1
Interesuje mnie lista najbardziej typowych motywów fabularnych, na które można natknąć się w fantasy. Satysfakcjonowałoby mnie powiedzmy, dziesięć propozycji. Co wy na to ? :)

Dodane po 2 minutach:

Im bardziej konkretne propozycje, tym lepiej ;p (np: walka dobra ze złem - to dość ogólny przykład typowego motywu)

Dodane po 25 minutach:

(Tak dla pewności) to, że napisałem, że dziesięć przykładów będzie mnie satysfakcjonować, wcale nie oznacza, że dziesiąty przykład zamyka dyskusję. Ależ nie, wręcz przeciwnie - im więcej, tym lepiej :)

2
Będę pomijał oczywistości, jak walka dobra ze Złym Mrocznym Władcą, albo Niepozorne, Ale Cholernie Potężne Przedmioty, które trzeba opisywać co parę stron w książce i które nazwiemy jakoś tak fajnie, żeby móc od nich zatytułować cały cykl.



[Bierze głęboki oddech]



Bardzo proszę, oto parę ciekawszych "wtórności" i głupot które udaje mi się zauważyć w fantasy:



1) koleś walczący dwoma sejmitarami [mniejsza o poprawność nazwy tej broni] "bo tak" - źródło: Drizzt Do'Urden



Walka dwoma egzemplarzami broni białej długiej jest fizycznie nieefektywna. Co innego taki rapier-lewak, albo dwa krótkie ostrza. Tak lepiej. Ale na przykład dwa klasyczne, długie miecze? Bez sensu. Z tym nie da się wyprowadzić sensownej postawy, a ostrza będą co rusz na siebie wpadać.



W każdej sztuce walki bronią, od Azji po Europę, jeśli walczymy dwoma ostrzami, to albo są to ostrza krótkie, albo jedno jest długie, a drugie pomocnicze. Rapier i lewak, albo katana i wakizashi. Nie dwie katany, i nie dwa rapiery!



2) wojownik z białymi włosami i dziwnymi oczami - źródło: Wiedźmin



No tak. Nasz wojownik ma być wyjątkowy, co nie? No to zróbmy mu fiołkowe/białe/czerwone oczy i jakieś dziwne włoski. No. Teraz jest to na pewno niepowtarzalny bohater.



3) Duży i silny = głupi i powolny - fałszywe źródło: Conan.



Czemu fałszywe? Bo każdy, kto czytał Howarda wie, że Conan był cholernie inteligentny, bystry i miał "refleks górskiego kota". ^^



4) Piękne, seksowne, szczupłe kobietki - świetne wojowniczki - źródeł od cholery, ale ostatnia fala zaczęła się od pierwszego Tomb Raidera i Lary Croft (sic!)



Byzydy-ura.

Jeśli kobieta jest już jakimś cudem wojowniczką to musi mieć mięśnie, blizny, i najczęściej wrodzone predyspozycje (urodziła się większa, silniejsza i najczęściej brzydsza niż koleżanki) choć nie koniecznie. Im mniejszy biust - tym lepiej. łatwiej dopasować pancerz, lepiej można złapać równowagę, no i nie trzeba się bawić w Amazonkę i wypalać sobie piersi żeby móc lepiej strzelać z łuku.



Kobieta jako wojownik niestety odpada w porównaniu z mężczyznami. Jest po prostu fizycznie słabsza, i wbrew popularnym dziś mitom - mniej odporna fizycznie.



Może za to nadrobić gibkością i zręcznością - jednak to będzie skuteczne tylko jeśli opanuje styl walki wykorzystujący te cechy. Słabsza kondycja powinna je też dopingować do jak najszybszego zakończenia walki. Na przykład - w dzisiejszych czasach kobiety - szermierze (mam na myśli ten sport, no wiecie) są często lepsze niż faceci.



Inną cechą in plus jest to, że naukowo potwierdzono iż kobiety potrafią być bardziej bezwzględne. Na przykład amerykańscy antyterroryści mają przykazane, aby w miarę możliwości eliminować terrorystki-kobiety jako pierwsze, bo te mogą zaskoczyć nagłym, brutalnym atakiem.



Zobaczmy co nam wychodzi - tyczka o szerokich ramionach i wąskich biodrach, umięśniona, o skórze ogorzałej od słońca i wiatru, bardzo krótkich włosach (bez żartów - nawet dłuższa grzywka przeszkadza w prostym karate, a co dopiero szermierce), z kilkoma bliznami na twarzy, kilkunastoma na ramionach i dłoniach (75% trafień w walce na broń białą to ręce) i praktycznie bez biustu, wredna, mająca niedomytą krew za połamanymi paznokciami i wciąż czująca smak przegryzionej ostatnio tętnicy wroga.



Podsumowanie - to jak w biznesie: baba wojownik musi być wredniejsza, groźniejsza i bardziej bezwzględna niż chłop wojownik.



"A co z księżniczkami uczącymi się szermierki w pałacach?" - Nico. Albo jesteś księżniczką, albo wojowniczką. Albo uczysz się całe życie walczyć, albo trwonisz czas na lekcje etykiety, łażenia w gorsecie i plotkowania o fryzurach. Okej, nauczysz się fechtować na poziomie adepta (przez kilka minut, bo kondycja nie wyrobi), super. Ale co się stanie, jeśli przyjdzie czas, że nie będziesz miała pół godziny na przebranie się i przygotowanie, na związanie włosów, wybranie sobie szpadki, poprawienie rękawiczki i napicie się wina dla kurażu, hmm...?



Więc sprawa jest prosta - albo lalka, albo zdolna wojowniczka. Wybór należy do Ciebie. Ale nie obie te rzeczy na raz.



5) Niedocenianie łuków
- źródło: praktycznie wszędzie.



Ustalmy fakty. Dostałeś strzałą w korpus/szyję/głowę - to znaczy że jesteś martwy. Kropka. W nogę/rękę? Jesteś wyłączony z walki.



Broń dystansowa to największy z wynalazków w rozwoju broni. O ile łuki trzeba jeszcze było umieć napiąć, oraz umieć ocenić odległość i wycelować, o tyle kusza po raz pierwszy sprawiła, że byle kto mógł zabić ruchem palca na spuście wojownika lepszego od siebie. O broni palnej nie wspomnę.



Ale wracając do łuków: Wsadźcie między bajki (czytaj: nie do fantasy) bohaterskie szarże naszpikowanych strzałami wojowników. Wsadźcie między bajki wyniesione z gier wrażenie, że strzały to takie cienkie żądełka, co trochę pobolą i tyle.



Przebite płuca, rozprute serce, rozszarpana wątroba, lub nerka (tych przynajmniej są dwie), przedziurawiony żołądek lub jelita i kał oraz rozdrobniony pokarm dostające się do krwi - to wszystko oznacza, że trafienie w korpus jedną strzałą to w 50% natychmiastowa śmierć, a w 35% powolna, okrutna męka i długie umieranie, i w 5% zakażenie, które rozwali Cię w tydzień, może dwa.



Pozostałe 5% to farciarze, którzy stracą nerkę, którzy oberwą nad obojczykiem i nie rozpruje im tętnicy, albo ci, których mostek, żebra, lub miednica zdołają przyjąć na siebie cały impet.



6) Mieszana drużyna, klasycznie woj, mag, łotrzyk itepe. - źródło: Erpegi, a jako pierwowzór: Drużyna Pierścienia (wcześniej w fantasy dominował motyw samotnego kowboja... tfu - herosa z mieczem)



Wojownicy trzymają się razem. Magowie trzymają się razem. Złodzieje trzymają ze złodziejami. Trzeba czegoś więcej niż hasła "chodźmy questować" żeby związać na całe życie taką bandę.



I choć wielu autorów fantasy o tym pamięta, to było już tyle naprędce skleconych mieszanych tzw. "drużyn" że rzygać się chce. Zobaczcie u Sapka - co prawa on podał oczywiście bardzo ciekawe powody dołączania poszczególnych postaci do ekipy Geralta. Ale nawet u niego zobaczcie jak to wygląda z zewnątrz: Wiedźmin - mutant i samotnik, rycerz wrogiej armii, wampir, rudowłosa wieśniaczka - genialna łuczniczka (no proste, do tego biuściasta)... Normalnie brakuje jeszcze ludzika Michelin.



Fajnie, że wszyscy wiedzą, że pięć postaci jest ciekawszych niż jedna. Ale kurde, dobierzcie je nieco bardziej logicznie, nie na chybił trafił. Nawet gdyby była to grupa samych Wiedźminów to można by ich charaktery zróżnicować tak, żeby każdy się wyróżniał i mógł zyskać czyjąś sympatię, nie?



O wiele łatwiej i chyba ciekawiej pisać więc o małych grupach wojowników, grupach magów, i grupach złodziei.



7) Używanie nazw własnych przedmiotów/miejsc/czynności, które nie mają miejsca w naszym świecie. - źródło: Erpegi znowuż.



Gdzieś już o tym pisałem.

Claymore to nie typ miecza. To nazwa własna Szkotów, oznaczająca broń do walki wręcz, tłumaczona na "miecz". Miecz Claymore ergo Miecz miecz. Nie róbcie tego. W świecie, gdzie nie istnieje język i kultura Szkotów nie ma miejsca na "Claymore". Tak samo w świecie, gdzie nie ma feudalnej Japonii nie ma mowy o żadnych katanach. Zapamiętajcie to raz na zawsze.



Tak samo wojownicy nie będą ćwiczyli "kata" - walki z cieniem. Ani nikt nie będzie praktykował Zen. Ani kapłani nie będą nosić znaków krzyża w świecie, w którym Jezus na nim nie umarł. łapiecie?



Chcecie mieć "miecz, który wygląda jak Claymore"? Opiszcie go i dajcie mu własną nazwę. Albo nazwijcie go po prostu mieczem dwuręcznym i z głowy.



8 )... Więcej grzechów nie pamiętam. Przynajmniej na razie. Może później coś dorzucę.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

3
Ninetongues pisze:

1) koleś walczący dwoma sejmitarami [mniejsza o poprawność nazwy tej broni] "bo tak" - źródło: Drizzt Do'Urden



Walka dwoma egzemplarzami broni białej długiej jest fizycznie nieefektywna. Co innego taki rapier-lewak, albo dwa krótkie ostrza. Tak lepiej. Ale na przykład dwa klasyczne, długie miecze? Bez sensu. Z tym nie da się wyprowadzić sensownej postawy, a ostrza będą co rusz na siebie wpadać.



W każdej sztuce walki bronią, od Azji po Europę, jeśli walczymy dwoma ostrzami, to albo są to ostrza krótkie, albo jedno jest długie, a drugie pomocnicze. Rapier i lewak, albo katana i wakizashi. Nie dwie katany, i nie dwa rapiery!
Nie do końca, były autentyczne szkoły uczące władania dwiema identycznymi broniami. Np. chińską szablą. Dwie identyczne, krótkie bronie, to standard ( sai, noże motylkowe, zwykłe noże).
Ninetongues pisze:





4) Piękne, seksowne, szczupłe kobietki - świetne wojowniczki - źródeł od cholery, ale ostatnia fala zaczęła się od pierwszego Tomb Raidera i Lary Croft (sic!)



Byzydy-ura.

Jeśli kobieta jest już jakimś cudem wojowniczką to musi mieć mięśnie, blizny, i najczęściej wrodzone predyspozycje (urodziła się większa, silniejsza i najczęściej brzydsza niż koleżanki) choć nie koniecznie.
Dawniej kobiety często walczyły, choć prawda, że głównie z konieczności. Kilka przykładów tu.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

4
Nie do końca, były autentyczne szkoły uczące władania dwiema identycznymi broniami. Np. chińską szablą.


Zgadzam się, choć trzeba zaznaczyć że chińska szabla Dao nie była szczególnie długa i była składana z dwóch "połówek", można więc nią było walczyć jak jedną, cięższą i dwoma lżejszymi. Można też chyba dodać, że wymyślono ją nie do walki, ale do treningów Wu-Shu - można nią było wykonywać efektowne, zamaszyste techniki, ale nie przeceniałbym jej wartości bojowej.



A że krótkie bronie to standard, to wiem. Może przenieśmy akcent na słowo "długiej":


Nine pisze:Walka dwoma egzemplarzami broni białej długiej jest fizycznie nieefektywna


Generalnie o wiele łatwiej walczyć dwoma egzemplarzami broni jednosiecznej. Już nawet dwie szable Polskie są lepsze do walki, niż dwa miecze.



Co do artykułu który linkujesz: Co historyk i znawca broni białej to zdanie. Są tacy, którzy stawiają traktaty szermiercze europy na równi ze szkołami walki feudalnej Japonii. Ja na przykład uważam, że traktaty są wiedzą tak banalną i podstawową, że szanujący się, inteligentny wojownik fantasy powinien sam na to wpaść.



Generalnie chętnie pogadałbym o walce bronią białą, ale to może w innym temacie, bo się już zaczynam oftopić... ;)
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

5
Ninetongues pisze:
Nie do końca, były autentyczne szkoły uczące władania dwiema identycznymi broniami. Np. chińską szablą.


Zgadzam się, choć trzeba zaznaczyć że chińska szabla Dao nie była szczególnie długa i była składana z dwóch "połówek", można więc nią było walczyć jak jedną, cięższą i dwoma lżejszymi.
Nie, nie można, próbowałem ;) Można nią najwyżej wykonać kilka ruchów jako "jedną" bronią. Potem "dzielono" ją i walczono jak dwiema. Chodzi o to, że rękojeść a raczej dwie rękojeści "połówkowe" są/ moga być, bo rozwiązania konstrukcyjne są różne, zczepione ze sobą np. za pomocą bolców, jednak ostrza - nie. Dlatego po kilku ruchach widać wyraźnie ( ostrza są dość giętkie), że w broni są dwa ostrza, więc w tym momencie "rozszczepienie" broni nie jest już żadnym zaskoczeniem. Dlatego po kilku, wykonanych dla niepoznaki ruchach, rozdzielano te bronie ( czesto w pozycji za plecami) i uderzano dwiema.
Ninetongues pisze:
Można też chyba dodać, że wymyślono ją nie do walki, ale do treningów Wu-Shu - można nią było wykonywać efektowne, zamaszyste techniki, ale nie przeceniałbym jej wartości bojowej.
Znowu brak zgody :) Wymyślono tę bron do walki na śmierć i życie, rozłożenie dwóch połówek szabli, było zaskoczeniem dla przeciwnika, często ostatnim w życiu. W Wushu owszem, wykorzystuje się ją w niektórych układach "sportowych", ale generalnie to układy na dwie normalne szable. Tam jest straszne przemieszanie technik sportowych/ układów akrobatycznych ułozonych pod publiczke z technikami autentycznie służącymi do walki. Zresztą tak jest wszedzie na Dalekim Wschodzie. Np. mało kto wie, że ćwiczący karate, trenują nie tę sławną ze skuteczności sztukę która budziła grozę na Okinawie, ale system sportowy, opracowany na przełomie XIX i XX w. z którego usunięto najskuteczniejsze techniki kyusho - jutsu i tuite. Ale to już nie w tym temacie bo offtop się zrobi :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

6
Główna postać żywą legendą - czego to ona nie dokonała, a potem odeszła na emeryturę, zmęczona ciągłą walką. Ile można ?

7
Dla mnie dość typowy motyw, to taki, w którym biedny chłopak żyjący na farmie, facet, który stracił rodzinę i dom, uczeń magów, ogrodnik, wędrownik, kucharz czy co tam jeszcze można wymienić, nagle zdobywa jakieś niezwykłe moce/przedmioty/znajomości i postanawia ratować świat przed doktorem "zUo", który mieszka w haremie pilnowanym przez armię troli. Oczywiście wcześniej dany bohater jakoś nie odczuwał działalności tego złego, siedział sobie na farmie i zbierał buraki, a tu nagle bęc - robi się silny - i: "Ha-ha! Zabiję skurkowańca, uratuję świat!". Ewentualnie w niektórych wypadkach takowy bohater zgrywa niechętnego, skromnego, zrezygnowanego, coś tam gada, że woli stary tryb życia, jednak po kilku kartkach opowieści w końcu i tak zaczyna działalność, którą czytelnik przewidział już na pierwszych stronach książki/opowiadania.

8
To co piszecie to poniekąd prawda, ale pamietajcie, że dawniej walka była elementem dnia codziennego. No bo nie można było zadzwonić na policję :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

9
A może tak: podam elementy opowiadania (albo powieści - jak kto woli) fantasy, zaś wy wypełnicie je najbardziej typowymi przykładami, takimi, które wzbudzają w was znudzenie, gdy czytacie utwór podobny do kilkudziesięciu innych.



Bohater:



Jego sytuacja życiowa:



Jego przeszłość:



Jego przyszłość:



Jego charakter:



Kim jest i co robi?



Jego otoczenie:



świat, w którym żyje:



Nastawienie owego bohatera do świata:



Nastawienie innych ludzi/istot do danego bohatera:



Jakieś przykłady tego, co stanie się z nim w przyszłości:





////Zechcecie podać propozycje? :)

10
IMO to nic nie da. Np. Sapkowski wprowadził do swoich powieści o Wiedźminie kupe oklepanych motywów ( elfy, krasnoludy, piękne czarownice, killerów w stylu "maszyna do zabijania" itp.) jednak zrobił to w taki sposób, że to nie nudziło. Przedstawił te ograne kwestie w sposób nowatorski. Bo najważniejszy jest talent i warsztat pisarza ;)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

11
No właśnie miałem na myśli te źle wyeksploatowane tematy. Zapisane w sposób nudny, wtórny - przecież to oczywiste, że Sapkowski nie jest taki w swej twórczości, ale to nie zmienia faktu, że w WIęKSZOśCI przypadków ludzi piszących, dochodzi do nudy i wtórności, przecież nie każdy jest Andrzejem S. :) Tak więc pytania nie zamykam i dalej proszę o odpowiedzi.

12

Walka dwoma egzemplarzami broni białej długiej jest fizycznie nieefektywna. Co innego taki rapier-lewak, albo dwa krótkie ostrza. Tak lepiej. Ale na przykład dwa klasyczne, długie miecze? Bez sensu. Z tym nie da się wyprowadzić sensownej postawy, a ostrza będą co rusz na siebie wpadać.
Czekaj, podam ci taki przykładzik... Musashi Miyamoto. Znasz kolesia? ^^

Walczył Tachi i Kataną, które są podobnej długości ;P

No ;P





Ja tutaj dodam jeszcze...



Odwieczna walka krasnoludów z elfami! No przepraszam, to wszędzie jest!

Do tego dołóżmy orków nienawidzących krasnoludów.

No i to, że wszędzie widać tylko krasnoludy jako kowali w miastach ludzi lub zaszytych ponuraków w sztolniach. No, darujcie, oni jedzą kamienie?

Ile razy czytaliście o krasnoludzkiej wiosce i krasnoludach uprawiających buraki? Hmm? Albo o krasnoludzie-pastuszku pilnującym krowy? ^^



Wolność dla krasnoludów! Wolność!
Are you man enough to hold the gun?

13
Dziewięciojęzyczny (to brzmi tak, jakbym zwracał się do poligloty ;) ), zapomniałeś przynajmniej o jeszcze jednym:

8. Napady wyjątkowej elokwencji

Przy czym przez to określenie rozumiem m. in. przemowy bohaterów do postaci, które mają właśnie zabić czy coś takiego. Zauważyliście, że często przez swoją nadmierną gadatliwość bohater/zuy niespodziewanie tracił przewagę, bo np. jego oponent zdążył sięgnąć ukradkiem po leżącą obok broń albo niespodziewanie na scenę wlazł jego przyjaciel?



IMO oklepane motywy/sytuacje/postacie/itp. nie są złe, pod warunkiem, że autor potrafi je umiejętnie wykorzystać. Aczkolwiek dobrze wykorzystane nowe pomysły tym bardziej zasługują na pochwałę.

14
całe fantasy jest wtórne.



zresztą - młodzi jestescie i nie pamiętacie - gdy sapkowski puścił pierwsze opowiadanie o wiedzminie to odezwali sie czytelnicy podając dwa zagraniczne pierwowzory. pamiętam też jego obronę - argument że to było jedynie "oparcie się na pomysle".



możliwości sa:

1) nie pisać fantasy tylko zabrać się za coś zupełnie nowego

2) nie czytać fantasy - sprobować stworzyć coś własnego i zaryzykować ze bedzie podobne.

3) pokazać to fachowcowi który oceni na ile jest to odkrywcze.



pierwszy sposob uważam za zdecydowanie najlepszy.



LUDZIE CO WAM ODWALA Z TYM CHOLERNYM FANTASY!?

15
Czemu nikt nie spyta, czy to, co piszemy musi być odkrywcze? Może, jeśli chcemy dostać literackiego nobla... ale jeśli chodzi o fantastykę, to służy ona przede wszystkim rozrywce czytelnika, a rozrywka nie musi być na siłę oryginalna. Uważam, że ważny jest styl, przedstawienie postaci, dobry dialog itp. Nawet zdaje mi się, że czytelnik lubi pewną wtórność, schematyczność, podaną w nowej oprawie...
Książki to drogi do innych światów.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”