Rola wydawcy w prawidłowym spozycjonowaniu książki jest nie do przecenienia... Zresztą czasem redaktor potrafi podpowiadzieć autorowi co zmienić, żeby podpasować się pod nośny target. Potem okładka, potem notka, wybrany do darmowej publikacji fragment.
Zgadzam się i przechodzę do szczegółów, zakładając, że
w warstwie informacyjnej można polegać na niniejszej recenzji Mikołaja Glińskiego. Powiedziałem już wcześniej o tym, że tytuł nie przykuwa mojej uwagi. Być może książki nie adresowano do mnie. Ale w jaki sposób zbiega się on z treścią (ogólnikowo znaną z recenzji)? Odpowiadając na pytanie, przyjrzę się paru tytułom klasycznym.
- "Lalka" B. Prusa to przykład tytułu mocno zmetaforyzowanego, enigmatycznego. Na pierwszy rzut oka nie wiemy, że za hasłem kryje się opowieść starego Rzeckiego o wojnie, zabiegi Wokulskiego wokół pani Łęckiej, derusyfikacja dziewiętnastowiecznej Warszawy. Autor mógł pisać w "Lalce" o czymś innym, niemniej nie mamy poczucia, iż treść nie mieści się pod etykietą.
- "Zbrodnia i kara" - Tytuł bardziej konkretny, zapowiadający skonfrontowanie dwóch zjawisk, a jednocześnie na tyle pojemny, by zmieścić w nim całkiem odmienne koncepty twórcze.
Teraz wracam do nieszczęsnego tytułu "Patrz na mnie, Klaro!". Etykieta od razu sugeruje, że jakiś X zabiega o uwagę Klary. (Nawiasem mówiąc, wydaje mi się, że taki stopień konkretyzacji bardziej pasuje do opowiadania niż do dobrej powieści.) Tymczasem co znajdujemy w recenzji? Czytam:
Najnowsza książka Kai Malanowskiej to historia Klary - na zewnątrz niby normalnej dziewczyny, w której drzemie jednak ukryta skłonność do ulegania chorobliwej fascynacji innymi ludźmi. Ta fascynacja może przerodzić się w obsesję i tak też się dzieje tutaj. Klara zaczyna z narastającą intensywnością śledzić wpisy na blogu nieznajomej kobiety, którą podejrzewa o romans z mężem. Z czasem fascynacja z internetu przenosi się do realu, a życie Klary zaczyna się dziwnie zmieniać.
Ok. Zwiódł mnie język. Używając go, domyślnie założyłem, że słowa należy interpretować standardowo. Być może nikt nie domaga się od Klary uwagi, to ona interpretuje innych w taki a taki sposób. Ale wobec tego rzecz należało zatytułować lepiej, na przykład: "Każdy woła: patrz na mnie!" Oczywiście, zagadką pozostaje dla mnie, jakim sposobem na podstawie wpisów nieznajomej kobiety można wysuwać wnioski o stanie relacji z mężem. Sytuacja mało wiarygodna (nawet w kontekście choroby psychicznej), sugerująca skupienie się na opisie sytuacji mało dynamicznych, czyli "siedziała przy kompie, przeczytała..., pomyślała..., wywnioskowała, wyłączyła maszynkę..."). Dla Pilipiuka z opowieści o blogerce można było zrobić niezły kryminał, ale jak dla mnie brakuje miejsca na dynamikę. Jeśli już koncept nadaje się na melodramat prawniczy albo nowelę o ?rodzinie niestandardowej".
(znów pojawia się blog cierpiącej na depresję kobiety), a nawet językowego odwzorowania lekkiego szaleństwa. Analogii do wcześniejszej twórczości jest więcej. Malanowska pisze emocjami i wydaje się, że wiele z tego, o czym pisze, wysnuwa z własnych doświadczeń. (...) Już w autobiograficznym opowiadaniu z poprzedniego tomu "Imigracje" (2011) pisała:
"Przez całe życie miałam niezdrową tendencję do wczepiania się w osoby, które wydawały się do tego celu stworzone, i zawisania na nich. Obserwowałam otaczającą rzeczywistość, po czym wybierałam ofiarę i rzucałam się na nią, nie zważając na dobre wychowanie czy choćby zwykłą ludzką przyzwoitość" ("Ślub Lekhi").
Hm, tyle że stany depresyjne niekoniecznie wiążą się z szukaniem ofiary, potrzebą oparcia, szybciej z brakiem relacji towarzyskiej, brakiem samodzielności, brakiem zmiany (ciągle ten sam krąg domowy!), niemożnością sensownego zużycia pokładów naturalnego altruizmu. Poszukiwanie podpórki życiowej kłóci mi się z percepcją stanu depresyjnego (autopsja).
Jej wyrafinowana struktura (autorka mówi, że to jej pierwsza książka pisana w całości z myślą o publikacji) zakłada przeplatanie się trzech niezależnych - wyróżnionych graficznie - typów dyskursu (pisana w trzeciej osobie opowieść o Klarze, wypisy z bloga internautki z depresją i oscylujące na granicy sensu zapiski bohaterki).
Czyli jeden z dyskursów prawdopodobnie dość ciężki. Hm, jeśli mamy równoważność wątków, czemu tytuł skupia sie na Klarze?
dążąca do obiektywizmu psychologiczno-realistyczna narracja trzecioosobowa zostaje zderzona z internetowym, zmanierowanym językiem cierpiącej na depresję blogerki, której silna osobowość wywiera z kolei wpływ na styl zapisków Klary.
Litości! Depresja i silna osobowość? Oksymoron. Człowiek silny przestaje być mocny wraz z załamaniem i potem ewentualnie wraca do życia pełną piersią.
Sama kreacja tych języków - zindywidualizowanego a jednocześnie stereotypowego języka bloga ("O, ja pierdolę. O żeżż cholera, o ożż w mordę... Wybaczcie mi, proszę, wstęp nieco brutalny. Chwilowo próbuję się w świecie pozbierać. Próbuję się w świecie odnaleźć. W nim się rozeznać")
Mocna osobowość klnie na blogu? To może mocną osobowością jest żul spod budki z piwem? Ten dopiero pluje jadem na świat i próbuje się pozbierać na kacu.
Poza tym rzecz oparto, jeśli wierzyć autorowi recenzji, na teorii wyparcia psychicznego, psychoanalizie (pseudonauce), opisie zatraty autoidentyfikacji Klary oraz wierze w fatalistyczny wpływ przeżyć z dzieciństwa.