- Chej, dziadu, ile bierzesz za godzinę?
- Nie pracuję na godziny, idź swoją drogą chłopcze.
- A w kły chcesz - rudowłosy młodzian nie odstępował - ojciec kazał ciebie sprowadzić.
- Wiesz czym się zajmuję?
- Wiem, wszyscy wiedzą, stary jest sołtysem i...
- I co? Nie powiedział, że jeśli zostanę znieważony, obrażony, zmuszony, to na nic moja praca?!?
- Nie.
- To spierdalaj. Trzy tygodnie jestem w okolicy, mógł się dowiedzieć, odnaleźć mnie, samemu przedstawić sprawę jak zwyczaj nakazuje.
- Ojciec jest...
- Tak wiem, pierdolonym urzędasem po kądzieli, mam to w dupie.
Rudowłosy dreptał w milczeniu, bał się wrócić do domu.
- Jeszcze tu jesteś? - mruknął mężczyzna, po czym usiadł na kamieniu, zdjoł zdarte buty i zaczoł masować stopy - popatrz, piękny kraj, wódką i kiełbasą płynący, a jebanej drogi nie ma komu naprawić - czemu nie wracasz do domu?
- Skatuje mnie jeśli bez ciebie wrócę.
- Rozumiem, ale jeśli ze mną wrócisz, to ja będę cierpiał. Pytanie, za ciebie, czy za niego?
- Jesteś pokutnikiem, ludzie grzeszą, a ty bierzesz ich baty, oni mają czyste sumienie, tobie zapłata.
- Mogę cierpieć tylko za jedną osobę, taki kontrakt. Więc...?
- Nie pytaj - chłopak jęknął.
- Zostaw swoje trzewiki i wracaj do domu, powiedz ojcu, że wieczorem się zjawię.
O zachodzie słońca przed domem sołtysa stanął człowiek w wygodnych butach, otworzył mu rudowłosy chłopiec, a dzwony biły na żałobę.
Added in 8 minutes 35 seconds:
zdiął i zaczął* niemcowat czcionka
