Wszystko miało początek jeszcze w podstawówce, wtedy po raz pierwszy odkryłem takie rozwiązanie. I od tamtej pory robiłem to coraz częściej, a już na pewno w każde urodziny – grałem na skrzypcach. Zawsze w ukryciu; tak było bezpieczniej. Nie potrafiłem inaczej, bezskutecznie poszukiwałem w rozpaczliwej grze ulgi, chociaż szybko dotarło do mnie, że ona nie nadejdzie. Poczucie niezrozumienia gryzło tym silniej, im byłem starszy.
Znów mam urodziny. I wiem, że dziś nie dam rady, że muszę choć spróbować stłumić dotkliwy ból. Wyjmuję schowaną między kartkami książki żyletkę – i za chwilę gram nią na błękitnych strunach żył na nadgarstku.
Raz za razem.