Thana pisze:A gdyby nawet się udało, to czy nie masz wrażenia, że coś tu nie gra, kiedy handlarz dostaje 50%, a twórca 10% ceny, którą płacisz? Mnie nie chodzi o to, czy czyta garstka, czy tłumy (choć czytające tłumy byłyby wspaniałe, oczywiście), ale te proporcje...
Bardzo przestrzegam przed tak powierzchownym oglądem działalności gospodarczej na rynku wydawniczym. W czeluściach Internetu jest sporo okien wystawowych mini-wydawnictw, ba, pojedynczych autorów, zajmujących się z pozoru bezkosztową sprzedażą książek. Czy ona jest bezkosztowa? Chyba nie, bo na ogół ze sprzedaży internetowej nie wyrastają kolosy dystrybucyjne. Zabawa (czytaj - sensowny przychód) dla wszystkich zaczyna się po wejściu w mainstreamowy obieg wydawniczy i jest jakaś przyczyna takiego stanu rzeczy.
Choćby taka: mając na składzie 3 tytuły po 1 500 egzemplarzy z każdego - książki można sobie trzymać w garażu. Czy ktoś ma pojęcie, jakie są koszty samego MAGAZYNOWANIA powiedzmy 30 tytułów po 3 tysiące?
Książka w, nazwijmy to tak, pierwszym obiegu dystrybucji żyje niezwykle krótko, poza nielicznymi wyjątkami, które co jakiś czas się dodrukowuje. A więc premiera, miesiąc-dwa na eksponowanych miejscach sprzedażowych, a potem - póła, z której sprzedaż jest zupełnie innego rzędu. To powoduje, że książki bez przerwy jeżdżą - między wydawnictwem, hurtownią i księgarniami. Koszty tej całej logistyki są niebotyczne.
To krótkie życie tytułów powoduje również, że w cenę premierową są wkalkulowane: późniejsze zaleganie na półkach i w magazynach, transport, a wreszcie wyprzedaż resztek nakładu poniżej kosztów produkcji.
Czy jest globalne wyjście z tej sytuacji? Nie widzę, póki książka jest na papierze.