Off Topic
Dzień dobry! Oto ja po raz drugi, chociaż nawet pierwszego miało nie być. Tym razem chciałam wstawić fragment powieści, ale Kruger polecił mi opowiadanie. No to napisałam opowiadanie. Dziękuję Bogu i Taco Hemingway`owi oraz zapraszam do lektury. Liczę na wasze opinie 

Dama - mówi słodko i różowieje. Wiem, że kłamie, ale nie sprawdzam. I ona dostrzega, że wiem, więc uśmiecha się ładnie. Prędko wzrok kładę na swoje karty. Skąd ten nagły wstyd?
- Proszę pana?
- Tak...? Przepraszam, zamyśliłem się. Dama.
- Król. Proszę pana?
- Bezsensu. Tak grać w oszukańca we dwójkę, bo wtedy to...
- No, wie pan co! Gramy tylko z nudów, ale pan musi marudzić i dziury w całym szukać.
Marysia krzyżuje ramiona, usta w dziubek układa i odwraca głowę. Tylko, że jej oczy błyskają wesoło, ale i tak brwi marszczy. Udaje, choć wie, że ja to wiem.
- Proszę pana?
- Tak...? Przepraszam, zamyśliłem się. Dama.
- Król. Proszę pana?
- Bezsensu. Tak grać w oszukańca we dwójkę, bo wtedy to...
- No, wie pan co! Gramy tylko z nudów, ale pan musi marudzić i dziury w całym szukać.
Marysia krzyżuje ramiona, usta w dziubek układa i odwraca głowę. Tylko, że jej oczy błyskają wesoło, ale i tak brwi marszczy. Udaje, choć wie, że ja to wiem.
Siedzimy tak chwilkę, w ładnej ciszy. Po głębszym namyśle sięgam po butelkę, chcę nam dolać jeszcze trochę wina, ale pani macha dłonią, gwałtownie wstaje. Nakłada płaszcz na ramiona, a ja proszę, skamlę, żeby została.
- Nie, bo przedobrzymy. Zobaczymy się jutro, może pojutrze. Zobaczymy się, kiedy wczesnym rankiem pełną piersią poczuję, że słońce nam świeci.
- Pani chyba kocha poezję.
- Pani i kocha poezję, i świat, i wszystko, co nieświatem też.
- I mnie również, pani tak kocha?
- Kocham pana, jak kocham bezpańskie psy, podłe stodoły i chwasty.
- Marysiu! - jęczę, ale ona już wychodzi.
- Nie, bo przedobrzymy. Zobaczymy się jutro, może pojutrze. Zobaczymy się, kiedy wczesnym rankiem pełną piersią poczuję, że słońce nam świeci.
- Pani chyba kocha poezję.
- Pani i kocha poezję, i świat, i wszystko, co nieświatem też.
- I mnie również, pani tak kocha?
- Kocham pana, jak kocham bezpańskie psy, podłe stodoły i chwasty.
- Marysiu! - jęczę, ale ona już wychodzi.
Zostaję sam w domu i drga we mnie jakieś niemiłe uczucie. Tak dobrze mi lubić panią Marysię, ale ile ja pań już tak lubiłem. Rozglądam się wokół, dom ubrany jest w moje dawne miłości. Ten dywan przecież kupiła Jagódka. I gliniany wazonik, co stoi w kącie, również. Pamiętam jej oczy fiołkowe i dobry gust. Pomagała mi wnętrze urządzić, gdy się tu sprowadziłem. Dlaczego z nią zerwałem? Chyba czasami przesadzała. Coraz dumniej chodziła i wytykała; to ramka nie pasuje do firanek, to kwiaty zbyt jaskrawe na szarym obrusie. Jagódka nie kobietą, ale francuskim pieskiem była. Moja Marysia jest inna, bo choć ma gust niezły, dość skromna pozostaje.
Jeszcze patrzę po pokoju. Widzę figurkę słonia, o której zapomniałem, a którą podarowała mi Teodozja. Ależ to była panna; niezależna, władcza i uwielbiałem to w niej aż za bardzo. Bywało, że mną pomiatała, ale nie z tego powodu zerwałem. Doszło do tego, gdyż inna kobieta przywłaszczyła sobie moje serce. Urszula. Gdzieś mam pierścionek, który chciałem jej podarować, ale wyszła przykra prawda na jaw, że Ula nie tylko moją była. Zdaje się, że opowiadałem o tym Marysi. Rzuciła wtedy jakieś ładne słówka, zapamiętałem jedynie, że ona niewiernością gardzi.
Myślę tak o tym wszystkim i sięgam po kartkę papieru. Serce bije mi szybciej z każdym kolejnym wersem. Ona kocha poezję, więc poezją ją zdobędę. Piszę o jej pełnych ustach, oczach dużych i miło patrzących. Piszę, że kocham ją, że tylko ona rozumie. Co jakiś czas, gdy mnie lęk rusza, biorę łyki wina.
Następnego dnia biegnę do jej domu z wierszem w dłoni, gotowy wyrecytować swoje uczucia poważnie i z pasją. Pukam, drżę. Marysia otwiera mi drzwi, zaprasza do środka, ale chyba nie cieszy się z tej wizyty. Marszczy nos, chyba czuje ode mnie alkohol. Ale to nic! Uczucia jej wyrecytuję! Wyśpiewam nawet! Całe serce!
Klękam przed moją kobietą i wszystko mówię, czasem się zacinam, ale tylko czasem. A ona patrzy coraz niecierpliwiej, chyba czeka aż skończę, żeby móc rzucić mi się w ramiona. Więc przyspieszam i kończę. Marysia milczy chwilę, w końcu pokazuje na drzwi i mówi:
- Nie chcę pana nigdy więcej widzieć! Żałosny jest pan i zero poety. Ponadto burak i drań! Wynocha! Kto to widział tak... - kręci głową. - Marysia jestem! Tak chlać... nie do pomyślenia. Niech pan idzie do tej swojej bogini i poetki najmilszej. Wynocha! Drań!
Wracam do domu zszokowany i nie rozumiem. Nic nie rozumiem. Dopiero kilka tygodni później czytam swój wiersz ponownie. Wszystko staje się jasne. Zamiast „Marysia” pisałem „Urszula”!
...