JacekG pisze: Założyłem temat bo raczej mam za naiwne oklepane powtarzanie o sukcesie Harry Pottera.
Navajero pisze: Rowling w odróżnieniu od większości samowydających się autorów potrafi pisać
Zacznijmy od tego, że gdyby nie współpraca Rowling z wydawnictwem, być może o Harrym słuch by zaginął. Ona napisała, wydawca wydał. Fakt, miała ciężko, bo nie nie odkryto jej talentu od razu. Ale w końcu stanął na jej drodze człowiek, który postanowił zaryzykować i szczęśliwie mogli otworzyć szampana.
Są autorzy, którzy mogliby z powodzeniem selfować, ale po co bujać się z tym całym procesem?
Czy self debiutanta odniósł sukces? Osobiście nie znam takiego przypadku, choć roi się od reklam takich pozycji na FB, Insta, Mess.
Od pewnego czasu obserwuję różne grupy na FB, skupiające tych, dla których marzeniem jest wydanie książki. Doszedłem do kilku wniosków. Nie są odkrywcze, ale chciałbym, żeby wybrzmiały.
Po pierwsze, niecierpliwość. Jest pomysł a nawet pierwszy rozdział, szybka prezentacja, najczęściej bez korekty i wysypują się pytania, kto to może wydać.
Po drugie, próżność powiązana z onanizmem twórczym. Pisanie jest wyczerpujące i zajmuje dużo czasu a efekty potrzebne są tu i teraz. Co się dzieje, gdy po drodze, ktoś przytomny wytknie błędy? Niezłomna wiara i powielane bajki o trudnej drodze na szczyt np Rowling, powodują, że życzliwe rady lądują w szufladce troll. Spieszący z ratunkiem "wydawcy" utwierdzają autora w koncepcji płynięcia pod prąd i oferują pomoc za jakieś tam drobne parę tysięcy. Zresztą ostatnio napotkałem wpis dziewczyny, która była absolutnie przekonana o tym, że w każdym przypadku, bez względu na wydawnictwo, autor płaci za wydanie. Zastanawiała się więc, czy nie lepiej wydać samemu, skoro i tak musi zapłacić.
Nie mogę też zrozumieć, po jaką cholerę początkujący autorzy od razu rzucają się na powieść. Jeśli połączymy wymienione wyżej grzechy, w efekcie mamy e-booka, który rzadko przekracza dwieście stron.
Sumując, nabrałem przekonania, że debiut e-bookiem jest wynikiem niecierpliwości. Z jakiegoś też powodu profesjonalne wydawnictwa nadal stawiają na papier, choć e-bookami nie gardzą, ale jako dodatkiem.
Nie wydaje mi się też, by debiutant był całkowicie bez szans, nawet jeśli jego warsztat nie jest w pełni dojrzały. Są wydawnictwa gustujące w literackim disco polo, bo i taki popyt też jest.
Warto też wyzbyć się złudzeń na początku drogi, że ta nowa, debiutancka historia będzie dziełem na miarę "Lalki". Aha, no i raczej o zbiciu majątku też można zapomnieć od razu. Chyba, że planujemy przemysłowe pisanie (co kwartał nowa książka w dystrybucji).
I na koniec jeszcze jedna uwaga. Internet dał nowe narzędzia, ale trzeba o nie dbać. Popatrzcie co wyrabia Michał Gołkowski. Wszędzie go pełno. O Mrozie nie wspomnę (jak myślicie, dziewięćdziesiąt tysięcy fanów ma znaczenie dla wydawcy, czy nie?) Budowanie własnej marki i społeczności ma znaczenie.