Historia młodej pani - fragment powieści fantasy

1
Off Topic
Dzień dobry! Serdecznie proszę o ocenę tych fragmentów - przepraszam, że tą leniwą porą. Nie może zabraknąć podziękowań dla Boga i Taco Hemingway`a.

Wiedza zbędna lub nie.
Zosha jest pirą. Pira to - w dużym uproszczeniu - tedżurski odpowiednik królowej. Myrthe od niedawna jest jej służką, chociaż traktuje ją raczej jako matkę. O, może jeszcze dodam, że Tedżurczycy nie lubią wilków (tutaj wchodzi ich religia). Myślę, że wszystko jest raczej jasne, ale na wszelkie pytania chętnie odpowiem, a wątpliwości rozproszę. Chcę tylko wiedzieć, czy to się jakoś klei.
Myrthe od razu poszła do namiotu Zoshy. W jej postawie kryła się pewna pokora; wcześniej dziewczynka zniknęła bez uprzedzenia, chociaż miała towarzyszyć pirze. Jednak znała swoją panią na tyle dobrze, że mogła mieć pewność, iż nie spotka ją najmniejsza kara, czy nawet słowo przygany. Nie myliła się, Zosha w żaden sposób nie dała poznać, aby służka zawiodła w swoich obowiązkach. Pani sprawiała wrażenie nawet podekscytowanej. Krążyła po namiocie z lekka tanecznym krokiem i nuciła coś pod nosem. Myrthe poczuła się rozdarta. Czy jej pani naprawdę tak niedawno wymiotowała i wyglądała, jakby miała stracić przytomność? Myśli dziewczynki zaczęły podążać w coraz mroczniejszą stronę. Co jeśli ta scena jej się przewidziała? Położyła dłonie na skroniach, gdy jej umysłem wstrząsnął dziwny wstręt do własnych zmysłów. Zosha odwróciła głowę, a przez jej twarz przemknął wyraz namiętnej troski. Skoczyła ku Myrthe i objęła ją jasnymi ramionami.
– Coś się stało i gdzie byłaś tyle czasu? Zaczęłam się o ciebie martwić.
– Nic mi nie jest, pani. Proszę, nie martw się o mnie. Przez chwilę było mi słabo, ale już mi lepiej. – Nie skłamała. Ściskając swoją panią czuła się całkiem dobrze i bezpiecznie. – Przepraszam, pani, że odeszłam bez słowa.
– Nic się nie stało. Tylko powiedz, gdzie byłaś?
– U Medei.
– U Medei...
Zosha odsunęła służkę na odległość ramion i przez chwilę patrzyły sobie w oczy. W końcu odwróciła się, żeby wrócić do układania biżuterii w eleganckie, nietedżurskie pudełeczka. Jednakże wykonywała tę czynność bez rozmysłu, czy zaangażowania. W dalszym ciągu była widocznie zatroskana, ale teraz miało to nieco inny, trudniejszy wyraz. Dłuższą chwilę toczyła bój z myślami, ostatecznie oświadczyła:
– Nie ufam Medei. Szeptają, że wykończyła poprzednią pirę, Marin, i mnie tak samo się zdaje. Lepiej bym się czuła, gdybyś do niej nie chodziła – mówiła coraz śmialej. – To kłamliwa manipulatorka, jak wszystkie wiedźmy. Gdybyś słyszała jak odezwała się na dzisiejszym spotkaniu! W jej głosie dało się słyszeć jawną zniewagę i dziwię się, że pieri uparcie trzyma ją przy sobie. Chociaż ja sama dałam się omamić tej podłej żmiji. Pamiętasz, jak przyprowadziła cię do mnie po raz pierwszy? Jak zaczęła mącić w swoich podziękowaniach, że doszło do tego, iż ja miałam u niej dług! Bo nikomu nie powiedziała, że nie składałam ofiar. Chciałam jej wtedy dziękować, ale zaraz oprzytomniałam...
– Pani... – urwała Myrthe. Chciała zaprzeczyć, stanąć w obronie tak drogiej jej Medei, ale nie miała żadnych argumentów. Nie mogła mieć też pewności, że zna najprawdziwszą naturę wiedźmy i że ta nikogo przed nią nie zgrywa. Właściwie służka nie była już pewna czegokolwiek. Czy Zosha wymiotowała? A może to tylko obraz mojego zdradliwego umysłu? Tak, zwłaszcza Myrthe nie powinna za nikogo poświadczać.
– Przepraszam. Obiecaj mi tylko, że nie będziesz się z nią widywać.
– Obiecuję – jęknęła z niewyobrażalnym trudem. Naprawdę nie mogła nikomu ufać, nawet sobie. Tylko Zoshy, bo ona każdemu pokazywała serce na dłoni. Dziewczynka nawet nie umiała sobie wyobrazić, żeby jej usta wyrzekły słowa sprzeczne z myślami. Absolutnie! W tej chwili pira wydała jej się najczystszą z ludzi. – Obiecuję, moja pani. Już nigdy się z nią nie spotkam!
Kobieta obdarzyła służkę miłym, wdzięcznym spojrzeniem. Jeszcze przez kilka minut jej twarz znaczyła troska, ale zniknęła wraz z zamknięciem ostatniej szkatułki. Wtedy, zupełnie niespodziewanie, pira rozchmurzyła się i wrócił do niej wcześniejszy entuzjazm. Ujęła dłonie służki i oznajmiła ciepłym głosem:
– Zaraz zjawi się Rakar. Raz w tygodniu chodzimy za bramy miasta, żeby wypuścić moje wilki. Tym razem chcę, żebyś poszła z nami!
Myrthe nie próbowała ukryć zaskoczenia, a gdy już oswoiła się z usłyszaną kwestią, złożyła usta w ładnym uśmiechu. [...]
– Opowiedz mi więcej, pani. Ile masz tych wilków? I dlaczego nie trzymasz ich w mieście?
Zosha wskazała miejsce obok siebie i Myrthe usiadła. Patrzyła na swoją panią niecierpliwie wyczekując kolejnego słowa, ale kobieta szykowała się do dłuższej opowieści. Wydało jej się dziwnie ważne, aby dziewczynka usłyszała pełną historię.
– Nigdy nie opowiadałam ci jak tu przybyłam. Nawet nie wiem czy do tej pory zdawałaś sobie sprawę, że nie jestem Tedżurką...
– Oczywiście, masz zupełnie inną urodę.
– Tak, na pierwszy rzut oka widać, że jestem obca. Za to ty mogłabyś być Buun Kedanką. Tylko jesteś trochę za blada.
Myrthe spuściła wzrok. W dalszym ciągu, gdy była mowa o jej pochodzeniu, straszliwie pochmurniała. Zosha zarumieniła się prawie niezauważalnie i przeprosiła, po czym kontynuowała:
– Pochodzę z Mosahesh, choć pewnie nie masz pojęcia, gdzie to jest. To kraj typowo wschodni, jednakże najbliższy Buun Keda. Dlatego Tedżurczycy uwielbiali napadać na tamte okolice. Było im po prostu najszybciej. Byłam może w twoim wieku, może trochę starsza, kiedy matka ogłosiła, że jest w ciąży. Ucieszyłam się na tą wiadomość, bo zawsze chciałam mieć rodzeństwo... Chcesz tego w ogóle słuchać?
– Tak!
– Była późna jesień, kiedy urodziła ślicznego, rumianego chłopczyka. A przynajmniej tak mówią, bo ja nigdy go nie ujrzałam. Nie dopuszczali mnie do niego, matki, czy ojca. Byłam zagubiona, bałam się, że zrobiłam coś złego i niewybaczalnego. Dzisiaj wiem, że oni po prostu zawiązali już umowę z Tedżurczykami. Myślę, że chcieli, żebym zapomniała, jak wyglądają, jeszcze zanim wyjadę.
– Z pewnością dręczyły ich wyrzuty sumienia. Pragnęli zapomnieć i żebyś ty, pani, zapomniała, że należycie do jednej rodziny.
– Może. W każdym razie, gdy doszła ich wieść, że pieri jest wdowcem, skorzystali z okazji. Tym bardziej, że urodził im się zdrowy syn i nie musieli martwić się o przyszłość. Oddali mnie Elburowi, w zamian za pokój. Kilka dni trzymali mnie z dala od rodziny, aż w końcu... Wszystko działo się za moimi plecami. Nie miałam pojęcia, co się szykuję, a gdy pytałam służby, uderzała mnie. W tych ostatnich dniach, nie traktowano mnie już jako królewskiej córki – zawiesiła głos, gdy zaczynał drżeć. – Pewnego razu, tak po prostu, wrzucili mnie do wozu z rzeczami, które należały do mnie, a których nie zdołali sprzedać i wysłali mnie w świat. Wilki nie miały ze mną jechać, ale same popędziły za wozem, a gdy ktokolwiek usiłował je powstrzymać zaczynały potwornie warczeć. Nikt nie chciał mi zdradzić dokąd zmierzamy. Dopiero na miejscu usłyszałam, że zostanę pirą – uśmiechnęła się cierpko. – Wtedy nawet nie wiedziałam, kim jest pira. Wszystko mnie przytłaczało. Tam, skąd pochodzę mieszka się w kamiennych domach. Tedżurczycy wolą sypiać pod prymitywnymi namiotami; żadnych większych budowli. I tutaj jest o wiele cieplej. Długo minęło, zanim się przyzwyczaiłam do dzikiego Buun Keda. Tedżurczycy nie byli mi przychylni. Od samego początku powtarzali, że jestem obca i nigdy się tu nie odnajdę. Po pięciu latach wierzę, że mieli... mają rację. Wszyscy krytykowali decyzję Elbura, a on próbował mnie wspierać. Mówił, że jestem godna tytułu piry, tak jak on swojego. Naprawdę był dla mnie dobry – spuściła wzrok. – Ale musiał pójść na kompromis. Wyrzucono prawie wszystko, co ze sobą przywiozłam: ubrania, ozdoby i większość książek. Miałam korzystać wyłącznie z tedżurskich rzeczy, nosić krótkie sukienki, składać ofiary dla nieznanego boga, brać okrutnie gorące kąpiele i jeździć na pieryjskie polowania, choć ich akurat zawsze udaje mi się unikać. I wyrzucono moje rzeczy, ale wilków nie mogli ot tak wyrzucić, bo uparcie się mnie trzymały. Pamiętam wściekłych Tedżurczyków. Pamiętam jak pochwycili moje zwierzęta, jak ktoś mi zasłonił oczy, gdy ścięli Postracha i Hena. Nie pamiętam, jak zaczęłam płakać, rzuciłam się pod ostrze, ale podobno tak było. Zgodzili się więc, żeby Szlak, Krok i Znak żyli poza miastem. Rakar zaoferował mi pomoc i już następnego dnia znaleźliśmy dość blisko niedużą jaskinię. Zamknęliśmy tam wilki. To chyba koniec historii. Ja zaczęłam korzystać z tedżurskich rzeczy, nosić krótkie sukienki. Ofiar dalej nie składam, a kąpiele biorę zimne, kiedy tylko mogę – wzruszyła ramionami. – Jakoś sobie poradziłam.
– Przykro mi pani, że musiałaś przez to przejść. Naprawdę brak mi słów. Przepraszam, że nie jestem służką na jaką zasługujesz. [...]
– Bzdury – pogłaskała ją po włosach. – Cieszę się, że cię mam, laleczko. I że wysłuchałaś mojej historii.
„Powiedział tak: „pan jest częścią mnie, ja częścią pana”.”
Taco Hemingway, „To by było na tyle”

Historia młodej pani - fragment powieści fantasy

2
Kirke pisze: W jej postawie kryła się pewna pokora;
Kirke pisze: gdy jej umysłem wstrząsnął dziwny wstręt do własnych zmysłów.
Kirke pisze: Myśli dziewczynki zaczęły podążać w coraz mroczniejszą stronę.
Kirke pisze: przez jej twarz przemknął wyraz namiętnej troski.
Piszesz dość spójnie, poprawną polszczyzna - ale te udziwnione, nierealne zwroty bardzo utrudniaja odbiór treści. To odrealnienie postaci na granicy realu i baśni nie przesuwając się konkretnie w żadną ze stron, gubi dzieło nie nadając mu znaczącego charakteru. A mogło być tak pięknie, gdyby nie brak konsekwencji w doborze szczegółów.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

Historia młodej pani - fragment powieści fantasy

3
Językowo i stylistycznie totalnie neutralne dla czytelnika, zero indywidualności w języku. Kalka kalki, ale przeważnie poprawne.
Chyba że pojawiają się takie wyrażenia:
Kirke pisze: Zosha odwróciła głowę, a przez jej twarz przemknął wyraz namiętnej troski.
Co to w ogóle znaczy? Namiętna troska... Ogólnie dla mnie problemem są te egzaltowane przymiotniki. Np.
Kirke pisze: – Obiecuję – jęknęła z niewyobrażalnym trudem.
I wszystkie w tym typie. W mojej wyobraźni, jak to czytam, pojawia się jakiś obraz z brazylijskiej telenoweli. Nie musisz podbijać bohaterom reakcji po każdej wypowiedzi. Waga wypowiedzi przebija przez samą jej treść, a jak coś jest szczególnie istotne, i chcesz to podbić, to zrób pauzę w rozmowie, nie załatwiaj tego jednym przymiotnikiem, tylko np. opisem twarzy, wrażenia jakie te słowa wywołały w postaci.
Postaci totalna sztampa i historia też. Ta ostatnia opowieść to jest materiał na potężne rozpisanie tego, a nie taką skrótową wzmiankę. Mam taki zgrzyt. Jeśli ktoś o czymś opowiada tak skrótowo i sucho, to nie jest ważne w takim razie albo chce to opowiedzieć, wyrzucić, ale nie ma ochoty się rozwodzić nad tym. Ale używa mnóstwa egzaltowanych przymiotników, więc o co chodzi? To wymaga wydaje mi się jakiegoś innego zabiegu narracyjnego. Może służka dostaje tylko fragment historii? Albo zaczyna się kolejny rozdział w perspektywie "fabularyzowanej opowieść-relacji"? Nie wiem, ale to jest słabe. Btw, to imię Zosha? Masakra... Zosza? Mam skojarzenia z jakąś bardzo złą fantastyką.

Historia młodej pani - fragment powieści fantasy

4
Konstrukcja, rytm zdań jest OK. Są pewne potworki stylistyczne, o których przedpiśczyni.
No i jeden walący po oczach ort. Piszemy żmiI .

Może to przypadek, ale w tym fragmencie widzę mnóstwo analogii do GRRMa. Oto DaenerysZosha zostaje sprzedana khalowi Dothraków pieriowi Tedżurów. W sposób przypominający wysłanie paczki Pocztą Polską. Dodajmy do tego wilkory i pomagiera imieniem Rakkharo

Natomiast mam pytania i uwagi w sferze logiki.
Kirke pisze: Myrthe od niedawna jest jej służką, chociaż traktuje ją raczej jako matkę.
Taka relacja wymaga (przeważnie) czasu do zawiązania, zwłaszcza na stopie królowa - służka. Inaczej może dojść do sytuacji typu:
M: Zosiu! (tuli)
Z: (cofa się z wyrazem zaskoczenia i odrazy) Stiglitz, daj jej lekcję etykiety. Dwanaście na gołą rzyć.

Widzę trójkąt Zosha - Myrthe - Medea, przy czym Zosha jest "ta nowa". A Medea dla Myrthe - "droga". Między Zosha a Medeą dla odmiany pachnie ozonem. A jednak:
- Zosha mimo nieufności do Medei akceptuje Myrthe, i to na level "córka"
- Myrthe od razu zerwie związki z Medeą (a przynajmniej tak mówi) - a Zosha to kupuje
- Myrthe jak rozumiem miewa wizje/zwidy. A jednak może ufać tylko Zośce, a nie "drogiej" Madzi. Choć zwidy to ewidentnie sfera zainteresowań czarownicy.

Opowieść Zoshy - rozumiem że to fragment opisania świata, ale niektóre rzeczy Myrthe powinna wiedzieć doskonale.
Kirke pisze: – Nigdy nie opowiadałam ci jak tu przybyłam. Nawet nie wiem czy do tej pory zdawałaś sobie sprawę, że nie jestem Tedżurką...
np to. Chyba że Zo jest jedna z 20 nałożnic.
Kirke pisze: – Opowiedz mi więcej, pani. Ile masz tych wilków? I dlaczego nie trzymasz ich w mieście?
To też Tedżurka powinna wiedzieć.
Kirke pisze: Dzisiaj wiem, że oni po prostu zawiązali już umowę z Tedżurczykami. Myślę, że chcieli, żebym zapomniała, jak wyglądają, jeszcze zanim wyjadę.
To by zagrało gdyby miała, nie wiem, 2, może 3 lata.
Kirke pisze: Tym bardziej, że urodził im się zdrowy syn i nie musieli martwić się o przyszłość.
Nie znam świata, ale jakie jest tam prawo dziedziczenia? I jaki poziom medycyny? Bo narodziny zdrowego syna niewiele znaczą, nasz rodzimy Kazimierz Wielki był najmłodszym synem Łokietka, Stefan i Władysław przeżyli niemowlęctwo ale nie dożyli dorosłości.

Powodzenia.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

[WW] Historia młodej pani - fragment powieści fantasy

5
Dobra, trochę uwag mam, na gorąco. Nie wykluczam, że mi się jeszcze jakieś furtki w głowie pootwierają z czasem.

Zastrzegam, jak zawsze gdy komentuję fragment a nie opowiadanie - to co mogę widzieć jako brak nie musi nim być, bo coś może być wyjaśnione lub pokazane poza tym fragmentem.

Najpierw trochę ogólnych wrażeń.

Domyślam się, że to fragment Twojej powieści fantasy i co za tym idzie mamy tu świat zmyślony, Tedżur, pira, pier są wymyślone.
Primo, trochę się nie wysiliłaś ze stylizacją pomysłu. Jeśli wymyślasz obcy świat, obcą kulturę (a nawet opisujesz obcą kulturę świata realnego) dobrze jest ją rozkręcić. Stworzyć tę aurę obcości - tak złapiesz czytelnika na haczyk, wciągniesz w obcy świat. Coś w tym kierunku zrobiłaś, ale mało, oczywiście przegiąć też nie można.
Konkrety. Jeśli to jest, co zresztą sugeruje tekst, jakaś homogeniczna kultura, ma swoje zwyczaje (i o tym jest), religię (jak rozumiem poza tym fragmentem), ale i nazwy. Masz Tedżur, Mosahesh, Buun Keda. Ale to mało. Bo z drugiej strony brakuje rozpasania na poziomie zwykłego języka a nie nazw, w tym zakresie masz tylko piera i pirę. Pira jest też dla dziewczyny Panią, małą nazywasz służką, Medea jest wiedźmą. Wpadasz w gotowe kalki i odsuwasz obcość. Aż się prosi, żebyś poszalała, stworzyła jakieś słowa, które będą i obce i jednocześnie zrozumiałe - przykłady - nie służka a podręczna (u Atgood jest inna konotacja, ale u Pratchetta też występują), nie wiedźma a szeptucha itp. Wymyśl więcej własnych.

Secundo. Tedżur to specyficzna kultura, trochę informacji o niej jest - mieszkają w namiotach w ciepłym klimacie (niewymagającym konkretniejszych domostw), są trochę dzicy, śniadzi i napadają na sąsiadów. Wypisz wymaluj kultura nomadów, no, może takich co poczynili krok w kierunku mieszkania w jednym miejscu (skoro mowa o mieście) ale ciążących w kierunku ruchu. I jakkolwiek podtrzymuję, ze w kalki nie należy wpadać, to jednak zapytuję: GDZIE SĄ KONIE w tym tekście? Bo opisać kulturę nomadów koniarzy można na wiele sposobów, różniących się, ale spójnych, tak by za każdym razem oddać istotę (Dothrakowie w Grze o Tron, Amitraje w Panu Lodowego Ogrodu).
Może to przesada, ale wydaje mi się, że treść to sugeruje, ale nie realizuje. Aczkolwiek może być poza fragmentem, wiec uwaga może na wyrost.

Czas na zacytowanie paru potknięć.
Kirke pisze: W jej postawie kryła się pewna pokora
Znaczy się, pewna, nieokreślona w wielkości i typie pokora kryła się w postawie dziewczynki - znaczy, skoro się kryła - nie było jej widać?
Chyba nie to chciałaś przekazać, Kirke.
Kirke pisze: Jednak znała swoją panią na tyle dobrze, że mogła by mieć pewność,
Zauważam w twoim stylu pewną bizantyjską skłonność. Czasem wychodzi na dobre, czasem nie. I wtedy trzeba ciąć i upraszczać.
Kirke pisze: Zosha w żaden sposób nie dała poznać, aby że służka zawiodła w swoich obowiązkach.
Kirke pisze: Pani sprawiała nawet wrażenie nawetpodekscytowanej.
Nawet sprawiała wrażenie, czy nawet podekscytowanej?
Kirke pisze: Położyła dłonie na skroniach, gdy jej umysłem wstrząsnął dziwny wstręt do własnych zmysłów.
Wstręt do wzroku, słuchu, dotyku, smaku i węchu, czy raczej do konkretnego wspomnienia?
Kirke pisze: Zosha odwróciła głowę, a przez jej twarz przemknął wyraz namiętnej troski.
namiętny
1. «wywołujący pożądanie lub świadczący o pożądaniu»
2. «odznaczający się gwałtownością uczuć lub będący ich wyrazem»
3. «opanowany pasją do czegoś»
Czy ta troska miała związek z pożądaniem? Odznaczała się gwałtownością? A może pasją?
Popłynęłaś, Kirke. Zabrakło słowa na przysłowiowym końcu języka i wzięłaś dość bliskie. Zdaje mi się, że szukałaś czułej troski.
Kirke pisze: Skoczyła ku Myrthe i objęła ją jasnymi ramionami.
Dlaczego to proponuję wywalić? Gdybyś napisała tylko, że objęła ją ramionami, wywalenie ramion byłoby oczywiste, zbędny nadopis, bo czym ją miała objąć? Dopisanie, że jasnymi, sugeruje, że kolor ma w tym objęciu jakieś znaczenie. A nie ma. Ma znaczenie w tekście w ogóle i gdzieś się powinno znaleźć, ale nie w tym zdaniu.
Kirke pisze: – Co się stało i gdzie byłaś tyle czasu? Zaczęłam się o ciebie martwić.
Tu chyba wkradła się literówka, nie coś a co się stało. I dla większego dramatyzmu - lepiej osobnymi zdaniami pytającymi. Nazwet z podkreśleniem:
- Co się stało?!
W ostatnim zdaniu bizantyjskość wyłazi. Po co to zaczynanie? Prościej - Martwiłam się o ciebie!
Kirke pisze: Ściskając swoją panią czuła się całkiemdobrze i bezpiecznie.
Trochę mnie kłuje to ściskanie, dość wieloznaczne słowo. Znaczy objęcie ale też silny uścisk. Chyba lepiej byłoby: w objęciach. Obejmowanie dwie linijki do góry, wiec powtórzenie tak nie gryzie, a nawet jeśli, można powyżej zmienić na przytulenie.
Panią - bym zamienił. Niezależnie od wcześniejszego postulatu o wymyślenie jakiegoś określenia, którym by się mogła zwracać, w tym fragmencie mamy trzy razy "pani". Więc choć środkowe, w didaskaliach, można by zamienić, np.: w objęciach piry.
Całkiem - do wywalenia. To słowo ma dwa wykluczające się znaczenia - całkowicie i w pewnym stopniu. Przy czym w pierwszym używa się rzadko, mówi się raczej całkowicie (chyba, że w przeczeniu - nie całkiem). A skoro w pewnym stopniu, to osłabiasz to uczucie błogości i bezpieczeństwa. Jakbyś pisała: w tym uścisku czuła się błogo i bezpiecznie, ale jednak niezupełnie (nie całkiem :) ).
Kirke pisze: W końcu odwróciła się, żeby wrócić do układania biżuterii w eleganckie, nietedżurskie pudełeczka.
Tu mi się eleganckie gryzie. Co świadczy o eleganckości pudełek? Że nietedżurskie? Czy tak powinna myśleć mała dziewczynka (bo nie ulega wątpliwości, ze narrator jej towarzyszy w tym fragmencie) widząc coś obcego, nawet zachwycającego? Czy zna w ogóle pojęcie, że coś jest eleganckie?
Kirke pisze: W dalszym ciągu była widocznie zatroskana, ale teraz miało to nieco inny, trudniejszy wyraz.
Ja wiem, co chciałaś przekazać, ale to nie jest za bardzo po polsku. Bizancjum, waćpanno.
Kirke pisze: Dłuższą chwilę toczyła bój z myślami, ostatecznie oświadczyła:
A tu brzydota wtórna. Nie zdawaj relacji z wydarzeń, masz być pisarzem (pisarką), nie komentatorem sportowym czy politycznym. Opowiadaj.
Kirke pisze: Szeptają, że wykończyła poprzednią pirę,
Word ci tego nie podkreśli, ale: szepczę, szepczesz, szepczą. Nie szeptają.
W pierwszym bezrefleksyjnym czytaniu uderzyły mnie dwie rzeczy. Wykończenie piry to jedna z nich. To jest bardzo współcześnie kolokwialne, do klimatu, który próbujesz stworzyć, pasuje, jak pięść do nosa.
Kirke pisze: To kłamliwa manipulatorka
Trochę nazbyt współczesne, może lepiej intrygantka?
Kirke pisze: Gdybyś słyszała jak odezwała się na dzisiejszym spotkaniu!
Też współczesne, takie korpo-urzędowe. Albo coś innego, bardziej pasującego do klimatu (na radzie, na audiencji) albo wymyśl własną nazwę.
Kirke pisze: – Pani... – urwała Myrthe.
Nie urwała. Bo urwała - sobie. Jeśli komuś, to przerwała.
Kirke pisze: i że ta nikogo przed nią nie zgrywa.
I znów, współcześnie kolokwialne. Udaje.

Tu mi się nieco ogólniejsza uwaga wdarła. Didaskalia do dialogów (czy wtrącenia dialogowe) służą do opisywania dialogów i poza takim opisem za wiele tam się nie powinno wsadzać. Jeśli wiec po wtrąceniu kontynuujesz narrację, zejdź do kolejnego akapitu. W taki sposób:
Kirke pisze: – Pani... – urwała Myrthe.
Chciała zaprzeczyć, stanąć w obronie tak drogiej jej Medei, ale nie miała żadnych argumentów. Nie mogła mieć też pewności, że zna najprawdziwszą naturę wiedźmy i że ta nikogo przed nią nie zgrywa. Właściwie służka nie była już pewna czegokolwiek. Czy Zosha wymiotowała? A może to tylko obraz mojego zdradliwego umysłu? Tak, zwłaszcza Myrthe nie powinna za nikogo poświadczać.
– Przepraszam. Obiecaj mi tylko, że nie będziesz się z nią widywać.
– Obiecuję – jęknęła z niewyobrażalnym trudem.
Naprawdę nie mogła nikomu ufać, nawet sobie. Tylko Zoshy, bo ona każdemu pokazywała serce na dłoni. Dziewczynka nawet nie umiała sobie wyobrazić, żeby jej usta wyrzekły słowa sprzeczne z myślami. Absolutnie! W tej chwili pira wydała jej się najczystszą z ludzi.
– Obiecuję, moja pani. Już nigdy się z nią nie spotkam!
Kirke pisze: Dziewczynka nawet nie umiała sobie wyobrazić, żeby jej usta wyrzekły słowa sprzeczne z myślami.
Bizancjum. Zdanie do przebudowania. Albo nawet uproszczenia.
Kirke pisze: W tej chwili pira wydała jej się najczystszą z ludzi.
A to chyba zbytni skrót myślowy. Prawdomówna - uczciwa - czysta jak łza - najczystsza z ludzi.
Złośliwy komentator by zapytał, czy tę czystość poznała po doszorowanych białych ramionach.
Zmień na najuczciwszą, będzie prościej i bez wątpliwości.
Kirke pisze: Ujęła dłonie służki i oznajmiła ciepłym głosem:
(...)
Myrthe nie próbowała ukryć zaskoczenia, a gdy już oswoiła się z usłyszaną kwestią, złożyła usta w ładnym uśmiechu.
Oznajmiła - wraca komentator sportowy. Nie po literackiemu to.
Kwestią - a tu z kolei jakiś krytyk filmowy się włączył. A może teatralny?
Ciepłym głosem, ładny uśmiech. W tym miejscu poczułem zmęczenie nadmiarem tego typu przymiotników, którymi narrator komentuje elementy zdarzeń. To jest źle. Z wielu powodów.
Przede wszystkim - jeśli chcesz pokazać czytelnikowi, że coś jest ładne, miłe, ciepłe - to pokazuj, opisuj, stwarzaj wrażenie - ale nie stwierdzaj. Ciepło głosu Zoshy mamy poczuć z jej słów, z tego co mówi, z dodatków w didaskaliach. Jeśli mamy wiedzieć, zę ktoś jest miły, pokaż, że się miło zachowuje. Podkreślanie ładnego uśmiechu nie ma sensu, uśmiech jest z założenia ładny, bo to coś pozytywnego. Gdyby było przeciwnie, trzeba byłoby to podkreślić, np. krzywy uśmiech, nieładny uśmiech - bo to sugeruje coś odmiennego od zwykłej konotacji uśmiechu.
Nawiasem mówiąc, to ostatnie zdanie - Bizancjum.
Kirke pisze: Patrzyła na swoją panią niecierpliwie wyczekując kolejnego słowa, ale kobieta szykowała się do dłuższej opowieści. Wydało jej się dziwnie ważne, aby dziewczynka usłyszała pełną historię.
Patrzyła niecierpliwie czy niecierpliwie wyczekiwała? Jeśli to drugie, zmień kolejność: Patrzyła na swoją panią wyczekując niecierpliwie (...).
Jestes pewna, Kirke, że Myrthe czekała tak niecierpliwie na kolejne słowo? Jedno słowo? Czy więcej.
Ciąg dalszy zdaje mi się zbędny. Że kobieta szykowała się do dłuższej opowieści - no dobra, ale nie lepiej to pokazać? Napisać, że milczała zbierając myśli? Ostatnie zdanie do odstrzału, bo raz, ze wcześniejsza uwaga, dwa, że powtarza informację z poprzedniego zdania. I dlaczego to ma być dziwne, że Zosha chce opowiedzieć cała historię? Naciągane to. Przegadane.
Kirke pisze: To kraj typowo wschodni, jednakże najbliższy Buun Keda. Dlatego Tedżurczycy uwielbiali napadać na tamte okolice. Było im po prostu najszybciej.
Wywalamy zbędne pustosłowie.
Kirke pisze: Byłam może w twoim wieku, może trochę starsza, kiedy matka ogłosiła, że jest w ciąży.
Może na wyrost się czepiam, może to ma sens. Ale wrażenie jest takie, że kobieta musiała herolda wezwać albo afisze przybijać, bo żeby rodzinie zwyczajnie powiedzieć, to jej nie przyszło do głowy. Jak rozumie, to jakaś rodzina królewska jest, jeśli tak to ujdzie, ale i tak dziwne, że zwyczajnie córce nie powiedzieli.
Kirke pisze: Ucieszyłam się na tą wiadomość, bo zawsze chciałam mieć rodzeństwo...
Tniemy zbędne gadulstwo.
Kirke pisze: Nie miałam pojęcia, co się szykuję, a gdy pytałam służby, uderzała mnie.
To druga rzecz, która mnie "uderzyła" w pierwszym czytaniu. Służba uderzała? Auć. Lepiej: bito mnie.
Co do: pytałam służby - nie mam przy sobie słownika frazeologicznego ale oddam wątrobę, że pytać to z biernikiem a nie dopełniaczem. Pytać służbę.

Urwę na tym. Trochę ze zmęczenia tekstem ale głównie - trzeba się zająć bieżącymi sprawami. Jak się uda to wrócę.
Zasadniczo jest słabo. Mam wrażenie, że wrzuciłaś fragment dawno napisany. W ogóle nie czuć łączności z Wierszem dla Marysi.

Coby formalności zadość - zatwierdzam jako weryfikację. M79
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

[WW] Historia młodej pani - fragment powieści fantasy

6
Gebilis, Rozental i Misieq79 bardzo dziękuję wam za odpowiedź! :D Pozwólcie, że odniosę się do waszych uwag.

Na początek chciałam napomknąć, że wstawiłam ten fragment, dlatego, że coś mi mocno zgrzytało. Właściwie bardzo go nie lubiłam i sama nie do końca wiedziałam czemu. Jednocześnie uważam go za dość istotny, bo uzasadnia przyszłe wydarzenia. Teraz wiem, że chodzi o te okropne określenia, które zacytowaliście. Zwalam to na to, że musiałam czytać w tym czasie jakąś beznadziejną książkę :mrgreen:
Rozental pisze: Btw, to imię Zosha? Masakra... Zosza? Mam skojarzenia z jakąś bardzo złą fantastyką.
Spokojnie, imiona są dość robocze :)
Misieq79 pisze: Oto DaenerysZosha zostaje sprzedana khalowi Dothraków pieriowi Tedżurów. W sposób przypominający wysłanie paczki Pocztą Polską. Dodajmy do tego wilkory i pomagiera imieniem Rakkharo
Oglądałam GoT, więc rozumiem tą uwagę, ale nie mogę się zgodzić. Rozumiem, że sam ten fragment może tak wypadać, ale ogólnie to nie... Zosha nie ma nic wspólnego z Daenerys. Ani z wyglądu, ani z charakteru, ani z historii. Jednak zdaję sobie sprawę, że na podstawie tej scenki, tak to może wyglądać. A Tedżurczycy z Dothrakami też nie mają wiele wspólnego. Chyba tylko to, że mają podobnie rozwinięte miasto.
Misieq79 pisze: Taka relacja wymaga (przeważnie) czasu do zawiązania, zwłaszcza na stopie królowa - służka.
Tylko, że Zosha przez nikogo nie jest postrzegana jako pira, nawet przez samą siebie. Tak bardzo polubiła Myrthe m. in. dlatego, że ta też jest w tym miejscu obca.
Misieq79 pisze: Opowieść Zoshy - rozumiem że to fragment opisania świata, ale niektóre rzeczy Myrthe powinna wiedzieć doskonale.
No właśnie nie. Myrthe nie za wiele wie :) Nie bez powodu. Ale o tym dowiadujemy się dużo, dużo, dużo później.
Misieq79 pisze:
To by zagrało gdyby miała, nie wiem, 2, może 3 lata.
To już wniosek Zoshy, a ona jest głupiutka, jaka jest. Chociaż faktycznie przydałoby się to wyrzucić.
Misieq79 pisze: Nie znam świata, ale jakie jest tam prawo dziedziczenia? I jaki poziom medycyny? Bo narodziny zdrowego syna niewiele znaczą, nasz rodzimy Kazimierz Wielki był najmłodszym synem Łokietka, Stefan i Władysław przeżyli niemowlęctwo ale nie dożyli dorosłości.
Pisząc to, myślałam właśnie o Kazimierzu Wielkim :) Myślę, że niemowlak był pretekstem, a rodzice od dłuższego czasu myśleli o pozbyciu się córki.
Misieq79 pisze: Powodzenia.
O, dziekuję! Przyda się :mrgreen:
Misieq79 pisze: Zosha mimo nieufności do Medei akceptuje Myrthe, i to na level "córka"
Zosha nieufna? Pff... W żadnym wypadku! Ona po prostu Medei nie lubi. Więc dlaczego aż tak źle o niej mówiła? Pewna postać namąciła jej w głowie, ale to już inna historia.
Misieq79 pisze: Myrthe od razu zerwie związki z Medeą (a przynajmniej tak mówi) - a Zosha to kupuje
Wiem, ze tak się nie uzasadnia, ale... No, Zosha jest jaka jest. Gdzie to ją zaprowadzi?
Misieq79 pisze: Myrthe jak rozumiem miewa wizje/zwidy. A jednak może ufać tylko Zośce, a nie "drogiej" Madzi. Choć zwidy to ewidentnie sfera zainteresowań czarownicy.
Medeia jest postacią, której trudno zaufać i to jest już skomplikowana kwestia. Nikt nie wie, ile tak naprawdę ma za uszami, a ile to zwykłe plotki. Poza tym Myrthe zaakceptowała to, że miewa zwidy i chyba nie traktuje tego jako coś dziwnego.

Jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystkie uwagi. Wreszcie się dowiedziałam, co nie gra w tym podłym fragmencie :wink: Kłaniam się nisko i pozdrawiam wszystkich serdecznie.

Added in 33 minutes 12 seconds:
O, i Kruger!
Dzień dobry :D
Kruger pisze: Stworzyć tę aurę obcości - tak złapiesz czytelnika na haczyk, wciągniesz w obcy świat.
Sprytna uwaga. Muszę nad tym porozmyślać.
Kruger pisze: Aż się prosi, żebyś poszalała, stworzyła jakieś słowa, które będą i obce i jednocześnie zrozumiałe - przykłady - nie służka a podręczna (u Atgood jest inna konotacja, ale u Pratchetta też występują), nie wiedźma a szeptucha itp. Wymyśl więcej własnych.
A ja myślałam, że nikt nie lubi nowych nazw. Czuję się oświecona.
Kruger pisze: Chyba nie to chciałaś przekazać, Kirke.
No nie to właśnie. I teraz już wiem, co chciałam przekazać. Dziękuję.
Kruger pisze: Nawet sprawiała wrażenie, czy nawet podekscytowanej?
Nawet sprawiała wrażenie, oczywiście. A czemu tak napisałam? Nie wiem. Chyba przestałam myśleć, podczas pisania i widać to, jak na dłoni.
Kruger pisze: Wstręt do wzroku, słuchu, dotyku, smaku i węchu, czy raczej do konkretnego wspomnienia?
Do zmysłów. Myrthe denerwuje się, bo to była pierwsza rzecz, która jej się przewidziała i miała kształt (?) tak realny.
Kruger pisze: Popłynęłaś, Kirke. Zabrakło słowa na przysłowiowym końcu języka i wzięłaś dość bliskie. Zdaje mi się, że szukałaś czułej troski.
Tak. Ponownie czuję się oświecona.
Kruger pisze: Tu mi się eleganckie gryzie. Co świadczy o eleganckości pudełek? Że nietedżurskie? Czy tak powinna myśleć mała dziewczynka (bo nie ulega wątpliwości, ze narrator jej towarzyszy w tym fragmencie) widząc coś obcego, nawet zachwycającego? Czy zna w ogóle pojęcie, że coś jest eleganckie?
Autentycznie się podekscytowałam. Ta uwaga jest świetna, dziękuję!
Kruger pisze: Opowiadaj.
Tak zacznę czynić.

Dziękuję serdecznie za uwagi, bardzo mądre. No, tak. Fragment powstał dość długo przed Wierszem i chciałam go poprawić już wiele razy, ugryźć od innych stron, bo w moich oczach ten tekst wyglądał, jak poplątane słuchawki. Może głupie porównanie, ale szczere. Jak rozplątać te słuchawki? Próbowałam szarpać albo bardziej precyzyjnie coś pokombinować, ale nic z tego nie wychodziło. Zapewne przez to, że mnie samą ten fragment dołował i chyba nie traktowałam go nawet jako swojego.

Dzięki waszym uwagom, czuję, że lampka zaświeciła mi się w głowie. Aż się chce poprawić to wszystko na prędko!

I jeszcze Kruger; dzięki tobie mogę snuć podejrzenia, że moi przodkowie zamieszkiwali Bizancjum. Wiszą mi nad ramieniem i jęczą, jak mam pisać. Muszę wepchać sobie waty w uszy. (Btw. jak teraz o tym myślę, jestem pewna, że pisząc ten fragment, słuchałam innego wykonawcy niż Taco Hemingway :) )

Ostatni raz, bardzo dziękuję i wszystkich gorącą pozdrawiam!
„Powiedział tak: „pan jest częścią mnie, ja częścią pana”.”
Taco Hemingway, „To by było na tyle”

[WW] Historia młodej pani - fragment powieści fantasy

7
Kirke pisze: Do zmysłów. Myrthe denerwuje się, bo to była pierwsza rzecz, która jej się przewidziała i miała kształt (?) tak realny.
Jasne, intencja była dla mnie czytelna, ale wykonanie mętne. Spróbowałbym to powiedzieć inaczej - podkreślić, że czuje, że zmysły zaczynają ją oszukiwać i że czuje w związku z tym coś (zaniepokojenie, przerażenie). Wstręt do zmysłów tu nie pasuje, jak ktoś to odczuwa to jakby w ogóle nie chciał nic odczuwać, to się rozjeżdża z intencją.
Kirke pisze: Jak rozplątać te słuchawki? Próbowałam szarpać albo bardziej precyzyjnie coś pokombinować, ale nic z tego nie wychodziło. Zapewne przez to, że mnie samą ten fragment dołował i chyba nie traktowałam go nawet jako swojego.
Wiele razy polecano mi tą metodę. Czytaj po wielokroć, na głos. Raz dłuższe, raz krótsze fragmenty. Czasem nawet po zdaniu.
Umysł czytającego działa tak, że nawet, jeśli nie ma kompetencji w szukaniu błędów, wyczuwa, że coś jest nie tak - mowa oczywiście o człowieku, który coś tam o języku i literaturze wie = czyta, po prostu sporo czyta. O nieczytających nie ma sensu wspominać (taki nawet jak spróbuje coś napisać i przeczyta po wielokroć, nie zmieni nic).
Nie podoba ci się ten fragment - wyczuwasz problemy. Czytanie po cichu i na głos pomoże znaleźć miejsca, gdzie uczucie dyskomfortu się nasila.
I teraz najważniejsze - jeśli w danym miejscu wyczuwasz, że coś nie tak, spróbuj nad tym popracować. Spróbuj to opowiedzieć inaczej, na kilka sposobów, oceń je i wybierz najlepszy.
Pisanie to w znacznej mierze praca nad surowizną. Nieskończona praca nad surowizną, zdawałoby się. Mogę cię pocieszyć, jak zidentyfikujesz jakieś problemy, w kolejnych pisanych partiach uda ci się je choć częściowo ominąć. Umysł się uczy. Z czasem można się nieźle wyćwiczyć.
Znajoma redaktorka opowiadała mi kiedyś, których pisarzy lubi redagować (pominę nazwiska). Dlaczego? Bo żadnej pracy już przy nich nie ma, zarówno od strony tekstowej (z rzadka coś do poprawienia) jak i fabularnej (wszystko spójne, zwarte, wszystkie wątki domknięte).
Czyli da się.
Kirke pisze: moi przodkowie zamieszkiwali Bizancjum. Wiszą mi nad ramieniem i jęczą, jak mam pisać. Muszę wepchać sobie waty w uszy.
Bizancjum to figura retoryczna, jak wiesz. Rzecz jest prosta, masz kwiecisty styl. Kwiecistość, nad którą się nie panuje, daje takie efekty. Piszesz, że fragment powstał dość długo przed Marysią, albo już się nauczyłaś bardziej nad kwiecistością panować, albo Marysia ci się wyjątkowo udała.
Zostawmy Marysię na boku, jakby jej nie było. Zwracaj uwagę, pisząc, na:
- unikanie nadopisów, zarówno na poziomie kilku słów i związków frazeologicznych (mój ulubiony przykład: wyciągnął miecz z pochwy, pochwa do wywalenia, no bo skąd miał wyciągnąć, z dupy? No chyba, ze faktycznie wyciągnął z dupy, wtedy tak napisać; u ciebie to pasuje do objęła ramionami, jeśli objęłaby czymś innym, ustami, nogami, to napisać, jeśli ramionami to nie, bo oczywiste), jak i na poziomie całych zdań i akapitów. Unikaj powtarzania tych samych myśli i informacji w kolejnych zdaniach zbudowanych z innych słów. Gdy powiesz to samo trzy razy ale za każdym razem innymi słowami, nie zyskujesz żadnej korzyści, nie przekonujesz czytelnika o tym, jak to ładnie potrafisz opowiadać, tylko powodujesz, w najlepszym razie nieświadomą, niechęć. Zabierasz czas opowiadając o tym samym.
- unikanie podawania na tacy, by zbudować klimat, emocje, wrażenia - opisuj, nie stwierdzaj.
- upraszczaj język. Możesz zawsze spróbować napisać to co mas zna myśli w najprostszy sposób a potem próbować to ubarwić, albo odwrotnie, napisz jak ci się wydaje a potem analizuj, czy dałoby się to uprościć, skrócić.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

[WW] Historia młodej pani - fragment powieści fantasy

8
Jest jakiś dobry synonim dla słowa dziękuję? Boję się, że za często to powtarzam i przestaje być wyraźne, jak bardzo jestem wdzięczna.
Kruger pisze: I teraz najważniejsze - jeśli w danym miejscu wyczuwasz, że coś nie tak, spróbuj nad tym popracować.
Myślę, że to był mój największy błąd przy tym fragmencie. Tak bardzo nieswojo się z nim czułam, że gdzieś w umyśle zatarłam fakt, że to mój tekst. Poklepałam go po pleckach i popchnęłam, żeby stał sobie gdzieś tam z tyłu.

Jak już pisałam - czuję się oświecona i gotowa powyrywać z tego fragmentu wszystkie chwasty.

Tak sobie jeszcze myślę; moje poprawki wyglądają tak, że cały tekst piszę od nowa (oczywiście z analizą poprzedniej wersji, skupieniu się na wytępieniu jej błędów). Czy to dobrze? Czy może lepiej nanieść poprawki bezpośrednio na tę wersję?
„Powiedział tak: „pan jest częścią mnie, ja częścią pana”.”
Taco Hemingway, „To by było na tyle”

[WW] Historia młodej pani - fragment powieści fantasy

9
Ech, ech... A może zaczniesz od krótkich tekstów zadaniowych, zanim rzucisz się na fabularne? Wygląd, charakterystyka bohaterów, opisy przyrody i wnętrz, sceny akcji, emocje itp. Inaczej stracisz sporo czasu usiłując zrobić wszystko naraz. Czytać uczymy się po literce, pisania podobnie.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

[WW] Historia młodej pani - fragment powieści fantasy

11
Dzień dobry, Navajero! :)

Tylko następuje ten problem, że w głowie rozrosła mi się już fabuła i to dość mocno szczegółowa.

Ale ostatnio też sobie o tym pomyślałam + czytałam Dukaja i wpadłam na pomysł, że więcej się nauczę pisząc, jeśli będę pisała ową powieść scenkami. Ten fragment został napisany długo przed tą ideą. Teraz zamierzam pisać w ten sposób - scenki będą stanowiły pewną zamkniętą całość, łącząc się tylko ostrożnie. Myślę, że to najlepszy pomysł, żeby fabuła nie zwiędła, a i bym z tego pisania więcej wynosiła.

A to:
Navajero pisze: Ech, ech...
bardzo mi się spodobało, bo takie same mam odczucia do tego fragmentu. Mogę tylko powiedzieć, że jest chyba najgorszy. Przynajmniej ja go tak postrzegam. Dlatego też tu trafił - aby określić co konkretnie tu nie gra, a nie gra dużo.

Pozdrawiam i miłego dnia życzę! :D
„Powiedział tak: „pan jest częścią mnie, ja częścią pana”.”
Taco Hemingway, „To by było na tyle”

[WW] Historia młodej pani - fragment powieści fantasy

12
gebilis pisze: Kruger miecz można wyciągnąćz pochwy; ale tez z kamienia (król Artur), ze skarbca (szczerbiec), z rabci (miecz głównie noszony przy pasach słuckich), miecz za pasem (japoński) i td. i td. Więc jak skracamy oczywistą oczywistość - to róbmy to z głową to tak na marginesie
Oczywiście, a nawet jak wspomniałem, naprawdę można go wyciągnąć z dupy. Niemniej, pochwa jest tak oczywista i dorozumiana, że jeśli bohater wyciąga go z pochwy, to wystarczy napisać, że wyciąga... i tyle.

Added in 1 minute 31 seconds:
Kirke pisze: Tak sobie jeszcze myślę; moje poprawki wyglądają tak, że cały tekst piszę od nowa (oczywiście z analizą poprzedniej wersji, skupieniu się na wytępieniu jej błędów). Czy to dobrze? Czy może lepiej nanieść poprawki bezpośrednio na tę wersję?
Ta, zapomniałem o tym napisać. Gdy się babrzesz w jakimś fragmencie za bardzo i efektów brak - bywa, że dobrym pomysłem jest napisanie całego od nowa.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

[WW] Historia młodej pani - fragment powieści fantasy

13
Możesz pisać jak chcesz, to tylko kwestia czasu :) Bo nawet krótkie scenki składaja się przynajmniej z kilku elementów, więc znowu wszystko jednocześnie... Tzn. ja rozumiem, że Cię żga, ale to kwestia prostej arytmetyki: chcesz nauczyć się pisać za kilka lat, czy kilkanaście? Jak szybciej, to musisz po kawałku, jak czas nie gra roli, to pisz powieśc w sześciu tomach, jeśli Ci to sprawia przyjemność ;)

Nb. gwoli ścisłości z rapci ( a nie rabci) niczego się nie wyciaga, bo one służą do mocowania pochwy z bronią do pasa. Stąd nawet jak ktoś używa rapci, nadal wyciąga szablę z pochwy.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

[WW] Historia młodej pani - fragment powieści fantasy

14
Jestem przeciwniczką powieści, które ciągną się na tomów więcej niż trzy :mrgreen: (znaczy się - wiadomo, są wyjątki)

Muszę przyznać, że próbowałam wprawek, ale one niezbyt mi wychodzą. Za bardzo mnie korci, by przeskoczyć gwałtem w zupełnie inne rejony. Ja po prostu uwielbiam tworzyć postaci. Z kolei opowiadania nie pozwalają mi się nimi nacieszyć :D Bo ja kocham format powieści i zaplatanie wątków.

Ale rozumiem i doceniam twoją uwagę, Navajero. Postaram się pisać książkę tak, aby jak najwięcej z tego czerpać. Zastanawiam się, czy pisanie do niej podrozdziałów, niby wprawek czy opowiadań by coś zmieniło? Czy to miałoby sens? Myślę w tym momencie o Dukaju. Czytając Lód, odczuwam jakoby scenki w nim były pisane z podobną ideą.
„Powiedział tak: „pan jest częścią mnie, ja częścią pana”.”
Taco Hemingway, „To by było na tyle”
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”