226

Latest post of the previous page:

To się nazywa postawa roszczeniowa :P
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

227
Dobra, bo aż muszę się wytłumaczyć :P Chodzi mi o to, że większość osób z tego wątku wspomina o kilku lakonicznych odmowach, jakie dostały. Absolutnie rozumiem milczenie większości wydawnictw - mają dużo propozycji, no trudno. Ale żeby aż tyle nie odpowiedziało nawet "nie"? Zaczynam odczuwać niepokój, że nikt nawet mojego maila nie otworzył. A w takim wypadku nawet wrodzony geniusz nic by nie pomógł. Co dopiero ma zrobić taki ktoś jak ja? ;)

228
Pewnie otwierają i nie odpisują :) Jeśli męczy Cię strach, że literacki Nobel przejdzie Ci koło nosa, możesz mi ewentualnie przesłać próbkę twórczości. Warunki: nie więcej niż 20 tys. znaków i opinia będzie się sprowadzać do "łał" lub "blee" :P Na więcej nie mam czasu.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

229
To całkiem zabawna sprawa - zmian fundamentalnych nie było dużo. Ale jak już przyszło do poprawiania, to sprawa ciągnęła się przez kilka tygodni. A to wydawca dostał olśnienia, że na stronie X jest coś nielogiczne, albo ktoś inny znalazł jakiś szczegół, albo sama coś znalazłam, albo po trzeciej czy czwartej wersji poprawek, nagle się okazało, że to czy tamto jednak być nie może. Poprawki to bardzo uciążliwy okres, ale z perspektywy czasu, jestem wdzięczna za każdą uwagę - wszystkie wyszły książce na dobre.
Widocznie dobrze trafiłaś i w wydawnictwie jest kilka osób, które poprawiają tekst. Dzięki temu błędy niewyłapane przez jednego, wyłapie drugi. A na końcu trzeci może poprawić poprawkę pierwszego.

230
Zaqr pisze:
To całkiem zabawna sprawa - zmian fundamentalnych nie było dużo. Ale jak już przyszło do poprawiania, to sprawa ciągnęła się przez kilka tygodni. A to wydawca dostał olśnienia, że na stronie X jest coś nielogiczne, albo ktoś inny znalazł jakiś szczegół, albo sama coś znalazłam, albo po trzeciej czy czwartej wersji poprawek, nagle się okazało, że to czy tamto jednak być nie może. Poprawki to bardzo uciążliwy okres, ale z perspektywy czasu, jestem wdzięczna za każdą uwagę - wszystkie wyszły książce na dobre.
Widocznie dobrze trafiłaś i w wydawnictwie jest kilka osób, które poprawiają tekst. Dzięki temu błędy niewyłapane przez jednego, wyłapie drugi. A na końcu trzeci może poprawić poprawkę pierwszego.
Na pewno czytały dwie, plus ja, wcześniej jeszcze jedna redaktorka. Człowiek sam może nie dostrzec wielu rzeczy, a krytyczne dyskusje o wątkach wychodzą im na dobre. Chyba że za książkę weźmie się 5 redaktorów ze skrajnie różnymi opiniami - wtedy może być różnie, gdy jeden będzie skreślał uwagi pierwszego. Potrafię teraz zrozumieć dlaczego np. amerykańscy pisarze mają zawsze długą listę z podziękowaniami - też muszę kiedyś taką sporządzić.

231
Phea pisze:Dobra, bo aż muszę się wytłumaczyć :P Chodzi mi o to, że większość osób z tego wątku wspomina o kilku lakonicznych odmowach, jakie dostały. Absolutnie rozumiem milczenie większości wydawnictw - mają dużo propozycji, no trudno. Ale żeby aż tyle nie odpowiedziało nawet "nie"? Zaczynam odczuwać niepokój, że nikt nawet mojego maila nie otworzył. A w takim wypadku nawet wrodzony geniusz nic by nie pomógł. Co dopiero ma zrobić taki ktoś jak ja? ;)
Hm...
A dzwoniłaś, żeby spytać czy e-mail dotarł?
Mógł nie dotrzeć.

Jest kilka wydawnictw, które w zasadzie odpowiadają zawsze, gdy nie są zainteresowani:
Replika i Filia na przykład. I bardzo to cenię, bo przynajmniej mam jasną sytuację.
Są też takie, które nie odpowiadają, nawet dodzwonić się trudno (Papierowy Księżyc), lub gdy się dodzwonisz, nie będą rozmawiać, bo nie mają czasu (FS). Co wydawnictwo, to inne obyczaje.

232
Prawdę mówiąc, trochę się bałam ;) Przemogłam się w końcu i ze trzy razy zadzwoniłam do jednego, zresztą tego, które później przysłało odpowiedź negatywną. Ale rzeczywiście, w przyszłości trzeba będzie się odważyć i jednak wydzwaniać, "słyszę" tę radę już z kolejnego źródła.

233
Ciekawe ile osób doprowadziło dzwonieniem do tego, żeby wydali ich tekst? :P IMO jak coś dobrego, to sami zadzwonią, jak nie, to żaden telefon nie pomoże. Po dwóch miesiącach ciszy można uznać powieść za odrzuconą. Oczywiście, jeśli ktoś lubi dzwonić, nie ma przeciwskazań ;)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

234
Nie chodzi o to, żeby telefonicznie błagać o wydanie, tylko o to, żeby ktoś w ogóle otworzył tekst. Na przykład moja znajoma scenarzystka, która w zeszłym roku wydała swoją pierwszą powieść opowiadała, że dzięki takim telefonom zorientowała się, że nikt nawet nie tknął jej maili. Po tym jak się przypomniała, tekst został faktycznie przeczytany. I wydany.

235
W takim razie dzwoń! :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

236
Kolejne pytanie do tych szczęśliwców, którzy już opublikowali pierwszą książkę. Jak wspominacie pisanie pierwszej powieści? (Domyślam się, że czasami nie była to pierwsza opublikowana książka, tylko inny, wcześniejszy, projekt pisarski). Jak się do tego zabraliście, ile czasu to zajęło i czy na koniec byliście zadowoleni z całości? Im więcej szczegółów o tworzeniu swojego pierwszego arcydzieła, tym lepiej.
https://pisarzdowynajecia.com

237
zabrałem się za to zimą 1985-tego.

pamiętam że przyświecało mi głębokie poczucie własnej genialności i przekonanie o rychłym zdobyciu gigantycznej kasiory.

Ale czego innego się spodziewać po 11-latku? :roll:

238
Postanowiłem napisać sobie opowiadanie, bo chciałem zobaczyć, jak bardzo zardzewiałem od liceum. Miałem zamiar je puścić w ebooku na blogu. Kumpel zaniósł je do wydawcy i wtedy się zaczęła dopiero robota...

239
katamorion pisze:Kolejne pytanie do tych szczęśliwców, którzy już opublikowali pierwszą książkę. Jak wspominacie pisanie pierwszej powieści? (Domyślam się, że czasami nie była to pierwsza opublikowana książka, tylko inny, wcześniejszy, projekt pisarski). Jak się do tego zabraliście, ile czasu to zajęło i czy na koniec byliście zadowoleni z całości? Im więcej szczegółów o tworzeniu swojego pierwszego arcydzieła, tym lepiej.
Jeszcze nie opublikowałam, ale to już wkrótce (myślę, że w wakacje powinna być na półkach księgarń), więc się wypowiem. Wspominam dobrze. Za pisanie zabrałam się pod koniec stycznia 2014, zajęło mi to jakieś 2-3 miesiące (około 850 tysięcy znaków ze spacjami). Z zadowoleniem różnie: czasami tak, a czasem nie. Z niektórych fragmentów bardziej, z innych mniej. Ale i tak - pisanie to świetna zabawa :)

241
Andrzej Pilipiuk pisze: 850 tyś w 3 miesiące to nawet jak dla mnie tempo iście stachanowskie.
Mnie wyszło 1,430,000 w 6 miechów.
Czyli połowa historii... :roll:

Pisanie to jednak nie jest świetna zabawa. Cechą najlepszej zabawy jest pewna "bezmyśl", nieświadomość.

Co więcej, od pisania nie ma odpoczynku. Nawet jeżeli fizycznie nie piszesz, to nie ma czasu wolnego od myślenia od pisania, choćbyś chciał, by było inaczej.
Oczywiście, mówię o sobie, ale wiem, że nie jestem odosobnionym przypadkiem.
"Istnieje na świecie parę rzeczy ważniejszych niż pokój, a jedną z nich jest godne człowieczeństwo. Koncepcja, że ludzkość miałaby zrezygnować z wojen wyłącznie ze strachu, to poniżenie ludzkiej godności, zwłaszcza gdy w grę wchodzi strach przed czymś tak banalnym jak technika, którą ludzie sami przecież wymyślili" (Chesterton)

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”