Schadzka

1
Tekst zawiera wulgaryzmy. Dozwolony od lat osiemnastu.

Proszę o konstruktywną krytykę, wszystko zniosę... albo prawie wszystko :)


Przestępując próg mieszkania – jednego z najświeższych nabytków Schultza – poczuła znajomy zapach. Ponad stumetrową przestrzeń wypełniał aromat nikotyny i wody kolońskiej, którą wybrała dla niego kilka dni temu, tak, bez okazji, w ramach promocji kup trzy - zapłać za dwa.
Była tu dopiero siódmy, może ósmy raz, ale już zdążyła polubić to miejsce – za duże, przestronne pokoje, za drewniane podłogi, za stare okna wychodzące na betonowe podwórko z trzepakiem i studnią wysianą szkłem i petami. Zawsze, kiedy tu przychodziła miała nieodparte wrażenie, że wszystko, co się tutaj znajduje – każdy mebel, każda ręcznie utkana serwetka, porcelanowa figurka czy obraz w ornamentowej oprawie – wszystko to stanowi nieopowiedzianą historię mieszkającej tu kiedyś rodziny, lub starej, samotnej osoby. O takich miejscach mówiło się, że mają duszę i że nocą mury szepczą coś, czego rano się nie pamięta.
– No, jesteś nareszcie! – wykrzyknął Schultz z głębi mieszkania, prawdopodobnie z sypialni. To właśnie tam spędzali większość czasu, w dużym, małżeńskim łożu, chybotliwym, zużytym przez kilka pokoleń.
– Przepraszam – odkrzyknęła. Napotkawszy swoje odbicie w lustrze wiszącym między kuchnią, a dużym pokojem, kilkoma energicznymi ruchami ugniotła włosy, po czym obdarzywszy się jednym z najseksowniejszych uśmiechów, ruszyła w kierunku sypialni. – Przepraszam – powtórzyła i zrzuciła z siebie cienką sukienkę. Pod spodem nie miała bielizny.
Nie spuszczając wzroku z kochanka usiadła okrakiem na krześle i pomału, kawałek po kawałku, otoczyła czerwoną szminką, najpierw jedną, potem drugą brodawkę. Wiedziała, że Schultz to uwielbia.
W przeciwieństwie do męża jej szef był wyśmienitym kochankiem. Owszem, nadal darzyła uczuciem Roberta, ale kiedy w ich małżeństwo wkradła się nuda i przewidywalność granicząca niemalże ze stuprocentową pewnością, romans stał się pewnego rodzaju antidotum. Wybawieniem. Tylko dzięki temu jeszcze się nie rozwiodła.
– Już? – zaśmiała się, kiedy Schultz, maksymalnie podniecony, zerwał się z łóżka i przyciągnął ją do siebie. – Niegrzeczny…
– Zamknij się i rób, co ci każę. – Nachyliwszy się zlizał czerwień najpierw z prawego, potem z lewego sutka. – Dzisiaj zerżnę cię tak, że...
– Że co? – szepnęła, starając się przeciągnąć grę wstępną. Mimo wysiłków była kompletnie sucha.
– Stań w rozkroku – rozkazał i obrócił ją plecami do siebie. – Szerzej. – Naparł z taką siłą, że ledwie mogła oddychać.
Przełożona przez krawędź łóżka, z wygiętymi do tyłu rękoma, czuła jak cienkie paski sandałów wrzynają się w małe palce.
– Co się dzieje? – zachrypiał. – Jesteś sucha jak wióry z tartaku.
– Przestań. Nie mam dzisiaj ochoty. – Paulina spróbowała uwolnić się spod silnego uścisku.
– No już. Szerzej.
– Puść!
– Ciii… zaraz... cholera...
– Nie chcę! – krzyknęła i w tym samym momencie poczuła twardość w odbycie. Z oczu pociekły jej łzy. – Złaź ze mnie, ty cholerny kutasie!
Obróciła głowę pod nienaturalnym kątem i zaraz potem Schulzt wrzasnął dziko:
– Kurwa! – Chwytając się za przedramię, puścił kochankę. Dwa półksiężyce na prawej ręce zakwitły soczystą czerwienią. – Ugryzłaś mnie! – Patrzył za nią oszołomiony. Paulina, potykając się, wybiegła z sypialni.
– Mówiłam, że masz mnie puścić! – zawołała już z łazienki, w której po raz pierwszy skorzystała z klucza. Objęta ramionami z trudem panowała nad łzami.
– Paulina! – Szarpnięcie za klamkę sprawiło, że odskoczyła i przesunęła się w głąb pomieszczenia. – Co ty do cholery wyprawiasz?
– Zostaw mnie!
– Otwórz.
– Spierdalaj!
– Ale o co ci chodzi? Przecież to lubisz.
– Co lubię?! – Otwartą dłonią uderzyła w drzwi, aż zapiekło. – Być gwałcona?
– Oj, nie dramatyzuj. Przecież uwielbiasz te wszystkie gierki.
– To nie znaczy, że możesz ze mną robić, co chcesz! – Odkręciła kran i spryskawszy twarz wodą, spojrzała w lustro. – Prosiłam cię – wyszeptała, po czym powtórzyła głośno, wściekle: – Prosiłam!
– Przepraszam. Naprawdę myślałem, że chciałaś.
– Nic nie rozumiesz.
– Otwórz, Paulina. Nie psujmy tego.
– Nie psujmy czego? – zapytała bezgłośnie.
Owinąwszy się grubym, frotowym ręcznikiem, zrzuciła sandały i usiadła na ubikacji. Podciągnięte pod brodę kolana posłużyły za podpórkę dla lewego policzka. Widziała ruszającą się klamkę, dowód, że mężczyzna, na którym zależało jej coraz bardziej, wciąż tam był i że... może jemu też zależało?
Od początku zdawała sobie sprawę z charakteru ich znajomości, z tego, kim tak naprawdę dla niego jest. Zresztą, kiedyś jasno i wyraźnie ustalili zasady – żadnych roszczeń, żadnego kontrolowania, żadnych fantazji na temat wspólnej przyszłości. Ale ostatnio coś się zmieniło, z jakiegoś powodu nagle jej to przestało wystarczać.
– Jak ty to robisz? – zapytała niedawno, kiedy szczytował po raz trzeci z rzędu, a to, co wówczas zobaczyła w wyrazie jego twarzy, sprawiło, że znała odpowiedź prędzej, niż usłyszała:
– Rasowy ogier nigdy nie schodzi z hipodromu.
Od tamtej pory wiedziała, że jest wyłącznie klaczą do posuwania.
– Paulina!
– Idź sobie! Nie chcę cię widzieć!
– Oj, przestań… przecież cię przeprosiłem. Co mam jeszcze zrobić?
– Idź! Wyjdź z tego mieszkania!
– Ale gdzie mam iść? – W jego głosie słychać było bezradność i konsternację.
– Gdziekolwiek. Byle jak najdalej ode mnie.
– Naprawdę cię nie rozumiem – powiedział po chwili dłuższego milczenia. – Ale ok. Jeśli właśnie tego chcesz.
Słyszała jak odchodzi, głuche kroki bosych stóp szybko znikły gdzieś w głębi. Kiedy po upływie kilku minut drzwi wejściowe trzasnęły, nadsłuchiwała jeszcze, jakby nie do końca przekonana, po czym przekręciwszy delikatnie klucz, nacisnęła klamkę.
Szarpnięcie było tak mocne, że Paulina, totalnie oszołomiona, wypadła na przedpokój i gdyby nie Schultz, runęłaby, jak długa.
– Przepraszam – wyszeptał, obejmując ją ciasno. Zaskoczeni nagłą potrzebą czułości, stali tak przez chwilę spleceni w uścisku.
Schultz delikatnie niósł jej twarz ku górze. Popołudniowe słońce rozpaliło ogniem kasztanowe, kręcone włosy Pauliny.
– Czego nie rozumiem? – zapytał, a ona pomyślała, że z miękkością w głosie i z zatroskanym spojrzeniem jest taki niepodobny do siebie.
– Nieważne.
– Dla mnie ważne.
– Przestań! Wiemy, na czym nam zależy, nie odstawiajmy szopki.
– Dlaczego taka jesteś?
– Jaka? – Spojrzała hardo.
– Taka… bojowa. Było nam tak dobrze, a ty… co się dzieje?
– A co to ciebie może obchodzić? – Strzepując resztki chwilowej słabości, wysunęła się z jego ramion i założyła ręce na piersiach. – I w sumie to świnia jesteś… prosiłam cię, żebyś wyszedł.
– Przecież widzę, że coś jest nie tak.
– Wszystko jest w najlepszym porządku. – Paulina ruszyła do sypialni. Schulzt podążył w ślad za nią.
– Przecież cię znam.
– Ty? Mnie? – prychnęła, śmiejąc się sztucznie. – Ty znasz tylko moje cycki i dupę.
– Nie bądź ordynarna. Zależy mi na…
– Zależy ci? – przerwała mu ostro. – Na czym? Na rżnięciu mnie nawet na sucho?
Jednym ruchem podniosła z podłogi sukienkę, lecz nim zdążyła ją ubrać, poczuła dłonie na biodrach.
– Co ja mogę poradzić, że tak na mnie działasz? – mruknął, znowu podniecony.
– Odwal się! – Spróbowała się wyrwać, ale Schultz był zdecydowanie silniejszy. Obrócił ją twarzą do siebie.
– Paulina...
– I nie pierdol, że ci zależy – wysyczała. – Jedyne, czego chcesz, to żebym się dała wyruchać, jęcząc przy tym na tyle głośno, by urosło ci ego.
– Myślałem, że oboje chcemy tego samego. Że mamy te same fantazje...
– To źle myślałeś – wycedziła i od razu pożałowała. – Puść mnie! Wracam do pracy.
– Paulina! Zachowujesz się jak wariatka.
– A ty jak kutas. I wiesz… – Podniosła głowę i popatrzyła mu prosto w oczy. – Koniec z tym. Nie jestem już twoją dziwką.
Kiedy uścisk nieco zelżał, wyrwała się i chwyciła pozostawioną na krześle torebkę.
– Cholera – jęknęła, bliska płaczu. Prawie cała zawartość wysypała się na podłogę – portfel, puder, papierosy, zapalniczka, szminka, klucze od samochodu, dwa tampony i coś, co przypominało latarkę.
– Nie jesteś? To dlaczego ubierasz się tak jak one?
– Wal się. – Paulina szybko zebrała porozrzucane przedmioty.
– Sam? – zaśmiał się i znowu ją do siebie przyciągnął.
– Puść, powiedziałam! Łapy ode mnie!
– Przecież to lubisz.
– Właśnie przestałam – oznajmiła. – Od dziś… od teraz… przestałam być klaczą do posuwania.
Wyraz twarzy Schultza zmienił się diametralnie.
– Wiesz co? – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Pieklisz się, że cię traktuję jak dziwkę, ale sama robisz wszystko, żeby tak cię właśnie traktować. Dlaczego przez całe dwa lata nic mi o sobie nie opowiedziałaś, co? Dlaczego, jak o coś pytam, zbywasz mnie ogólnikami? Albo milczysz? Wiesz, kto tak robi? Właśnie dziwki. Dziwki się nie całują i nie opowiadają o sobie.
– Pierdol się! – odparowała, naciągając na siebie sukienkę.
– Nie wiem, czego ode mnie chcesz, ale to chyba ty musisz sobie zrobić rachunek sumienia – dorzucił ze nieskrywaną już złością. Poczerwieniał na twarzy, widziała jak pulsują mu skronie.
Wiedziała, że ma rację. Wiele razy chciał normalnie, tak po ludzku pogadać, a ona, opancerzona, nie otworzyła się ani razu. Tak naprawdę, to ona przychodziła tu tylko po to, żeby się dobrze wypieprzyć.
– Przepuść mnie. – Spróbowała go wyminąć, ale ten chwycił ją za przedramię. Zabolało.
– O czymś zapomniałaś – powiedział i coś wcisnął jej w dłoń. Spojrzała w dół. – Chociaż to i tak za dużo – dodał takim tonem, że przeszły ją ciarki.
Nim się odwrócił, bez słowa sięgnęła do przewieszonej przez ramię torebki, by w chwilę potem jednym gwałtownym ruchem dotknąć podbrzusza kochanka. Miała ochotę przytrzymać spust dłużej, jednak po czterech sekundach puściła. Wiedząc, że Schultz wstanie dopiero po kilku minutach, zapaliła papierosa i wrzucając pięćdziesięciozłotowy banknot do torebki, wyszła trzasnąwszy drzwiami.

Schadzka

2
Uff, gdyby nie mały niefart:
Justyna_C pisze: studnią wysianą szkłem i petami
powiedziałabym, że tekst łał! :)
Dobrze, że mam skończone 18 lat! Ale tekst bardzo dobry; nie wulgarny, inteligentny i z emocjami :lol: trzymaj tak dalej.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

Schadzka

3
Justyna, chcesz mieć dyskusję pod tekstem? Chcesz, każdy autor chce. To będziesz miała :-)
Twój tekst ma drive, zatem i czytalność więcej, niż przyzwoitą. Dużą jest przyjemnością niepotykanie się o rudymentarne błędy w pisaniu, bo Wery dozuje tę przyjemność bardzo oszczędnie.
Jest oczywiście kilka rzeczy wartych przemyślenia, gdyż psychologicznie nieco się rozłazi opis osób i relacji między nimi, bez dopowiedzenia (wcale niekoniecznie literalnego, sprawozdawczego, fajnie byłoby się pokusić o zasugerowanie pośrednie, sposobem zachowania, czy wypowiadanymi kwestiami) poniekąd przymuszasz do przyjęcia najprostszego wytłumaczenia typu „kobieta zmienną jest”, czy „facet to świnia”. A tę (skądinąd równie prostą w sensie fabuły) scenę dałoby się zaopatrzyć w znacznie bardziej skomplikowaną grę znaczeń, zaplatających nieuchronny konflikt – postaw, ról, charakterów, osobowości – eksplodujący w finale lustrzaną przemocą.
Popatrz, proszę, na wstęp. Stare mieszkanie ze starym wyposażeniem śmierdzi. No dobra, ma „charakterystyczny zapach”. Jako miłosne gniazdko (ze szczególnym uwzględnieniem „zużytego” łoża) wydaje się ciutkę odrażające. Schultz jest bogaty. O ile bardziej prawdopodobnie wyglądałaby konsumpcja romansu w mieszkaniu odnowionym, w którym zachowano tylko część wystroju, na tle odświeżonych ścian przemawiającego rzeczywiście wiarygodnie do wyobraźni kobiety zamkniętymi w swej substancjalności historiami.
Justyna_C pisze: – Że co? – szepnęła, starając się przeciągnąć grę wstępną. Mimo wysiłków była kompletnie sucha.
Hmmm... Ale czyich wysiłków? A przecież Schultz jest wspaniałym kochankiem! Czyli „wspaniały” = „wydolny”? W sensie, że dochodzi po trzykroć? I już? To wystarczy? Kobiecie?
Skąd wzięła się suchość, a potem niechęć co do seksu? Czegoś brakuje, coś nie jest wyjaśnione, albo wyjaśnione nie w tym miejscu, co trzeba.
Justyna_C pisze: Od tamtej pory wiedziała, że jest wyłącznie klaczą do posuwania.
No to się zastanówmy.
Klacz może być „rozpłodowa” - i jest to motyw językowy, związek frazeologiczny, wykorzystywany dość często, bo też i bardzo mocny. Ogiery kryją klacze w celach prokreacyjnych, przyjemność z seksu w oderwaniu od prokreacji występuje w przyrodzie raczej rzadko, będąc domeną człowieka. Ale dobrze, rozumiem, że chodzi o trzymanie się w pewnej metaforze, lepiej zatem chyba byłoby uwypuklić ironię prostym zabiegiem.
"Od tamtej pory wiedziała, że jest wyłącznie klaczą. Taką do posuwania."
No i teraz. Paulina ma jasność, co do swojej roli. Mimo to kupuje partnerowi wodę kolońską, co więcej, rejestruje u siebie cieplejsze do niego uczucia. Nie twierdzę, że to jest niemożliwe, bogać tam, świat bywa nieźle zakręcony, ale chciałbym zrozumieć cały ten uczuciowo-fizjologiczny galimatias. A nie mogę, za mało danych.
Podobnie wątpliwych momentów trochę się znajdzie, tak, jak i językowych drobiazgów do korekty.
Ale:
czyta się całą sceną. Jest plastycznie, a dialogi są żwawe i niesztuczne. To wcale niemało, gdy idzie o tak delikatną materię. Mnie się podoba.
W przeciwieństwie do Twoich poprzednich tekstów, które, choć poprawne, jakichś głębszych uczuć :-) nie wzbudziły.

Schadzka

4
Muszę przyznać, że wbrew mojej awersji do tekstów z tego gatunku, ten mi się spodobał. Zachowania obu postaci były realne i przedstawiony w łatwy do śledzenia sposób, a jednocześnie wciągało na tyle, by czytać dalej i zastanawiać się co z tego wyniknie. Na samym końcu nie załapałem początkowo, że chodzi o paralizator i myślałem, że go spróbuje terroryzować pistoletem. Moim zdaniem facet nie zasłużył sobie na takie traktowanie heh, koniec końców on się przynajmniej starał coś rozwinąć w ich relacji, a ona sama nie wiedziała czego chce.

Schadzka

5
Leszek Pipka pisze:czyta się całą sceną. Jest plastycznie, a dialogi są żwawe i niesztuczne. To wcale niemało, gdy idzie o tak delikatną materię. Mnie się podoba.
W przeciwieństwie do Twoich poprzednich tekstów, które, choć poprawne, jakichś głębszych uczuć :-) nie wzbudziły.
no cóż, jak leszkowi sie podoba, to moze do wyróżnionych? :-D
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Schadzka

6
Justyna_C pisze: – Przestań. Nie mam dzisiaj ochoty. – Paulina spróbowała uwolnić się spod silnego uścisku.
Jeżeli to narrator podaje imię bohaterki (a nie jej kochanek, w rozmowie), mógłby to zrobić na samym początku, nie zaś w połowie tekstu, gdzie nie ma to żadnego uzasadnienia, gdyż akcja już zdążyła się rozwinąć mimo bezimienności obojga.
Justyna_C pisze: Była tu dopiero siódmy, może ósmy raz, ale już zdążyła polubić to miejsce
Są miejsca, które można polubić od razu, więc dopiero siódmy, może ósmy raz i ale już nie tworzą żadnej opozycji.
Justyna_C pisze:ręcznie utkana serwetka, porcelanowa figurka czy obraz w ornamentowej oprawie
W rzeźbionych ramach. Co do ręcznie tkanych serwetek mam podejrzenie, że były dziergane szydełkiem.
Justyna_C pisze: betonowe podwórko z trzepakiem i studnią wysianą szkłem i petami.
Wysiane mogą być nasiona na rozsadę. Trotuar, podłoga, trawnik itp. mogą być usiane szkłem i petami. Co do studni - raczej powinna być czymś przykryta albo zasypana ziemią.
Justyna_C pisze: – No, jesteś nareszcie! – wykrzyknął Schultz z głębi mieszkania, prawdopodobnie z sypialni.
Podkreślone - zbędne. Nawet jeśli mieszkanie ma ponad sto metrów, to nietrudno stwierdzić, skąd dobiega głos.
Justyna_C pisze: kilkoma energicznymi ruchami ugniotła włosy
Włosy można ugniatać w czasie mycia i innych zabiegów kosmetycznych, raczej delikatnie, niż energicznie, a tutaj, to nie wiem - rozwichrzyła je?

Generalnie jednak - piszesz sprawnie, zwłaszcza dialogi dobrze wypadają.
Justyna_C pisze: W przeciwieństwie do męża jej szef był wyśmienitym kochankiem.
Justyna_C pisze: romans stał się pewnego rodzaju antidotum. Wybawieniem.
Justyna_C pisze: Tak naprawdę, to ona przychodziła tu tylko po to, żeby się dobrze wypieprzyć.
No właśnie.
Tym razem coś nie zagrało - ale co? W jej początkowym nastawieniu do tej randki jest tylko skwapliwa gotowość i takie, powiedziałabym, zadaniowe podejście: przychodzi już bez bielizny, maluje sobie kółka na piersiach - na niego to działa, lecz, niestety, on na nią akurat dzisiaj nie, chociaż nie wiadomo dlaczego, gdyż podobno kochankiem jest wyśmienitym. To jest szkic grubą kreską - cała histeria Pauliny, te wszystkie wyrzuty i zarzuty, wypędzanie faceta z mieszkania, dzieją się jakby wbrew temu, co piszesz o zapleczu ich związku. Cała sytuacja jest wiarygodna raczej na poziomie bieżących zachowań (nic o Paulinie nie wiemy, może takie skrajne reakcje to u niej norma), natomiast niespójna z tłem. Przecież ten romans dawał jej satysfakcję, stanowił w jej życiu jakąś wartość. Tak, jak napisał Leszek, przydałoby się tu większe zniuansowanie. Bo inaczej - podejrzenia o PMS nie są bezpodstawne.
Justyna_C pisze: – O czymś zapomniałaś – powiedział i coś wcisnął jej w dłoń. Spojrzała w dół. – Chociaż to i tak za dużo – dodał takim tonem, że przeszły ją ciarki.
Justyna_C pisze: zapaliła papierosa i wrzucając pięćdziesięciozłotowy banknot do torebki, wyszła trzasnąwszy drzwiami.
Zakończenie zrobiło na mnie największe wrażenie. Rozumiem, że on chciał ją upokorzyć. Ale: ona po tej calej awanturze i zarzutach, że jest traktowana jak dziwka, wzięła od niego pięćdziesiąt złotych? Nie wiem, czy bardziej podziałała mi na wyobraźnię wysokość tej sumy, czy sam fakt, że przyjęła. Taka bojowa kobieta z paralizatorem w torebce powinna unieszkodliwionemu kochankowi w zęby wcisnąć banknot. Dziwnie skrzętna się okazała. On po każdej randce jej płacił, czy jednak wyjątkowo?

Tak się zastanawiam: czy nie poświęcasz wiarygodności psychologicznej dla zaskakujących zwrotów akcji? Najpierw nagła zmiana (umotywowana, w gruncie rzeczy, słabo) - od całkowitej, niczym nie maskowanej gotowości do równie całkowitego odrzucenia - a potem paralizator... Trochę wygląda mi to na ilustrację tezy: skoro kobieta mówi nie, to znaczy nie, nawet jeśli przed chwilą mówiła tak, a jeśli do mężczyzny to nie dociera, słusznie zostanie ukarany. Ma być tak, jak chcę, a jak nie - to paralizatorem! Groteskowo wypadło to zakończenie.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Schadzka

7
Nie sądzę - tekst się wyróżnia potencją, nie efektem.
Tu jest sałatka z psychologii, w sumie mało wiarygodnie i histerycznie zbudowane postaci

Added in 2 minutes 17 seconds:
Nie widziam Rubii - pełna zgoda, zwłaszcza z histerią ;)

Added in 16 seconds:
Nie widziam Rubii - pełna zgoda, zwłaszcza z histerią ;)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Schadzka

9
Jeszcze raz dziękuję tym, którym chciało się skomentować mój fragment. Bardzo się cieszę i chociaż wytknęliście mi sporo, najwięcej radości sprawiły mi słowa:
gebilis pisze: Ale tekst bardzo dobry; nie wulgarny, inteligentny i z emocjami
Leszek Pipka pisze: Jest plastycznie, a dialogi są żwawe i niesztuczne. To wcale niemało, gdy idzie o tak delikatną materię. Mnie się podoba.
KamoFreak pisze: Zachowania obu postaci były realne i przedstawiony w łatwy do śledzenia sposób, a jednocześnie wciągało na tyle, by czytać dalej i zastanawiać się co z tego wyniknie.
Rubia pisze: Generalnie jednak - piszesz sprawnie, zwłaszcza dialogi dobrze wypadają.
Leszku, oczywiście, że dyskusja jest tym, na co liczyłam. Najgorsze chyba, co może spotkać autora, to pustka pod tekstem.
Dziękuję za wnikliwą analizę.
Leszek Pipka pisze: Skąd wzięła się suchość, a potem niechęć co do seksu? Czegoś brakuje, coś nie jest wyjaśnione, albo wyjaśnione nie w tym miejscu, co trzeba.
A wiesz, że miałam to wyjaśnione, ale jako, że całe zdanie nie podobało mi się, wycięłam je. Teraz widzę, że musi tam wrócić.
Leszek Pipka pisze: Jest oczywiście kilka rzeczy wartych przemyślenia, gdyż psychologicznie nieco się rozłazi opis osób i relacji między nimi
Bo Paulina generalnie sama się ze sobą rozłazi :). Z jednej strony przyjęła rolę wyuzdanej kochanki, skupionej wyłącznie na seksie, z drugiej - choć bardzo się przed tym wzbrania - czuje, że zaczyna jej na tym mężczyźnie zależeć. Cała ta histeria to odpowiedź na uczucia, których się nie spodziewała i których się boi. Żadna chyba kobieta nie chce się zakochać w mężczyźnie, który z góry zaznaczył, że nie chce się angażować.
Rubia pisze: Zakończenie zrobiło na mnie największe wrażenie. Rozumiem, że on chciał ją upokorzyć. Ale: ona po tej calej awanturze i zarzutach, że jest traktowana jak dziwka, wzięła od niego pięćdziesiąt złotych? Nie wiem, czy bardziej podziałała mi na wyobraźnię wysokość tej sumy, czy sam fakt, że przyjęła. Taka bojowa kobieta z paralizatorem w torebce powinna unieszkodliwionemu kochankowi w zęby wcisnąć banknot. Dziwnie skrzętna się okazała. On po każdej randce jej płacił, czy jednak wyjątkowo?
Rubia - zastanawiałam się jak zakończyć tę scenę i w pierwotnej formie wyglądała ona tak, że Paulina rzuciła banknot na "unieszkodliwionego" Schultza, dorzucając jeszcze stówkę od siebie :). Potem jednak doszłam do wniosku, że skoro w całej tej scenie zachowywała się w trudny do zrozumienia sposób, niech finał jeszcze to wzmocni.
Rubia pisze: Cała sytuacja jest wiarygodna raczej na poziomie bieżących zachowań (nic o Paulinie nie wiemy, może takie skrajne reakcje to u niej norma), natomiast niespójna z tłem. Przecież ten romans dawał jej satysfakcję, stanowił w jej życiu jakąś wartość. Tak, jak napisał Leszek, przydałoby się tu większe zniuansowanie.
Leszek Pipka pisze: ale chciałbym zrozumieć cały ten uczuciowo-fizjologiczny galimatias. A nie mogę, za mało danych.
Bo to raptem cztery strony z czterystu :)
Leszek Pipka pisze: poniekąd przymuszasz do przyjęcia najprostszego wytłumaczenia
Czy to źle? Myślę, że czasami tak właśnie jest - prosto i nieskomplikowanie. Prawdziwie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”