[WW] Karczma twoja mać! (opowiadanie fantasy)

1
Hej,
oddaję pod Waszą ocenę kolejny kawałek z nogi boga, dzięki za lekturę i uwagi :)

Jestem Kuglarzem.
A to jest karczma „Profanus” w slumsach Gauharty.
Wchodzę sobie do środka i co widzę? Widzę straszną stypę. Chowają bez honorów nadzieję na nockę lepszą od dnia. Jaśniejszą od życia. Widzę jakieś smutki, co obsiadły stoliki i zalewają rany kwaśnym trunkiem. Widzę twarze spływające do flaszek. Widzę połamane dusze skryte przed gniewem bogów.
Przechodzę przez próg jakby to był bóg, oddając cześć.
- Cześć wszystkim!
A idę w powłóczystej szacie podobnej do każdej innej; gdy chcę, nie rzucam się w oczy. Staję przed ladą. Za nią sterczy Grenma – szefowa tego przybytku. Obdarza mnie spojrzeniem ze spojrzeń na przedmioty, więc odpłacam się kochanym pieniążkiem.
- Otwórz rachunek, kochana.
Bo to kochany pieniążek. Gdy go tylko dotkniesz, poczujesz, że jesteś kimś, kochana. Jesteś kimś ważnym. Poczujesz się, kochana, lubiana i szanowana. Ciepło pieniążka rozgrzeje twoją zmarzniętą duszę. Będziesz chciała przez wieki tak stać i patrzeć na nową „ja”, ściskając w garści kochany pieniążek.
- Kolejka dla wszystkich!
Odchodzę od lady. Nierządnice patrzą na mnie ustami swymi, są w szoku, a ja szukam sobie miejsca.
Rozglądam się po sali. Sięgam do magicznej sakwy i już mam w dłoni pomysł. Przy stolikach stoją kadzielnice. Kopci w nich liść bebzyka, żeby tłumić smród ludzkich wydzielin. W pierwszą z brzegu kruszę susz banialucki i niech się dymi. Zbieram powitalny kubek z rąk zezowatej hieroduli, a potem owiany słodkim oparem idę na środek karczmy.
- Zdrowie wasze, ludziska! – stoję i patrzę, jak dziewki uwijają się z kolejkami. Wznoszę toast i czekam, aż nieszczęśni dostaną naczynia.
- ZDROWIE!!! – wołają.
Potem walą.
Wzrasta radość i maleje dystans między ludźmi. W martwą żyłę wpada zastrzyk świeżej krwi. Na drugą kadzielnicę pada susz. Dosiadam się do stolika jakiegoś oświeconego dziada, który drzemie albo medytuje przed pustym kuflem. Wzywam taką jedną damę z niebotycznym przodem, aby dolała staruszkowi czegoś mocnego.
Po tatuażach poznaję, że to potężny homiesatfa. Gadam mu o pokręconych drogach, które czyhają na świat, jak koleiny prowadzące ku przepaści. Kto wie, może właśnie teraz ktoś ratuje ludzkość? Milczy i nie przytakuje, przeciska się tylko wzrokiem przez powieki i gapi na kufel z gęstą pianą.
Zmieniam otoczenie. Zmieniam klimat.
Dostrzegam, że nic tu nie gra! Nic nie jest tak, jak powinno. Obok pieca siedzi jakiś ludzki wrak z roztrzaskaną lutynką. Trzeba dać biedakowi drugą młodość. Proszę o to mojego boga, Pana Występku. Sięgam do sakwy, wyciągam kamyczek z Soly i wrzucam sobie do buźki.
O tak, dzięki ci, boże!
Potem idę przez wielką salę karczmy „Profanus” i ćwiczę trafianie kamyczkami do kufi i szklanic. Dymią już trzy susze banialuckie. Grenma ściska pieniążek, przykłada do serca i ze łzami w oczach ogłasza, że wszystko, wszystko, WSZYSTKO jest za darmo! Co za radość, co za szczęście. Impreza się zaczyna.
Mój bóg działa.
Wrak odzyskuje ludzki kształt, ludzki głos, odzyskuje słuch i talent, odzyskuje instrument i pamięć o starych dobrych przebojach. Zaraz przysiada się do niego inny dziad z chochlą i garnkiem w dłoniach. Także jemu przyświeca łaska mojego boga – gra jak zły. Dołączają kolejni muzykanci, jakimś cudem niepojętym znajdują się instrumenty, powstaje szalona orkiestra – wszyscy wstawieni na swoje miejsca.
No, teraz mogę pracować.
*
Ruszam na pielgrzymkę po wyspach ludzkiego nieszczęścia. Przysiadam się, przypijam, przypalam, poklepuję, podsypuję, leczę chandry i melancholie. Wyzwalam skowanych. Pocieszam niepocieszonych. Młodym brzydalom skazanym na życie bez pieszczot kruszę korzeń ojeja, o jak się potem cieszą. Jakimś mnichom zerwanym z łańcucha ściągam kagańce. Wstawiam w dziurawe uśmiechy sztuczne perły i puszczam na wolność pokusy.
Wszystko zmierza w dobrą stronę. Wszystko zgodnie z planem. Aż tu nagle – pęka niebo, czas zwalnia, skrzypią drzwi od kuchni i zza baru wychodzi ona.
Panie, czemu mnie tak karzesz? Czemu sobie kpisz, czemuż to tak dotykasz, macasz i molestujesz sługę twego? Po co te małe próby w dniu wielkiej próby dla całej ludzkości?
Ona. Od razu mnie łapie za serce jej bezczelny brak urody. Oczy kaprawe, mysie włosy, cera ostatniej świeżości. Rzucam wszystko, co zacząłem, podchodzę, nie myślę, nie chcę myśleć, staję przed ladą, za którą się schroniła, przybieram twarz najbardziej zbójecką i pytam:
- Czy w piekle już wiedzą, że dałaś nogę? – Ależ ma minę, bez dwóch zdań to najbrzydsza dziewczyna na całym bożym świecie. Odpowiada, że „szczy na grób mojej matki”. Wybucham śmiechem, bo wyobraziłem sobie, jak kuca na krawędzi krateru i leje do wulkanu. Nabrałem ochoty na wędzonkę. Zamiast tego ukradkiem połykam kilka grzybków bung.
- Nie chcę z biesem stawać w konkury – sięgam do sakwy, chwytam w palce białą perłę i cyk – strzelam tak, by wleciała za dekolt. – Czy wiesz, że pożerasz moje serce?
- Odwal się, koleś. Mam tu robotę. Na mnie stoi ta buda.
Ooo… świadoma jest swej brzydoty i nie da sobie w kaszę pluć. Wlepiam się w nią jak w święty obrazek.
- A ty to kto… tak w ogóle? – pyta chrapliwym głosem, który napełnia moje uszy słodyczą.
- Jestem Kuglarzem jakich mało – odpowiadam – niewzruszonym poruszycielem. I herosem.
Patrzy, jakby nie wierzyła. Odwraca wzrok i wodzi nim po karczmie. W nawale zmysłowych uciech świat pięknieje: piwny sikacz zmienia się w królewski trunek, dziwki nabierają urody-ogłady, odrastają członki kalekom, nędzarze błyskają pełnymi szczękami.
Przysuwam się, próbuję szeptać do jej wielkiego ucha:
- Wierzysz w proroctwa?
- To zależy jakie.
A jakże! Proroctwo proroctwu nierówne. A gdybym powiedział, że nad światem odkłada się dobroć, pomnażana przez cnotliwych ludzi, i z niej przyjdzie wielki mesjasz, który da początek wielkiej religii? Że kapłani tej religii podbiją całą planetę, wszystkie ludy i królestwa, nałożą światu moralny kaganiec, zawładną ciałami i duszami wszystkich śmiertelników – uwierzyłabyś? Tak do niej mówię.
- A ty niby jego prorok?
- Wręcz przeciwnie. Przyszedłem tu, aby to powstrzymać. Przekłuć bąbel bożego miłosierdzia.
Jak cudownie, jak pięknie niczego nie rozumie.
- Potrzebuję przynajmniej trzystu trzydziestu trzech ludzi, który zjednoczeni w bluźnierczym obrzędzie podczas orgii rozpusty postawią tamę dobru.
Wzrusza ramionami, ale ciekawość już w niej drąży dziury. Pyta od niechcenia:
- Co się wtedy stanie?
To moja ulubiona część proroctwa:
- Mesjasz urodzi się chory, opóźniony w rozwoju. Nigdy nie dojrzeje do swojej zbawczej roli.
To już blisko, już tuż-tuż. Patrzę po karczmie. Przemieniają się, obrastają w piórka, przebijają kokony i zrzucają skóry. Orkiestra gra na łokciach, brzuchach, dudni w puste głowy, skrzypi stawami i strzela z kości.
- Może spędzimy tę piękną noc razem? Hmm?
*
Budzimy się po wszystkim. Noc dogasa, a slumsy płoną. Z plątaniny ciał wykrawamy swoje, wyłazimy przez rozwalone drzwi i patrzymy na świat. To nie świat, ale stół ofiarny po tłustej zabawie. To nie zabawa, ale misterium, obrzędowa libacja, poważna sprawa.
To zaćmienie boga.
Ona uśmiecha się, przytula i mruży powieki. Wygląda ładniej niż zwykle, a może to tylko świat zbrzydł? A może to szczęście? Poczuła się przez chwilę chciana i kochana? Nie trzeba mi więcej znaków. Muszę znikać, misja skończona. Nie żegnam się, cichy bohater odchodzi bez krzyku. Nie dziękujcie. Chwalcie Pana Występku lub kogo tam sobie chcecie.
Cześć!
***
A mesjasz i tak się urodził zdrowy. Wcale nie musiał być specjalnie bystry, żeby poznać się na ludziach. Przesiadywał wśród tłumów i nauczał o tym wszystkim, czego ludzie nigdy się nie nauczą. Powtarzał po raz tysięczny, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje, że dobro lepsze jest od zła, że nie należy brać wszystkiego na serio oraz tak po prostu nie srać innym do kaszy, gdy się samemu nie jest koprofagiem, inaczej: nie czyń drugiemu, co tobie… no właśnie.
Pytali, aby go ośmieszyć, o to, o co zawsze pyta się mesjaszy – kto jest twoim ojcem? Zamyślał się wtedy, uśmiechał, przypominał sobie słowa matki i odpowiadał bez wstydu:
- Mój ojciec był kuglarzem.
nogaboga.pl

Karczma twoja mać! (opowiadanie fantasy)

2
Balibor pisze: Chowają bez honorów nadzieję na nockę lepszą od dnia. Jaśniejszą od życia.
Bardzo dobrze. I bardzo źle. :) Pierwsze zdanie naprawdę Ci się udało. I z tej radości jeszcze musiałeś dorobić dopowiedzenie. To błąd. Jaśniejszą od życia niczego nie dopowiada, niczego nie dodaje, a tylko osłabia moc poprzedniego, dobrego zdania. Jak coś wyjdzie ładnie, to daj temu wybrzmieć. Nie ma sensu przykrywać dobrych zdań czymś, co nie jest potrzebne.
Balibor pisze: Przechodzę przez próg jakby to był bóg, oddając cześć.
Wiem, że fajne, też takie figle lubię. Ale pojedyncze frazy z rytmem i rymem w zwykłej prozie są błędem. Jak robisz coś takiego, to musisz to robić konsekwentnie, w całym utworze - wtedy przejdzie (robił to np. Leśmian w "Klechdach sezamowych").
Balibor pisze: Obdarza mnie spojrzeniem ze spojrzeń na przedmioty, więc odpłacam się kochanym pieniążkiem.
- Otwórz rachunek, kochana.
Bo to kochany pieniążek. Gdy go tylko dotkniesz, poczujesz, że jesteś kimś, kochana. Jesteś kimś ważnym. Poczujesz się, kochana, lubiana i szanowana. Ciepło pieniążka rozgrzeje twoją zmarzniętą duszę. Będziesz chciała przez wieki tak stać i patrzeć na nową „ja”, ściskając w garści kochany pieniążek.
Pewnie ten nadmiar kochania jest zamierzony, ale razi. Tak prosto się tego nie da załatwić, proszę Pana! :P Przemyśl, co naprawdę ma być powiedziane w tym fragmencie? Podkreślone: O co tu chodzi? Najpierw patrzyła na przedmioty, a teraz przeniosła wzrok? Czy po prostu: popatrzyła na mnie jak na przedmiot albo (jeśli chcesz więcej zawijasków): obrzuciła mnie jednym z tych obojętnych spojrzeń, jakimi darzy się przedmioty?
Balibor pisze: Nierządnice patrzą na mnie ustami swymi,
Balibor pisze: Zbieram powitalny kubek
Balibor pisze: - ZDROWIE!!! – wołają.
Potem walą.
Co Autor miał na myśli...?
Balibor pisze: W martwą żyłę wpada zastrzyk świeżej krwi.
Słaba metafora. Bo jak żyła martwa, to martwa i świeża krew niczego nie zmieni. I jeszcze wywołuje
"szpitalną" wizję kogoś, kto się babrze ze strzykawką nad jakimś monstrum, niczym Frankenstein. Nie ten klimat, nie ta bajka.
Balibor pisze: Gadam mu o pokręconych drogach, które czyhają na świat, jak koleiny prowadzące ku przepaści.
Pokręcone drogi czyhają? Jak koleiny? Dobra, ku przepaści mogą prowadzić, ale żeby zaraz czyhać? Toż to myślenie jak u Kubusia Puchatka z tą posadzką, co nagle wyskoczyła na niego... :)
Balibor pisze: Milczy i nie przytakuje, przeciska się tylko wzrokiem przez powieki i gapi na kufel z gęstą pianą.
A gdyby wywalić podkreślone?
Balibor pisze: Wrak odzyskuje ludzki kształt, ludzki głos, odzyskuje słuch i talent, odzyskuje instrument i pamięć o starych dobrych przebojach. Zaraz przysiada się do niego inny dziad z chochlą i garnkiem w dłoniach. Także jemu przyświeca łaska mojego boga – gra jak zły. Dołączają kolejni muzykanci, jakimś cudem niepojętym znajdują się instrumenty, powstaje szalona orkiestra – wszyscy wstawieni na swoje miejsca.
No, teraz mogę pracować.
Bardzo mi się ten obraz podoba (szczególnie dziad z chochlą i garnkiem!), ale znów się rymnęło. Wdzięcznie i zgrabnie rymnęło, ale żeby się wybroniło, to trzeba by rymnąć więcej (i wtedy będzie można udawać, że niby taaaaaaka pieśń się rozpoczęła, że i narrator popłynął i bohater, i czytelnik, i wszyscy nieświęci).
Balibor pisze: Ruszam na pielgrzymkę po wyspach ludzkiego nieszczęścia. Przysiadam się, przypijam, przypalam, poklepuję, podsypuję, leczę chandry i melancholie. Wyzwalam skowanych. Pocieszam niepocieszonych. Młodym brzydalom skazanym na życie bez pieszczot kruszę korzeń ojeja, o jak się potem cieszą.
Bardzo ładnie, tylko obawiam się, że nie ja jedna przeczytałam tu korzeń ojca... I bardzo Freudowsko się robi... To zamierzone?
Balibor pisze: Wlepiam się w nią jak w święty obrazek.
Się wlepia? On? W całości się wlepia? Czy tylko wzrok wlepia? Jak cielę na malowane wrota się gapi?
Balibor pisze: piwny sikacz zmienia się w królewski trunek, dziwki nabierają urody-ogłady, odrastają członki kalekom, nędzarze błyskają pełnymi szczękami.
Coś tu nie gra z kolejnością. Po odrastających członkach to już tylko martwi mogą ożyć, żeby gradację zachować. A te szczęki nędzarzy ani nie są mocniejsze od członków odrastających, ani nie wiadomo, czy oni nagle zęby odzyskali (że niby jak nędzarz, to od razu musi być bez zębów?) czy chodzi o to, że po prostu byli głodni, a teraz nie są (ale wtedy pełne szczęki nie bardzo, bo szczęka to kość, ewentualnie usta można mieć pełne czegoś jadalnego).
Balibor pisze: Przysuwam się, próbuję szeptać do jej wielkiego ucha:
Ależ finezja z tym wielkim uchem! Brawo! :)
Balibor pisze: śmiertelników – uwierzyłabyś? Tak do niej mówię.
Zapis: śmiertelników, uwierzyłabyś? – Tak do niej mówię.

Końcóweczka śliczna! Chociaż kiedy ona stała się ładniejsza o poranku, to już przeczuwałam, jak to się skończy. ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

[W] Karczma twoja mać! (opowiadanie fantasy)

3
Balibor pisze: Widzę twarze spływające do flaszek
Świetne określenie.
Balibor pisze: Przechodzę przez próg jakby to był bóg, oddając cześć.
A to, moim zdaniem, nieudane. Nie trzyma się to porównanie kupy. I to narrator oddaje cześć czy bóg czy co...?
Balibor pisze: - Cześć wszystkim!
Jak dla mnie za nowocześnie brzmi w stosunku do reszty stylizacji.
Balibor pisze: Obdarza mnie spojrzeniem ze spojrzeń na przedmioty, więc odpłacam się kochanym pieniążkiem.
Znów, moim zdaniem, zagalopowałeś się trochę. Przynajmniej moja wyobraźnia nie wie, co tu ma zobaczyć.
Balibor pisze: Nierządnice patrzą na mnie ustami swymi, są w szoku, a ja szukam sobie miejsca.
Znów, moim zdaniem, zbyt współcześnie.
Balibor pisze: Potem walą.
Wzrasta radość i maleje dystans między ludźmi. W martwą żyłę wpada zastrzyk świeżej krwi.
Okej, widzę, że to uwspółcześnienie języka to konsekwentny zabieg. Na razie mi zgrzyta, zobaczymy, czy dalej się przyzwyczaję.
Balibor pisze: Mój bóg działa.
Wrak odzyskuje ludzki kształt, ludzki głos, odzyskuje słuch i talent, odzyskuje instrument i pamięć o starych dobrych przebojach. Zaraz przysiada się do niego inny dziad z chochlą i garnkiem w dłoniach. Także jemu przyświeca łaska mojego boga – gra jak zły. Dołączają kolejni muzykanci, jakimś cudem niepojętym znajdują się instrumenty, powstaje szalona orkiestra – wszyscy wstawieni na swoje miejsca.
Bardzo podoba mi się ten opis. "Czuję" tę wariacką orkiestrę.
Balibor pisze: Przysiadam się, przypijam, przypalam, poklepuję, podsypuję, leczę chandry i melancholie.
To słówko chyba nie działa. "Przepijam" (w sensie, że do kogoś)? Czy coś w tym stylu.
Balibor pisze: Wlepiam się w nią jak w święty obrazek.
Wlepia się raczej wzrok... Jeśli to tutaj to był celowy zabieg, to nie jestem do niego przekonana niestety. A ogólnie do całej sceny jestem.
Balibor pisze: To już blisko, już tuż-tuż. Patrzę po karczmie. Przemieniają się, obrastają w piórka, przebijają kokony i zrzucają skóry. Orkiestra gra na łokciach, brzuchach, dudni w puste głowy, skrzypi stawami i strzela z kości.
Bardzo Ci dobrze ta orkiestra wychodzi.

Podoba mi się to. Nie bez zastrzeżeń - szlif językowy by się przydał - ale kupuję ten Twój zakręcony świat.
Te sceny grają. Czasem tak, jak grajkowie w orkiestrze kuglarza, zgrzytając, skrzypiąc, gubiąc coś. Ale grają. Masz czucie do tworzenia dynamicznych obrazów. Narracja wciąga. Z czasem chyba nawet wczułam się w te niekonsekwencje językowe. Nowoczesne wstawki w oparach kadzideł, złotych pieniążków i kufli przestały mi przeszkadzać. Myślę jednak, że miejscami powinieneś trochę bardziej się zastanowić, czy pasują. Bo tak, jak fragment o zastrzyku był ewidentnie świadomy, tak te dziewki "w szoku" zdają się być raczej przypadkowe. Poszukałabym tu jeszcze równowagi. Podobnie w niestandardowych określeniach, metaforach. Czasem wycelowujesz w dziesiątkę. A czasem jest to nadmuchane, ale bez wdzięku i wydźwięku. Niemniej, myślę, że to kwestia praktyki, bo całość idzie w dobrą stronę.
Bardzo spodobało mi się zakończenie. Lekko zaskoczyło, rozbawiło, ale nie było nachalnym "plot twistem", tylko ładnie dopełniło swoją przewrotnością te wcześniejsze sceny (i Pana Występku). Chętnie przeczytam następne Twoje teksty.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

[WW] Karczma twoja mać! (opowiadanie fantasy)

4
Kurczę no... Pierwsze dwa Twoje teksty łyknęłam chętnie. Drugi był świetny. Do pierwszego musiałam podejść dwa razy, żeby dostrzec humor i potem całość przeczytać ze świadomością, z czym mam do czynienia.

Gdy tylko zobaczyłam, że pojawił się trzeci byłam wniebowzięta. Od razu zaczęłam czytać i... no kurczę no. Ugrzęzłam.

Poszczególne potknięcia zauważono, ogólnie zgadzam się z Thana, Adrianna i
Adrianna pisze: oprócz tej uwagi: Balibor pisze:
Source of the post Przysiadam się, przypijam, przypalam, poklepuję, podsypuję, leczę chandry i melancholie.
To słówko chyba nie działa. "Przepijam" (w sensie, że do kogoś)? Czy coś w tym stylu.
Jak najbardziej rozumiem, co to mogłeś chcieć przekazać poprzez wyrażenie "przypić się do kogoś" i nie jest to to samo, co "przepić do kogoś".

Jeśli chodzi o ogólne wrażenia, to doceniam pomysł. Tekst przeczytałam dopiero, gdy zerknęłam na końcówkę, zainteresowałam się zakończeniem i nabrałam ochoty, by dowiedzieć się, co do niego doprowadziło. Wcześniej - no właśnie - grzęzłam. Jest za gęsto, za dużo.

Tworzysz coś nowatorskiego, oryginalnego. Subtelny, absurdalny humor połączony z zawoalowanymi przemyśleniami i zabawą językiem. To zwraca uwagę, od razu każde czytelnikowi docenić Cię jako twórcę obdarzonego wyobraźnią i sprawnie posługującego się tworzywem (i mam tu na myśli nie tylko język, ale i całą warstwę skojarzeń, osadzenia w pewnej kulturze). To wszystko daje fantastyczny efekt, ale jak dla mnie jest jeden warunek: pisanie musi sprawiać wrażenie niewymuszonego. Naturalny humor, którym oprószasz tekst jakby od niechcenia. Refleksje i aluzje wstawione tam, gdzie jest na nie miejsce, a nie poupychane na siłę. Temu tekstowi zabrakło lekkości, jaką miały dwa poprzednie. Szkoda, bo granicę przekroczyłeś o włos albo - jak być może wolisz - o paznokieć.
Wystarczyłoby pozbyć się dosłownie paru okruszków tekstu - właśnie tych o nocy jaśniejszej od życia, spojrzeniu na przedmioty, kochanych pieniążkach, trochę potem odjąć kwaśności, połamania, smrodu. Z tym też się trochę zapędziłeś, jakbyś się bał, że czytelnik zapomni, że wszystko jest brzydkie i beznadziejne.

Wiem, że marudzę, ale czuję, że muszę, bo tekst jest w tym momencie problematyczny. Bardzo niewiele brakuje, żeby stał się naprawdę niezły, ale to "niewiele" psuje go o wiele bardziej, niż wydawałoby się, że powinno.

Mimo wszystko czekam na kolejne fragmenty, bo zdążyłam już polubić Twój świat i Twój sposób przedstawiania jego kolorytu.

[WW] Karczma twoja mać! (opowiadanie fantasy)

5
Balibor pisze:
> nockę lepszą od dnia. Jaśniejszą od życia.
O tym już Ci ludzie pisali. Nie muszę więc wyjaśniać. Może spróbuj "Weselszą niż mrok życia."?

Balibor pisze:
> Jak cudownie, jak pięknie niczego nie rozumie.
Tutaj tylko wstawiłbym przecinek po "pięknie"
.Balibor pisze:
> Widzę twarze spływające do flaszek
Jeśli wypowiesz to na głos, to brzmi świetnie! Mnie kojarzy się to z przepitym i przepalonym Joe Cockerem, śpiewającym te słowa :). Mnie jednak takie picie kojarzy się czymś innym. Abstrakcyjnie? – może być! Mimo to nie wiem jak sobie to wyobrażasz wizualnie, ale picie w karczmie jawi mi się raczej z "twarzami wpływającymi do flaszek".

Całość fantastyczna! Czuć swojski klimat karczmy. Język masz piękny, dawno nie czytałem tak poprawnie napisanego tekstu. Przez "piękny" nie mam na myśli poetyczny, ale po prostu piszesz stylistycznie i ortograficznie bardzo ładnie. To się chwali. Noooo o... czekam na resztę! :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”