MaciejŚlużyński pisze: podstawowym celem pisania jest publikowanie i zarabianie na tym, co się napisało.
Nie ma prostej odpowiedzi. Każde podejście można niuansować - ale na potrzeby dyskusji, przyjmijmy, że pisze się, dla forsy, albo, po to, by "wyrazić siebie". IMHO, każdy autor i tak wyraża siebie, Eustachy Rylski mówi, że nawet nie sposób nie pisać o sobie samym - więc tu, problem mamy niejako z głowy. Inaczej jest jednak z talentem - nie każdy urodził się Dostojewskim, czy Mannem, Myśliwiskim, Mariasem, Iwaszkiewiczem. Pamiętam, jak przeglądając, chyba listy Przybyszewskiego, śmiałem się, gdy pisarz pomstował, na rynek amerykański - że celem owego, jest jak największa sprzedaż

Ciekawym co autor nieśmiertelnej frazy "na początku była chuć", powiedziałby dziś.
IMHO, są pisarze, którzy mogą nam dać tylko lekturę popularną - płodzą książki, a głównym celem owych płodów jest objawić się w krótszym lub dłuższym okresie czasu na listach bestsellerów.
Są jeszcze inni - takich, których książki pojawiają się na takich listach - ale poruszają istotne problemy człowieka (niech będzie mi wybaczone - nie produkują literatury "rozrywkowej", wagonowej). Ja wiem, że po Eco, nawet kryminał może zawierać poważne treści, ale jak mówiłem, to pomijam, aby uprościć dyskusję.
W podobny sposób Marias - sprzedał kilka milionów egzemplarzy swoich książek, ale trudno mi sobie wyobrazić, że czytelnik sięgnie po "Twoją twarz jutro", żeby sobie umilić podróż, ewentualnie poczytać "coś lekkiego i przyjemnego". Marias nie jest lekki, i (jeśli weźmiemy w nawias walory językowe), chyba nie jest pisarzem "przyjemnym". On nas konfrontuje z rzeczami, z którymi na co dzień, niewiele osób się konfrontuje. Czy Mariasa, albo Myśliwskiego dyskwalifikuje obecność ich książek na listach bestsellerów? Nie. Ale czy oni piszą dla grosza marnego? IMHO - nie.
Zresztą, choć bezdyskusyjnie Stephen King pisze literaturę "bestsellerową", trudno mi sobie wyobrazić, że pisze swoje książki dla forsy. Pieniędzy już się, przecież dorobił. A pisać, pisze - myślę, u niego to jest po prostu sposób na życie. Jest pisarzem z wyboru
Podobnie Flaubert i Proust - oni wywodzili się z dość zamożnego mieszczaństwa, nie "uprawiali: literatury dla celów zarobkowych.
Tu zaliczyć można nawet Boya-Żeleńskiego - mógł sobie chłop prowadzić spokojnie praktykę lekarską, na pewno nie musiałby się troskać
o stabilność finansową. A wybrał zawód publicysty-pisarza, z uporem godnym najwyższej pochwały publikował klasyków francuskich w swojej "Bibliotece", do której zresztą musiał nieustannie dokładać. Żeleńskiemu przyświecała misja, a kto dziś czyta "W poszukiwaniu straconego czasu", czyta właśnie, co tu dużo gadać, mistrzowski przekład Boya.
Ale - in masse - tak, myślę, że
Andrzej, i
Maciej Ślużyński, mają rację.
Grzmocimy fabuły dla forsy, dla sławy, dla szpanu - i nie ma co stroić się w piórka poety - że artysta wyzbyty jest niskich pobudek. Ha, chyba, żadna inna forma działalności ludzkiej nie jest tak wystawiona na próżność, jak pisarstwo (sztuka). Który, to z pisarzy nie jest zakochany w swojej twórczości? Którego to z autorów z czystym sumieniem nie cieszy własne nazwisko na półce w księgarni?
Chyba tylko, autora Biblii, Pana Boga. A i tu, mam pewne wątpliwości.