)
Przeorientowanie życia z powodu na kiepskie przystosowanie do wybranego sposobu zarobkowania to jest trudne zadanie, powodujące znacznie większą nieprzemakalność na zewnętrzne sygnały, niż pisanie sobie a muzom.
moim zdaniem trzeba maksymalnie wykorzystać czas gdy człowiek jest na utrzymaniu rodziców - gimnazjum i liceum to 6 kiedy należy stanąć na rzęsach nauczyć się pisać i debiutować. Pierwsza książka - na początku studiów.

potem będzie już tylko trudniej.
Jak rzeczywiście bardzo chcesz coś robić, albo jesteś w przymusie, to się przyglądasz, co jest najbardziej efektywne i działasz,
ok.
jeśli masz tylko marzenia i niczym niepodparte widzimisię – pozytywne efekty pojawiają się znacznie, znacznie rzadziej.
też sie da - ale wtedy trzeba posiadać ogromną dyscyplinę wewnętrzną...
Andrzeju, zewnętrzne ograniczenie to jedno, dojrzałość, która jest magazynem mądrości – to drugie.
zawsze uchodziłem za nad wiek dojrzałego - a ktoś bodaj na tej liście robił mi zarzuty że pisze z pozycji czcigodnego starca co to zjadła wszystkie rozumy ;)

raz nawet w wielu lat 25 wymyśliłem jak zjeść pewne ciastko i nadal mieć ciastko.
ale rodzina mnie nie posłuchała...
Ambitne cele dają efekty. To byłby niezwykle pouczający rok, nieprawdaż?
kiedyś sprawdzę
Nietypowa biografia mogłaby się zaczynać tak: „Stoję na podwórku przylegającym do małej, zapuszczonej kamieniczki, w rękach trzymam zwykły kubek do herbaty.
ok - to dobry trop.
No dobra, jeśli w Twoim albumie przewija się to całe fantastyczne zoo z jednorożcami na czele, to ja odszczekam to i owo :-P
w naszej wsi jednorożce nie występowały.
może z powodu deficytu dziewic? ;>

wojsławskie chłopaki
jak parowie młyny
biegają od jednej
do drugiej dziewczyny...

Napiszmy my, jak się przyłożymy, to będzie wartościowsze, niż gdyby napisała to Kasia Tusk.
ale to żaden problem napisać coś lepiej niż Kasia Tusk.
Ale głuptakiem Kapuściński nie był, w przeciwieństwie do Dobraczyńskich, Czeszków, czy Sokorskich nie zginie – będzie wydawany.
coś tam w głowie miał, szkoda że nas... na czerwono - ale jak czytałem "Heban" to się zastanawiałem czy on aby był w tej Afryce... A za "Cesarza" ma równo przesypane u wszystkich mających choćby zielone pojęcie o Etiopii czasów Hajle Sellasje...
Chodźmy po górach! Tak czy owak to się nam przyda :-P
cool.

57
Góry? Łee, wolę galerie handlowe. swoją drogą, napisać kryminał o morderstwie sprzedawcy bubble tea w takim ECHU... Wrróć. Wszyscy się biorą za fantasy, a porządnego cyberpunkowowego ( czegokolwiek) to ni ma komu...
tl;dr

Kawa moim bogiem.

58
Bez przesady, czasami ktoś pisze coś cyberpunkowego :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

59
No ale czy to jest szeroko znane? Czy to chwalone, reklamowane? czy to genialne? a wszyscy cisną na durne romanse i fantasy bo to " modne"
tl;dr

Kawa moim bogiem.

60
Andrzej Pilipiuk pisze:
. A za "Cesarza" ma równo przesypane u wszystkich mających choćby zielone pojęcie o Etiopii czasów Hajle Sellasje...
W Cesarzu jest między innymi aluzja, że władca nie potrafił pisać, co byłoby dosyć niezwykłe jak na wychowanka francuskiego jezuity :D
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

61
Majorette pisze:No ale czy to jest szeroko znane? Czy to chwalone, reklamowane? czy to genialne? a wszyscy cisną na durne romanse i fantasy bo to " modne"
Bywa i chwalone i znane :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”