Latest post of the previous page:
To się nazywa postawa roszczeniowa
Widocznie dobrze trafiłaś i w wydawnictwie jest kilka osób, które poprawiają tekst. Dzięki temu błędy niewyłapane przez jednego, wyłapie drugi. A na końcu trzeci może poprawić poprawkę pierwszego.To całkiem zabawna sprawa - zmian fundamentalnych nie było dużo. Ale jak już przyszło do poprawiania, to sprawa ciągnęła się przez kilka tygodni. A to wydawca dostał olśnienia, że na stronie X jest coś nielogiczne, albo ktoś inny znalazł jakiś szczegół, albo sama coś znalazłam, albo po trzeciej czy czwartej wersji poprawek, nagle się okazało, że to czy tamto jednak być nie może. Poprawki to bardzo uciążliwy okres, ale z perspektywy czasu, jestem wdzięczna za każdą uwagę - wszystkie wyszły książce na dobre.
Na pewno czytały dwie, plus ja, wcześniej jeszcze jedna redaktorka. Człowiek sam może nie dostrzec wielu rzeczy, a krytyczne dyskusje o wątkach wychodzą im na dobre. Chyba że za książkę weźmie się 5 redaktorów ze skrajnie różnymi opiniami - wtedy może być różnie, gdy jeden będzie skreślał uwagi pierwszego. Potrafię teraz zrozumieć dlaczego np. amerykańscy pisarze mają zawsze długą listę z podziękowaniami - też muszę kiedyś taką sporządzić.Zaqr pisze:Widocznie dobrze trafiłaś i w wydawnictwie jest kilka osób, które poprawiają tekst. Dzięki temu błędy niewyłapane przez jednego, wyłapie drugi. A na końcu trzeci może poprawić poprawkę pierwszego.To całkiem zabawna sprawa - zmian fundamentalnych nie było dużo. Ale jak już przyszło do poprawiania, to sprawa ciągnęła się przez kilka tygodni. A to wydawca dostał olśnienia, że na stronie X jest coś nielogiczne, albo ktoś inny znalazł jakiś szczegół, albo sama coś znalazłam, albo po trzeciej czy czwartej wersji poprawek, nagle się okazało, że to czy tamto jednak być nie może. Poprawki to bardzo uciążliwy okres, ale z perspektywy czasu, jestem wdzięczna za każdą uwagę - wszystkie wyszły książce na dobre.
Hm...Phea pisze:Dobra, bo aż muszę się wytłumaczyćChodzi mi o to, że większość osób z tego wątku wspomina o kilku lakonicznych odmowach, jakie dostały. Absolutnie rozumiem milczenie większości wydawnictw - mają dużo propozycji, no trudno. Ale żeby aż tyle nie odpowiedziało nawet "nie"? Zaczynam odczuwać niepokój, że nikt nawet mojego maila nie otworzył. A w takim wypadku nawet wrodzony geniusz nic by nie pomógł. Co dopiero ma zrobić taki ktoś jak ja?
Jeszcze nie opublikowałam, ale to już wkrótce (myślę, że w wakacje powinna być na półkach księgarń), więc się wypowiem. Wspominam dobrze. Za pisanie zabrałam się pod koniec stycznia 2014, zajęło mi to jakieś 2-3 miesiące (około 850 tysięcy znaków ze spacjami). Z zadowoleniem różnie: czasami tak, a czasem nie. Z niektórych fragmentów bardziej, z innych mniej. Ale i tak - pisanie to świetna zabawakatamorion pisze:Kolejne pytanie do tych szczęśliwców, którzy już opublikowali pierwszą książkę. Jak wspominacie pisanie pierwszej powieści? (Domyślam się, że czasami nie była to pierwsza opublikowana książka, tylko inny, wcześniejszy, projekt pisarski). Jak się do tego zabraliście, ile czasu to zajęło i czy na koniec byliście zadowoleni z całości? Im więcej szczegółów o tworzeniu swojego pierwszego arcydzieła, tym lepiej.
Mnie wyszło 1,430,000 w 6 miechów.Andrzej Pilipiuk pisze: 850 tyś w 3 miesiące to nawet jak dla mnie tempo iście stachanowskie.
Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”