Fragment pierwszego rozdziału powieści fantasy: w karczmie

1
W pamięci potomnych władanie Lothara z damskiego Siodła nie utrwaliło się w sposób godny jego zasług. Uczony z Akademii Dziejów wspomniałby pewnie o setkach dowodów jego sprawności, jako króla Neurazji, pokój na wschodzie z marchią Ungarów, albo wprowadzenie jednego standardu złotej monety we wszystkich Pięciu prowincjach pewnie byłyby jednym z pierwszych zasług władcy, jakie usłyszałoby się od brodatych akademików. Jednakże w gwarze przydrożnej karczmy tytuły naukowe są raczej ostatnim na co się zwraca uwagę. A w szczególności, jeżeli jest się wędrownym cwaniaczkiem jak Dix. Tacy jak on, króla Lothara wspominają rzadko, ale w przewidywalnych okolicznościach. Okoliczność taka właśnie się nadarzyła, gdy bogata w ciężkie arbuzy piersi dziewka przyniosła Dixowi oraz jego rozmówcy zamówione uprzednio piwo.
-No – rzekł brodaty towarzysz – to zdrowie cycków i na pohybel Lotharowi.
Kufle stuknęły się, złoty płyn wlał się w gardła.
Lothar z damskiego Siodła, może i był wybitnym władcą, ale w pamięci potocznej, został zapamiętany tylko ze względu na nieszczęsne próby poprawiania moralności publicznej, za pomocą prawa. Dokładnie prawa pierwszego nosa. W dekrecie Salickim zawarł nakaz dla wszystkich szynkarzy, żeby w swoich przybytkach zatrudniać jedynie te niewiasty, które, jeśli przyciśnięte do ściany, prędzej dotkną jej nosem, niźli biustem.
- I dobrze, że go potem zaciukali- dodał Dix, zamykając tradycyjny toast mizoginów ze wszystkich pięciu prowincji.
Brodaty towarzysz zdążyłby zamówić kolejne piwo, gdyby nie nagły hałas, który rozległ się przy wejściu. Źródłem zamieszania nie okazała się być kolejna gromada poszukiwaczy przygód, jakich pełno w tych okolicach. Nie był to też patrol miejskiej straży, widok może i rzadszy, ale przynajmniej spodziewany w tych stronach.
Jadło i napoje wylewały się z naczyń i spadały na podłogę. Tyłki najemniczek lądowały na niespodziewających się kolanach karczemnych napaleńców. Jakby wszystko się równocześnie przemieściło w jednym kierunku.
-Co to…co to było – różne kombinacje tych słów, wypowiadane w mowie wszystkich pięciu plemion, gwarach elfickich lub krasnoludzkich wypełniły usta gości, a i w konsekwencji całe pomieszczenie.
Jedynie on, Dix Dickinson i jego brodaty kolega zachowali spokój. W trakcie tajemniczego zjawiska, kiedy wszystko zdawało się przemieścić o 180 stopni nie uronili ani kropli złotego piwa.
- Znowu zwrot fabularny. – powiedział do brodacza.
- Trzeci w tym miesiącu.
- Widać kroi się kulminacja. – odparł Dix, nie wiedząc jak bardzo mylił się w swojej ocenie sytuacji.

Fragment pierwszego rozdziału powieści fantasy: w karczmie

8
albo wprowadzenie jednego standardu złotej monety we wszystkich Pięciu prowincjach pewnie byłyby jednym z pierwszych zasług władcy, jakie usłyszałoby się od brodatych akademików.
Do przepisania po polsku. Błąd na błędzie.
Jednakże w gwarze przydrożnej karczmy tytuły naukowe są raczej ostatnim na co się zwraca uwagę.
Nic wcześniej, ani nic później nie uzasadnia logicznie treści tego zdania.

Autor sam wspomina o jakichś uczonych (które to słowo żadnym tytułem naukowym nie jest!), w dodatku popełniając masę błędów. O uczonych nie ma później ani słowa. Po co więc taka wstawka?
bogata w ciężkie arbuzy piersi
A nie lepiej napisać po prostu "cycata", "piersiasta", względnie "z wydatnym biustem"?

Nie wspominając już o tym, że musiałem chwilę się namyślać, o co chodzi z tymi arbuzami (nagle pojawiają się owoce???).
Dixowi
Warto byłoby zapytać kogoś bardziej rozumnego ode mnie...

Mnie uczono, że powinno się pisać "Diksowi". Podobnie, jak pisze się "Linux", ale "pod Linuksem".
Kufle stuknęły się, złoty płyn wlał się w gardła.
Za dużo "się". Drugie z nich można spokojnie wykreślić.
W dekrecie Salickim
Skoro piszemy "ustawy norymberskie", to chyba powinno też być "dekret salicki" - ale ekspertem od ortografii nie jestem. Uczyłem się tego baaardzo dawno temu.


Dalej już nie sprawdzałem.

Odnośnie samej treści: parodie to raczej nie moja działka (a jeśli już to wolę naprawdę dobre, jak te od Pratchetta, ale tam są znacznie bardziej subtelne i nie w takiej ilości). Tutaj najbardziej mnie dobiła uwaga o stopniach naukowych, które dla treści nie mają kompletnie żadnego znaczenia. Czyta człowiek tekst i na samym początku taki "kwiatek"... Może to kwestia przytoczonego fragmentu? (Ale nawet jeśli, to ta uwaga pojawia się "znikąd"...)
Dziennik postępów pracy (minds)

Fragment pierwszego rozdziału powieści fantasy: w karczmie

9
jkornell pisze: Do przepisania po polsku. Błąd na błędzie.
Ja może kolegę uświadomię, że to nie jest pisane serio. Otóż nas regularnie odwiedzają nowi, którzy nas raczą całkiem serio pierwszymi rozdziałami powieści fantasy. Można przyjąć z marszu, że jak ktoś wstawia tutaj zaraz po przywitaniu swój pierwszy rozdział fantasy, to będzie to grafomania. Po dyskusji na weryczacie Baribal popełnił więc tego potworka, jako parodię. NAS to śmieszy.
http://radomirdarmila.pl

Fragment pierwszego rozdziału powieści fantasy: w karczmie

10
@jkornell
Dzięki za włożony w to czas i wysiłek. Część jest trafna niezależnie od tego, czy pisałem na serio, lub nie.

Generalnie rzecz biorąc ja nie piszę literatury, ale lubię takie krótkie zrywy. Tutaj chciałem się pobawić, napisać tekst z marszu, w krótkim czasie, w oparciu o oklepany motyw.

Takie ćwiczenie nie w układaniu słów, a w układaniu historii. :)

Fragment pierwszego rozdziału powieści fantasy: w karczmie

11
Czy początkowa narracja na temat historyków jest niekonsekwentna, zbędna? Chyba nie. Pozwala scharakteryzować wieloaspektowo władcę, by później przejść do żartu na temat prób naprawy moralności za pomocą ustaw. Wprowadza humorystyczny nastrój. To tworzy jednak pewną rozwijająca się całość.


Język i swobodny tok narracji oraz dialogów świetnie harmonizują z humorem, grą z konwencją fantasy.

Koncept z "nagłym zwrotem akcji" przesmaczny, warty rozwinięcia.


"Nie był to też patrol miejskiej straży, widok może i rzadszy, ale przynajmniej spodziewany w tych stronach. /Jadło i napoje wylewały się z naczyń i spadały na podłogę. Tyłki [...]" - udane przejście między akapitami, nie tylko odczuwa się fabularny zgrzyt, ale i obrazowy [zwrot akcji]

Z wad, mimo miłości zarówno do piersi jak i arbuzów, sformułowanie to wypadło niezręcznie. Brakuje sygnału, że to porównanie, oczywiście można się tego domyślić, ale stylistycznie i poprawnościowo te dwa dopełnienia obok siebie zgrzytają. Inne językowe potworki wyżej wypunktowano. Brakuj płynności między kolejnymi akapitami/ wprowadzeniem dialogów/ przejściem w narracje - jest to toporne.

Poza tym, to jest dobre, ale zbyt sprężone, można z tej zabawnej sceny wycisnąć więcej.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”