61

Latest post of the previous page:

gieferg pisze:W odniesieniu do poruszanej tu kwestii - nie widzę tu żadnego problemu. Wątpię, żeby rzucało się w oczy to w jakim stopniu było planowane to, co mam w tej chwili napisane.
Ja nawet nie jestem pewien, czy jest tu jakiś problem, po prostu nasunęło mi się coś takiego, po przeczytaniu dyskusji.
Wery, to specyficzne forum, tworzą je ludzie, którzy nie tylko chcą pisać, ale mają też doświadczenie. Część pisze książki i odbija się od wydawców, a część publikuje i to od lat. Ktoś, kto tu przychodzi jest traktowany jak osoba, która chce się nauczyć zawodu, doskonalić w rzemiośle ;)

Jeśli piszesz hobbystycznie, by zobaczyć co z tego wyjdzie, to chyba nikt tutaj nie będzie cię próbował przekonać, że robisz coś źle, bo priorytetem jest przyjemność płynąca z tworzenia.

Ale jeśli chcesz się z książką przebić gdzieś dalej, to warto do sprawy podejść profesjonalnie, bo będziesz się mierzył z hordami ludzi, którzy szturmują wydawnictwa wysyłając do nich coraz to nowsze teksty. Pisząc rozdziały książki na bieżąco, bez planu, utrudniasz sobie, albo uniemożliwiasz, wykorzystanie niektórych chwytów fabularnych, zabaw z opowieścią. Nie wiem, czy zyskujesz w zamian coś równie wartościowego.

Gdy ktoś mówi, że tworzy coś na podstawie erpegów, to mnie nie zachęca do poznania efektów takiej pracy. Jest to wspaniała rozrywka, świetnie rozwija kreatywność (i nie tylko), ale to kiepski wzorzec do budowania czegoś innego.

Oczywiście to wszystko są tylko ogólne wskazówki. Są geniusze, którzy napiszą coś wbijającego w fotel, ignorując jednocześnie istnienie wszystkich podstawowych zasad. Ale ja wolę bezpiecznie założyć, że jednak taką osobą nie jestem, dopóki ludzie mi nie udowodnią, że się w tej kwestii mylę ;)
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

62
Gdy ktoś mówi, że tworzy coś na podstawie erpegów, to mnie nie zachęca do poznania efektów takiej pracy.
tworzy(ł)

Poza tym w czym problem, skoro nie chodzi o adaptację sesji RPG, tylko o wykorzystaniu jakiejś postaci czy motywu, którą się uprzednio w takim celu wymyśliło?
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

63
Miałem na myśli szerszy kontekst: tworzenie książki tak, jak scenariusza do erpega.

Obawiam się, że próba adaptacji sesji RPG, skutkowałaby u mnie automatycznym przekreśleniem efektu, a nie jedynie lekko sceptycznym nastawieniem :P
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

64
Czytałem swego czasu jakaś książkę osadzoną w realiach Warhammera, coś o Gotreku Gurnissonie i odnosiłem wrażenie, że tak się właśnie prezentuje - jak adaptacje sesji RPG. Do tego marnej.

Co do tworzenia jak scenariusz RPG - cóż, nie mam na razie żadnych argumentów w ręku, bo żeby pokazać efekty, musiałbym zaprezentować te 220 stron, które mam napisane, a prezentować tego w internecie nie zamierzam.
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

65
Najlepiej zrobisz, jak pokażesz to nam wydrukowane (w normalnym wydawnictwie). Czego Ci szczerze życzę :)

Jest też na dole Centrum Wzajemnej Pomocy, gdzie możesz się ogłaszać i potem wysyłać tekst, lub jego fragmenty, osobom, które się zgłoszą jako króliki doświadczalne.

Zresztą pisanie bez konkretnego planu, nie przekreśla przecież wydania książki. Takie rzeczy co najwyżej ułatwiają/utrudniają pracę, kształtują charakter procesu twórczego. Warunkują zakres dostępnych sztuczek.
Za to jeśli pozwala Ci to wytrwać w pisaniu i sprawia przyjemność, to już jest to duży plus. Dlatego wspominałem wcześniej o znaczeniu priorytetów.

Książki osadzone w realiach znanych gier rządzą się trochę innymi prawami. Jeśli coś jest słabe, ale sprzedało się w dużej liczbie egzemplarzy i zostało przetłumaczone na kilka języków, to warto przy tym przystanąć i się zadumać chwileczkę.
Cykl o Gotreku czytało mi się bardzo dobrze, gdy miałem... 10-15 lat? I to, co mnie wtedy interesowało, to był świat przedstawiony. No i akcja. Flaki, trupy i heroizm były miłym dodatkiem.
I ten postawiony na smalcu, pomarańczowy irokez... :)

Dlatego proponuję ludziom, np pisanie czegoś w świecie Neuroshimy i uderzanie do Trzewika. Książka dalej musi być dobra, ale są inne warunki selekcji.
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

66
dzieci drogie - nikogo nie będzie obchodziło czy pisaliście na pałę czy najpierw przez dwadzieścia pięć lat szlifowaliście wspaniały PLAN, będący sam w sobie niedoścignionym arcydziełem..

LICZY SIĘ TYLKO I WYŁĄCZNIE EFEKT KOŃCOWY.
i tylko to będzie oceniane...

68
Chyba większość książek osadzonych w Forgottenach jest na podstawie sesji RPG, w której brał udział autor. Nie są zbyt górnolotne, ale czego spodziewać się po oldskulowej sesji DnD. Ale mimo to - autorzy mieli jakiś tam plan.

Pisanie na żywioł? Testowałem i daje radę tylko w szortach, gdzie i tak zbyt dużo nie zamieścisz, a wszystko łatwo jest pokroić i można spokojnie przepisać połowę akapitów w ciągu jednego wieczoru. Na dłuższą metę to słaba metoda, bo intrygę wpleciesz dopiero w momencie, gdy ją wymyślisz. Nie możesz zrobić wydarzeń, które z początku z pozoru nieistotne, z czasem okażą się kluczowe dla fabuły lub spowodują, że czytelnik uśmiechnie się ze zrozumieniem. Jasne, możesz potem dokleić takie sceny, ale często-gęsto wpłynęłyby one na zachowanie postaci w dłuższym rozrachunku. Powodzenia w przepisywaniu połowy książki, bo dokleiłeś na jej początku śmierć kuzynki protagonisty.

Porada? Pisz plan opowiadania na żywioł. Ja rozrysowując sobie powieść rozpisałem się całkiem mocno, więc taki projekt to opowiadanie samo w sobie, tylko pozbawione opisów, dialogów i innych upiększeń. W takie coś potem jest łatwo wpleść dodatkowe wątki. Tu akurat, jak Sapkowskiego nie lubię, dobrze ów mówił - w jego Wieśminie nic nie działo się bez powodu. Przynajmniej autor tak twierdzi - że miał plan na cały pięcioksiąg.

70
No to z wywiadu z Jackiem Komudą:
Molly: Nawiązanie do kultury danej epoki jest z pewnością bardzo pracochłonne, choćby ze względu na dokładne zapoznanie się z materiałami i odszukanie odpowiednich źródeł. Ile zajmuje Panu tworzenie powieści?

I tu właśnie objawia się z całą swoją siłą czarodziejska moc, którą daje mi warsztat historyka. Teoretycznie rzecz biorąc jestem w stanie napisać książkę przez powiedzmy – cztery do pięciu miesięcy. I to książkę głęboko osadzoną źródłowo, a więc odtwarzającą pieczołowicie realia epoki. A wszystko dlatego, że po prostu wiem gdzie szukać źródeł i informacji. Znajdę je i przejrzę szybciej niż ktoś, kto nigdy nie pracował jako historyk. Opracowanie tematu, który innemu autorowi zajęło by lata, ja jestem w stanie wykonać w czasie kilku miesięcy. W sumie jestem w stanie napisać w ciągu roku przynajmniej trzy książki – oczywiście pod warunkiem, że zajmuję się tylko pisaniem. Dla przykładu powiem, że moją ostatnią powieść – Diabła Łańcuckiego napisałem w ciągu ponad czterech miesięcy bezustannej pracy. To znaczy jakieś dwa i pół miesiąca zajęło mi opracowanie schematu fabuły, a napisanie trwało mniej więcej od 1 grudnia do 23 stycznia tego roku. Do tego należy jednak doliczyć ponad trzy tygodnie redakcji tekstu.

Molly: A mógłby Pan przybliżyć naszym czytelnikom, jak wygląda Pana warsztat? Czy najpierw rodzi się pomysł, fabuła i akcja, a później przychodzi czas na przelanie tego na papier, czy też opowieść powstaje spontanicznie?

Zaczynam od spisywania sobie różnych wizji i przebłysków, które pojawiają się w mojej głowie. Generalnie nigdy nie idę na żywioł – opowieść, wszystko jedno czy mająca formę powieści, czy też opowiadania, musi być najpierw nakreślona wstępnie, przygotowana jak rama dla witraża, abym dopiero potem mógł wypełnić ją tekstem. Najpierw zatem przygotowuję dokładny plan, szkic wszystkich rozdziałów po kolei, w którym opisuję co się zdarzy na każdym kolejnym etapie. Opisy są skrótowe, ale jednocześnie staram się upchnąć w nich jak najwięcej szczegółów. Równocześnie rozpoczynam zapoznawanie się z literaturą i źródłami historycznymi. A więc czytam zarówno opracowania, jak i stare pamiętniki, listy, przekazy, oglądam mapy, plany, dawne obrazy. Wszystko dlatego, że dużą rolę przywiązuję do wiarygodności tekstu literackiego – i to zarówno do opisów obyczajów, strojów, broni i wydarzeń historycznych, jak i zachowania oraz motywów postępowania bohaterów. Zawsze staram się dociec, czy czytelnik uwierzy w postępowanie poszczególnych osób i postaci, czy będzie to dla niego jasne i zrozumiałe. Dlatego właśnie tak wielką wagę przywiązuję do tworzenia schematu fabuły. Dopiero gdy jest ona gotowa siadam do pisania. Wtedy zaczyna się najprzyjemniejszy i najkrótszy etap prac. Po prostu spisuję wszystko po kolei. Czasem oczywiście zdarza się, że coś nie wychodzi, coś muszę zmienić i przerobić. Jednak samo pisanie trwa znacznie krócej niż wymyślanie historii. I choć żmudne, wymaga ode mnie mniejszego wysiłku intelektualnego. Potem pozostaje tylko zrobić redakcję i książka leci do wydawnictwa.
Źródło:
http://www.horror.com.pl/wywiady/wywiad.php?id=17
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

71
Wniosek z tego pisarskiego wielogłosu jest łatwy, miły i przyjemny: Róbta jak chceta, byle efektywnie. :)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

72
dorapa pisze:Wniosek z tego pisarskiego wielogłosu jest łatwy, miły i przyjemny: Róbta jak chceta, byle efektywnie. :)
Tylko nie do końca taki wniosek możemy wysnuć jak ktoś chce się czegoś nauczyć. To co pisze King w swoim poradniku to pokłosie jego doświadczenia pisarskiego pewne rzeczy układa w głowie w sposób automatyczny. To już rodzaj patrzenia na pomysł wytrenowany w pewien określony sposób.
Natomiast jeżeli ktoś chce się czegoś nauczyć i zrozumieć gdzie popełnia błędy (a jego nazwisko nie gwarantuje mu wydania czegokolwiek) to powinien nauczyć się budować odpowiednie sytuacje, które chce przedstawić.

Zresztą przedstawiony przez Kinga sposób nie jest np. efektywny jeżeli paluje się coś większego niż (przy dużym doświadczeniu) książką. Bardzo łatwo wpaść w coś co kiedyś w czasopiśmie MiM określono Syndrom Serialu Brazylijskiego.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

73
Będąc w punkcie w którym do napisania została mi końcówka ostatniego rozdziału i epilog mogę stwierdzić, że drugi tom będzie w znacznie większym stopniu planowany, bo mam już do niego zarówno zakończenie jak i listę wątków (w głowie, nie spisaną) oraz część najważniejszych zwrotów akcji a podejrzewam że nim zacznę to spisywać, to jeszcze sporo tego przybędzie.

Wynika to pewnie po części z tego że mając od początku znaczną większość postaci jak i miejsc, które powstały na potrzeby pierwszej części, od razu nasuwa się to, co z nimi robić. W sumie pomysłów i na trzecią część już się trochę pojawiło ;D
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.

http://narreweid.blogspot.com/

74
Byłem po obu stronach barykady. Scenariusze filmowe pisałem z dokładnym planem, gdyż jest to struktura. Amerykanie okreslają wręcz dokładnie na której stronie powinien nastąpić zwrot akcji. Potem przeczytałem poradnik Stephena Kinga na temat pisania książek i bardzo mi do gustu przypadła jego metafora o odkopywaniu skamieliny. Że dana książka gdzieś tam na poziomach podświadomych jest juz napisana i wystarczy ją odkopać. W ten sposób podszedłem do swojej powieści science fiction. Oczywiście miałem narysowanego głównego bohatera oraz jego dalekosiężny cel, natomiast nie znałem wszystkich pułapek po drodze. Dałem sie ponieść czasem intuicji, gdy nagle czułem, że którys z bohaterów cos ukrywa i czasem były to szokujące odkrycia, że np. ktoś bardzo zaufany jest zdrajcą. Było to fascynujące dla mnie i może też dzięki temu będzie dla czytelnika, bo nie wiedząc wcześniej o tym, że ktoś jest np. zdrajcą, nie zostawiam zbyt dużo sladów i jest to szokujące. Oczywiście na tym szoku można się nieźle przejechać, gdy coś wyskakuje jak królik z kapelusza. Dlatego ja po wstępnym szoku zobaczenia, że np. ktoś jest zdrajcą, cofam się wgłab powieści i zostawiam ze dwa trzy ślady, aby to uwiarygodnić. Ale trzeba tu dodać, że np. napisałem gdzieś ze sto odcinków serialu kryminalnego "Fala zbrodni", gdzie każdy z nich był jak mała powieść i wykręcałem w nich bohaterów i zagadki na różne strony, więc jakby "mięśnie" do tej zabawy posiadam. Jest to z pewnościa ryzykowne podejście, bo zawsze grozi, że akcja tak się rozjedzie, że jej już nie złapiemy. Sam King o tym pisze, że kilka powieści leży mu w szufladzie niedokończonych, bo... po prostu nie wie jak je skończyć. tak więc pisząc "bez planu" otwieramy się na super przygodę, ale też niezwykle niebezpieczną i ryzykowną grę, która może zakończyć się... wielką kupą :)
"Tożsamość Rodneya Cullacka", książka już w księgarniach.
Więcej o książce: www.facebook.com/tozsamoscrodneyacullacka

75
PrzemekAngerman pisze:Oczywiście miałem narysowanego głównego bohatera oraz jego dalekosiężny cel, natomiast nie znałem wszystkich pułapek po drodze.
Czyli pisałeś z planem :) Ogólnym, ale jednak. To zupełnie co innego niż pisanie w stu procentach na żywioł. Ja też nie planuję wszystkiego, bo to byłoby nudne, ale zarys linii fabularnej i szkic głównego bohatera to podstawa.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”