226

Latest post of the previous page:

smtk69 pisze:Albo na sensowny program promocjo czytelnictwa?
Szczerze mówiąc, nie bardzo sobie wyobrażam takie programy. Masz jakiś pomysł, jak ta "sensowność" miałaby w praktyce wyglądać? A gdyby nawet się udało, to czy nie masz wrażenia, że coś tu nie gra, kiedy handlarz dostaje 50%, a twórca 10% ceny, którą płacisz? Mnie nie chodzi o to, czy czyta garstka, czy tłumy (choć czytające tłumy byłyby wspaniałe, oczywiście), ale te proporcje...
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

227
Po przeczytaniu kilku obszernych fragmentów wiadomo już z czym mamy do czynienia :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

228
Thana pisze:kiedy handlarz dostaje 50%, a twórca 10% ceny
Zdaje się, że to funcjonuje podobnie w każdej dziedzinie wytwórczości - cena produkcji zostaje zdublowana w dystrybucji, a ta ponownie podwojona w sprzedaży detalicznej.
Nie zapominaj, że hurtownie i sklepy ponoszą koszty związane z działalnością i promocją.
Thana pisze:Masz jakiś pomysł, jak ta "sensowność" miałaby w praktyce wyglądać?
Nie mam. Ale spojrzałbym za miedzę.
http://ryszardrychlicki.art.pl

231
Obawiam się że koszta hurtowni są wyższe niż nam się wydaje. bo to spedycja (czyli auta z kratką i paliwo do nich, akumulacja tych aut, akcyza w tym paliwie etc), zys za kierowców, pracowników, odsetki od kredytów za budynki (tu strzelam).

Byłem u Olesiejuków w Ożarowie - magazyn + biura + wzorcownia.Gabinet szefostwa też widziałem - żadnych luksusów.

Kilkadziesiąt osób przy komputerach, naprawdę spory budynek i wygląda na to że nikt tam nie ma czasu się obijać - nie ma tzw. przerostu zatrudnienia.

To są koszta.

Dodajmy jeszcze że Olesiejukowie nie byli wcale najwięksi. Przypuszczam że byli najostrożniejsi i mieli duuuużo szczęścia do kontrahentów - większość warszawskich hurtowni padła bo księgarnie zamiast płacić zwinęły się i wyparowały.

Ewentualnie splajtowały a hurtownik nie odzyskał towaru bo komornik zajął go na poczet wcześniejszych roszczeń.

Nasze państwo stworzyło system w którym każdy jest mówiąc brzydko dy(-----)y... :?

232
No, zdaje się, że to zdanie przeczytałem nazbyt pośpiesznie... :?
Ta jasne, najpierw stwierdziłeś, że powinienem się zamknąć ze swoją żenującą krytyką Malanowskiej. Potem, na SB, stwierdziłeś, że nie ogarniasz mojej odpowiedzi na Twoją zaczepkę. Następnie, po kilku wypowiedziach innych użytkowników znów zaczynasz "ogarniać". Przypisałeś mi poglądy Malanowskiej, a potem uznałeś je za naiwne. Szybko przeczytawszy, rozpisałeś się o moim zdaniu. Jako rozmówca robisz olśniewające wrażenie. ;) Tymczasem krytyka pisarki wyszła od tego, co Ty podniosłeś. Każdy pisarz tworzy własny świat. Malanowska negując to, pokazuje, że ma dość bezkrytyczne podejście do własnego warsztatu. Zatem, prawdopodobnie ten warsztat także pozostawia wiele do życzenia. (Nikifor w literaturze zdarza się rzadko.) W tym świetle wyznania:

- mąż/żona redaguje tekst,
- traktuję pisanie jako psychoterapię.


nabierają zupełnie innego wydźwięku niż np. w przypadku Andrzeja. Jak widzisz, żadnej psychoanalizy czy innej pseudonauki tu nie ma.

Ps: Widać mam wyższe oczekiwania czytelnicze niż Navajero.

233
Humanozerca pisze:Widać mam wyższe oczekiwania czytelnicze niż Navajero.
A to w jakim sensie? I na jakiej podstawie tak twierdzisz?
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

234
smtk69 pisze:wydawca to jeszcze wytwórca, czy już złodziej-handlarz?
Ej! Nie nadinterpretuj! Dziecko z Bangladeszu wykonuje swoją pracę, wydawca swoją, wiesz, te wszystkie redakcje, korekty, składy... I jest książka. Wespół w zespół: dziecko pół, wydawca pół. A potem przychodzi handlarz i pół wyżera. Czyje pół? No, nie wydawcy przecież...
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

235
Przeczytałem parę fragmentów: szału nie ma, ale i jakoś strasznie złe to też nie jest. IMO ciut poniżej przeciętnej.
Też czytałem te fragmenty i uznałem, że jest gorzej niż ciut poniżej przeciętnej. Ot, taki niuans.
\

236
Humanozerca pisze:
Przeczytałem parę fragmentów: szału nie ma, ale i jakoś strasznie złe to też nie jest. IMO ciut poniżej przeciętnej.
Też czytałem te fragmenty i uznałem, że jest gorzej niż ciut poniżej przeciętnej. Ot, taki niuans.
To kwestia oceny, a nie oczekiwań czytelniczych. Ty oceniłeś niżej niż ja, ot i wszystko. I nie ma to nic wspólnego z oczekiwaniami czytelniczymi moimi czy kogokolwiek.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

237
Humanozerca, Trochę za bardzo się rozpędzasz. Światy światami (te autorskie) ale moja krytyka Twojej wypowiedzi odnosiła się przede wszystkim do oceniania autorki i jej powieści jedynie na podstawie wywiadu oraz tytułu książki. To chyba było jasno postawione, nic tutaj nie odwołuję ani nie zmieniam.
Proponuję też zawiesić już tę wymianę ripost, poglądy swoje już przedstawiliśmy, ciągnięcie dyskusji niczemu nie posłuży.
Thana pisze:Ej! Nie nadinterpretuj!
Lubię jasno określone stanowiska :)
http://ryszardrychlicki.art.pl

238
Thana pisze:A gdyby nawet się udało, to czy nie masz wrażenia, że coś tu nie gra, kiedy handlarz dostaje 50%, a twórca 10% ceny, którą płacisz? Mnie nie chodzi o to, czy czyta garstka, czy tłumy (choć czytające tłumy byłyby wspaniałe, oczywiście), ale te proporcje...
Bardzo przestrzegam przed tak powierzchownym oglądem działalności gospodarczej na rynku wydawniczym. W czeluściach Internetu jest sporo okien wystawowych mini-wydawnictw, ba, pojedynczych autorów, zajmujących się z pozoru bezkosztową sprzedażą książek. Czy ona jest bezkosztowa? Chyba nie, bo na ogół ze sprzedaży internetowej nie wyrastają kolosy dystrybucyjne. Zabawa (czytaj - sensowny przychód) dla wszystkich zaczyna się po wejściu w mainstreamowy obieg wydawniczy i jest jakaś przyczyna takiego stanu rzeczy.

Choćby taka: mając na składzie 3 tytuły po 1 500 egzemplarzy z każdego - książki można sobie trzymać w garażu. Czy ktoś ma pojęcie, jakie są koszty samego MAGAZYNOWANIA powiedzmy 30 tytułów po 3 tysiące?

Książka w, nazwijmy to tak, pierwszym obiegu dystrybucji żyje niezwykle krótko, poza nielicznymi wyjątkami, które co jakiś czas się dodrukowuje. A więc premiera, miesiąc-dwa na eksponowanych miejscach sprzedażowych, a potem - póła, z której sprzedaż jest zupełnie innego rzędu. To powoduje, że książki bez przerwy jeżdżą - między wydawnictwem, hurtownią i księgarniami. Koszty tej całej logistyki są niebotyczne.

To krótkie życie tytułów powoduje również, że w cenę premierową są wkalkulowane: późniejsze zaleganie na półkach i w magazynach, transport, a wreszcie wyprzedaż resztek nakładu poniżej kosztów produkcji.

Czy jest globalne wyjście z tej sytuacji? Nie widzę, póki książka jest na papierze.

239
A ja bardzo, bardzo przestrzegam przed takim myśleniem, jak Twoje, Leszku!

Bo to właśnie ono doprowadziło do takiej sytuacji, jaką mamy. Bo biedny wydawca ma koszty i musi mu się zwrócić. Bo biedny księgarz ma koszty i musi mu się zwrócić, ba, zwrócić to za mało, musi zarobić! A autor to jest dziecko z Bangladeszu. On nie ma kosztów. On jest perpetuum mobile, nawet jeść nie musi, a tworzenie to nie praca, więc niech sobie idzie do "uczciwej pracy" (mnóstwo takich komentarzy przy okazji tej awantury widziałam i one mnie autentycznie zabolały). Uczciwej pracy? Kto, do cholery, pracuje przy powstaniu książki bardziej uczciwie niż autor? Gdyby autor książki nie napisał, to biedny pan wydawca i biedny pan księgarz musieliby się przekwalifikować na handel pietruszką.

A kiedy jako czytelnik kupuję książkę, to kupuję "książkę autora takiego i takiego". Czasami, znacznie rzadziej, "wydawnictwa takiego i takiego". To z pracy autora korzystam przede wszystkim, czytając książkę, to jego nazwiskiem się mnie kusi! Ja zauważam też pracę redaktora, korektora, ale na to już nie każdy zwraca uwagę. Tymczasem okazuje się, że kupując tę książkę, zapłaciłam przede wszystkim handlarzowi. Autorowi rzuciłam zaledwie ochłap. I wychodzi na to, że praca handlarza jest cztery razy więcej warta od pracy autora. Serio? Nic Ci tu nie zgrzyta? Malanowska powiedziała, jak się z tym czuje jako autor. A ja jako czytelnik czuję się... dziwnie. I dlatego ja bym chciała Fair Trade. Bo wszyscy "mają koszty", tylko jakoś koszt pracy autora jest niewidzialny. A mnie bardziej zależy na autorach niż na handlarzach.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

241
Leszek Pipka pisze:Czy jest globalne wyjście z tej sytuacji? Nie widzę, póki książka jest na papierze.


Na początek panie i panowie z Wiejskiej i innych komityw mogliby raczyć zrozumieć, że im więcej się sprzeda, tym więcej oni zarobią bez strat dla obu stron (a czym zresztą pisał Adam P. chyba nawet w tym wątku).

Gdyby tak obniżyć podatki na całej linii autor - księgarnia? Popatrzcie ile VAT-ów wpada do państwa: płaci wydawca, płaci drukarnia, płaci hurtownik, płaci księgarz, a wszystkie te VAT-y w ostatecznym rachunku musi zapłacić czytelnik.
Ile jest VAT-u w 40 zł za książkę? Ile mogłaby kosztować książka, gdyby VAT był niższy? Ile więcej książek by się sprzedawało? Ile osób mogłoby sobie nań pozwolić, miast stawać przed dylematem - jedzenie na tydzień czy książka?
Wydaje mi się, że to nie handlarze, hurtownicy czy wydawcy żerują na autorze, lecz państwo, lub, by być dokładnym, politycy.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”