106

Latest post of the previous page:

Tak czy inaczej, jak by mi ktoś przysięgał, że spali moje papierzyska, to chciałabym wierzyć, że ma faktycznie honor to zrobić. Jest coś niesmacznego w czytaniu tworów kogoś, komu najbliżsi powiedzieli: "mamy gdzieś twoją ostatnią wolę", gdy umarł.

Wracając to tematu - zgadzam się z ostatnim postem Jasona. Jako czytelnik mam coraz większy problem ze znalezieniem zwyczajnie dobrze napisanej prozy. :| Jeśli nie mogę jej znaleźć w najnowszych książkach wydanych tradycyjnie (dlatego skłaniam się ku klasyce), to przeraża mnie pomysł wyszukiwania perełek w oceanie selfpubu, gdzie można wydać siebie po prostu z kaprysu.
"Istnieje na świecie parę rzeczy ważniejszych niż pokój, a jedną z nich jest godne człowieczeństwo. Koncepcja, że ludzkość miałaby zrezygnować z wojen wyłącznie ze strachu, to poniżenie ludzkiej godności, zwłaszcza gdy w grę wchodzi strach przed czymś tak banalnym jak technika, którą ludzie sami przecież wymyślili" (Chesterton)

107
tsjones pisze:
MaciejŚlużyński pisze:Konkludując - to jest moim zdaniem najgorsza droga dla debiutanta jeszcze z jednego powodu. Zwykle na wiele, wiele lat (jeśli nie na zawsze) zamyka mu inne drogi...
Dlaczego? Nie rozumiem. Jeśli książka jest dobra to dlaczego miałoby to zamknąć drogę do wydawców? Szczególnie jeśli ktoś przychodzi do nich z poprawionym i złożonym tekstem oraz dowodem, że coś się już sprzedało.
Sprzedało, tak. Innymi kanałami. Pierwsza myśl wydawcy, z automatu: "najpierw słał do normalnych wydawnictw, one go odrzuciły, więc w desperacji sam się sprzedawał. Szkoda zachodu, amator." Z drugiej strony, wydawnictwa chętnie "przejmą" pisarza innego wydawnictwa, szczególnie większego. Problem jest taki, że nawet jeśli my, Weryforowicze, ulegamy po prostu stereotypom, tym samym stereotypiom ulegają wydawcy.
Druga, jeszcze gorsza myśl (ludzie to ludzie, są małostkowi i podejrzliwi, więc taka sytuacja może zostać odebrana jako manifest): "dzień dobry, sprzedałem się wcześniej sam i jestem fajny, ale teraz wy odwalcie za mnie robotę, bo za dobrze piszę, by się kłopotać detalami", a to raczej przykre podejście. Ale nie dojdzie do takiej sytuacji, bo dystrybucja na własną rękę nie da sukcesu - a przynajmniej do dziś nie dała. :wink:
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

108
Od siebie dodam - dluuuugo szukałem wydawcy.

Jak już znalazłem i odniosłem jakieś tam sukcesy - to sępy się zleciały. Może nie stadem ale... Ale przylatują. Najpierw zleciały się sępy branżowe które kiedyś spuszczały mnie po schodach a tu nagle poczuły do mnie miłość i zaczłęy ją wyrażać meilami w stylu "kochany mistrzu popełniliśmy tragiczną pomyłkę..." :twisted:

109
Andrzej Pilipiuk pisze:Od siebie dodam - dluuuugo szukałem wydawcy.

Jak już znalazłem i odniosłem jakieś tam sukcesy - to sępy się zleciały. Może nie stadem ale... Ale przylatują. Najpierw zleciały się sępy branżowe które kiedyś spuszczały mnie po schodach a tu nagle poczuły do mnie miłość i zaczłęy ją wyrażać meilami w stylu "kochany mistrzu popełniliśmy tragiczną pomyłkę..." :twisted:
Domyślam się, że satysfakcja była nieziemska.

Dotykałeś swoje sutki, chichotałeś jak szaleniec do monitora a później otworzyłeś butelkę stuletniego bimbru po dziadku.
Nie wierzę i nigdy nie uwierzę w żadne utopie, ale za to wierzę we wszelkie możliwe antyutopie.


http://edwardhorsztynski.blog.pl/

https://www.facebook.com/pages/Edward-H ... 81?fref=ts

111
Andrzej Pilipiuk pisze:Drogie Dziecko
Andrzej Pilipiuk pisze:i nie czytaj poradników biznesowych - wybitnie szkodzą ci na dekiel ;)
Andrzej Pilipiuk pisze:mieszkasz na księżycu sądząc po tym jak orientujesz się w rzeczywistości.
Andrzej Pilipiuk pisze:Ty cały jesteś niedoszacowany :twisted:
Człowiek ze wsi wyjdzie, ale wieś z człowieka nigdy. Te kilka cytatów to zwykłe Polactwo.

Proponowałbym, żebyś wsadził swoje wyzwiska w buty- będą się doskonale komponować ze słomą, która tam tkwi...

Ostrzegano mnie, że wery to takie kółko wzajemnej adoracji i po tym wątku dokładnie to widać.

Przypominam tytuł wątku: WYDAWANIE KSIĄŻEK ZA PIENIĄDZE AUTORÓW.
Znam facetów którzy tak przędą już od 25 lat.
na życie starcza ale kokosów nie zrobili. W ofercie mają ze 150 książek.
Na szczęście w UK ceni się ogarniętych i uczciwie pracujących ludzi. 10 lat pracy nad pozycją zawodową sprawiło, że o przyszłość martwić się nie muszę, a książkę mogę w PL wydać za swoją... tygodniówkę. Tak. Tyle mi wystarczy żeby odłożyć na korektę, skład, druk, porządną okładkę, reklamę i dystrybucję. TYDZIEŃ!

Aha- zostanie mi jeszcze na rachunki, jedzenie i paliwo... Tak się żyje w normalnym świecie jak masz odrobinę oleju w głowie i nie boisz się pracować.

Od daaaawna nie byłem w PL, ale czytając ten wątek przypomniałem sobie czym jest Polska i zacząłem się zastanawiać- po co wydawać książki w złodziejskim kraju jak mogę sobie dalej pisać do szuflady i nie narażać się na kontakty z polską patologią, nienawiścią, zazdrością i ludźmi tak zadufanymi w sobie jak pan Pilipiuk?
większość problemów które Cię nurtują już była na tym form wałkowana pogrzeb w starych tematach.
Doprawdy? Nigdzie nie znalazłem rzeczowej, merytorycznej dyskusji na temat kosztów i mechaniki takiego przedsięwzięcia. Jak tylko ktoś próbuje zaraz zlatuje się kółko wzajemnej adoracji „literatów” i robi to co polactwo lubi najbardziej- ściąga do swojego rynsztokowego poziomu.

Książki może pan Pilipiuk pisze dobre, ale z jego zachowania na tym forum wyziera emocjonalna i intelektualna bieda. Choć może to tylko woda sodowa...
Podpisano

112
Doprawdy? Nigdzie nie znalazłem rzeczowej, merytorycznej dyskusji na temat kosztów i mechaniki takiego przedsięwzięcia. Jak tylko ktoś próbuje zaraz zlatuje się kółko wzajemnej adoracji „literatów” i robi to co polactwo lubi najbardziej- ściąga do swojego rynsztokowego poziomu.
Bo rzeczowym argumentem, jaki zawsze tu pada, jest - sławy ani pieniędzy w ten sposób nie zdobędziesz. Nikt nie widzi sensu w dalszej dyskusji. Proste. :roll:
Jeżeli chcesz poznać realne koszty i mechanikę, powinieneś napisać bezpośrednio do kogoś, kto sam publikuje swoje książki. Może zdradzi ci szczegóły. To najlepsza rada, jaka przychodzi mi do głowy.
Albo faktycznie wydaj książkę za tygodniówkę, w sumie jakie znaczenie ma wtedy, czy z tego coś będzie, czy nie? Nie widzę problemu. :P
jestem zabawna i mam pieski

113
tsjones pisze:Nigdzie nie znalazłem rzeczowej, merytorycznej dyskusji na temat kosztów i mechaniki takiego przedsięwzięcia. Jak tylko ktoś próbuje zaraz zlatuje się kółko wzajemnej adoracji „literatów” i robi to co polactwo lubi najbardziej- ściąga do swojego rynsztokowego poziomu.
Wybacz, ale wydaje mi się, że uraziłeś niektórych z nas. A przynajmniej ja poczułem się urażony określeniem "rynsztokowy poziom" użytym także w stosunku do mnie.

A do rzeczy - jakiej merytorycznej dyskusji spodziewasz się w przypadku modelu biznesowego, który zasadza się na oszustwie i według mnie podpada pod paragraf 286 KK?

Wydanie ze współfinansowaniem to NIE JEST DROGA DO UDANEGO DEBIUTU.

To jest model biznesowy polegający na tym, że zarabia tylko i wyłącznie firma wydająca.

Autor płaci, dostaje książkę zazwyczaj bez śladu redakcji i korekty i jest spalony na wiele lat.

Czytelnik (o ile jakiś się znajdzie) dostaje produkt książkopodobny i jest zrażony do Autora na wiele lat.

Sprzedaż ilości dostrzegalnych gołym okiem w tym systemie nie zachodzi, ponieważ firmie wydającej w najmniejszym stopniu nie zależy na sprzedaży; nie na tym zarabia.

Ilość pochlebnych recenzji, mile łechcących ego Autora, zwykle jest dość znaczna, bo firmy te współpracują z wieloma pseudo-blogerami, którzy piszą laurki na zamówienie, a jak nie piszą dostatecznie dobrze, to są straszeni Sądem. Ale wpływ tychże recenzji na sprzedaż jest raczej znikomy, o ile w ogóle jakiś jest.

Wyrażam się dosyć rzeczowo i merytorycznie?
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

114
tsjones: ostrzeżenie za obrażanie użytkownika i prowokowanie do kłótni.
Pozostałym również zalecam pohamowanie emocji i niepodleganie prowokacjom.

115
Baribal pisze:tsjones: ostrzeżenie za obrażanie użytkownika i prowokowanie do kłótni.
Pozostałym również zalecam pohamowanie emocji i niepodleganie prowokacjom.
Ah rozumiem. Jedni użytkownicy mogą rzucać inwektywami i epitetami i wszystko jest wporzo, ale jak im się wytknie chamstwo to się dostaje "ostrzeżenie"?

W sumie nie niepowiniem się dziwić. Polska...

Przyjmuje ostrzeżenie, ale nie obiecuje poprawy. Jak mi ktoś pluje w twarz, to nie będę udawał, że pada.

[ Komentarz dodany przez: ithilhin: Sob 21 Mar, 2015 ]
Proponuję zapoznać się z regulaminem forum, zwłaszcza z punktem, który określa jak się może skończyć dyskusja z decyzjami Moderacji.
Pozdrawiam,
ithi.
Ostatnio zmieniony sob 21 mar 2015, 15:53 przez tsjones, łącznie zmieniany 1 raz.
Podpisano

116
Iiii tam. A co to za prowokacja? :-P

Tsjones, a po co się tak pienisz? Lektura postów Pilipiuka daje jasny obraz sposobu, w jaki dyskutuje. Może on komuś odpowiadać, lub nie, w każdym razie warto rzeczowo odpowiedzieć, jeśli się sytuuje w tym drugim przypadku.
To, że jednym wolno więcej, innym mniej - jest naturalną właściwością wszelkich forów, można to zlać, albo na spokojnie się przebijać przez obronne mury TWA. Normalka :-)

Temat jest o wydawaniu książek za własne pieniądze, jednak raczej w kontekście negacji zjawiska, niż jego adoracji. Andrzej był uprzejmy napisać ważną uwagę (cóż, nawet forma nie była jakaś szczególnie obraźliwa), mianowicie - że nikt nie wpadł tutaj rzucić pod nogi niedowiarkom ewidentny dowód na to, że się mylą. Sukcesu, znaczy, i to takiego, żeby wszystkim buty pospadały, coś mi się wydaje, że nie odmówiłby sobie podobnej satysfakcji, gdyby go odniósł.

Sytuacji materialnej, pozwalającej realizować marzenia zazdraszczam :-P nieśmiało tylko powtórzę po raz kolejny, że wydanie książki to furda i pryszcz; zaistnienie jako ceniony, a choćby popularny pisarz - to coś całkiem innego.

Wydaje się, że uważne przejrzenie stron oferujących i propagujących selfpublishing nie pozostawia cienia wątpliwości co do poziomu profesjonalizmu osób, które takimi przedsięwzięciami kierują. Jestem zdziwiony, że Ty jesteś zdziwiony :-P że tam są entuzjaści, a tu ich nie ma.
Daj spokój, robisz dobrą robotę recenzencką i jesteś pożądanym gościem na Wery. Po co to psuć?

117
tsjones pisze: Człowiek ze wsi wyjdzie, ale wieś z człowieka nigdy. .
jestem ze wsi czego nigdy nie ukrywałem ;)
Ostrzegano mnie, że wery to takie kółko wzajemnej adoracji.
mylisz się - to jest kółko MOJEJ adoracji ;)

no dobra odrobina mego blasku opromienia też innych forumowych celebrytów ;)
książkę mogę w PL wydać za swoją... tygodniówkę..
cool - to wydaj zamiast drążyć temat - jak będzie fajna może nawet pochwalimy.
i Twoja ksywa będzie się wyświetlała na fioletowo.

nie pytaj nas o duperelki tylko bierz tę tygodniówkę i do dzieła.
zniszcz system jak to obiecywali wcześniej Tobie podobni.
nie narażać się na kontakty z polską patologią, nienawiścią, zazdrością i ludźmi tak zadufanymi w sobie jak pan Pilipiuk?.
ja Ci czegoś zazdroszczę? :P
Ja Cię nienawidzę? :P
ja jestem zadufany? :P

:twisted:

bu ha ha ha ha ;>

.
Doprawdy? Nigdzie nie znalazłem rzeczowej, merytorycznej dyskusji na temat kosztów i mechaniki takiego przedsięwzięcia..
ok. Koszta i mechanika.
Na poważnie.

1) potrzebujesz 50-80 tyś złotych na druk książki w nakładzie 10-15 tyś egz. To minimalny nakład jednorazowy żeby w ogóle wstawić to do hurtowni. Dasz mniejszy - niewielkie szanse że w ogóle będą z tobą gadać. Ewentualnie możesz spróbować wydać od razu 3 tytuły po 5 tyś szt.

Oczywiście są wydawnictwa które publikują nakłady znacznie mniejsze - ale robią to częściej. Ktoś kto publikuje 30 tytułów rocznie też będzie partnerem do rozmów zwłaszcza jak z daną hurtownią współpracuje już kilka lat.

Jeśli podjedziesz z 3 tyś sztuk (jedna paleta) to szanse że będą z Tobą gadać są znikome. A jeśli nawet to zechcą się zabezpieczyć np umową że jak nie zejdzie to masz zapłacić za to że stały przez te pół roku zajmując powierzchnię w magazynie.

koszta obróbki redakcyjnej nie będą duże - myślę ze ok 3 tyś za pierwszorzędną redakcję, korektę i skład komputerowy.

2) hurtownia sama z siebie nie zapewnia dystrybucji - musisz się dogadać z sieciami np. matras i empik. Przypuszczam że podstawową reklamę - tzn plakaty we wszystkich punktach można załatwić za 15-20- tyś zł. (oczywiście przy kolejnych książkach cena trochę spadnie). W empiku dodatkowo możesz wykupić ekspozycję - tzn książka będzie leżała na stolikach "nowości" albo na wystawie w witrynie - to pewnie jakieś grosze dasz 7-10 tys i styknie.

Z reguły takie sieci żądają twardej gotówki z góry - nie dogadasz się z nimi na zasadzie "za wywieszenie plakatów dam wam trochę większą marżę"

Ryzyko przerzucone niemal w całości na dostawcę towaru.

3) W ślad za reklamą powinno pójść zatowarowanie - tzn. skoro już będą mieli wywieszone plakaty to pewnie zechcą mieć książkę na stanie gdyby ktoś chciał kupić.

Ale nie jest to pewnik.

sieć może zrobić Ci reklamę ale książki na stanie mieć nie musi. Albo sklep będzie miał kilka egzemplarzy na stanie ale bez rezerw. Albo...

Być może jak się szybko sprzeda to uzupełnią braki. Może przy okazji dystrybucji kolejnego tytułu zechcą dobrać by mieć w ofercie też wcześniejsze. Ale to nie jest pewne.

*

Ergo: Wydanie, reklama, dystrybucja w dwu sieciach księgarskich (łącznie ok 250 salonów czyli niespełna 2/3 rynku) - minimum 80 tyś. zł. To powiedzmy program minimum aby wejść z przytupem z minimalną choćby szansą powodzenia biznesu.

zważ że nikt nie będzie kojarzył Twojego nazwiska - jesteś kimś nowym.

nie wiem jak jest z siecią in-medio - oprócz gazet i kanapek sprzedają także książki mają bodaj 800 punktów - ale nie mam pojęcia czy książki są we wszystkich. Książkami zaczynają handlować także sieci dyskontów spożywczych "Żabka" i "Biedronka" - tu także nie znam warunków.

I nie wiem jak z księgarniami internetowymi.

Może po prostu wyślij zapytanie ofertowe do Empiku?

Aha - nie możesz tego robić jako osoba fizyczna musisz mieć zarejestrowaną działalność gospodarczą.

*

Napisałem to powyższe szczerze, życzliwie i zgodnie z moją wiedzą o rynku księgarskim w Polsce i jego funkcjonowaniu. Mimo Twoich wyzwisk, insynuacji etc. :roll:
Jak tylko ktoś próbuje zaraz zlatuje się kółko wzajemnej adoracji „literatów” i robi to co polactwo lubi najbardziej- ściąga do swojego rynsztokowego poziomu..
gratuluję rozszerzenia słownictwa o neologizm ukuty przez R.A.Ziemkiewicza ;)

.
Książki może pan Pilipiuk pisze dobre, ale z jego zachowania na tym forum wyziera emocjonalna i intelektualna bieda..
emocjo... Co? Nie załapałem. Ale ja prosty człowiek ze wsi jestem. ;>

118
tsjones pisze:
Andrzej Pilipiuk pisze:...
(...) Te kilka cytatów to zwykłe Polactwo.

(...)

Na szczęście w UK ceni się ogarniętych i uczciwie pracujących ludzi. 10 lat pracy nad pozycją zawodową sprawiło, że o przyszłość martwić się nie muszę, a książkę mogę w PL wydać za swoją... tygodniówkę. Tak. Tyle mi wystarczy żeby odłożyć na korektę, skład, druk, porządną okładkę, reklamę i dystrybucję. TYDZIEŃ!

Aha- zostanie mi jeszcze na rachunki, jedzenie i paliwo... Tak się żyje w normalnym świecie jak masz odrobinę oleju w głowie i nie boisz się pracować.
Polactwo? Ciekaw jestem czy istnieje równie barwne określenie dla tego, co Ty reprezentujesz - postawy jakże częstej wśród Polaków, którym udało się "wybić" na Wyspach i teraz Polska jest dla nich czymś bardziej dzikim niż Somalia - zaplutym krańcem świata, gdzie nie dotarła cywilizacja, ludzie opluwają się i mordują się na ulicach, ogryzają kości swoich ofiar, a życie toczy się od zasiłku do zasiłku i od jednej flaszki bimbru do kolejnej. I to przeświadczenie, że biedne Polaczki nieustannie patrzą tęsknym wzrokiem na mlekiem i miodem płynące "Ju-Kej", którego to wspaniali, światli obywatele mogą za tygodniówkę wydać sobie książkę w ich biednym odległym kraiku. I oczywiście trzeba Polaczkom na każdym kroku przypominać kto tu ma prawo tytułować się człowiekiem i gdzie kończy się prawdziwy, "normalny" świat, a zaczyna się dzicz :> :?

Jak widać więc - człowiek może wyjechać z Polski, ale "Polactwo" z niego nie wyjdzie. Jedynie odbije się czkawką.
-- Paweł K.

To nie zabawa / Stara wiara / Niewdzięczność historii / Artysta

119
Ja mam taki pomysł - wróćmy do tematu, bo oddzielnego z poruszanych teraz wątków nijak się wydzielić nie da (w senie: "bo po co"), a zamykać też nie ma sensu.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

120
Dobrze, to ja może taką ogólną refleksją, jeśli Państwo pozwolą, się podzielę.

Rok temu powstało wydawnictwo Sumptibus. W założeniach (które realizujemy wytrwale i konsekwentnie) miał to być "papierowy dział" Oficyny wydawniczej RW2010, działającej od pięciu lat, ale wydającej wyłącznie ebooki. Dywersyfikacja (czyli osobna firma dla "papieru") była konieczna ze względu na przepisy podatkowe oraz inne kwestie, o których nie czas i nie miejsce, by pisać.

Jednocześnie (a przypominam, był to roku 2014, sam początek, czyli zaczynała się już otwarta i gorąca dyskusja na temat vanity press - przy okazji wielka prośba, aby odróżniać ten sposób publikowania od self-publishingu) zdecydowaliśmy się zaproponować usługę rent-a-publisher, czyli "wynajęci wydawcy". Nie chcę się rozpisywać, można doczytać na naszej stronie, w czym rzecz, ale w jednym zdaniu - chodziło o to, aby nie wydać "ze współfinansowaniem", czyli zgarnąć kasę i wydrukować tekst bez żadnej ingerencji osób trzecich, tylko żeby zaproponować kompleksową usługę, wyceniając oczywiście każdy z etapów rzetelnie i uczciwie, czyli na tyle, ile powinien on kosztować (ale też bez przesady, czyli stawki raczej w dolnej strefie stanów średnich).

Mija prawie rok, więc chyba mogę pokusić się o małe podsumowanie. Zainteresowanie ofertą było chyba spore, choć nie mam porównania, więc nie umiem tego zapewne prawidłowo ocenić. Ale dostaliśmy przez ten czas łącznie jakieś sto tekstów.

Ponieważ usługa ta od początku do końca miała być "symulacją" normalnego procesu wydawniczego, więc zastosowaliśmy jako etap zerowy selekcję, w wyniku której jakieś 90% nadesłanych tekstów odpadło; uznaliśmy, że nie jesteśmy w stanie nawet przy znaczącym udziale "sił redakcyjnych" nadać im formy dzieła kwalifikującego się do druku i zrezygnowaliśmy (zresztą dość lojalnie uprzedzaliśmy od początku, że jako warunek stawiamy możliwość rezygnacji w pewnych określonych sytuacjach).

W przypadku dziesięciu nadesłanych tekstów, które przeszły etap selekcji, przygotowaliśmy bardzo umiarkowaną, rzetelną wycenę całości działań związanych z publikacją, przede wszystkim zaś - z przygotowaniem tekstu do druku (przy czym nie o skład i łamanie tu idzie).

I teraz pointa - ŻADEN z autorów nie zdecydował się na podjęcie współpracy z nami. Za to wszyscy wyrazili radość, że ich tekst przeszedł selekcję, podziękowali za uwagi i... (no, tu muszę napisać, że prawie wszyscy, bo pewności nie mam, aż tak uważnie nie śledzę dalszych losów dzieł autorów, którzy nie byli zainteresowani współpracą z nami) poszli gdzie indziej, czyli do naszej konkurencji (choć ja w ten sposób firm z sektora vanity press nie postrzegam). Powód był zawsze ten sam - było taniej.

Nie zdradzę żadnej tajemnicy, jeśli napiszę, że miałem okazję zapoznać się z chyba trzema czy czterema utworami, których "nie wydaliśmy", a które przeszły przez naszych selekcjonerów i ukazały się gdzie indziej. Nie zdradzę żadnej tajemnicy, jeśli napiszę, że teksty poszły do druku w stanie... "dziewiczym", być może po lekkiej interwencji stażysty z włączonym spell-checkerem w Wordzie.

Nam przez ten mijający rok nie udało się wydać w trybie rent-a-publisher ANI JEDNEJ KSIĄŻKI. Dlatego kilka dni temu podjęliśmy decyzję, aby się wycofać z tego sposobu, bo jednak przeczytanie średnio dwóch tekstów w tygodniu zabiera trochę czasu, a rezultat okazał się być żaden.

Jaki jest krótki sens tej długiej mowy? Oczywiście oprócz smutnej konstatacji, że zawsze wszystko można zrobić taniej (sorry, taki may klimat...).

Ano taki, że nabrałem wewnętrznego przekonania, iż tak zwane "wydanie ze współfinansowaniem", praktykowane obecnie przez firmy wydawnicze z sektora vanity press, można podciągnąć pod paragraf 286 KK w brzmieniu punktu pierwszego. I że po prostu nie tędy droga - ani dla autorów, ani dla wydawców, którzy chcą zachować w miarę czyste sumienie. Bo niestety - użyję eufemizmu - współpraca taka wymaga zbyt wielu kompromisów, aby mogła przynieść pełną satysfakcję...
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

121
Wydaje mi się ze ot jest uczciwe postawienie sprawy...

*

dodam tylko od siebie że to nie sztuka wydać - niestety największa słabością naszego rynku jest dystrybucja... To kładzie większość projektów.

Od zrazu dodam że dystrybucja przez internet sprawy nie załatwia. Być może kiedyś będzie i tak - ale nie prędko.

*

swoją drogą - za komuny było "łatwiej". Była jedna centrala, rozdzielnik, księgarnie dostawały przydział tytułów i egzemplarzy liczony do powierzchni ekspozycyjnej. Potem książki Janusza A. Zajdla czy Kiryła Bułyczowa nie do zdobycia w mieście - kupowało się w pipidówkach gdzie nikt Ich nie czytał.

Redakcja była najczęściej na naprawdę wysokim poziomie. Tylko przebić się było 10 razy trudniej bo roczna pula tytułów dziesięciokrotnie mniejsza...

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron