Fragment textu / obyczaj

1
Uderzenie zachwiało masywnym stołem z takim impetem, że szklanki z napojami drgnęły gwałtownie, zatańczyły chybotliwie, ponad zrębem kilku z nich przelał się sok i obrus ozdobiły różnobarwne, nieforemne wzory. Z patery wypadło kilka winogron, jedna z pomarańczy zadygotała na skraju blatu i miękko wylądowała na ziemi.
- Uważajcie! – Arina Ordasz złapała gruby, miękko ukryty pod obrusem róg stołu, przytrzymała, jakby mogła uchronić go, powstrzymać wibrujący ruch. Potrzasnęła z dezaprobatą głową, ale błyszczały jej wesoło oczy, gdy patrzyła na mężczyzn, rozbawionych jak psocące dzieciaki. Pochyliła się, zgarnęła owoc, delikatnie odłożyła na talerz. – Dalej od stołu z wygłupami, prosiłam już trzy razy! A Misza ma pół koszuli w trawie! Przecież to się nie spierze!
Rimski-Korsakow nie odpowiedział – śmiał się, przygnieciony przez brata i szwagra, ledwo oddychał i nie miał jak odzyskać swobody. Wiśniewski dopadł ich w dwóch krokach, wyrwał mu piłkę i pognał ku bramce, w przeciwny koniec ogrodu, a za nim dzieciaki i Agenor.
- Złaźcie ze mnie matoły! – Michał próbował odepchnąć Kubę, ale młodszy brat tylko zacisnął ręce na jego ramieniu, pchnął mocno, upewniając się, że nie wstanie. – Niech was diabli! To faul!
- Srał faul! – zripostował błyskotliwie mąż Julii. Zerknął w tył, na gnającego co sił w nogach policjanta i skinął aprobatą. – I tak prowadzicie czterema punktami, będzie touch down, to cię puszczę.
- Suka! – Zawarczał ze śmiechem Michał, ale jego oczy zalśniły groźnie.
- Nie waż się! – W głosie Adama zabrzmiały nutki strachu. – Korsakow, ty chu…
Nie dokończył, Michał uderzył barkiem, uwolnił lewą rękę i błyskawicznie założył mu dźwignię na szyję. Adam nie zdążył nawet zaprotestować, runął obok, na trawę, pogniótł źdźbła i przejechał lewym policzkiem ostrą gałązkę. Na skórze wykwitła wąska, krwawa rysa. Zabolało i odruchowo docisnął palcami. Chwilę później usłyszał przeklinającego po rosyjsku Kubę. Młodszy Korsakow zwalił się na niego jak wór cementu, ciężko i bezwładnie, w dodatku trzasnął go łokciem w głowę i przygwoździł ciężarem aż obaj zajęczeli protestem.
- Auu – poskarżył się z wyrzutem Kuba, przetoczył na murawę, uniósł, bezradnie patrząc na starszego brata. – Wiedziałem, że mecz z Wronami to durny pomysł…
- Szlag! – Adam poderwał się, pobiegł za Michałem, ale wiedział, że nie ma szansy go dopaść ani nawet ochronić Wiśniewskiego przed Agenorem. Tamci byli za daleko. Daari wbił się w policjanta jak młot, całym ciężarem, brutalnie i znacznie mocniej niż się umawiali, zakładając o skrzynkę wódki. Marcin poleciał w bok, obaj z łomotem zwalili się na miękką trawę, klnąc i śmiejąc się jak rozbawione dzieciaki. Rozpędzony Michał wpadł w nich, przydusił policjanta i rzucił krótką komendę Agenorowi.
- Jest’! – Daari odebrał piłkę, mocno i zupełnie ignorując wszelkie zasady fair play, szturchnął policjanta nogą, aż zajęczał z bólu.
Adam zerknął w tył, na podnoszącego się Kubę – sam nie był przeciwnikiem dla Agenora, przy odrobinie szczęścia we dwóch mieli szasnę go zatrzymać. Może nie wygrają, ale chociaż uda im się zgasić ironiczne rozbawienie i pewność zwycięstwa błyszczące w ciemnych oczach Rosjanina.
- Młody, ruchy! – rozkazał, modląc się, żeby chociaż nic nie złamał w starciu z Daarim, bo Julka nie da mu żyć przez najbliższe pięć lat, tak samo jak marudziła o każdego siniaka czy podbite oko podczas sparringów z Wronami.
Odbił się, przeklinając wizytowe buty, które założył za namową żony i zazdrośnie zerknął na trampki Agenora. Poczuł, jak trawa miękko usuwa mu się spod nóg, stracił równowagę w niekontrolowanym poślizgu. Przetoczył się po murawie, wśród kolorowych balonów i rozbrzmiewających wesoło damskich głosów, i natychmiast poderwał. Warknął zirytowany, był za daleko - Daari minął go i pobiegł dalej.
- Żesz kurw… - Urwał, bo wokoło były kobiety i dzieci. I, co ważniejsze, teściowa, która – tego był pewny jak wschodów i zachodów słońca – będzie wypominać do końca życia podwórkową łacinę w towarzystwie. Zerwał więc przekleństwo, przełknął, chociaż stawało kością w gardle i z desperacją złowił wzrokiem spojrzenie młodego Korsakowa. – Bierz go! Zatrzymaj gnoja!
Kuba dopadł przeciwnika, zderzyli się, któryś zaklął z bólu. Kuba nieregulaminowo złapał za koszulkę Agenora, szarpnął, ale nie zatrzymał w pędzie. Rosjanin nawet na niego nie spojrzał, odwinął się miękko, niemal od niechcenia uderzył. Kuba oberwał łokciem w brzuch, zakrztusił się cierpieniem, zachwiał, ostatkiem sił trzymając przeciwnika. Bawełna pękła i porwała się z trzaskiem, a uwolniony Daari pobiegł dalej.
- Kurde… - Młody Rimski-Korsakow opadł na kolana, zwinął się z bólu. Z trudem oddychał, ale zagniewanym wzrokiem śledził przeciwnika, a potem jajowatą piłkę, wolno opadającą na trawę przy wyznaczonej butelkami po piwie linii. Daari roześmiał się wesoło i błyszczały mu oczy triumfem.
- Nu, Misza, pobiedili ! – zawołał. Leniwym krokiem zbliżył się do Kuby, pomógł wstać i poklepał młodego po plecach. – Dobrze?
- Idź w cholerę! Prawie mi żebra połamałeś!
- Bo grasz nie fair – śmiał się Agenor. – To nie zapasy, dzierżyt' nielzja.
Kuba przełknął gniew, pozwolił sobie pomóc i strzepnął ciężkie ramię Rosjanina ze swojego karku, wesoło radząc mu, żeby „paszoł won!”, ale razem wrócili do stołu, do kobiet, które patrzyły na nich z czułością, jak na rozrabiające dzieciaki. Agenor z oczami rozjarzonymi alkoholem równiutko jak od linijki ustawił kieliszki, nalał. Wypili wszyscy poza Michałem, bo wykręcił się, że będzie jeszcze Marię wieczorem odwoził do domu i musi być trzeźwy.
Adam obejrzał porwany podkoszulek i śmiał się, że następnym razem będą grać tylko w szortach, bo szkoda ubrań przy takiej stawce.
- Michał, daj mu coś na grzbiet! – poprosił zakłopotany Kuba. – Głupio wyszło, przepraszam.
- Niczego. – Śmiał się Agenor. – Przecież spodni mi z dupy nie zdarłeś.
Michał wstał.
- Koszulę chcesz?
- Wszystko jedno. Może zostać jak jest.
- Nie może. – Zamruczał znad butelki piwa Wiśniewski. Nieznacznym ruchem wskazał kobietę, z którą przyszedł. – Moja Aga gapi się na ciebie jak krowa na pociąg. Najwyraźniej wpadłeś jej w oko. Zresztą, Julka i Arina też, dałeś czadu zdobywając przyłożenie i zaimponowałeś naszym paniom.
- Akurat.
- Jak zwał, tak zwał, ubierz się, Agenor, bo będę musiał skuć ci mordę. – Wiśniewski otoczył go ciężkim jak cuma tankowca ramieniem, nieznacznie, w subtelnej groźbie zacisnął wokół szyi. – A chłopaki pomogą, prawda, druzja ?
Roześmiali się.
- Chodź. – Westchnął rozbawiony Michał. – Dam ci coś na grzbiet. A wy trzej jazda do sklepu po wódkę.
- Chopin Rye? – Upewnił się wesoło Marcin.
- Może być. Agenor?
- Idę.
W drzwiach zatrzymała ich Kasia i wręczyła Michałowi córkę, prosząc, żeby zajął się małą. Spojrzał zdumiony, a ona zarumieniła się po końcówki uszu.
- Mama zajęta, Julka robi sałatkę, a ja muszę…
- W porządku. – Zgarnął córeczkę, przytulił, zakołysał delikatnie i dziecko śmiało się do niego szczęśliwe, a jemu oczy błyszczały miłością i Kasia po raz kolejny ze zdumieniem widziała, jak bardzo Natasza jest do niego podobna – ten sam błękit oczu, jasne włosy i nawet uśmiechała się jak ojciec, ciepło i słonecznie. Michał uniósł na moment głowę, wskazał Daariego. – Zabierz go na górę, niech znajdzie jakieś ciuchy, bo Kubę poniosło.
- Tobie też przynieść? – dopytała. - Cały prawy bok masz zielony od trawy.
- Jasne – zgodził się niefrasobliwie.
(...)
Nataszka zakwiliła, odruchowo zakołysał ją łagodnie, szepcząc co mu w duszy grało, przesunął się nieznacznie, osłonił małą przed ostrym słońcem.
- Śliczna jest. I taka podobna do ciebie. – Ciepły oddech musnął jego policzek. Maria. Pochyliła się nad niemowlęciem, czuły uśmiech przemknął po jej ustach. Ostrożnie, jak znalezioną na plaży muszelkę, dotknęła palcami maleńką dłoń.
- Jest najpiękniejszą kobietą na świecie – zgodził się spokojnie, nawet nie próbując ukryć miłości i dumy. – Ale gości tyle, niespokojna maleńka, marudzi i nie chce spać.
- Może jest głodna?
- Kasia niedawno ją karmiła.
- Mogę? – spytała cicho Maria i nieśmiało, prosząco wyciągnęła ramiona ku dziecku. Michał bez wahania podał małą, zauroczony patrzył jak tuliła jego córkę z taka czułością, jakby była jej własna. Zanuciła cichą kołysankę, a on uśmiechnął się ciepło do melodii i słów, które miał wpisane w duszę. Drgnęła w nim pamięć, popłynęła łagodnie za piosenką i nieświadomie układał wersy, miękko otulające fragmenty przeszłości - obrazy, zapachy i wspomnienie o dotyku.
Spi-ditjatko, poczywaj, swoi głazki zakrywaj,
Stanu piet’ ja, razpiewat’, kołybiel twoju kaczat’,
Chodit’ Son po senseczkam, Droma pod okoszeczkom,
A kak Son-to gawarit, ja skoreje usyplju…”

Pamiętał dobre, łagodne oczy ojca, który siedział na dywanie przy łóżeczku, cichym głosem śpiewał o Dromie, o jej miękkich dłoniach zamykających dzieciom oczy. I że okryje kołdrą, zsyłając dobre sny. Michał zasypiał, ukołysany piosenką i na granicy snu i jawy czuł jak Andrej Rimski-Korsakow pochyla się nad nim, gładzi po włosach i na „dobranoc” całuje w czoło. Gdy był starszy, miał swój pokój, a Julka i Kuba wspólny i gniewał się, że musi czekać aż ojciec ukołysze młodsze rodzeństwo, bo zdarzało się, że umęczony długim dniem i nauką w dwóch szkołach – polskiej i rosyjskiej - zasypiał, gdy tylko dotknął głową poduszki.
Andrej przychodził i delikatnie poprawiał kołdrę, przesuwał palcami wśród jasnych włosów pierworodnego i całował troskliwie. Michał czuł obecność, czasem nawet otwierał oczy, na chwilę tylko, żeby zobaczyć, jak ojciec siada na brzegu łózka i nuci kołysankę. Tę samą, którą teraz Maria usypiała Nataszę.
- Dobrze razem wyglądacie – powiedział cicho, wędrując śladami pamięci.
- Kiedyś myślałam… - Nie dokończyła, bo Natasza wykrzywiła buzie w podkówkę. Maria uśmiechnęła się leciutko, zakołysała dziecko i musnęła wargami jasne włoski. – Śpij maluchu.
Michał oparł głowę o nagrzany latem, chropawy pień drzewa i było mu dobrze i spokojnie, jak żeglarzowi, który po sztormie odnalazł własny port.
Odnalazł wzrokiem młodszego brata – Kuba pił równo z Wronami i błyszczały mu łobuzersko oczy. Podeszła Arina, miękkim, pieszczotliwym gestem zmierzwiła mu jasne włosy, tak samo, jak robiła to Nikicie. Pochyliła się, powiedziała coś i roześmieli się wszyscy, a Kuba zaczerwienił jak nastolatek, udając, że opędza się od niej jak od uprzykrzonej muchy.
Michał dawno nie widział go w tak dobrym humorze. Wprawdzie przed południem, gdy tylko przyjechał, wydawał się pochmurny jak niebo nad Anglią i kategorycznie zaznaczył, że muszą porozmawiać. Miał dziwnie rozedrgany głos i był nieswój, jak lata temu, gdy nabroił i szukał pomocy u starszego brata. I tak samo bał się przyznać, chociaż doskonale wiedział, że łatwiej załatwiać interesy i negocjować ukrycie przed rodzicami psoty, niż narażać się na konfrontację z ojcem. Michał obiecał, że znajdzie chwile, ale wtedy zadzwoniła Maria, że jest gotowa i może przyjechać, a później Ordasz, z przeprosinami, że spóźni się. Miał spotkanie, którego nie mógł odwołać, ale obiecał, że Arina z dziećmi przyjadą na czas.
Agenor złowił spojrzenie Michała, skinął ku niemu i wzniósł toast.
- Idź od nich – szepnęła Maria, ale uśmiechnęła się radośnie, gdy zaprzeczył ruchem głowy. – Czemu?
- Będą marudzić, żebym pił.
- Nie chcesz?
- Obiecałem cię odwieźć do domu. – Zamruczał. Sięgnął ku Nataszy i wyprostował paluszki zaciśnięte na włosach Marii. Wesołe iskierki zalśniły w ciemnych jak grudniowe niebo oczach mężczyzny i ostrożnie wyplatał dziecięcą rączkę z czarnych pukli. – Kaśkę też tak trzyma, jakby bała się zostać sama.
- Takie maluchy lubią czuć obecność. Zobacz, maleńka zasnęła.
Rozdzwonił się telefon i Michał przeprosił, cień zdumienia musnął jego twarz, gdy zobaczył na wyświetlaczu imię ambasadora. Odebrał szybko. (...)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Fragment textu / obyczaj

2
Na początku wyjaśnienie. Nie jestem czytelnikiem obyczajówek i się nie znam. Dodatkowo, jestem dość głupi i wiele rzeczy nie rozumiem. Być może to są przyczynki do mojego odbioru tego tekstu. Nie obrażaj się więc na moją impertynencję, tylko zrzuć to na to żem ćwiek i laik.

Dużo się w tym tekście dzieje. Przewracają stoły (nieomal), leje się krew, żeglarze odnajdują port. Ludzie do siebie mówią. Wszystko napisane zgrabny językiem, wszystkie trybiki pisarskie zazębiają się należycie. A ja czytam tak i czytam i zero mam z tego przyjemności. Jakbym wyglądał przez okno i ruch uliczny obserwował. Nie rezonuje to ze mną. Nie widzę czegoś, co to wszystko napędza, nie rozpoznaję kierunku, gdzie to zmierza.

Może to ma być przedstawienie postaci? Tylko że wtedy, jak dla mnie, strasznie dużo tego tekstu na ten opis. Może powolne wprowadzenie do czegoś większego? Tylko wtedy dlaczego prezentować ciszę, jak można narobić hałasu burzą? Może taka jest konwencja obyczajówek? Może jestem ćwiek i laik i po prostu czegoś nie rozumiem.
Strona autorska.

Fragment textu / obyczaj

3
ravva pisze:Uderzenie zachwiało masywnym stołem z takim impetem
Stoi obok stołu Uderzenie i chwieje stołem. Moje pierwsze skojarzenie.
ravva pisze:szklanki z napojami drgnęły gwałtownie, zatańczyły chybotliwie
Przysłówków powinno się unikać.
ravva pisze:Z patery wypadło kilka winogron
Luzem leżały? Z reguły leżą w gałązce. Po co je oddzielać?
ravva pisze:błyskawicznie założył mu dźwignię na szyję
Wg mojej wiedzy dźwignię zakłada się na staw lub kilka stawów, raczej nie na szyję.
ravva pisze:przejechał lewym policzkiem ostrą gałązkę
To brzmi jak opis wypadku samochodowego. Do przeredagowania.
ravva pisze:przygwoździł ciężarem aż obaj zajęczeli protestem.
Zajęczeli przy pomocy protestu?
ravva pisze:Kasia niedawno karmiła
Zbędny zaimek? W Twoim tekście?
ravva pisze:jak tuliła jego córkę z taka czułością, jakby była jej własna
Literówka w zbędnym słowie. Niezłe combo.
ravva pisze:popłynęła łagodnie za piosenką
Sama widzisz.
ravva pisze:Natasza wykrzywiła buzie w podkówkę
Ile miała tych buziek?
ravva pisze:powiedziała coś i roześmieli się wszyscy
Bezpieczniej pisać "roześmiali". Podobno. Forma "śmieli" nie jest niepoprawna, ale upowszechniła się raczej na Mazowszu jako regionalizm.
ravva pisze:Michał dawno nie widział go w tak dobrym humorze. Wprawdzie przed południem, gdy tylko przyjechał, wydawał się pochmurny jak niebo nad Anglią i kategorycznie zaznaczył, że muszą porozmawiać.
Tu mam zaburzenie tożsamości podmiotu.
ravva pisze:wyplatał dziecięcą rączkę z czarnych pukli
To się nadaje do Babolarium, gdyby nie literówka.

We fragmencie pojawia się mnóstwo postaci, imion ich nie zliczę, bo zwyczajnie szkoda mi na to czasu. Mniej więcej w połowie nie byłem w stanie pomiarkować, kto jest kto. Wiem, że ktoś z nich był potężny, jest jakiś młodszy brat, grają w futbol amerykański lub rugby, piją wódkę, ale kto jest kim... gdybym miał teraz wypełnić quiz, nie dałbym rady. Ja wiem, to jest fragment całości, i nie powinienem się tego czepiać, ale nie byłbym sobą, gdybym tego nie zrobił :)

Wydaje mi się, że wybrałaś niekoniecznie najlepszy fragment do orania na Wery. Dużo postaci, owszem, jest akcja, ale nie mogę wyrugować wrażenia, iż większość akcji ma miejsce poza tym fragmentem. Akcji, którą chciałbym przeczytać.
Do jednego z bohaterów dzwoni ambasador, więc może być grubo, a nie jest.

Twój styl to coś, co mnie tu przyciągnęło. Fajnie, płynnie piszesz i lubię to czytać. Mam nadzieję, że całość dorwę gdzieś na półce w Empiku pewnego pięknego dnia.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

Fragment textu / obyczaj

4
zaraza, faktycznie akcja zaczyna się po telefonie ambasadora :-)

I kawałek ze środka, więc bohaterowie są już przedstawieni.

Dzięki za komentarze panowie :-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Fragment textu / obyczaj

5
ravva pisze: zaraza, faktycznie akcja zaczyna się po telefonie ambasadora :-)

I kawałek ze środka, więc bohaterowie są już przedstawieni.

Dzięki za komentarze panowie :-)
Jak raz, że mam rację :)

Gdzie reszta?
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

Fragment textu / obyczaj

6
Mogę ci cd tego podrzucić na pw.
Z akcją ;-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Fragment textu / obyczaj

7
Język i styl narracji bardzo mi się podobują.
Właśnie jest oryginalny i na szczęście nikt go nie weryfikuje za bardzo pod względem poprawności.
Ale ten fragment nadaje się raczej do takiej oceny, bo jest ewidentnie wyrwany z kontekstu, więc jak tu można ocenić fabułę?
Nie da się, bo widać, że coś było przed i po.
Do technikaliów się nie nadaję. Do klimatu - tak - i jest fajnie.
Ale z tego fragmentu nic nie powiem o akcji. Jej konstrukcji i wiarygodnym stopniowaniu.
Szkoda.

Fragment textu / obyczaj

8
ravva pisze: Mogę ci cd tego podrzucić na pw.
Z akcją ;-)
Poproszę. ZObaczymy, co tam ciekawego ambasador miał do powiedzenia
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

Fragment textu / obyczaj

9
ravva pisze: - Bo grasz nie fair – śmiał się Agenor. – To nie zapasy, dzierżyt' nielzja.
Kuba przełknął gniew, pozwolił sobie pomóc i strzepnął ciężkie ramię Rosjanina ze swojego karku, wesoło radząc mu, żeby „paszoł won!”, ale razem wrócili do stołu, do kobiet, które patrzyły na nich z czułością, jak na rozrabiające dzieciaki. Agenor z oczami rozjarzonymi alkoholem równiutko jak od linijki ustawił kieliszki, nalał. Wypili wszyscy poza Michałem, bo wykręcił się, że będzie jeszcze Marię wieczorem odwoził do domu i musi być trzeźwy.
Adam obejrzał porwany podkoszulek i śmiał się, że następnym razem będą grać tylko w szortach, bo szkoda ubrań przy takiej stawce.
- Michał, daj mu coś na grzbiet! – poprosił zakłopotany Kuba. – Głupio wyszło, przepraszam.
- Niczego. – Śmiał się Agenor. – Przecież spodni mi z dupy nie zdarłeś.

Ctrl+f "śmiał się"
sprawdź, ile tego masz ;)

Added in 3 minutes 15 seconds:
ravva pisze: zajęczeli protestem.
wszelkie tego typu: zapłakali rozpaczą, załkał szczęściem etc... - IMO do wywałki, bo choć to takie Twoje, niestety zgrzyta ;)

Fragment textu / obyczaj

10
Augusta pisze:Ctrl+f "śmiał się"
sprawdź, ile tego masz ;)
sprawdziłam - 5 na 15k.
pomyślę, dzięki :-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Fragment textu / obyczaj

11
ravva pisze: zajęczeli protestem.
wszelkie tego typu: zapłakali rozpaczą, załkał szczęściem etc... - IMO do wywałki, bo choć to takie Twoje, niestety zgrzyta ;)
ravva pisze: zaczerwienił jak nastolatek, udając, że opędza się od niej jak od uprzykrzonej muchy.
Michał dawno nie widział go w tak dobrym humorze. Wprawdzie przed południem, gdy tylko przyjechał, wydawał się pochmurny jak niebo nad Anglią

konstrukcja typu: zielony jak ogórek, wesoły jak szczygieł, etc...
za dużo tych jaków - wywal połowę, o ile nie 2/3 (to jak progi zwalniające ;) )

Fragment textu / obyczaj

12
<przeklina pod nosem i idzie po walec drogowy>
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Fragment textu / obyczaj

14
Według mnie - stanowczo za dużo opisywania. Tło jest tłem, tu wyrasta na głównego bohatera :)
Nabijasz znaki dialogami, one Ci dobrze wychodzą, ale zarazem strony płyną, a sedna nie ma. Fragment wyrwany z kontekstu, ale nawet jeśli czytelnik trafi w środku, to wiesz... tego jest prawie 12 000 znaków, siedem stron maszynopisu jak byk, siedem stron książki... nieeee
(Sorki, do cięcia, jak Augusta mówi.)

Added in 14 minutes 27 seconds:
Co bym ciął... Popatrz:

Twoja wersja:
- Złaźcie ze mnie matoły! – Michał próbował odepchnąć Kubę, ale młodszy brat tylko zacisnął ręce na jego ramieniu, pchnął mocno, upewniając się, że nie wstanie. – Niech was diabli! To faul!
- Srał faul! – zripostował błyskotliwie mąż Julii. Zerknął w tył, na gnającego co sił w nogach policjanta i skinął aprobatą. – I tak prowadzicie czterema punktami, będzie touch down, to cię puszczę.
- Suka! – Zawarczał ze śmiechem Michał, ale jego oczy zalśniły groźnie.
- Nie waż się! – W głosie Adama zabrzmiały nutki strachu. – Korsakow, ty chu…

Moja wersja:
- Złaźcie ze mnie matoły! – Michał próbował odepchnąć Kubę, ale młodszy brat tylko zacisnął ręce na jego ramieniu. – To faul!
- Srał faul! – warknął <imię>. – Będzie touch down, to cię puszczę.
- Suka! – Oczy Michała zalśniły groźnie.
- Nie waż się! Korsakow, ty chu…
Adam powiedział to ze strachem... <Tu zmiana, bo każde zdanie dialogu opisujesz komentarzem, zmień rytm, rozumiesz?

To tylko próbka, ale widać na niej, ile masz dryfów, których można się pozbyć. Potem wstecznie wstawić tu i owdzie, ale masz tego po prostu za dużo. Szczegół na szczególe, każdy ruch opisany jak w scenariuszu, a gdzie rola wyobraźni czytelnika? :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Fragment textu / obyczaj

15
Hej ravv,

Jak słusznie zauważył jeden z użytkowników, jesteś już na tym etapie, że bez sensu łapać literówki i pospolite błędy. Takie wskazania nic Ci nie dają, więc tylko kilka charakterystycznych rzeczy:
zajęczeli protestem
zakrztusił się cierpieniem
Nie :)
Daari odebrał piłkę, mocno i zupełnie ignorując wszelkie zasady fair play, szturchnął policjanta nogą, aż zajęczał z bólu.
Podmiot w lesie.

Jakieś drobiazgi jak "trawa usuwająca się spod stóp", "dźwignia na szyję" (Nav już wyjaśnił) itd.

Ogólnie. Kawałek pędzi, pędzi, po czym czytelnik musi się mocno zastanowić kto jak stał, kto gdzie upadł i kogo za co chwycił. I tu jest kłopot (o czym była już rozmowa na SB) ponieważ wyobraźnia czytelnika nie jest w stanie sobie zwizualizować tak mocno i konkretnie opisanego przekazu, nie zostawiasz miejsca dla wizualizacji czytającego, przez co czuje się "ciasno".

Całość fajna, mocno pokazująca cechy grających, przejście od "twardo" do "miękko" też ładne, wyciąga różne płaszczyzny bohatera w ciekawy sposób.
Do odkurzenia i popracowania nad usunięciem "spowalniaczy dynamiki" ale całkiem smacznie.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”