256

Latest post of the previous page:

Grimzon pisze:Nie tak dawno mordowało i wyśmiewało się matematykę (między innymi ukuwając wypaczony termin humanista). Publiczne przyznanie się do braku znajomości podstaw było na porządku dziennym i przynosiło splendor.
Jest dobry filmik na YT:

https://www.youtube.com/watch?v=irtMJnqcDs0

gdzie pan Bogdan M. mówi:

Niewiele często wypowiadanych zdań złości mnie w równym stopniu jak stwierdzenie na ogół jeszcze wygłaszane z pewną dumą: "Ja to jestem humanista, bo nie mam zdolności matematycznych" Otóż, drogi przyjacielu, jeśli tak mówisz z przekonaniem, to najpewniej nie jesteś żaden humanista, tylko zwykły bałwan.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

257
Sepryot pisze:Martwcie się lepiej tym, co z waszą książką się stanie za 50 lat, a nie za 50 dni. Polecam, Śfjontkofski.
Sep, ale to się robi pisząc. Just do it. Ja robię właśnie tak - szczególnie pisząc książki dla dzieci i młodzieży.
Ale upraszczasz problem, bo trzeba te książki pisać zarazem tak, aby działały w doczesności, dziś - inaczej nikt ci ich nie wyda. To bardziej skomplikowany problem, niż go definiujesz.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

258
Humanozerca pisze:Stąd też, na przykład informacja o nominacji do nagrody NIKE przekłada się na oczekiwania względem tekstu.
Po przeczytaniu dostępnych fragmentów, nie zniechęcam się... próbki stylu, moim zdaniem, nie gorsze od innych pozycji dostających nominacje do Nike. Jeśli nie kupiłem do tej pory, to raczej dlatego, że chwilowo zmęczyło mnie babskie pisanie w tym stylu ;)
Humanozerca pisze:Ale między innymi właśnie dzięki takiemu fałszowi szwankuje komunikacja między autorami i czytelnikami.
Rola wydawcy w prawidłowym spozycjonowaniu książki jest nie do przecenienia... Zresztą czasem redaktor potrafi podpowiadzieć autorowi co zmienić, żeby podpasować się pod nośny target. Potem okładka, potem notka, wybrany do darmowej publikacji fragment.
Niedobrze przedobrzyć - bo wtedy ksiązka nie trafia pod właściwy adres, niedobrze powiedzieć za mało, jednym słowem sztuka marketingu się kłania. I za nią, droga Thano, ktoś też musi wydawcy zapłacić ;)

[ Dodano: Pon 24 Mar, 2014 ]
Romek Pawlak pisze:To bardziej skomplikowany problem, niż go definiujesz.
No właśnie: jak napisać książkę, która stanie się bestsellerem za 100 lat?
Przecież nikt tego nie wie - to jest weryfikacja na poziome historii literatury. Nie ma reguł, są przypadki, które czynią Dzieło wiecznym.
Po co, Sep, sobie zawracać d... czymś, czego i tak się nie osiągnie? Żeby dostać wrzodów? ;)
http://ryszardrychlicki.art.pl

259
smtk69 pisze: No właśnie: jak napisać książkę, która stanie się bestsellerem za 100 lat?
Przecież nikt tego nie wie - to jest weryfikacja na poziome historii literatury. Nie ma reguł, są przypadki, które czynią Dzieło wiecznym.
Po co, Sep, sobie zawracać d... czymś, czego i tak się nie osiągnie? Żeby dostać wrzodów? ;)
Nie wiem, czy nawet jest jeszcze możliwe napisanie książki, która teraz zostanie wydana w liczbie nawet kilku tysięcy egzemplarzy i zniknie, a za 50 lat stanie się bestselerem. Przez ostatni wiek literatura dorobiła się konkurentów, którzy wcześniej, w historii, nie istnieli.

Poza tym ja w tej dyskusji widzę bardzo dużo wątków teraźniejszych, poruszających problemy na które możemy mieć wpływ.

260
To jeszcze trochę o wpływie. I teraźniejszości. :)
Szkoła mojego dziecka robi taką akcję: raz w tygodniu są zapraszani rodzice, którzy chcą poczytać dzieciom przez dwadzieścia minut. Dzieci już są w tym wieku, że potrafią czytać same, ale bardzo te publiczne czytania lubią. Układają się na dywanie, słuchają i chichoczą (bo zazwyczaj czyta się tam różne śmieszne książki). Jest fajnie. Tylko wiecie, co? Nie ma chętnych. Od początku roku, oprócz mnie, przychodzi czytać jeszcze tylko jedna mama. Sześcioro dzieci z trzydziestki już się w czytanie wciągnęło. O resztę trzeba zawalczyć, ale zostałyśmy na placu boju tylko my dwie i szkoła. Inni rodzice nie mają czasu albo im nie zależy. I tak wygląda propagowanie czytelnictwa.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

261
Co do dyskusji, odwiecznej, odnośnie ambicji literackich. Cóż, moje obserwacje doprowadziły mnie do wniosku, że ludzie piszą najlepiej jak potrafią. To nie jest tak, że F.W. Kres, A. Pilipiuk, czy A. Sapkowski mogliby trzasnąć coś na miarę V.Hugo, czy Dickensa tylko im się nie chce. Wspominam o tym dlatego, że też kiedyś wydawało mi się, że pisarze dzielą się na ambitnych i nie ambitnych i to jest kwestia ich wyboru. Dopiero jak człowiek siada do własnej książki, zdaje sobie sprawę, że po prostu wkłada w nią siebie, a to nie zawsze wystarcza, żeby zrobić z tego wiekopomne dzieło.

Przypominam też, ponownie, że przykłady geniuszy którzy zdechli z głodu są imo dla dyskusji nic nie warte. Znacznie więcej przykładów jest geniuszy, którzy z pieniędzmi problemów nie mieli.

W ogóle, abstrahując od p. Malanowskiej (czytałem fragment, zgadzam się z Smtk69, że to nie jest złe warsztatowo, na pewno powiedziałbym, że ponadprzeciętne) to jest bardzo nieprzyjemny argument, gdy sprowadza się pisarzy, którzy chcą na książkach zarabiać do pazernych nieambitniaków (neologizm, a co). Ja rozumiem zasady rynku i rozumiem oburzenie na pewien brak taktu tej, która tę dyskusję wywołała. Tyle że to jest moim zdaniem chory etos, który tu część użytkowników stara się pielęgnować: Śmierć głodowa jako wyznacznik wartości prozy.

Ad. kampanii czytelnictwa. Miliard złotych to bardzo, bardzo dużo pieniędzy i prawie nie wierzę, że da się je zupełnie przepieprzyć. To jest ponad 1/3 wartości całego rynku książki. Owszem, rozłożone na ładnych parę lat, ale jednak. Na pewno obecne inicjatywy wydają się mało skuteczne, ale program wdraża się dopiero trzeci miesiąc (z ośmiu lat?), więc powolutku.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

262
TadekM pisze:Tyle że to jest moim zdaniem chory etos, który tu część użytkowników stara się pielęgnować: Śmierć głodowa jako wyznacznik wartości prozy.
Ja się nie staram pielęgnować takiego etosu, wręcz przeciwnie. Zwracam tylko uwagę na taką, wysoce prawdopodobną, możliwość ;)
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

263
TadekM pisze:Wspominam o tym dlatego, że też kiedyś wydawało mi się, że pisarze dzielą się na ambitnych i nie ambitnych i to jest kwestia ich wyboru.
Tak bardziej dla anegdoty niż dla polemiki: znam pewną autorkę, która z lekkim zażenowaniem opowiadała mi o o serii książek lekkich i przyjemnych, które popełniła nie z wewnętrznego przekonania, ale z chęci wejścia na rynek wydawniczy i wyrobienia sobie nazwkiska. Obawiam się jednak, że etykietka autora literatury popularnej zbyt do niej przylgnęła, żeby udało jej się przebić do ambitniejszego wydawnictwa.
Miałem też okazję sprawdzić to własnej skórze - pisząc scenariusze reklam. Kłopot z nimi jest taki, że te ambitne, zakręcone i przebijające skecze Monty Pythona rzadko kiedy znajdują wyrozumiałych odbiorców. Więc chcąc zarobić walisz schematyczną scenkę typu mówi przyjaciółka przyjaciółce... Naprawdę, pisanie dla pieniędzy to orka jest ;)

[ Dodano: Pon 24 Mar, 2014 ]
TadekM pisze:Tyle że to jest moim zdaniem chory etos, który tu część użytkowników stara się pielęgnować: Śmierć głodowa jako wyznacznik wartości prozy.
tym niemniej jak najbardziej się zgadzam. Sam nie widzę powodu robienia z pisania zajęcia dochodowego, ale rozumiem tych, którzy zarabiają w ten sposón na życie. I niczego wstydliwego nie widzę w przyznaniu się, że na pisaniu zarabia się psie pieniądze...
http://ryszardrychlicki.art.pl

264
Leszek Pipka pisze:
Z człowieczego punktu widzenia żal mi Pani Malanowskiej, chociaż zaraz potem włącza się złośliwość, pytająca, gdzie podziała jej się głowa zaopatrzona w rozum przy podpisywaniu umowy wydawniczej, która opiewa na jakieś przecież konkretne sumy.
Zakładam że podpisała umowę standardową 1-3 zł od sprzedanego egzemplarza. Tylko pewnie liczyła że zejdzie jej 50 tyś szt, a zaszło 2 tyś...

[ Dodano: Pon 24 Mar, 2014 ]
TadekM pisze:CWspominam o tym dlatego, że też kiedyś wydawało mi się, że pisarze dzielą się na ambitnych i nie ambitnych i to jest kwestia ich wyboru. Dopiero jak człowiek siada do własnej książki, zdaje sobie sprawę, że po prostu wkłada w nią siebie, a to nie zawsze wystarcza, żeby zrobić z tego wiekopomne dzieło. .
Święte słowa... :?
Przynajmniej w moim prypadku

[ Dodano: Pon 24 Mar, 2014 ]
smtk69 pisze: I niczego wstydliwego nie widzę w przyznaniu się, że na pisaniu zarabia się psie pieniądze...
z drugiej strony w tym kraju lepiej nie przyznawać się w razie gdyby na pisaniu zarobiło się większe pieniądze... :?

*

Ja się mogę przyznać że w 13 lat od zera dorobiłem się mieszkania w centrum Krakowa i samochodu z salonu a nie z komisu (no to dawno było, ma już ładne parę lat...). A do tego jeszcze żyłem utrzymywałem rodzinę (choć trafiały się debety na kartach) - Czyli de facto mieszkanie i samochód były za ...nadwyżki ;>

Jak przeliczycie i podzielicie kwoty są cool. ;>

Tylko pamiętajcie że to było 28 książek.
I 13 lat - 156 miesięcy.

Więc po ponownym przeliczeniu te kwoty nie są już takie bardzo cool.

*

Ale ja jestem i tak zadowolony z życia i osiągnięć.
W każdym razie bardziej niż. p.Malanowska

*

Jeszcze jedno - o NIKE dają czek na 70 tyś zł. Może się zatem okazać że za 16 miesięcy dostała 76'800 - 4'800 miesięcznie ;>
plus bezcenny uścisk gadziej łapy pana redaktora... :twisted:

265
Rola wydawcy w prawidłowym spozycjonowaniu książki jest nie do przecenienia... Zresztą czasem redaktor potrafi podpowiadzieć autorowi co zmienić, żeby podpasować się pod nośny target. Potem okładka, potem notka, wybrany do darmowej publikacji fragment.
Zgadzam się i przechodzę do szczegółów, zakładając, że w warstwie informacyjnej można polegać na niniejszej recenzji Mikołaja Glińskiego. Powiedziałem już wcześniej o tym, że tytuł nie przykuwa mojej uwagi. Być może książki nie adresowano do mnie. Ale w jaki sposób zbiega się on z treścią (ogólnikowo znaną z recenzji)? Odpowiadając na pytanie, przyjrzę się paru tytułom klasycznym.
- "Lalka" B. Prusa to przykład tytułu mocno zmetaforyzowanego, enigmatycznego. Na pierwszy rzut oka nie wiemy, że za hasłem kryje się opowieść starego Rzeckiego o wojnie, zabiegi Wokulskiego wokół pani Łęckiej, derusyfikacja dziewiętnastowiecznej Warszawy. Autor mógł pisać w "Lalce" o czymś innym, niemniej nie mamy poczucia, iż treść nie mieści się pod etykietą.
- "Zbrodnia i kara" - Tytuł bardziej konkretny, zapowiadający skonfrontowanie dwóch zjawisk, a jednocześnie na tyle pojemny, by zmieścić w nim całkiem odmienne koncepty twórcze.

Teraz wracam do nieszczęsnego tytułu "Patrz na mnie, Klaro!". Etykieta od razu sugeruje, że jakiś X zabiega o uwagę Klary. (Nawiasem mówiąc, wydaje mi się, że taki stopień konkretyzacji bardziej pasuje do opowiadania niż do dobrej powieści.) Tymczasem co znajdujemy w recenzji? Czytam:
Najnowsza książka Kai Malanowskiej to historia Klary - na zewnątrz niby normalnej dziewczyny, w której drzemie jednak ukryta skłonność do ulegania chorobliwej fascynacji innymi ludźmi. Ta fascynacja może przerodzić się w obsesję i tak też się dzieje tutaj. Klara zaczyna z narastającą intensywnością śledzić wpisy na blogu nieznajomej kobiety, którą podejrzewa o romans z mężem. Z czasem fascynacja z internetu przenosi się do realu, a życie Klary zaczyna się dziwnie zmieniać.
Ok. Zwiódł mnie język. Używając go, domyślnie założyłem, że słowa należy interpretować standardowo. Być może nikt nie domaga się od Klary uwagi, to ona interpretuje innych w taki a taki sposób. Ale wobec tego rzecz należało zatytułować lepiej, na przykład: "Każdy woła: patrz na mnie!" Oczywiście, zagadką pozostaje dla mnie, jakim sposobem na podstawie wpisów nieznajomej kobiety można wysuwać wnioski o stanie relacji z mężem. Sytuacja mało wiarygodna (nawet w kontekście choroby psychicznej), sugerująca skupienie się na opisie sytuacji mało dynamicznych, czyli "siedziała przy kompie, przeczytała..., pomyślała..., wywnioskowała, wyłączyła maszynkę..."). Dla Pilipiuka z opowieści o blogerce można było zrobić niezły kryminał, ale jak dla mnie brakuje miejsca na dynamikę. Jeśli już koncept nadaje się na melodramat prawniczy albo nowelę o ?rodzinie niestandardowej".
(znów pojawia się blog cierpiącej na depresję kobiety), a nawet językowego odwzorowania lekkiego szaleństwa. Analogii do wcześniejszej twórczości jest więcej. Malanowska pisze emocjami i wydaje się, że wiele z tego, o czym pisze, wysnuwa z własnych doświadczeń. (...) Już w autobiograficznym opowiadaniu z poprzedniego tomu "Imigracje" (2011) pisała:

"Przez całe życie miałam niezdrową tendencję do wczepiania się w osoby, które wydawały się do tego celu stworzone, i zawisania na nich. Obserwowałam otaczającą rzeczywistość, po czym wybierałam ofiarę i rzucałam się na nią, nie zważając na dobre wychowanie czy choćby zwykłą ludzką przyzwoitość" ("Ślub Lekhi").
Hm, tyle że stany depresyjne niekoniecznie wiążą się z szukaniem ofiary, potrzebą oparcia, szybciej z brakiem relacji towarzyskiej, brakiem samodzielności, brakiem zmiany (ciągle ten sam krąg domowy!), niemożnością sensownego zużycia pokładów naturalnego altruizmu. Poszukiwanie podpórki życiowej kłóci mi się z percepcją stanu depresyjnego (autopsja).
Jej wyrafinowana struktura (autorka mówi, że to jej pierwsza książka pisana w całości z myślą o publikacji) zakłada przeplatanie się trzech niezależnych - wyróżnionych graficznie - typów dyskursu (pisana w trzeciej osobie opowieść o Klarze, wypisy z bloga internautki z depresją i oscylujące na granicy sensu zapiski bohaterki).
Czyli jeden z dyskursów prawdopodobnie dość ciężki. Hm, jeśli mamy równoważność wątków, czemu tytuł skupia sie na Klarze?
dążąca do obiektywizmu psychologiczno-realistyczna narracja trzecioosobowa zostaje zderzona z internetowym, zmanierowanym językiem cierpiącej na depresję blogerki, której silna osobowość wywiera z kolei wpływ na styl zapisków Klary.
Litości! Depresja i silna osobowość? Oksymoron. Człowiek silny przestaje być mocny wraz z załamaniem i potem ewentualnie wraca do życia pełną piersią.
Sama kreacja tych języków - zindywidualizowanego a jednocześnie stereotypowego języka bloga ("O, ja pierdolę. O żeżż cholera, o ożż w mordę... Wybaczcie mi, proszę, wstęp nieco brutalny. Chwilowo próbuję się w świecie pozbierać. Próbuję się w świecie odnaleźć. W nim się rozeznać")
Mocna osobowość klnie na blogu? To może mocną osobowością jest żul spod budki z piwem? Ten dopiero pluje jadem na świat i próbuje się pozbierać na kacu.

Poza tym rzecz oparto, jeśli wierzyć autorowi recenzji, na teorii wyparcia psychicznego, psychoanalizie (pseudonauce), opisie zatraty autoidentyfikacji Klary oraz wierze w fatalistyczny wpływ przeżyć z dzieciństwa.

266
Powiedziałem już wcześniej o tym, że tytuł nie przykuwa mojej uwagi. Być może książki nie adresowano do mnie. Ale w jaki sposób zbiega się on z treścią (ogólnikowo znaną z recenzji)? Odpowiadając na pytanie, przyjrzę się paru tytułom klasycznym.
- "Lalka" B. Prusa to przykład tytułu mocno zmetaforyzowanego, enigmatycznego. Na pierwszy rzut oka nie wiemy, że za hasłem kryje się opowieść starego Rzeckiego o wojnie, zabiegi Wokulskiego wokół pani Łęckiej, derusyfikacja dziewiętnastowiecznej Warszawy. Autor mógł pisać w "Lalce" o czymś innym, niemniej nie mamy poczucia, iż treść nie mieści się pod etykietą.
- "Zbrodnia i kara" - Tytuł bardziej konkretny, zapowiadający skonfrontowanie dwóch zjawisk, a jednocześnie na tyle pojemny, by zmieścić w nim całkiem odmienne koncepty twórcze.
No cóż, "Imię róży" sugeruje paskudny romans, "Dziwne anioły" paranormal romance w wersji angelo, a "Kwadratura koła" jakiś traktat z matematyką w tle.
Podziwiam odwagę :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

267
No cóż, "Imię róży" sugeruje paskudny romans,
A to jakim cudem?
"Dziwne anioły" paranormal romance w wersji angelo,
??? Tytuł kiepski, dzieła nie znam. Domyślam się, że coś o wizjach.
"Kwadratura koła" jakiś traktat z matematyką w tle.
Taa, a tytuł "Mam cały dom na głowie" sugeruje opowiadanie o olbrzymach. :)

Podałeś kiepskie przykłady, w ogóle nie pasujące do mojej głowy.
Po wariactwach wszystkich estetyków tego świata, moja odwaga jest niczym.

[ Dodano: Pon 24 Mar, 2014 ]
Edycja:
1. Dorzucę, że wedle recenzenta Klara z jednej strony niespecjalnie kocha swego męża, a z drugiej doszukuje się zdrady w domyślnym byle czym. Jaki mechanizm psychiczny miałby odpowiadać za takie zachowanie? Nieuświadomione pożądanie małżonka?
2. Jeszcze odnośnie "Imienia Róży" nie przepadam za tą powieścią, z różnych powodów.

268
Humanozerca pisze: Taa, a tytuł "Mam cały dom na głowie" sugeruje opowiadanie o olbrzymach. :)
Kurcze - mi by sugerowało o krasnoludkach - bo to one zamiatały izby i koniom grzywy plotły...

Wizja olbrzyma z domem zamiast czapki jest taka brutalna i destrukcyjna...

269
Humanozerca pisze:1. Dorzucę, że wedle recenzenta Klara z jednej strony niespecjalnie kocha swego męża, a z drugiej doszukuje się zdrady w domyślnym byle czym. Jaki mechanizm psychiczny miałby odpowiadać za takie zachowanie? Nieuświadomione pożądanie małżonka?
Prosta chęć przerzucenia winy za nieudany związek na drugą osobę. Rozgrzeszenie własnego braku zaangażowania i jednoczesny strach przed zakończeniem związku.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

271
Humanozerca pisze:
No cóż, "Imię róży" sugeruje paskudny romans,
A to jakim cudem?
"Dziwne anioły" paranormal romance w wersji angelo,
??? Tytuł kiepski, dzieła nie znam. Domyślam się, że coś o wizjach.
"Kwadratura koła" jakiś traktat z matematyką w tle.
Taa, a tytuł "Mam cały dom na głowie" sugeruje opowiadanie o olbrzymach. :)

Podałeś kiepskie przykłady, w ogóle nie pasujące do mojej głowy.
Po wariactwach wszystkich estetyków tego świata, moja odwaga jest niczym.
Wygłosiłeś po prostu bzdurną teorię, że można wnioskować po tytułach :)
"Imię róży" mogłoby być romansem, jeśli masz wątpliwości, przejrzyj sobie tytuły rzeczonych. To, że tobie się nie kojarzy, obchodzi tylko ciebie :P
"Dziwne anioły" to świetna książka świetnej autorki o schizofrenii. Ma typowy tytuł dla paranormal romance, a jest ostrą powieścią obyczajową: http://merlin.pl/Dziwne-anioly_Kathe-Ko ... l#fullinfo
"Kwadratura koła" to świetna powieść Hiszpana o czasach wczesnych wypraw krzyżowych, ale bliżej klimatów rekonkwisty na ziemiach półwyspu niż Jerozolimy. Z matematyką nie ma nic wspólnego, dosłownie odczytałeś metaforę :)

Tyle jest warte interpretowanie samego tytułu :) i wiesz, nikt nie zajrzy do twojej głowy, ale chodzi o to, że sama metoda jest po prostu funta kłaków warta :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”