http://natemat.pl/94491,kaja-malanowska ... ki-pisarzy
co sądzicie o takim czymś?
Awantura o zarobki pisarzy
1
Ostatnio zmieniony wt 08 kwie 2014, 07:20 przez Loony, łącznie zmieniany 1 raz.
Żyjemy jednak w kraju gdzie żyje 40 mln ludzi, który przeważnie walczą o przetrwanie z dnia na dzień. W takim społeczeństwie potrzeby kulturalne schodzą zawsze na dalszy plan bo najpierw trzeba mieć co do garnka włożyć.TadekM pisze:Żyjemy w kraju, w którym mieszka czterdzieści milionów ludzi. Książka p. Malanowskiej przyniosła jej - jak twierdzi - 6800 zł, czyli szacuję że sprzedała się w ilości między 1500 a 2000 egzemplarzy.
A jak ma istnieć skoro 60 lat PRL skutecznie zwalczało kulturę wprowadzając jej substytut a dzieła nagradzane były zgodne z myślą przewodnia państwa. A teraz gwóźdź do trumny wbijany jest w szkołach gdzie większość lektur dłuższych niż parę stron przerabianych jest we fragmentach.TadekM pisze:60% ludzi nie przeczytało ŻADNEJ książki w 2012 roku. Żadnej. To oznacza, że 2/3 osób, które mijam na ulicy czerpie całą swoją wiedzę o świecie i życiu z telewizji/gazet/Internetu. Co więcej, skoro nie czytają, można dość bezpiecznie założyć, że w telewizji raczej nie oglądają dokumentów na Planete a w Internecie nie szperają w poszukiwaniu tekstów naukowych. Jednym słowem: Pudelek i X-factor.
A tutaj możemy podziękować naszym wydawcom. I nie chodzi mi aby zamknąć rynek tylko na polską literaturę. Wydaje się w Polsce wiele zagranicznych książek ze średniej półki czy nie ma w Polsce książek na tym poziomie? Czy nadal należy czytelnika utwierdzać, że to co zagraniczne to lepsze.TadekM pisze:Wreszcie. Mamy pewien zasób przepisów (Grimzon, jak sądzę wiesz o tym doskonale), które chronią polską kulturę przed naporem obcej np. w radiu i telewizji. Nie jestem natomiast pewien, czy istnieją takie przepisy w odniesieniu do literatury. Czy w jakiś sposób staramy się chronić nasze książki wobec „potęg” zza granicy?
TadekM pisze:Nie trafiają do mnie także argumenty o „kolesiostwie” przy stypendiach. Nie wiem, czy akurat stypendia są najlepszym rozwiązaniem dla literatury – prawdopodobnie nie – ale stawiający taką tezę musi być świadomy, że przecież na systemie dotacji opiera się niemal całe polskie kino. I uwierz mi – gdzie jak gdzie – ale tam kolesiostwo ma wielką moc.
Problem widziałbym w skutecznej kontroli, nie w wyrzucaniu wszystkiego na śmietnik, żeby pozbyć się kłopotu.
Jak widać metodą Twardoch działa. Należy robić wokół siebie zamieszanie. Ma żal za to że dostała tak mało a ile dostawał Van Gog za swoje obrazy a ile warte są teraz. Kobieta wybrała drogę rozwoju kultury, chyba nigdy to nie było samo z siebie dochodowe.TadekM pisze:Wracamy do tematu.
Kobitka napisała, że dostała 6800 zł za książkę i że to żal.
Wy naskakujecie na nią, jakby domagała się gór złota za leżenie na trawie.
Widzę tu pewien dysonans. Mam poczucie, że atakujecie postawę, której ona wcale nie prezentuje. Tym bardziej, że wyraziła ją pod wpływem emocji.
Są.i pornosów na Polonii 1 (są tam jeszcze w ogóle?)
Jeżeli to jest wstanie zniszczyć przyjemność czytania... To nawet nie jest problem. Bo zakłada, że ktoś wcześniej czytał a problem jest taki, że wiele osób nie czyta. Jak rodzice nie czytają to jest mała szansa aby dziecko zainteresowało się książkami.imadoki pisze:Później, niestety, pojawiły się lektury w szkołach. Ale lektury nie są takie złe, najgorsze są polonistki i ich pytania "Co autor miał na myśli?" Pytanie, które nie jest pytaniem o literaturę. Nie wolno myśleć samodzielnie, trzeba odgadnąć jak ktoś inny zinterpretował dany utwór. Czy to uczy samodzielnego myślenia o literaturze? NIE. Czy czytanie książek, za które grozi nam pała, bo ktoś zinterpretował coś inaczej jest przyjemne? NIE.
Jeśli nie niszczy to przynajmniej bardzo nadwyręża. Ja na studiach miałam "awanturę" z panią wykładającą literaturę angielską. Sposobem na zaliczenie przedmiotu miał być esej na dowolny temat, odnoszący się w jakiś sposób do materiały, który przerobiliśmy. Kiedy dałam jej pracę o odniesieniach do poezji staroangielskiej w poezji Tolkiena to zagroziła, że mnie obleje. Bo na Tolkienie to ona się nie zna i jego w ogóle na zajęciach nie dotykaliśmy. Ale gdy zły humor jej przeszedł i przeczytała moją pracę to uznała że jest na tyle dobra żeby wykorzystywać jej fragmenty za zajęciach ze swojego przedmiotu. Dobrze, że potrafiła chociaż przyznać się do błędu, bo moje doświadczenie pokazuje że niewiele osób tak potrafi.Grimzon pisze:Jeżeli to jest wstanie zniszczyć przyjemność czytania... To nawet nie jest problem. Bo zakłada, że ktoś wcześniej czytał a problem jest taki, że wiele osób nie czyta. Jak rodzice nie czytają to jest mała szansa aby dziecko zainteresowało się książkami.
No jasne, ale zaliczenie przedmiotu jednak jest potrzebne w celu kontynuowania studiów. No chyba że mówimy o bardziej "nowoczesnej" formie studiowania gdzie "studiowanie" = chodzenie po studiach. Autentyk z wydziału filologii angielskiej. Czekając na swoje zajęcia usłyszałam rozmowę studentów pierwszego roku, którzy żalili się, że wykłady są prowadzone, uwaga, w języku angielskim. No bo jakże tak można? Oni przyszli nauczyć się angielskiego od podstaw.Grimzon pisze:Studia są jeszcze bardziej specyficzne bo studiowanie nie polega na chodzeniu na wykłady i walki o zaliczenie.
Jest jedynie niezbędną koniecznością aby mieć dostęp do wiedzy i wykładowców. I część z zaliczeń robi się tylko po to.imadoki pisze:No jasne, ale zaliczenie przedmiotu jednak jest potrzebne w celu kontynuowania studiów.
Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”