241

Latest post of the previous page:

Leszek Pipka pisze:Czy jest globalne wyjście z tej sytuacji? Nie widzę, póki książka jest na papierze.


Na początek panie i panowie z Wiejskiej i innych komityw mogliby raczyć zrozumieć, że im więcej się sprzeda, tym więcej oni zarobią bez strat dla obu stron (a czym zresztą pisał Adam P. chyba nawet w tym wątku).

Gdyby tak obniżyć podatki na całej linii autor - księgarnia? Popatrzcie ile VAT-ów wpada do państwa: płaci wydawca, płaci drukarnia, płaci hurtownik, płaci księgarz, a wszystkie te VAT-y w ostatecznym rachunku musi zapłacić czytelnik.
Ile jest VAT-u w 40 zł za książkę? Ile mogłaby kosztować książka, gdyby VAT był niższy? Ile więcej książek by się sprzedawało? Ile osób mogłoby sobie nań pozwolić, miast stawać przed dylematem - jedzenie na tydzień czy książka?
Wydaje mi się, że to nie handlarze, hurtownicy czy wydawcy żerują na autorze, lecz państwo, lub, by być dokładnym, politycy.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

243
Rany Boskie, Thano, mieszasz dwa kompletnie różne porządki. Wydawcy i tak zwani przez Ciebie "handlarze" nie są urzędnikami Ministerstwa Kultury, tylko uczestnikami obrotu gospodarczego, gry rynkowej, czy jakkolwiek to nazwiesz. Mogą również realizować różne szczytne cele, na przykład upowszechnianie czytelnictwa, promocja mniej znanych, albo debiutujących autorów etc. - ale nie MUSZĄ.

Czy to jest w porządku? Nie wiem, pokazuję tylko, że ideowe postawy w zetknięciu z regułami biznesowymi nie mają szans. To jest kawałek większej dyskusji na temat relacji między gospodarką i kulturą, kwestii niejednokrotnie na Wery podnoszonej. W ujęciu stricte ekonomicznym książka jest TOWAREM - specyficznym, jasne, ale towarem i jako taki podlega tymże ekonomicznym regułom. Z nimi nie ma wielkiej dyskusji.

Z człowieczego punktu widzenia żal mi Pani Malanowskiej, chociaż zaraz potem włącza się złośliwość, pytająca, gdzie podziała jej się głowa zaopatrzona w rozum przy podpisywaniu umowy wydawniczej, która opiewa na jakieś przecież konkretne sumy.

Z pozycji bezstronnego obserwatora - tak jej usługi wycenił rynek, gdyby zaszły inne okoliczności, które spowodowałyby sprzedaż Jej książki w liczbie 50-100 tysięcy egzemplarzy, pewnie miałaby inne pieniądze i inną pozycję negocjacyjną następnym razem.

Można się gniewać na rzeczywistość, można mieć ideę Fair Trade na rynku książki, ale diabeł jak zwykle siedzi w szczegółach. Jak wygląda Twój pomysł od strony tychże szczegółów? Czyn społeczny? Bo jeśli znajdziesz sposób na to, żeby książki były tańsze, to Ci go ukradną, tak po prostu, jeśli tylko zorientują się, że mozna na tym zarobić.

W takiej rzeczywistości żyjemy.

Patrząc równie idealistycznie, możnaby mieć nadzieję na jeszcze szybszy rozwój urządzeń do drukowania. Gdyby mieć w domu takie urządzenie, umożliwiające wydruk książki, wówczas przedmiotem obrotu byłaby sama treść, meritum, co pewnie przeorałoby dotychczasowy kanon handlu książką. Taki mały zastrzyk fantastyki :-)

244
Fajna rozmowa.
Problem w tym, że pytanie, czy naprawdę te 10% ceny okładkowej dla autora jest czymś z gruntu niesprawiedliwym i jak bardzo można tę poprzeczkę podnieść, żeby autor nie stracił, a zyskał...
Wychylę się i napiszę, że:
- jakoś w tych lepszych miejscach, gdzie nas nie ma, autor też ma 8-10% ceny okładkowej, chyba że produkuje hity. Ale i u nas autor produkujący hity ma więcej niż 10% od ceny okładkowej.
- chciałbym zarabiać więcej, ale z drugiej strony, czy rozmawiając o rynku książki poważnie, a nie z perspektywy bomisiów przeróżnego rodzaju, ktoś już napisał, że wydawca ponosi jednak spore ryzyko finansowe wtopy? I mówimy tu, przy normalnym wydaniu, o skali wtopy na kilkadziesiąt tysięcy złotych/tytuł. Jak w każdym biznesie, kalkulacja musi to uwzględniać. I nie chodzi mi o cenę, tylko o zysk czy choćby zwrot kosztów. Ja powiem tak: moja najnowsza książka dla dzieci ma sporo kolorowych ilustracji, twardą oprawę, a wydawca inwestuje w promocję. I obojętnie, czy się to komuś podoba, czy nie, ja widzę, że część pieniędzy, które teoretycznie mógłbym uzyskać jako wyższy %, i tak idzie ma moją książkę. A promocji sobie sam nie zrobię, no po prostu nie, przynajmniej kiedy mówimy o profesjonalnym podejściu, a nie lajkach od znajomych na FB. Więc takie operowanie samym % wyrwanym z kontekstu jest... hm...
- bo dochodzimy do sedna. Rozmowa o złych wydawcach ma sens, kiedy oni są naprawdę źli, patrz: nieudolni. Natomiast w poważnej rozmowie nie należy zapominać, że wydawca ma koszty. I z czegoś musi je sfinansować, chyba że chcecie, żeby padł po trzecim tytule. mam palcem wskazywać wydawców, którzy padli po trzecim czy czwartym tytule, bo nie umieli liczyć?
- wreszcie, dystrybucja. Tak, 50% to zbyt wiele. Ale - jak powyżej zostało napisane - to jednak są koszmarne koszty. Zastanawiałem się, jaki tu jest margines, i nie wydaje mi się, żeby mógł być mniejszy niż 40%, licząc łącznie hurtownie i księgarnie. Nawiasem, czytałem, że w Stanach jest to także ok. 50% ceny.

Do czego zmierza ten mój wywód? Ano do tego, że fajnie sobie powiedzieć: zasługuje na 20% ceny okładkowej. Jestem zaje*isty i należy mi się jak psu kość. Tylko że my nie ryzykujemy własnymi pieniędzmi, nie zatrudniamy ludzi, nie prowadzimy czaso- i gotówkożernej dystrybucji. My jesteśmy od pisania.
I oczywiście, można wybrać wolność. Zajmować się wszystkim, i mieć teoretycznie więcej. Tylko wiecie, większość z dyskutantów nawet nie powąchała pracy wydawcy od środka. A ja - przez dziesięć lat byłem wydawcą, małym bo małym, ale poznałem to nieźle. I zyski wydawcy wcale nie są duże, a ryzyko znacznie większe niż to się wydaje. W dodatku pożera to zajęcie bardzo dużo czasu. Może zabraknąć czasu na pisanie :)

Więc nie, moim zdaniem taki nalot na wydawców czy koszmarnie drogą dystrybucję jest uzasadniony tylko w części, i to raczej niewielkiej. Przynajmniej kiedy mówimy o rynku papierowym i milcząco zakładamy, że chcemy sprzedać np. 5-10 tysięcy egzemplarzy, a nie 100 czy 500... :)

Z tego powodu zresztą pomysł z Fair Trade jest na rynku książki niezrozumiały, bo to skazuje autora na wydawanie samemu i całą resztę też. To ja dziękuję, zostanę przy tym, co mam :)
-
Ostatnio zmieniony pn 24 mar 2014, 13:29 przez Romecki, łącznie zmieniany 2 razy.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

245
Humanozerca pisze:Cytat:
Przeczytałem parę fragmentów: szału nie ma, ale i jakoś strasznie złe to też nie jest. IMO ciut poniżej przeciętnej.
Też czytałem te fragmenty i uznałem, że jest gorzej niż ciut poniżej przeciętnej. Ot, taki niuans.
No i dobra, zmusiliście mnie do przeczytania fragmentu...
Wnioski? Moim zdaniem kobieta całkiem sprawnie operuje językiem - nasyca obraz dużą ilością detali co nieźle oddaje maniakalną autoobserwację, jakiej poddaje się główna bohaterka. Do tego drastyczne zmiany perspektyw z I osobowej na narrację wyraźnie komentującą i wyraźnie różną od bohaterki powoduje, że odbiorca znajduje się w głowie kogoś, kto bardzo usilnie stara się zrozumieć kim jest i ogląda siebie rozsczepionego w pryzmacie różnych punktów widzenia.
Wydaje się, że do prozy psychologicznej, takie podejście pasuje jak ulał.
Styl ciekawy, chociaż mam wrażenie, że mocno eksloatowany ostatnimi laty (przypomina choćby Piaskową Górę Joanny Bator?), zdania wielokrotnie złożone, znów maniakalnie rytmiczne...
I parę ładnych rzeczy:
"Dzień zawiesisty i lepki jak topione bursztyny, a też opływowy, śliski, pachnący farbą olejną, przesuwa się gładko pomiędzy oknami. Dzień właśnie teraz jak brązowe szkło."
Dobór słów, obrazowanie, metafora pamięci - odbarwienie kojarzy się ze starą fotografią - to wszystko wskazuje na celowe i świadome użycie języka. Jeśli dodać do tego ową drobiazgową narrację, która stara się opisać fragmentaryczność wspomnień, nieraz bardzo ostrych i szczegółowych nieraz porwanych i przeskakujących jak zużyty mocno film, otrzymujemy całość, która świadczy o dobrym panowaniu nad pisarskim rzemiosłem.
Trudno iść dalej w ocenie, nie znając całości, ale ja nie widzę niczego nagannego w stylu autorki. Przeciwnie, to proza bogata i gęsta, neiprzezroczysta. Dla niektórych będzie to zarzut, dla innych zaleta...
http://ryszardrychlicki.art.pl

246
Fair Trade... A choćby jawność (to może być zysk z całej awantury wokół książki Malanowskiej) - ilu kupujących książki wie, ile naprawdę płaci autorowi, ale ile pośrednikom? Skądś się przecież biorą te wszystkie rojenia o świetnie zarabiających pisarzach. O sławie i kasie. Co chwilę wpada na Wery młody człowiek z marzeniami. :) Nic z tego, Początkujący Autorze - jeśli ludzie kupią Twoją książkę, to zarobi księgarz, zarobi wydawca, a Ty będziesz ostatni w kolejności dziobania. Twój talent i Twoja praca będą wycenione najniżej. Jako rzecze Leszek: w takiej rzeczywistości żyjemy.

Ja się w tej dyskusji wypowiadam jako odbiorca. I mnie, odbiorcy, nie podoba się, że mam płacić znacznie więcej komuś, kto mi łaskawie książkę sprzeda, niż komuś, kto ją napisał. I co z tym robię?
I oczywiście, można wybrać wolność.
Tylko że wolnemu autorowi musi wyjść naprzeciw aktywny czytelnik. Ktoś, kto nie czeka na reklamy, kto nie powie "sam wydał, więc na pewno badziewie, na pewno nikt go nie chciał", tylko ktoś, kto potrafi szukać samodzielnie i jest gotów zaryzykować. I ja to robię. Czasem rzeczywiście jest to straszna wtopa. Ale trafiło mi się kilka naprawdę fajnych lektur wydanych selfpublishingowo. Kupiłam sobie czytnik i polubiłam e-booki. Szukam, szperam, myszkuję. Nie czekam, aż mi coś podstawią pod nos (zresztą podstawiają Greye, a to i tak nie dla mnie). Nie mam ochoty opłacać kosztów składowania, transportowania i wynajmu powierzchni reklamowej. Ale mam ochotę zapłacić autorowi za to, że poświęcił ileś tam dupogodzin, żeby mnie zachwycić. Jeśli zachwyci. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

247
Ja sam czytuję - choć rzadko - rzeczy spod znaku SP, daleko nie szukać, umiliłem sobie podróż z Poznania właśnie zbiorem opowiadań wydanych w ten sposób : :)
Fair Trade nie jest rozwiązaniem systemowym i nigdy nie będzie - w tym problem. Thano, to jest alternatywa dla czytelników bardzo, bardzo świadomych, a ich jest bardzo niewielu. I jest to rozwiązanie dla autorów, którzy jednak decydują się na wyjście z systemu.

Jako czytelnik nie masz oczywiście żadnych obowiązków, w tym posiadania wiedzy, powinna Cie interesować wyłącznie interesująca oferta :)
Tylko że kiedy zaczynamy opisywać rynek, w tym liczbami i procentami, to już inna rozmowa - i właściwie tylko dlatego się odezwałem :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

248
Romek Pawlak pisze:Fair Trade nie jest rozwiązaniem systemowym

A ja mówię, że jest? Fair Trade (nie książkowy tylko ten zwyczajny) też jest niszowy. Za ile kupujemy koszulki made in Bangladesh? Ile dostaje ten, kto je szył? Kto się tym przejmuje? Kilkoro wariatuńciów. :) Awantura z Malanowską to okazja do powiedzenia głośno, że w literaturze jest tak samo. Się dziecko z Bangladeszu, Kaja M., zbuntowało i napyszczyło, zamiast powtarzać: Rynek. Inszallah. Ciekawa jestem, czy jej się opłaci? Bo jeżeli tak, to jednak jęki i piski mają sens... :D
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

249
No i tutaj dotknęłaś, Thano, kolejnego megazagadnienia, mianowicie konfliktu elitarności z masowością. Pewne idee są elitarne i takimi pozostaną, bo ich wpływ na rzeczywistość jest niewielki. Fair Trade czy "no logo" odbiły się potężnym echem, ale na masowe procesy wpływ miały niewielki.

Stajesz po stronie twórców, OK, jednak - wyobraź sobie - większość twórców nie stanie po Twojej stronie. Z różnych przyczyn, choćby z wygody. To oznacza, że ze swoją postawą będziesz takim indie-czytelnikiem, skazanym na czytanie rzeczy jak najbardziej wartościowych, w dodatku z bonusem w postaci nieskrępowanego wyboru, ale za to odetniesz się nie tylko od tytanów kultury masowej (Rowling, Steel, Coben itd), ale i od Murakamiego, Pilcha, o Myśliwskim nie wspominając.

Dalej: wybór wsparcia twórców (na ogół jednej książki) oznacza wypięcie się na tych, którzy nie będąc uczestnikami wysokiego dialogu z literaturą z dystrybucji książek po prostu żyją, utrzymują rodziny. To też może być skutek Twojego wyboru.

Ostatnia rzecz: wszyscy piszący karmią się wizją kariery Wielkich, którym od pierwszej książki płacą sześciocyfrowe honoraria. Ilu ich jest, na Boga?
Reszta - i to jest fragment tego, o czym często mówią wszyscy nasi Werowi fioletowi a skrzętnie przez aspirujących pomijany - musi podnosić swoją wartość w długodystansowym planie, książką po książce. Przy którejś z kolei kapitał poprzednich zaczyna procentować w ekwiwalencie pieniężnym; i to w różny sposób.

Warto pamiętać i o tym.

251
Thana pisze:Awantura z Malanowską to okazja do powiedzenia głośno, że w literaturze jest tak samo. Się dziecko z Bangladeszu, Kaja M., zbuntowało i napyszczyło, zamiast powtarzać: Rynek. Inszallah.
Możemy mieć zamiast wolnego rynku z delikatnym wsparciem rynek regulowany. Ja chętnie. Problem tylko w tym, kto za to zapłaci i kto będzie decydować, czy mnie się należy pensja jak psu kość, czy powie: nie załapałeś się :)

Ja nie jestem zwolennikiem wolnego rynku w stu procentach, a trochę tak ustawiasz dyskusję, jako jazdę po skrzydłach. Ale czy się to nam podoba, czy nie - tak, to tak właśnie działa. Jak z jakichkolwiek powodów czytelnicy nie są zainteresowani tekstem, to on nie zasługuje na wsparcie. Bo niby dla kogo ten tekst powstaje? Pamiętasz "Poszukiwany, poszukiwana" i powód, dla którego został kupiony obraz, za sprawą którego ten muzealnik musiał się ukrywać?

Albo jeszcze inaczej: zrzucisz się na dziesięć książek, które cię tak nie interesują, że nawet nie weźmiesz ich do ręki? :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

252
Widzę w tym wszystkim pewną analogię do zjawiska, które w pewnym stopniu trwa nieprzerwanie od kilkunastu lat a dwa szczególnie widoczne szczyty obserwowane były.

Nie tak dawno mordowało i wyśmiewało się matematykę (między innymi ukuwając wypaczony termin humanista). Publiczne przyznanie się do braku znajomości podstaw było na porządku dziennym i przynosiło splendor. Mało kto protestował.
Potem padło na historię. Po co komu te bogojczyżniane brednie...

Skoro niszczy się wartości związane z nauką i wykształceniem to czy jeszcze kogoś dziwi, że przyszedł czas na literaturę?
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

254
Ech, ja doskonale rozumiem, że filologicznym ideałem jest ocena dzieła po pełnej i starannej lekturze, a opinię o jakości można wygłaszać bezstronnie, bez osobistego zaangażowania. Ale zwykle to tak nie działa. Czytelnik wchodzący do księgarni, niewiedzący, co chce kupić, nie czyta od deski do deski każdej pozycji z regału. Nawet jeśli korzysta z księgarnio-kawiarni oferującej możliwość długiego wertowania na miejscu, kieruje się jakąś ekonomią działania. Co więc robi? Jeśli czytał już niejedno, wyrobił sobie jakieś schematy na temat tego, czego może się spodziewać po:
- takim a takim sposobie tytułowania,
- jakości oprawy,
- wyglądzie okładki i papieru,
- jakości druku,
- nominowaniu lub nagrodzeniu nagrodą literacką,
- wyrywkowo przeczytanych fragmentach, najczęściej początkowych, końcowych,
- informacji dodatkowych, zamieszczonych na skrzydełkach lub okładce.

Powyżej wymienione przesłanki wzięte razem lub osobno mogą być całkiem mylące. Ale ludzie się nimi posługują. Stąd też, na przykład informacja o nominacji do nagrody NIKE przekłada się na oczekiwania względem tekstu. Autor/ka zostanie surowiej oceniona, niż wtedy, gdy publikuje powiedzmy na szeroko dostępnym blogu. Oczywiście, możemy udawać, że takich mechanizmów nie ma, dokonywać prywatnych selekcji wstydliwie i po kryjomu, gdyż i albowiem nie licują one z powagą nauki wykładanej na uniwersytecie. Ale między innymi właśnie dzięki takiemu fałszowi szwankuje komunikacja między autorami i czytelnikami.

255
Abstrahując od tego, że Kartagina powinna zostać zniszczona.

Zauważyłem - i bardzo mnie to boli, a momentami przeraża - że patrzycie na całą omawianą w tym wątku tematykę z perspektywy teraźniejszej i doraźnej. Rozumiem, że to, co się dzieje aktualnie, jest najważniejsze dla nas - jako ludzi, którzy starają się wiązać koniec z końcem. Rozumiem też takie podejście jeśli chodzi o literaturę fantastyczną (tak, znowu to wyciągam), której żywot w naturalny sposób jest krótki i nastawiony raczej na chwilowe uznanie i duży zysk (spytajcie kogoś z mojego rocznika, albo późniejszych, kim jest Feliks Kres - powodzenia). Ale to nadal irytujące.

Tak jak już kilka razy na forum pisałem, literatura jest sztuką wieczną. Jej zmierzch i upadek wieszczono już tyle razy, że to się w głowie nie mieści - zaczynając od klasyków postanisławowskich głoszących eksterminację wszystkiego po debiutach Mickiewicza, przez romantyków i ich "śmierć ducha" w pozytywizmie, pozytywistów wyklinających dekadencję itede itepe. Długo tak można. Ale jakoś dziwnie nadal są pisarze, nadal są książki i nadal są czytelnicy, może i mało, ale w średniowieczu też ich było raczej niewielu, a Wilhelma de Troubadour czyta się do dzisiaj.

Wielokrotnie też na forum przytaczano przykłady pisarzy, którzy zdechli z głodu, a później wkroczyli na piedestały, od koronnego Norwida aż do Dicka. Jedyny słuszny wniosek z tego jest taki, że jeśli coś jest dobre, to zostanie. I będzie czytane jeszcze przez wieki. Nie ma dla literatury lepszej próby niż czas, bo to czas pokazuje, czy jest ona faktycznie literaturą, czy chwilowym kaprysem autora. I tutaj właśnie boli mnie podejście pod tytułem "ile mi zapłacą", bo to jest akurat w tej sztuce najmniej istotne. Maglujecie przez 16 stron, co zrobić z czytelnictwem w Polsce, zamiast skupić się na tym, żeby napisać coś porządnego. I po co? Ja rozumiem, że trzeba z czegoś utrzymać rodziny, opłacić rachunki, coś jeść i mimo niefrasobliwego podejścia też mnie to dotyczy i też mnie to martwi - ale takie pitolenie trzy po trzy w nieskończoność, "co by było gdyby" i "gdyby to ode mnie zależało", jest absurdalne, dziecinne i całkowicie jałowe.

Tak, pisarze dzisiaj g***o zarabiają. Fajnie by było, jakbyśmy kosili dychacza za wierszówkę, ale tak nie jest. Fajnie by było, jakbyśmy mogli sztuką zarabiać na życie, ale nie zarobimy. Nie zmienicie tego. Dostaniecie co najwyżej wrzodów, albo hemoroidów. Albo czegokolwiek innego, co robi się ze stresu. K***icy na przykład.

Martwcie się lepiej tym, co z waszą książką się stanie za 50 lat, a nie za 50 dni. Polecam, Śfjontkofski.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

256
Grimzon pisze:Nie tak dawno mordowało i wyśmiewało się matematykę (między innymi ukuwając wypaczony termin humanista). Publiczne przyznanie się do braku znajomości podstaw było na porządku dziennym i przynosiło splendor.
Jest dobry filmik na YT:

https://www.youtube.com/watch?v=irtMJnqcDs0

gdzie pan Bogdan M. mówi:

Niewiele często wypowiadanych zdań złości mnie w równym stopniu jak stwierdzenie na ogół jeszcze wygłaszane z pewną dumą: "Ja to jestem humanista, bo nie mam zdolności matematycznych" Otóż, drogi przyjacielu, jeśli tak mówisz z przekonaniem, to najpewniej nie jesteś żaden humanista, tylko zwykły bałwan.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”