Baribal pisze:flaki mi się przewracają, kiedy czytam te wypociny o konstruowaniu światów, ich map, /.../ o sposobach na usidlenie wydawcy, żeby skusił się na te gówno warte opowieści dziwnej treści..
dla mnie generalnie fantasy posttolkienowskie jest g... warte - epigońska robota.
Aczkolwiek od czasu do czasu pojawia się jakiś sapkowski który z tego nawozu ulepi coś co ma ręce i nogi.
Jeśli ktoś zajmuje się pisaniem, to zawsze jest lepsze, niż gdyby tego nie robił, .
nie ma to znaczenia czy ktoś zaczyna od rysowania mapy czy od lektury poradnika fryzowania bród krasnoludów. Liczy się tylko jedno: efekt końcowy - jakość dzieła zweryfikowana przez bezlitosne prawa rynku.
Jest wiele ścieżek prowadzących do tego celu. Są mniej i bardziej stomie - ale ścieżka nie ma znaczenia. Styl marszu - też nie. Liczy się efekt końcowy.
.
Kiedy to pisanie wyłazi na światło dzienne i bez żadnego uzasadnienia w jakości, zawartości myślowej czy urodzie zaczyna się domagać uwagi i rościć sobie pretensje do multiplikacji w druku,.
nie demonizowałbym - 90% wydanych książek jest g... warta.
.
u postronnego obserwatora rodzi się pytanie – o co chodzi jego autorom? Czy o to, żeby:
a) być sławnym i bogatym.
to ja poproszę to bogactwo, sławę mogę odstąpić.
.
b) realizować odczuwane głęboko powołanie.
słyszałem o takich.
.
c) wydać książkę..
nie powiem przyjemne - ale przereklamowane...
ani to odlot ani orgazm...
.
Mam nieustające wrażenie, że dla poważnej grupy obecnych na forum pisarzy in spe ta pierwsza możliwość jest priorytetem. Odkładam ją na bok, szkoda czasu..
cool.
zwłaszcza że powiedzmy szczerze - sława ani kasa z tego nie jest szczególnie wielka.
lepiej zostać politykiem lub od razu oligarchą...
.
Co do tej drugiej – człowiek z odrobiną oleju w głowie jest w stanie za pomocą własnego myślenia i reakcji innych w miarę szybko zweryfikować głębokość przywołanego w niej powołania. .
bzdura.
ludzie się pchają do robót do których się nie nadają. 90% budowlańców nie powinno nigdy brać się za robienie remontów. 90% grafików nie powinno rwać się za wzornictwo przemysłowe. na uczelniach i w szkołach 90% kolesi nigdy nie powinno zostać belframi ani wykładowcami... etc.
to skąd przypuszczenie że ludzie są w stanie ocenić czy nadają się do tworzenia literatury.
.
Ci najbardziej samokrytyczni zapewne mogą dojść do wniosku, że mają do czynienia z zakonspirowaną opcją niemiecką, .
to ja ułożę "listę żydów w redakcji Nowej Fatastyki"
ciekawe jak brzmi słowo parówka w jidysz, bo centar chyba jst tak samo...
.
albo przynajmniej zdać sobie sprawę z własnych ograniczeń i wrzucić na luz. Na tych mniej – albo wcale - samokrytycznych też szkoda czasu..
g... Jak masz swoje ograniczenia a chcesz coś robić - to trzeba zagryźć zęby i stanąć na rzęsach żeby się wkręcić i nie skiepścić.
miałem tak jak psim swędem dostałem się do pewnej gazety a potem zobaczyłem w jakim towarzystwie wylądowałem... Mój pierwszy odruch był bardzo samokrytyczny - ale bardzo potrzebowałem tych pieniędzy - więc spiąłem się żeby nie skiepścić. I dałem radę...
.
Pozostają ci, którzy przeszli testy. Dla nich możliwość c) jest najistotniejsza. I bardzo często, za często idą jednokierunkową ulicą, z wysokim, niemożliwym do sforsowania murem na końcu..
nie uda się przebić mury pierwszym autem bierzemy kolejne.
tzn. piszemy maszynopis numer 2...
.
To się bierze z najprostszego spojrzenia na zajęcie, jakim jest pisarstwo, według równie najprostszego schematu – ja(pisarz), kartka, długopis (lub komputer oczywiście) i Muza nad głową..
muzy nie zaobserwowałem...
.
Płaszczenie rowa przed kompem, w którym dziubie się te swoje - pożal się Boże – światy, obciążone wszystkimi grzechami najgorszej gatunkowej sieczki, to robota głupiego. /.../Szkoda wysiłku, który można lepiej spożytkować..
i tak i nie.
ma to sens jesli potraktujemy pisanie fanfików do Tolkiena jako ćwiczenie.
w pozostałych - khm... raczej nie.
Prawdziwe skarby leżą z dala od wydeptanych szlaków. Chcesz coś osiagnąc musisz być pierwszy na szlaku, ewentualnie drugi. Reszta może zapomnieć.
Jeśli zaczynasz przygodę z pisaniem musisz nie tylko znaleźć własny szlak ale dokonać na nim rzeczy takich by wszystkim kopary opadły.
.
Jeśli Was rozpala casus Paoliniego, to poproszę popukać się w baniak i uświadomić sobie, kto za nim stał. .
ważniejsze że nie musiał tracić czasu i nerwów w szkole.
.
Nie mówiąc już o tym, że on jest jeden, w dodatku patrząc z nieco szerszej perspektywy to, co napisał jest, jakby to powiedzieć... mało epokowe..
i zdaje się o dawna nie napisał nic nowego...
skoczył wysoko i jak p.Masłowska - spłonął jak świeca w żarze własnego sukcesu.
.
Zauważcie – wzorcowe egzemplarze, klasyki, piszą ludzie nietuzinkowi, doświadczeni, myślący, wcale nie młodzi, tak jest z Tolkienem, Pratchettem czy ukochanym Sapkowskim..
Powiem to tak: ja zakładam że gdybym chodizł do normalnej szkoły (albo nie chodizł wcale) żył w normalnym kraju, z dostępem do literatury i elementarną możliwością podróżowania to zapewne w okolicach wieku Paoliniego byłbym w stanie pisać tak jak w naszej rzeczywistości wieku 25-30 lat.
Niestety - totalne zgnojenie w szkole, komuna za oknem, nędza materialna - to wszystko w przerażającym stopniu ograniczało moje możliwości poznawcze. Odżyłem po maturze - na studiach. Biblioteki, możliwość słuchania wykładów i zadawania pytań, praca jako dziennikarz... W ciągu roku rozwijałem się szybciej niż wcześniej przez 5 lat.
a przecież w podstawówce naprawdę bardzo dużo czytałem.
ale naprawdę nabrałem wiatru w żagle gdy zacząłem coś tam zarabiać.
taka prosta rzecz - 3 tygodnie włóczęgi po Skandynawii... Muzea, przestrzenie, możliwość zobaczenia na własne oczy tego o czym się wcześniej tylko czytało. to nie do przecenienia.
.
Weźmy na przykład Pratchetta. Jadąc Mistrzem – a niektórzy robią to na żywca – być może uda się wypichcić jedną, dwie myśli efektownością dorównujące oryginałowi. Pratchett w dowolnej książce zamieszcza takich kilka – kilkanaście, każda z nich to gotowy aforyzm, błyskotliwa uwaga człowieka głęboko mądrego, znającego życie. Podróby będą tylko podróbami – i tyle. Warto?.
Pratchet jest podróbą i parodią światowego fantasy - ale genialną podróbą i parodią...
Podrabia i parodiować też trzeba umieć.
.[/quote]
Przypadkiem znam redaktora, jedynego, a więc i najważniejszego w wydawnictwie. Zahaczony o nadsyłane rękopisy tylko wzdycha i przewraca oczami. Tak naprawdę – i to nie są wesołe wieści – nikt nie czyta tych stosów twórczości, no może czasem rzuci okiem w przerwie między innymi zajęciami. .[/quote]
sądząc z opisu redaktor Kowalski z supernovej?
to pozdrów go ode mnie przy okazji...
.
Trochę takie podchody pod wydawnictwo przypominają szukanie roboty – wyślesz trzysta CV z listem motywacyjnym wyprodukowanych taśmowo, według wzoru z podręcznika, którym posługują się wszyscy, to zapomnij o etacie..
powiedzmy tak - warto by nazwisko na teczce z maszynopisem człowiekowi z branży coś już powiedziało.
.
Młodzi pisarze są uprzejmi czytać wskazówki Andrzeja w sposób szczególny, skupiając się na samych zagadnieniach technicznych, sposobie pracy, czy budowania kariery. Jakby zupełnie nieistotne były owe dotyczące niezbędnej ciekawości wobec świata, konieczności nabywania wiedzy i umiejętności, które poszerzają spektrum tego, co można przerobić na książkę..
wydaje mi się że i te techniczne często są pomijane.
.
Wokół Was jest świat, który dostarcza tematów i sposobów..
Przede wszystkim świat zewnętrzny to tylko okładka. Każde miejsce posiada swoją historię. swoje legendy. Swoją mitologię.
Są różne poziomy odkodowania rzeczywistości.
Przykład: byłem pierwszy raz w Bergen w 1999-tym z Ojcem. Odwiedziliśmy muzeum tradu w dawnym leprozorium. ciekawa wystawa - ale jesli chodzi o temat byłem kompletnie zielony.
Po powrocie do kraju przestudiowałem trochę dzieł o chorobach tropikalnych. Uporządkowałem sobie rzeczy które widziałem. Zupełnie inaczej zwiedzałem w 2013-tym. Mikroskop w gablocie. to był TEN mikroskop TEGO doktora Hansena. Odczynniki w butelkach to były TE odczynniki do próby pilokarpinowej.
etc. Poszedłem do wieży Rozenkrantza - patrzyłem z okien z których on patrzył na zbuntowany kantor hanseatycki.
Nienawidzę R.kapuścińskiego - ale podczytajcie "Imperium" - on tam pokazuje coś podobnego - zewnętrzna formę i historie które się tam kryją... (np rozdział o kremlu).
.
Zacznijmy od formy. Kto powiedział, że musi być beletrystyka?.
pewnie ja...
.
Jest ciągłe zapotrzebowanie rynku na nietypowe monografie czy biografie. .
owzem ale to jest koooobyła. żeby zrobić porządnie np. biografię inżyniera Rychnowskiego musiałbym posiedzieć z pół roku w lwowskich archiwach (o ile wpuszczą) przeczytać WSZYSTKIE lwowskie gazety z ok 50 lat. Przestudiować WSZYSTKIE pamiętniki dotyczące jego epoki... Rok pracy powiedzmy.
Teraz mordują się z monografią nt. rynku w Wojsławicach. Poprosiłem jedną instytucję o łaskawy dostęp do archiwum gdzie jest całą dokumentacja rysunkowa z lat 50-tych. 3 pisma - brak odpowiedzi. Druga ma 3 stare plany osady - napisałem - brak odpowiedzi. w 3 są rysunki prof. Zina (bywał u nas wiele razy i szkicował) - odpowiedzi brak.
.
na przykład dotrzeć do naocznych świadków wydarzeń..
o ile zechcą mówić...
.
Nie chodzi mi o bezmyślne kopiowanie pomysłów (bo tu i skala jest istotna), tylko o pokazanie możliwości..
ok. ale boję się że to nie jest robota dla gimbusa czy licealisty - trzeba mieć elementarne przygotowanie naukowe. Także po ot by oddzielić xierno od plew...
.
To jak nazwać opłacony z własnej kieszeni pięćsetsztukowy nakład bredni o jednorożcach, z którego sprzedało się dwanaście egzemplarzy?! Bo wujek kupił i ciocia?.
cholera ja albumu o Wojsławicach zrobiłem 500 szt na koszt własny (ło w mordę ile to kosztowało...) i głownie porozdawałem ludziom którzy mi pomogli zbierać materiały albo dali zdjęcia - albowiem niestety - przepisy mamy takie że sprzedać legalnie - nijak.
ale miałem kasę z Wędrowyczy - mogłem trochę stracić.
co gorsza z kolejnym albumem będzie identycznie.
.
Popatrzcie na Marcina. Z pasji, punktowo tu i tam zaznaczonych w postach jego autorstwa – da się wykroić nie jedną, a dziesięć książek. Zgoda, są podparte zaawansowaną wiedzą, której nabycie nie jest dostępne każdemu, ale – mój Boże, pasje bywają różne, te poważne i mniej poważne też. Więc jeśli chce się wydać książkę, to pasja, zainteresowania są dobrym punktem wyjścia..
cool - dokładnie tak.
im ciekawsze mamy hobby, pasje, im ciekawsze robimy badania - tym więcej mamy surowca by przekuć go na coś fajnego.
.
Mam przed sobą książkę Marzeny Filipczak „Lecę dalej”. Bardzo przyjemnie opisane podróżowanie tanimi liniami tu i tam, również z praktycznymi wskazówkami. Książki zaczynają wydawać bloggerzy kulinarni czy modowi (Mr Vintage „Rzeczowo o modzie męskiej”). J.
pulpa-z druiej strony ktoś chce przeczytać? to trzeba pisać...
.
est koleś z Łomży czy Pułtuska (nie pamiętam), który zainteresował się śladami po mieszkającej tam niegdyś społeczności żydowskiej, nakręcił film, przymierza się do książki. .
coś jak ja... cool.
.
Jest Internet. Kopalnia możliwości dla przyszłego pisarza. Prowadzenie głupiego, najgłupszego bloga, o ile polega na pisaniu notek od siebie – wyrabia poczucie obowiązku, styl, zwiększa umiejętności. Ba, samo umieszczanie regularnych wypowiedzi w portalach tematycznych (jakie by nie były) ćwiczy warsztat, one zsumowane do kupy mogą dać zarówno pomysł, jak i materiał wyjściowy do całkiem poważnego dzieła..
znaczy nie zmarnowałem dziś godziny cool
a poważniej - to jest strata czasu - cholerna.
ale prowadzę bloga - bo muszę co jakiś czas zrzucić z wątroby co sądzę o naszych kochanych władzach w dodatku wydaje mi się że to jedna z ostatnich okaji by cieszyć się wolnością słowa i za 5 lat nie będzie już tak łatwo...
.
Zwracam uwagę na to, jak wielu autorów ma w swoich „skrzydełkowych” biogramach dane typu: „dziennikarz”, „reporter”, „publicysta”. .
i jak niewiele często się za tym kryje...
.
Nie każdy ma dane, by od razu zostać Kapuścińskim,.
nie ma już ubecji - ale zostać kapusiem chyba nadal nie jest trudno? Z drugiej strony
trudniej tylko konfabulować o dalekich lądach - ludziom dziaś dają paszporty...
.
to jasne, lecz w każdej gminie, mieście, ba, wspólnocie parafialnej jest strona internetowa z działem „Aktualności” czy „Komentarze”, bardzo często martwa, prosząca się o to, żeby się nią zaopiekować..
popieram.
można też grzebać w historii lokalnej.
.
Pukanie do drzwi wydawnictwa z jakimś dorobkiem w CV i wyćwiczonym warsztatem podnosi szansę na końcowy sukces. No i kontakty…takie, czy inne to też jest skarb nieoceniony..
.
Byłoby chyba nie od rzeczy zastanowić się nad drogami prowadzącymi do publikacji własnego dzieła jeszcze zanim zacznie się rozważać przebieg granicy między Królestwem Krasnoludów i Księstwem Trolli..
warto by też się przejść z kilofem w góry - żeby ocenić po ilu kilometrach krasnoludom zaczyna strzykać w plecach...
Edit: Usunąłem zdublowane treści - Bari