Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

1
Dla rozruszania palców, mózgownicy i sprawdzenia zmian w stylu, które chyba są. Albo tylko ja je widzę. :mysli:

Do Domu pod Orłami wszedł pan w czarnym płaszczu. Kroczył spokojnie, dla zabawy przekładając laskę to do jednej, to do drugiej ręki. Dłonie obciągnięte miał białymi rękawiczkami, a na głowie – dopasowany do palta kapelusz z niewielką perłą u okalającej nakrycie taśmy z czarnego jedwabiu. Mimo że większość okienek było wolnych, przybysz usiadł przy stoliku, na którym leżało kilka aktualnych dzienników i zaczął je przeglądać. Wyglądało na to, że czekał na kogoś, kto miał stawić się na umówione wcześniej spotkanie.
Kasjer Antoni Piwoszewski obserwował pana w czarnym płaszczu ze swego miejsca pracy, położonego dokładnie naprzeciw stolika z magazynami. Spokój, z jakim gość kartkował właśnie „Kuriera”, wydał się pracownikowi banku nieco podejrzany. A nuż jakaś kontrola?
Wiedziony instynktem, kasjer powiesił na okienku tabliczkę „Nieczynne”, przeszedł długi, łączący wszystkie stanowiska korytarz i wyszedł przez wąskie drzwi, mieszczące się kilka kroków od przybysza.
– Dzień dobry panu – zaczął z uprzejmym półukłonem. – Czym mogę służyć?
Gość odłożył gazetę i zmierzył kasjera władczym spojrzeniem, po czym wstał, zdjął kapelusz, który dotychczas miał na głowie, i położył go na artykule o sytuacji rolników we Francji.
– Chciałbym prosić o rozmowę z dyrektorem. – Przybysz mówił cicho, lecz bardzo spokojnie. Głos miał przyjemny, nie odznaczający się niczym szczególnym tenor, jakich słyszy się tysiące w ciągu dnia.
Piwoszewski nadstawił uszu. Nieczęsto zdarzało się, aby klienci tak bezpośrednio prosili o rozmowę z dyrektorem, a już do rangi cudów zaliczyć należałoby fakt, by człowiek pierwszy raz widziany w Domu pod Orłami żądał spotkania z panem i władcą banku. Nie, coś tu było nie tak… Mimo to właściciel laseczki, na której główce kasjer dostrzegł pysk fantazyjnie ułożonego węża, nie wyglądał na awanturnika. Coś w nim skłaniało Antoniego do ufności.
– W porządku. Pozwoli pan, że dowiem się, czy dyrektor jest u siebie.
Gość skinął głową i usiadł ponownie. Nie sięgnął jednak po gazetę, lecz trwał w bezruchu. Tak przynajmniej zdawało się kasjerowi, kiedy odchodził do położonego na drugim końcu sali telefonu. Podnosząc słuchawkę, poczuł przebiegający po plecach dreszcz. Czekał na połączenie z gabinetem Spilskiego i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że drżenie, które z kręgosłupa przeszło na kolana, a zaraz potem na ręce, związane jest z nieznajomym z perłą u kapelusza.
– Słucham?
Głęboki głos dyrektora, który Piwoszewski znał od bardzo dawna, zabrzmiał w aparacie niespodziewanie głośno.
– Moje uszanowanie – wymamrotał kasjer, nie przestając zezować z stronę hallu, gdzie tkwił gość. – Moje uszanowanie, tu Piwoszewski. Jest u nas pewien pan, który prosi o spotkanie z panem dyrektorem… Nie, nie jest umówiony. Nazwisko? Nie wiem, nie przedstawił się. Mogę zapytać… Nie pytać? Jak sobie pan dyrektor życzy… Oczywiście. Tak powiem. Moje uszanowanie!
Antoni odwiesił słuchawkę i odruchowo przygładził włosy – zwykł robić tak w chwilach zdenerwowania lub niepewności. Nagle poczuł się głupio, że musi odmówić przybyszowi spotkania ze Spilskim, każąc mu przyjść jutro o tej samej porze. Obecność dziwnego człowieka w hallu działała na kasjera irytująco, lecz był to ten rodzaj pobudzenia zmysłów, z którego nie sposób zrezygnować, gdyż w jakiś tajemniczy sposób podsycał on pragnienie doznawania go wciąż na nowo. Piwoszewski przypomniał sobie chwile z dzieciństwa, kiedy to, odurzony aż do mdłości zabawą na karuzeli, rwał się z ramion matki ku migoczącym w słońcu, kręcącym się kształtom. Pragnął jeszcze raz, jeszcze jeden, jedyny raz poczuć ten dziki pęd po obwodzie okręgu, a tym razom nie byłoby końca, gdyby nie zakaz rodzicielki. Wiedziony tym samym rodzajem chorobliwego pragnienia, ruszył w kierunku nieznajomego z perłą u kapelusza.
Przybysz w skupieniu wysłuchał odpowiedzi dyrektora Spilskiego, po czym sięgnął do wewnętrznej kieszeni palta i wyjął wizytownik. Podając Piwoszewskiemu wizytówkę o kolorze kości słoniowej uśmiechnął się dziwnie. Kasjer zerknął na wypisane na kartoniku nazwisko.
„Dr n med Ludovico Porcellini” – przeczytał i zdziwił się. – Porcellini? Co to za nazwisko!”
– Dziękuje panu, przekażę dyrektorowi niezwłocznie – zapewnił Antoni, wśród uprzejmych uśmiechów odprowadzając gościa do drzwi. Skoro tylko zamknęły się za nim ciężkie odrzwia i perła z kapelusza zabłysła w słońcu po drugiej stronie ulicy, kasjer westchnął z ulgą i oparł się plecami o ścianę. Drżenie przeszło ze wzmożoną siłą przez wszystkie członki, aby w końcu ustąpić definitywnie, gdy właściciel ozdobionej wężem laseczki zniknął za rogiem kamienicy.
– Panie Piwoszewski! – huknął kierownik zmiany, chudy jak tyczka i zajadły niczym owczarek niemiecki brunet w drucianych okularach. – Proszę niezwłocznie wracać na stanowisko!
Kasjer, ściskając w ręku bilet wizytowy doktora Porcelliniego, udał się do swego okienka. Nazwisko przybysza wciąż nie dawało mu spokoju, a wspomnienie dziwnego dreszczu wzbudzało w Antonim graniczącą ze strachem pewność, że objaw ten i człowiek o włoskim imieniu mają ze sobą niezaprzeczalny związek.
Od tamtego dnia zaczęło się z kasjerem dziać coś, czego sam nie mógł przed sobą wytłumaczyć. Nie było sposobu, aby przestał myśleć o mężczyźnie z perłą u kapelusza. W końcu natręctwo przekształciło się w nakaz, który brzmiał: „Znajdź go”.
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

2
Do Domu pod Orłami wszedł pan w czarnym płaszczu.
Proponuję jednak mężczyzna, człowiek, mieszczanin/szlachcic (czy kim on tam jest), gość. Wiem, że inne czasy i stylizacja, ale “Pan zrobił cośtam” za bardzo kojarzy się z językiem kilkulatka.
Wyglądało na to, że czekał na kogoś, kto miał stawić się na umówione wcześniej spotkanie. 
Czym się z wyglądu różni ktoś czekający na kogoś, kto ma przybyć na umówione wcześniej spotkanie od kogoś czekającego na kogoś, o kim wie, że z dowolnych powodów znajdzie się w danym miejscu o danej porze?

Kasjer Antoni Piwoszewski obserwował pana w czarnym płaszczu ze swego miejsca pracy, położonego dokładnie naprzeciw stolika z magazynami. Spokój, z jakim gość kartkował właśnie „Kuriera”, wydał się pracownikowi banku nieco podejrzany. A nuż jakaś kontrola?
Kim jest narrator? Najpierw stwierdza, że facet czeka na kogoś, kto ma przybyć na umówione wcześniej spotkanie - narrator tego nie wie, ale bez wahania wnioskuje to po zachowaniu. Potem okazuje się, że narrator siedzi w głowie kasjera, który po tym samym zachowaniu i mając do dyspozycji te same informacje o dziwnym panu wnioskuje, że to kontrola. Co ciekawe, obaj narratorzy nazywają przybysza “panem” co wskazuje, że to jedna i ta sama osoba o pewnym osobistym stosunku do przybysza: nazywa go “panem”, więc czuje onieśmielenie i jest dość dziecinny, widzi świat w uproszczony, ugrzeczniony sposób. To nie są cechy narratora neutralnego, niebędącego częścią opowiadanej historii. W takim razie narrator od początku przekazywał myśli, wrażenia i obserwacje kasjera. Dlaczego zatem kasjer na przestrzeni dwóch akapitów stwierdził o przybyszu dwie różne rzeczy?
Gość odłożył gazetę i zmierzył kasjera władczym spojrzeniem, po czym wstał, zdjął kapelusz, który dotychczas miał na głowie, i położył go na artykule o sytuacji rolników we Francji. 
A na czym jeszcze mógł mieć ten kapelusz? OK, gdybyś nie napisała, że facet sekundę wcześniej wszedł do instytucji mając na sobie kapelusz można byłoby uznać, że wyrażenie “zdjął kapelusz” może dotyczyć zdejmowania go z półki/wieszaka, ale tu sprawa jest jasna.

No i tak sobie myślę - dlaczego zdjął kapelusz właśnie teraz? Jesteś pewna tego obyczaju?

Z tego, co wiem kapelusz zdejmuje się po wejściu do domu, w momencie, gdy jest się przyjętym przez gospodarza. Odpowiednikiem gospodarza jest dyrektor, z którym przybysz chce się widzieć. Powinien zdjąć kapelusz po wejściu do jego gabinetu. Ewentualnie zaraz po wejśicu do banku, ale nie w tym momencie.
Jeśli jesteś pewna obowiązujących w epoce nakazów savoir vivere, wedle których kapelusz należało zdjąć właśnie w tej chwili to OK, ale zwracam uwagę, że sprawa jest do sprawdzenia.
– Chciałbym prosić o rozmowę z dyrektorem. – Przybysz mówił cicho, lecz bardzo spokojnie. Głos miał przyjemny, nie odznaczający się niczym szczególnym tenor, jakich słyszy się tysiące w ciągu dnia.
Mieszasz zdanie z równoważnikiem.

Głos miał - jaki? - Przyjemny, nieodznaczający się niczym szczególnym.
Głos miał - jaki? - przyjemny. Nowe zdanie: Był to (nieodznaczający się niczym szczególnym) tenor, jakich słyszy się tysiące w ciągu dnia.
Głos miał - jaki? - Przyjemny, nieodznaczający się niczym szczególnym. Kończysz zdanie, zaczynasz równoważnik: Tenor, jakich słyszy się tysiące w ciągu dnia.

Zastanowiłabym się też, czy tenor u mężczyzny jest głosem przyjemnym. To już kwestia gustu, wiadomo jednak, że wiele osób drażni wysoki głos u mężczyzny.
Piwoszewski nadstawił uszu. Nieczęsto zdarzało się, aby klienci tak bezpośrednio prosili o rozmowę z dyrektorem, a już do rangi cudów zaliczyć należałoby fakt, by człowiek pierwszy raz widziany w Domu pod Orłami żądał spotkania z panem i władcą banku.
Też obyczaj do sprawdzenia. To chyba czasy, kiedy po pierwsze było dużo mniej ludzi, po drugie tylko garstka z nich stanowiła klientelę banków, a po trzecie kultura obsługi klienta była zupełnie inna. Gdzieś mi dzwoni, że taki chociażby Poirot nie miał problemów, by zobaczyć się z dyrektorem bankui to nie w sprawie morderstwa, a w sprawie problemów typowo klienckich.

Jeśli jesteś pewna, że wiesz, jakie wtedy były normy, to spróbuj tę wiedzę jakoś przemycić i przekonać czytelnika.
– W porządku. Pozwoli pan, że dowiem się, czy dyrektor jest u siebie.
Ohoho, byle kasjer klientowi banku i to takiemu, co paraduje z laseczką i w dekielku z perłą z łaską odpowiada “w porządku”?
Gość skinął głową i usiadł ponownie. Nie sięgnął jednak po gazetę, lecz trwał w bezruchu. Tak przynajmniej zdawało się kasjerowi, kiedy odchodził do położonego na drugim końcu sali telefonu. Podnosząc słuchawkę, poczuł przebiegający po plecach dreszcz. Czekał na połączenie z gabinetem Spilskiego i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że drżenie, które z kręgosłupa przeszło na kolana, a zaraz potem na ręce, związane jest z nieznajomym z perłą u kapelusza.
Troszkę zbyt zabawnie i bajkowo kasjer się boi.
- Słucham?

Głęboki głos dyrektora, który Piwoszewski znał od bardzo dawna, zabrzmiał w aparacie niespodziewanie głośno.
O proszę, dyrektor to taka szycha, że jakiś wymuskany, po pańsku noszący się i pewnie ultra ważny klient nie ma szans na dostąpienie łaski audiencji, ale pierwszy z brzegu kasjer dzwoni, a dyrektor odbiera telefon jak swoja własna sekretarka.
– Moje uszanowanie – wymamrotał kasjer, nie przestając zezować z stronę hallu, gdzie tkwił gość. – Moje uszanowanie, tu Piwoszewski. Jest u nas pewien pan, który prosi o spotkanie z panem dyrektorem… Nie, nie jest umówiony. Nazwisko? Nie wiem, nie przedstawił się.
Kasjer jest idiotą.
Mogę zapytać… Nie pytać? Jak sobie pan dyrektor życzy… Oczywiście. Tak powiem. Moje uszanowanie!
Już ustaliliśmy, że narrator siedzi w głowie kasjera. Wie, że trzęsą mu się kolana i że dreszcz łazi po karku. Dlaczego nie wie, co dyrektor odpowiedział kasjerowi? Dlaczego narrator słyszy tylko część rozmowy, którą sam odbył?
Antoni odwiesił słuchawkę i odruchowo przygładził włosy – zwykł robić tak w chwilach zdenerwowania lub niepewności. Nagle poczuł się głupio, że musi odmówić przybyszowi spotkania ze Spilskim, każąc mu przyjść jutro o tej samej porze.
Następnego dnia.
Obecność dziwnego człowieka w hallu działała na kasjera irytująco,
Sekundę wcześniej pacjent budził zaufanie.
lecz był to ten rodzaj pobudzenia zmysłów, z którego nie sposób zrezygnować, gdyż w jakiś tajemniczy sposób podsycał on pragnienie doznawania go wciąż na nowo.
Zakochał się biedak czy ki czort?
Piwoszewski przypomniał sobie chwile z dzieciństwa, kiedy to, odurzony aż do mdłości zabawą na karuzeli, rwał się z ramion matki ku migoczącym w słońcu, kręcącym się kształtom. Pragnął jeszcze raz, jeszcze jeden, jedyny raz poczuć ten dziki pęd po obwodzie okręgu, a tym razom nie byłoby końca, gdyby nie zakaz rodzicielki. Wiedziony tym samym rodzajem chorobliwego pragnienia, ruszył w kierunku nieznajomego z perłą u kapelusza.

Nie wiedziony pragnieniem, tylko miał mu powiedzieć “Nic z tego, przyjdź pan jutro”. Nie wiodło go tam niezrozumiałe zauoczenie Twoim Wolandem; to była tylko normalna czynność wynikająca z poprzednich wydarzeń.
„Dr n med Ludovico Porcellini” – przeczytał i zdziwił się. – Porcellini? Co to za nazwisko!”
A jest jakiś powód, dla którego nie przedstawił się od razu, skoro nie zamierzał ukrywać swoich personaliów?
Czy Twój bohater wie, że jest bohaterem tekstu i celem podbijania nastroju tajemnicy ma zachowywać się irracjonalnie?
Kasjer, ściskając w ręku bilet wizytowy doktora Porcelliniego, udał się do swego okienka. Nazwisko przybysza wciąż nie dawało mu spokoju, a wspomnienie dziwnego dreszczu wzbudzało w Antonim graniczącą ze strachem pewność, że objaw ten i człowiek o włoskim imieniu mają ze sobą niezaprzeczalny związek.
To już wiemy.
Od tamtego dnia zaczęło się z kasjerem dziać coś, czego sam nie mógł przed sobą wytłumaczyć. Nie było sposobu, aby przestał myśleć o mężczyźnie z perłą u kapelusza. W końcu natręctwo przekształciło się w nakaz, który brzmiał: „Znajdź go”.
Bidulek. Dobrze, że w Polsce tego typu relacje nigdy nie były penalizowane.
A tak serio - jeśli Piwoszewskiemu nie chodzi o dobranie się do węża/laseczki/czarnej perły/cylindra (wybacz, opis jest aż nazbyt tłustym żerem dla chorej głowy) pana Porcinellego to niestety jego reakcje i fascynację zdarzeniem w baku trzeba zdecydowanie opisać inaczej. Niech zaintryguje go jakiś szczegół ubioru, niech nazwisko mu się z czymś kojarzy. Takie “muszę znaleźć gościa, bo mi kolana zmiękły na jego widok” nie może się kojarzyć z tym, z czym pewnie chcesz, żeby się kojarzyło.


Ogólnie:

Powiedzmy, że główny zarys - tajemnicza wizyta i rzucenie jakiejś magicznej czy też psychologicznej klątwy na przypadkowego człowieczka, który od tej pory w dłuższej historii pewnie byłby głównym bohaterem udało się zrealizować.

Dobry opis wrażeń z karuzeli sam w sobie. Ogólnie mam wrażenie, że samo malowanie obrazów słowem wychodzi Ci bardzo dobrze.

Problem nie w tym, jak opisujesz a w tym, co opisujesz. A konkretnie na styku zdarzenia w historii - treść samej historii. Po pierwsze momentami chyba nie do końca się zastanawiasz, czy to, co opisujesz w ogóle mogłoby się przydarzyć. Po drugie można odnieść wrażenie, że za bardzo przywiązujesz się do założeń samej historii (ma być tajemniczy pan, ma być nieuzasadniony wewnętrzny nakaz szukania go) i przez to Twoi bohaterowie zachowują się dość bezmyślnie - tak, jakby specjalnie podkładali się pod zaplanowane przez Ciebie kluczowe momenty, a powinno być odwrotnie - powinnaś osnuć te kluczowe momenty na realistycznych, wiarygodnych, uzasadnionych okolicznościami ludzkich zachowaniach. Np. tutaj zupełnie nie rozumiem, dlaczego Porcinellini nie przedstawił się od razu. Jedyny powód, jaki przychodzi mi do głowy to "muszę być tajemniczy, bo jestem tajemniczą postacią". Nie wiem, dlaczego Piwoszewski wyskoczył mu na spotkanie skoro z wypowiedzi pilnowacza wynika, że nie wynikało to z zakresu jego obowiązków i Piwoszewski wręcz złamał obowiązujące zwyczaje. Jedyny powód "będę dalej ciągnąć historię, jestem głównym bohaterem, więc to właśnie ja muszę zareagować". Co Ci szkodziło napisać Piwoszewskiego, który właśnie tym się zajmuje?

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

3
MargotNoir pisze: No i tak sobie myślę - dlaczego zdjął kapelusz właśnie teraz? Jesteś pewna tego obyczaju?
Nie, nie miałam na myśli obyczaju w ogóle, tylko obyczaj tego gościa konkretnie. Dlatego też wspomniałam o kapeluszu, że zdjął go (dopiero) w tej chwili. Ale masz rację, powinnam to może bardziej wyeksponować.

Dziękuję Ci bardzo, Margot, za komentarz i trafne uwagi. :) A tak na marginesie - interpretacja o perle, mającej jakoby być celem pragnień Piwoszewskiego, wprawiła mnie w konsternację.
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

4
MargotNoir wytknęła już najważniejsze zgrzyty, więc nie będę po niej powtarzać.
Faktycznie, trzeba przyznać, że umiesz malować obrazy słowem, ale to wiem nie od dzisiaj. ;)
I to, co MargotNoir wspomniała o bohaterach, że czasem wychodzą bezmyślni, ślepo podatni impulsom, bo zaplanowałaś, że coś ma się stać, zamiast ich poprzez wydarzenia i myśli doprowadzić do takich działań... To chyba to, co nie pasowało mi czasem w Twoich tekstach, a czego nie umiałam zdefiniować.
A poza tym zgrabnie napisana scena.
„Words create sentences; sentences create paragraphs; sometimes paragraphs quicken and begin to breathe.” – Stephen King

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

5
Może Pan Piwoszewski był uczulony na perły? :D Ładnie Pani maluje, bez dwóch zdań. Czuć w opisie doktora kobiecą dłoń. Co jest i komplementem, i zarzutem. Bo szczerze wątpię czy na świecie kiedykolwiek występował mężczyzna będący w stanie zauważyć aż tyle szczegółów ubioru swojego rozmówcy.

Oftopikalnie dodam, że jestem starym, zgorzkniałym facetem, kompletnie pozbawionym poczucia humoru, jednak kiedy czytam niektóre komentarze Margot, nie umiem się powstrzymać od głośnego rechotania, co wielce niepokoją mą żonę i sąsiadów.

A...i tytuł. Bardzo mi się podoba! Może to jakiś zaczątek gorącej miłości pomiędzy kasjerem i doktorem? Czy historia hypnotyzera Porcelliniego ma, lub będzie miała, jakiś dalszy ciąg?
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

6
A może ta perła to jakiś nadajnik emitujący fale obezwładniające umysł? A doktor jest przybyszem z przyszłości? I będzie się działo ???

Pozwól, że wbiję Ci szpileczkę. Małą, zakończoną perłową główką. Żeby pasowała do Twojej historii.
Myślę, że doktor , siadając przy stoliku i wertując prasę, wybrał sobie najbardziej trudny z możliwych sposobów dostania się przed oblicze dyrektora. Na którym to spotkaniu najwyraźniej w ogóle mu nie zależało, bo dał się spławić byle kasjerowi.
Dwa. Dyrektor zachował się nadzwyczaj nieprofesjonalnie, nie okazując zainteresowania tajemniczym gościem. Bo może ów gość chciał zdeponować w banku parę walizek przedwojennych miljonów. Nie chcąc nawet poznać nazwiska człowieka proszącego o spotkanie, obraził go tak bardzo, że zdziwiłbym się, gdyby ten ktoś pojawił się nazajutrz. A co, jeśli to był jakiś kuzyn Pana Ministra Finansów? Wyobrażasz sobie taki skandal w Domu pod Orłami?

No ale... piszesz cudnie i zdania nie zmienię, żeby nie wiem co!
Żegnam z uprzejmym półukłonem. Idę pomarzyć o ozdobionej wężem laseczce :P
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

7
AndrzejQ pisze: Bo może ów gość chciał zdeponować w banku parę walizek przedwojennych miljonów. Nie chcąc nawet poznać nazwiska człowieka proszącego o spotkanie, obraził go tak bardzo, że zdziwiłbym się, gdyby ten ktoś pojawił się nazajutrz. A co, jeśli to był jakiś kuzyn Pana Ministra Finansów? Wyobrażasz sobie taki skandal w Domu pod Orłami?
Szlag, nie można komentować komentarzy. Więc nie skomentuję. :piwo:
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

8
Misieq79 pisze:Więc nie skomentuję. :piwo:
I dobrze. Bom pewnie znowu coś palnął :)Komentowanie braku konentarzy jest dozwolone?
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

9
AndrzejQ pisze:
Misieq79 pisze:Więc nie skomentuję. :piwo:
I dobrze. Bom pewnie znowu coś palnął :)Komentowanie braku konentarzy jest dozwolone?
nie jest. będziesz łamany na literackim kole tortur. :twisted:
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

10
ithi pisze: będziesz łamany na literackim kole tortur.
Ale on czy ja? I przez kogo? (się rozmarzył żem)
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

11
Wprawka wprawką ale stawianie w rządku bezdusznych wyrazów: bum, bum, słowo, słowo - to takie bezpieczne, a tak mało wnoszące coś do czegoś.
Czarna Emma pisze: Do Domu pod Orłami wszedł pan w czarnym płaszczu. Kroczył spokojnie, dla zabawy przekładając laskę to do jednej, to do drugiej ręki. Dłonie obciągnięte miał białymi rękawiczkami, a na głowie – dopasowany do palta kapelusz z niewielką perłą u okalającej nakrycie taśmy z czarnego jedwabiu. Mimo że większość okienek było wolnych, przybysz usiadł przy stoliku, na którym leżało kilka aktualnych dzienników i zaczął je przeglądać
Do domu pod Orłami wszedł pan w czarnym płaszczu. I co z tego?- wszedł, bo wszedł, nijakie nawiązanie do niczego.
Kroczył spokojnie, dla zabawy przekładając laskę to do jednej, to do drugiej ręki. - skoro kroczył, to automatycznie wybijał rytm - więc,
gdzie tu spokój? A do jakiej zabawy zapraszał - skoro emanował z niego spokój? A co wspólnego ma zabawa ze spokojem?
Co zabawnego jest w przekładaniu laski z ręki (a raczej dłoni - bo dłońmi pracował, a nie całą ręką) do ręki? Chyba mi wyobraźnia śpi, bo ja tu nic zabawnego nie widzę.
Dłonie można obciągnąć? A jak dopasowuje się kapelusz do palta? I co to znaczy "u okalającej nakrycie taśmy"? -
Bum, bum, słowo, słowo, bum bum ...
Nie żebym się czepiała - ale tego tekstu kompletnie nie czuć, ot w jakiś sposób do siebie pasujące słowa przesuwają się w linijkach - i co? I nic .. bum, bum.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

12
Kareen, AndrzejQ, Misieq79, dziękuję Wam hurtowo i bardzo serdecznie za komentarze.
gebilis, i po cóż pisać, skoro wszystko jest bum, bum? Dzięki, że zajrzałaś. :)
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

13
Czarna Emma pisze: gebilis, i po cóż pisać, skoro wszystko jest bum, bum? Dzięki, że zajrzałaś. :)
Powiem tak, piszemy po to, by coś komuś przekazać - a staramy się zrobić to tak by tekst był czytelny i miał jasny przekaz oraz trafił do jak najszerszego odbiorcy. Jeżeli zaś uważasz, że w twoim tekście jest wszystko w porządku - po prostu zignoruj moją uwagę.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

14
Gebilis, wyjaśnij proszę, na jakiej podstawie wysnuwasz aż tak daleko idące wnioski na temat stanu emocjonalnego owego mężczyzny w kapeluszu? Autorka pisze : " Kroczył spokojnie, dla zabawy przekładając laskę to do jednej, to do drugiej ręki." A Ty uważasz, że skoro kroczył, to czynił to miarowo, wybijając rytm. I diabli wzięli spokój. Ale przecież można chyba kroczyć powoli, dostojnie , emanując spokojem? Przekładanie laski pomiędzy dłońmi - a coś o tym wiem - nie musi być chyba zawsze objawem zdenerwowania, nie uważasz? Ja je odebrałem raczej jako oznakę spokojnej pewności siebie, nonszalancji. To dość jasny przekaz. Mężczyzna nie zamierza za chwilę dokonać napadu na bank i nie ma żadnego powodu do nerwowych ruchów. Tak jak czytelnik , do doszukiwania się w tej scenie rzeczy, których tam nie ma. Wybacz, jeśli napisałem niezrozumiale. Dopiero się uczę.
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

Znajdź mnie - wprawka, scenka taka sobie

15
AndrzejQ piszesz zrozumiale. Powiem tak. Można wszystko opisać, ale ważne jakich słów używasz w opisie. Przekaz musi być jasny i czytelny, o czym wspomniałam powyżej. Jeżeli piszesz list do cioci nikt się nie będzie czepiał jak piszesz. Jednak jeżeli piszesz i udostępniasz publicznie - to już inna sprawa. Tam powinny być zachowane pewne kanony, bo inaczej jest to grafomania.
Teraz tekst: człowiek emanujący spokojem nie wykonuje ekspresyjnych ruchów. Ekspresja to nie spokój. Nawet pozorny. I nie musi to też być objaw zdenerwowania. Ale pisać o spokoju, nadając sylwetce cechy, które działają pobudzająco na odbiorcę, to po prostu dwa w jednym. A powinno być albo jedno albo drugie.
Ja nie zamierzam atakować autorki, starałam się pokazać, jakie ja widzę błędy w kompozycji. Czy autorka je przemyśli, czy uzna za zbyt dużą ingerencję w swe dzieło zależy od niej. Więc obrona autorki miła rzecz, tylko czy do końca ...?
A co do mojej oceny - nie wszyscy muszą się z nią godzić.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”